Drapieżna kolka.
Kiedy byłem jeszcze dzieciakiem, pamiętam jak do patyka wiązałem kawałek żyłki, do której to z kolei zawiązany był robaczek. Tworzyłem dzięki temu taki bezhaczykowy zestaw na cierniki. Kilkadziesiąt metrów od mojego domu przepływała mała rzeczka, która stała się celem moich pierwszych łowów. Nigdy nie myślałem, że mieszkają tam inne ryby niż cierniki i kiełbie. Kiedy już nazbierałem kilka robaczków, siadałem nad rzeczką i polowałem jak czapla na małe cierniczki. Jak już udało mi się jakiegoś złowić, wrzucałem go do słoika wypełnionego wodą i godzinami obserwowałem rybki. Czasem nawet wrzucałem kamyki czy gałązki i oczekiwałem na budowanie przez samca gniazda. Oczywiście nigdy to się nie wydarzyło.
Kiedy kolejny raz zarzuciłem robaczka na żyłce do wody, już po kilku chwilach mały cierniczek dyndał na wędce. W tej chwili, gdy obserwowałem kolejną zdobycz, przed moimi nogami pojawił się wir. Kątem oka widziałem dorodnego pstrąga atakującego cierniczki. Kilkadziesiąt centymetrów niżej dostrzegłem dwa kolejne pstrągi czające się na łatwą, kolczastą zdobycz.
Po wielu latach ciernik wrócił w moje łaski. Tym razem nie do słoika, a do pudełka z przynętami pstrągowymi. Przyglądałem się Kwiskim Ciernikom przez dłuższy czas. Czasem, gdy lądowały do wody na moim zestawie, coś się tam na nich uwiesiło. Ale nadal był to dla mnie po prostu dobry kwisek, którego nigdy nie ceniłem wyżej od Gobio czy Foxinusa. Te były dla mnie numerem jeden. Ostatnio jednak zdarzyło się tak, że wybrałem się nad maleńką pstrągową rzeczkę. Niewielki wręcz strumyczek, który wije się przez lasy i łąki. Głębokość miejscami pozwala na przejście na drugą stronę, podciągając jedynie spodnie do kolan. Płytka woda o piaszczystym dnie z niewielką ilością miejsc, gdzie pstrągi mogą się ukryć. Rzeczka trudna, ale jedna z moich ulubionych. To tam złowiłem pierwszego pstrąga, to tam uczyłem się je łowić i obserwować.
Kolczasty tajniak
Wcześnie rano, ale nie bladym świtem, stanąłem na zakrzaczonym brzegu. Woda wyglądała dość smutno. Miejscami przelewało się dosłownie kilkanaście centymetrów wody. Rozpocząłem od 3 gramowych kogucików, którymi rzucałem w dołki za korzeniami i rynienkami pod brzegami. Potem przyszedł czas na klepanki, jednak nadal nic się nie działo. Jak zwykle zaczynałem w myślach przeklinać kłusowników, brudną albo zbyt niską wodę. Tragedia. Siadłem na brzegu i sięgnąłem po szkatułkę z pstrągowymi niespodziankami. Wszystko to wyglądało jakoś dziwnie. Gdyby nadać tej sytuacji odrobinę metafizyki, można by powiedzieć, że to było przeznaczenie. Wyciągając woblerka pewniaka, do rękawa koszuli zahaczył mi się Kwiski Ciernik. Sami wiecie jak ciężko jest uwolnić kotwiczkę właśnie z mankietu koszuli. Zajęło czasu mi to niemało czasu i w związku z tym postanowiłem już upartego ciernika zaczepić do agrafki. Przeszedłem do następnego potencjalnego miejsca. Dość wysoki brzeg, a tuż pod moimi nogami pniaczek obmywany wodą utworzył mizernej jakości kryjówkę dla pstrąga. Postanowiłem zaryzykować. Rzucam! Pierwszy rzut na mini łaszkę z wodą o głębokości 15 cm, od której było może 5 metrów dystansu. Woblerek zaczyna łukiem schodzić w kierunku koła. W tej chwili, jakiś metr od pniaka pojawia się pstrąg i energicznie wali w woblerka. Zaniemówiłem. Rybka pięknie zapięta za środkową kotwicę. Wielka agresja tkwiąca w malutkim pstrągu. Kurczę! Przypadek? Nerwowo szukam kolejnej ciemnej wody. Po drugiej stronie, kilka metrów dalej od pniaczka, widzę nie głębszą niż 50 cm wody rynienkę. Rzucam Ciernika we wlewik. Wobler lekko się zakolebał i nawet nie przepłynął pół metra. Błysk w wodzie i siedzi kolejny pstrąg. Ale jaja! Gryzą ciernika! Z lekką telepatką rąk odhaczam rybkę i łowię następnego pstrąga. Siadam na trawie i odpalając papierosa analizuję wszystko. Otwieram ponownie pudełko. Mówię sam do siebie: to nie jest możliwe, aby brały tylko na jednego woblera. Zakładam więc mojego najskuteczniejszego Kasperka, którego jestem absolutnie pewny. Pstrągi wszędzie na niego biorą. Przygotowany na „mega test” wynajduję doskonałe miejsce. Rzucam woblerem pod prąd, wzdłuż rynny, przy korzeniach. Miejsce pewne. Prowadzę woblera i przez polaroidy widzę dwa wyjścia. Najpierw trzydziestaczek, który jedynie lekko wystawił nos spod korzeni, a kilkadziesiąt centymetrów dalej ryba podobnej wielkości zdecydowanie wyjechała do wabika, ale tuż przed killerem zawróciła. Rzuciłem jeszcze kilka razy. Ponownie wyszedł ten pierwszy i na tym koniec. A wiecie, co się działo jak zakładałem Ciernika na wędkę? Prosiłem sam nie wiem kogo w myślach, aby nie wzięły, bo moja cała teoria pstrągowania legnie w gruzach. Rzuciłem idealnie. Wobler pada na sam wlew do rynny. Zakręcam korbą i w tej sekundzie mam branie. Wziął jeszcze inny. Z tego jednego dołka wyciągnąłem dwie ryby. Załamałem się. Usiadłem na trawie, odłożyłem wędkę i oczywiście, co mogłem zrobić?
Dzwonię do Cykadassa.
- Sławku, nie jest dobrze, w każdej dziurze pstrąg. Biorą doskonale. Ludzie! O co chodzi?
- Co ty gadasz? Dobrze, że biorą. Gdzie jesteś? Jaka woda?
- Sławku, biorą tylko na tą pierdzieloną kolkę. Do innych przynęt jednie są wyjścia. Na nic nie mogę złowić jak tylko na Drozdkowego Ciernika.
No i Sławek na to w swoim stylu:
- Aaaa, no to mów od razu. Wiesz z pstrągami to jest tak, że w głowach na długo im pozostaje pamięć po pokarmie okresowym. Chodzi o to, aby przynęta imitowała to, co było najłatwiejsze do pochwycenia w danym czasie. Ciernik to naturalny pokarm w takiej wodzie. To oczywiste. Kolka Roberta to świetny wobler i idealnie imituje samca ciernika w szacie godowej.
Po 2-3 godzinach zakończyłem łowienie. Udało mi się przechytrzyć kilkanaście ryb. WSZYSTKIE na kolkę. Do innych przynęt były jednie wyjścia i jeden okonek na klepankę. Wieczorem długo nad tym myślałem. Troszkę pozmieniałem nawet nastawienie do moich innych woblerowych faworytów. Klasyfikacja generalna w pierwszej przynętowej lidze została nieco zmodyfikowana.
Następnego dnia wybrałem się na dużą rzekę. Troszkę tak, aby odpocząć od krzaków i komarów, troszkę też, aby sprawdzić Ciernika w innych warunkach. Usiadłem na kamieniu i rzuciłem po pstrągowemu w poprzek nurtu. Po około 40 minutach nastąpiło lekkie puknięcie. W tubę! Spadła. Ciekawe, co się skusiło. Kilka rzutów i ponownie PUK PUK. Siedzi! Kołowrotek lekko zagwizdał i po chwili na powierzchni pojawia się przyzwoity jazik. Potem jeszcze jeden i do tego nieco większy. Znowu na Ciernika. Drapieżna kolka - dobrze kiedyś ktoś go nazwał. Na koniec dnia do kompletu do kolki przekonał się bolek. Drobny, ale waleczny.
Walka o podium
No i na koniec test, ale tym razem finalny i już po to, aby wobler wskoczył do mojej świętej trójcy najskuteczniejszych przynęt. Moja ukochana pstrągowa rzeka. Kilometry pokręconej wody. Głębokie wlewy. Powalone do wody drzewa. Doły, bystrza, przelewy. Wszystko to, co pstrągi uwielbiają. A jak one to i ja! Schodzę ze 3-4 kilometry leśną drogą w dół rzeki. Po drodze dzwonię do @jaco i opowiadam mu historię ciernika. Dyskutujemy o całej sprawie i w pewnej chwili mówię:
- Jacek, kończymy. Zobaczymy jak zweryfikuje woblerka przełowiona woda.
Kolka zdała egzamin i przekonała mnie do siebie. Kilkanaście pstrążków - fakt, że drobnych, ale to chyba normalne ostatnio w tej wodzie. Większość ryb miała między 25 a 35 cm. Wyjść cała masa. Troszkę spadów. Po drodze spotkałem dwóch spinningistów i muszkarza. Na muchę skusiło się kilka rybek, nie większych jak 15cm. Sam wędkarz określił dzień jako bardzo słaby. Spinningiści złowili łącznie 6 pstrągów, w tym jednego 38cm. Nic nie mogę innego zrobić jak zakwalifikować Kwiskiego ciernika do ścisłej czołówki. Nie jest mi łatwo detronizować czarnego Gobio, ale co zrobić, takie życie, nawet wewnątrz woblerowego pudełka.
Ale czekajcie. Ciernik wcale nie jest taki dobry. Może i jazia ładnego złowił, ale jak do tej pory łowił same małe pstrągi. Czarny Gobio Wracasz! Ale masz zawiasy. Dwie pierwsze pozycje niezagrożone.
Dzięki Robert za mega woblera.
@Remik
Przeczytaj wiecej:
Zobacz więcej:
wobler ciernik
woblery na pstrąga
przynęty spinningowe