Najlżejsze spinningowanie
Doskonale pamiętam, kiedy jeszcze kilka lat temu, z uporem maniaka starano się nas zarazić spinningowym ultralightem. Czasopisma wędkarskie oraz opasłe tomy dotyczące sztuki połowu drapieżnych ryb, ciągle przekonywały nas do stosowania delikatnych kijków i super cieniutkiej żyłeczki. Producenci sprzętu wędkarskiego proponowali nam nic nie ważące wędki i niewidzialne żyłki. Od tamtych doświadczeń minęło już sporo czasu. Oferta wędkarska znacznie zmieniła swoje oblicze, gdzie zaczynają być modne coraz to nowe techniki i triki.
Czterometrowy spinning o charakterystycznej parabolicznej akcji i żyłeczka o grubości nawet 0,12mm - takim zestawem łowił niejeden wędkarz znad wielkiej polskiej rzeki. Nie raz zastanawiali się patrząc na delikatną wędeczkę, co z tym zestawem zrobić. Sam uległem tej modzie. Przez kilka sezonów byłem przekonany, że łowienie spinningiem pozwala operować nawet najbardziej lekkim zestawem. W ten sposób łowiłem klenie, jazie, czasem bolenie czy szczupaki. Dziś jednak zastanawiam się, kto kogo łowił - ja ryby, czy ryby mnie.
Rozpocząłem wszystko od kleni łowionych na przelewach i przedłużeniach główek. Zestaw wędkarski jaki stosowałem, to typowa wędka odległościowa i bardzo cieniutka żyłka o wytrzymałości około 2,5 kg. Tak radzili przecież specjaliści. Przynęty mieściły się w papierośnicy i to nie ze względu na ich ilość, ale na wielkość. Maleńkie woblerki i blaszki w rozmiarze 0 i 00 to były moje kleniowe killery. Po pierwszych wyprawach wędkarskich byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Wabiki świetnie latały, a wędka nie gubiła ryb. Doskonale wszystko do siebie pasowało. Jednak całe to lekkie łowienie miało jedną bardzo dużą wadę. Przestałem łowić grube klenie. I nie dlatego, że nie brały. Brania były. Nawet całkiem często udawało mi się przekonać do mojego smużaka fajną rybę. Kłopot pojawiał się albo zaraz po próbie zacięcia, albo wtedy, gdy kleniowi nie bardzo chciało się w moją stronę płynąć. Prawda jest taka, że w sporym uciągu rzeki nie miałem ryby czym holować. Kij giął się po rękojeść, żyłka nie pozwalała na zatrzymanie ryby w odpowiedniej odległości, a mikrokotwiczka w końcu nie dawała rady przytrzymać sporej ryby. Finisz był bardzo przewidywalny, ale tylko z dzisiejszej perspektywy. Albo kończyło się to wszystko kilkoma niezaciętymi braniami, wczepieniem w czasie holu, albo zerwaną żyłką. Byłem wściekły. Wydane niemałe pieniądze, masa straconego czasu i do tego jeszcze dziesiątki zerwanych grubych kleni. Jak to? Przecież tak łowią specjaliści. Sam widziałem na zdjęciach długie kije i maleńkie woblerki. Co tu jest grane? Gdzie tkwi problem z tym lightem?
Co to jest ultralight?
Mianem bardzo lekkiego spinningu określane są zestawy wyjątkowo finezyjne. Niegdyś do tego rodzaju wędkowania adoptowano lekkie wędki odległościowe. Jednak wraz z rozpowszechnieniem dostępu do Internetu, na polski rynek docierało coraz to więcej specjalistycznych wędek produkowanych w USA. Wędki spinningowe sprowadzane zza oceanu charakteryzują się bardzo ciekawymi parametrami. Są to długie lub bardzo długie spinningi. Produkowane są od 2,7 do nawet 3,6m długości. Moc blanków opisana jest przez wytrzymałość linki jaką możemy do wędki stosować i najczęściej producenci podają jej górną granicę jako 3 lub 4 kilogramy. To, co jednak ultralighty charakteryzuje i wyróżnia na tle pozostałych, klasycznych spinningów, to bardzo ciepła, płynna praca, która czasem nazywana jest akcją lejącą się. Ja nazywam takie kijki, że rzucają wszystkim co cięższe od krętlika z agrafką. Ważne jest to, że blanki budowane są tak, aby ich największa moc skupiona była w dolnej części wędki. Takie rozwiązanie przy konstrukcji wędek pozwala na operowanie nawet najdrobniejszą przynętą, dając dość spory komfort podczas holowania solidnej ryby. Do tak specyficznie skonstruowanej wędki stosuje się wyjątkowo drobne przynęty. Z powodzeniem można łowić na obrotówki w rozmiarze 00, jednocentymetrowego woblerka smużaka czy najdrobniejsze nawet cykady. Żyłkę, jaką zastosujemy do lejącej się wędki, śmiało możemy określić jako przyponową. Jej grubość zwykle nie przekracza 0,14mm.
Wyjątkowe zastosowanie.
Moje doświadczenia z ultralekkim zestawem spinningowym były bardzo dziwne. Z jednej strony przeklinałem ten dziwny kijek, kiedy indziej znowu chwaliłem go pod niebiosa. Pewnie się domyślacie, że po sezonie lub dwóch, rzuciłem spinningową odległościówkę do szafy. Szybko zapomniałem o cieniźnie łowiąc kolejnego grubego klenia na klasyczny mocny spinning rzeczny. Cała sprawa nabrała odwrotnego biegu w chwili, gdy woda w mojej rzece wystąpiła z brzegów. Przyszedł dzień, że zmuszony byłem lighta przeprosić. Między wałami przeciwpowodziowymi było około metr wody. Zalane łąki, krzaki i fatalnie zmącona woda nie dawały szans na złowienie ryb. A jednak się pomyliłem. Właśnie wtedy wielkie żerowanie odbywało się w najlepsze. Ryby żerowały i to bardzo intensywnie. Objadały się robaczkami, żukami i chrabąszczami nad zalaną łąką. To była idealna pora, aby zastosować delikatny kijek i maleńkiego woblerka smużaka. Malutki woblerek imitujący żuczka z klasycznego spinnera nie poleci nam dalej jak 10 metrów, z lighta poleci znacznie, znacznie dalej. Delikatna wędeczka, finezyjna żyłka i maleńki woblerek to było to. Przy tak dobranym zestawie idealnie można rzucić nawet 2-3 gramową przynętą. W stojącej lub wolnopłynącej wodzie doskonale zacinało się i holowało nawet całkiem przyzwoite ryby. Zatem tak specyficzny zestaw został wybrany tylko i wyłącznie ze względu na bardzo niestandardowe warunki. To był strzał w dziesiątkę.
Innym razem na ultralighta łowiłem jazie, które żerowały na bardzo drobnych rybkach, w leniwie płynącej wodzie. Drobniutkie cykady z kotwiczką nr 14 czy 12 prowokowały wyjątkowo skutecznie jazia. Jednak problem polegał na tym, że przynętę należało rzucić na znaczną odległość. Ważąca 2,5g cykada odpowiednio pracowała dopiero przy żyłce 0,14mm. Maleńka kotwiczka, skuteczne zacięcie z dystansu około 25 metrów, no i oczywiście pewny hol dawał tylko bardzo lejący się kijek I znowu w łaski przyszedł lajcik o długości 3 m i mocy linki do 4kg. Innym zestawem nie dawało się skutecznie łowić. W identyczny sposób możemy wykorzystyać woblery na jazia
Podobnych sytuacji jeszcze pewnie każdemu z nas udałoby się namnożyć kilka. Znaleźlibyśmy zastosowanie dla najbardziej nawet dziwnego wędkarskiego ekwipunku. Wędkarska codzienność pokazała nam niejednokrotnie, że najlepiej nad wodą mieć co najmniej trzy wędki i do tego takie, aby nic nie ważyły, bowiem komfort cenimy ponad wszystko.
Komu lighty są potrzebne?
Stosując zasadę wykluczania łatwo dojdziemy do pewnych konkluzji. Bolenia łowić będzie nam ciężko, sandacza praktycznie nie da się zaciąć, ze szczupakiem cięższym niż 3 kilo będzie problem. Co nam zostaje? Tylko wzdręgi i jelce? Nie jest to takie proste. Zawsze podając jakiś przykład łowienia określonego gatunku ryby, znajdziemy warunki, gdzie będziemy go mogli łowić z powodzeniem nawet na bardzo delikatne zestawy. Zatem postawmy temat inaczej. Gdzie będziemy łowili na finezyjne zestawy? Co wykluczy stosowanie kijka o mocy linki do 3 kilo? Kto potrzebuje samołówki do holowania drobnej rybki? Drobniutkie przynęty, cieniutka żyłeczka i gatunki ryb, których w naszych wodach najwięcej. Kleniki kuszone na obrotówkę, okonki łowione na centymetrowego motoroila czy jazie ganiane z maleńką cykadką. Ryby ledwo wymiarowe do lighta pasują idealnie. Nie spinają się, nie trzeba ich tak naprawdę zacinać. Dzięki specyficznej wędce możemy stosować nawet bardzo cieniutką żyłeczkę, która pozwoli nam rzucić lekka przynętę na zawodniczą wręcz odległość. Kto potrzebuje delikatnego kijka? Odpowiedź jest stosunkowo prosta. Zawodnicy, czyli wędkarze którzy w możliwie krótkim czasie muszą złowić kilkanaście drobnych rybek. Ultralight to zestaw idealnie wręcz nadający się do szybkiego i pewnego łowienia ryb do kilograma wagi. Lighty też bardzo przydadzą się do łowienia w niestandardowych warunkach. O zalanej łące mówiliśmy, o małych przynętach, które rzucić trzeba na 40 metrów też. Długi i miękki kij ma wiele różnych zastosowań. Ja chętnie wykorzystuję taki bacik do rekreacyjnego łowienia okonków, lubię łowić też na drobne gumki szczupaki. Płytkie kamieniste opaski, gdzie wieczorami jazie urządzają sobie wielką stołówkę, to również miejsce, gdzie mikrowoblerkiem będzie najlepiej i najłatwiej operować lejącym się kijkiem. Powiem więcej, lightem łowię też na spinningową przepływankę. Stosuję wtedy małe gumki, koguciki, jigi czy nawet wahadełka. Prowadząc tego rodzaju przynętę w rynnie oddalonej kilka metrów od brzegu, nie będziemy praktycznie stosowali kołowrotka. Rzuty wykonujemy tylko na dwie długości wędki. To wspaniała zabawa a zacięta na kogucika nawet kilowa brzana potrafi nam zagwarantować emocje niczym oceaniczna ryba z wyprawy big fish.
Kiedy na całość popatrzymy nieco z boku i zastanowimy się po co standardowemu wędkarzowi tak bardzo finezyjny zestaw, to na myśl nasuwają się jedynie pomysły związane z nasza wędkarską próżnością i chęcią zdobycia doświadczenia kolejnej, nowej dla nas techniki łowienia. Z drugiej strony możemy śmiało powiedzieć, że zastosowanie delikatnych zestawów wynika ze specjalizacji w połowie ryb w bardzo określonych warunkach. Zestawy w wersji light to rozwiązania z jednej strony dla specjalistów, którzy w ciągłej pogoni za zawodniczymi punktami nie mogą sobie pozwolić na choć jeden nieudany hol, z drugiej zaś strony finezyjne zestawy to narzędzia dla wędkarzy, którzy nie mogą sobie pozwolić na choć kilkudniowe przerwy w dostarczaniu dawki adrenaliny płynącej z kolejnej nowej myśli czy sposobu łowienia. No tak! Bo jak tu poradzić sobie, gdy rzeka wyleje a jazie jedzą w najlepsze tylko maleńkie woblerki prowadzone na żyłce 0,12mm. Takiej okazji nie przepuści żaden prawdziwy rzeczny myśliwy.
Autor: Remigiusz Kopiej
foto: autor, Jacek Karczmarczyk, Michał Barabasz
SKOMENTUJ TEN ARTYKUŁ NA FORUM
przeczytaj więcej o:
jakie wybrac przynęty
opowiadanie wędkarskie
szczupak na lekko
jak łowić na drop shot
co to jest przebłyszczenie
zobacz też:
mikrojigi
streamery
małe koguty, puchowce
smużaki, mini woblerki
błystki obrotowe