Oceaniczne łowy.
Za oknem zimno. Śnieg, wiatr, mróz. Jak to mówią psia pogoda. Są tacy, którzy to kochają. Wiercą wtedy dziury w lodzie i śmigają przynętami nad dnem, inni jadą na pomorze i walczą z ostatnimi trociami. Jest coś w zimowym łowieniu. Czasem nawet samo łowienie schodzi na drugi plan, bo zima też bywa piękna.
Ja zaplanowałem troszkę nieszablonowe rozpoczęcie sezonu. Strasznie od kilku lat korci mnie łowienie w wielkiej wodzie. Przyznam, że to dziwne, bo wody stojącej nie lubię. Wydaje mi się jakaś stała, stabilna, martwa. Ocean to, co innego. Wielka i żywa woda. Ciągła, nieustająca walka ze skałami. Wielka głębia i tajemnica. Postanowiłem kolejny raz odkryć choć promil okryty milczeniem.
Nie będę pisał o wielkich łowach Big Fish. Powodem do tego, aby napisać o oceanicznym wędkowaniu jest tylko to, że podczas moich przygotowań sporo czasu poświęciłem na przeszukiwanie Internetu. Zależało mi na poczytaniu czegoś pt. Jak łowić w oceanie? Na co łowić w oceanie? Jakie ryby? Nie znalazłem nic ciekawego. Jakieś krótkie informacje o łowieniu w Adriatyku, coś o wakacyjnym grillowaniu nad brzegiem ciepłego morza. Nic wędkarskiego. Nic konkretnego.
Zatem jeśli ktoś ma w planach połowić w wielkiej wodzie Zapraszam do analizy moich spostrzeżeń.
Łowisko. Wybrałem się na Maderę. Miałem kilka dni na wędkowanie. Postanowiłem zatem zaplanować taktykę. Pierwszy dzień to test. Sprawdziłem możliwości „łowieckie”. I tu uwaga. Brzegi na maderze są bardzo trudno dostępne. Zejście do miejsca, gdzie można połowić zajmowało mi czasem 60 minut. Najczęściej po stromych zboczach. Większość brzegu Madery jest dla wędkarzy niedostępna. Zdecydowanie przeważają urwiska skalne sięgające nawet 500 metrów. Bardziej przystępne są okolice portów. Zawsze znajdziemy tam jakiś zakątek, gdzie będziemy mogli spokojnie połowić. Ale uwaga - w samych portach łowić nie wolno.
Woda kryształ. Głębokość tuż przy skałach sięga kilku metrów. Zaraz potem zaczyna się spadek. Często głębokość sięga kilkudziesięciu metrów w zasięgu rzutu wędką. Dodatkowa sprawa to ogromna ilość zaczepów. Skały wulkaniczne, głazy, nasypane otoczaki. To wszystko tworzy trudne warunki do łowienia. Ale zgodnie ze znaną nam wszystkim zasadą, gdzie patyki tam wyniki, jestem zdeterminowany i nastawiony pozytywnie. Tu można jedynie patyki zmienić na kamyki.
Zestaw. Zacząć należy od mocnego kołowrotka, koniecznie odpornego na słoną wodę. Plecionka będzie idealna, bo łowili będziemy z dużej odległości - do tego 2 metrowy odcinek fluocarbonu, bo skały są ostre. Warto też zainwestować w wędkę morską. W zeszłym roku za namową kolegi kupiłem zestaw, który miał mi posłużyć przez jedną 2-tygodniową wyprawę nad bardzo słoną wodę. Kupiłem wtedy taniutki kołowrotek i tanią wędkę. Kołowrotek był sprawny przez dwa dni łowienia. Trzeciego się zatrzymał. Na wędce po 2 tygodniach pojawiły się znaczne popękania lakieru a przy omotkach lakier odpadał, przelotki pokryła rdza. Zatem jeśli ktoś planuje połowić kilka razy proponuję kupić kijek morski.
Nauczony doświadczeniami z poprzedniej wyprawy tym razem zdecydowałem się na travelek St.Croix TIS76HF3 i do tego Penn Slammer z Power Srike 20lb.
Wędkowanie. Zacząłem od podglądania miejscowych. Wszyscy stosują typowe teleskopowe kije z dużymi spławikami lub wielką gałką ołowiu. Żyłka bardzo gruba, nawet 0,50mm i do końca uwiązane 2 do 6 haczyków. Jako przynęty stosowane są najczęściej krewetki i kałamarnice. Pierwszego dnia widziałem niesamowitą sprawę, a mianowicie ekspresowe łowienie dorad. Pierwszy raz obserwowałem targanie kilku dorad na jednym zestawie. Wędkarz w ciągu kilku godzin łowienia potrafił złowić kilkanaście kilogramów tej smacznej rybki. Ja jednak twardo postanowiłem łowić na spinning. Zabrałem ze sobą ciężkie koguty, cykady woblery i gumy. Doboru dokonywałem tak, aby mieć przynęty ciężkie, ale jednocześnie niewielkie. Miałem oczywiście kilka dużych woblerów, które zabrałem trochę na wszelkie wypadek. Jako tajną broń pozyskałem zestaw imitacji krewetek i innych wodnych robaków w postaci muszek i streamerów.
Przepiękna krystaliczna woda. Przy brzegu pływające niewielkie ryby, gdzieniegdzie jakieś drapieżniki ganiające drobnicę tuż przy skałach. No...Myślę sobie, ale zaraz wam polski spinningista pokaże łowienie. Oj.. Będzie się działo. Na pierwszy ogień poszedł mój tradycyjny zestaw morski, czyli mały pilkerek a przed nim dowiązana imitacja krewetki na bocznym troku. Pierwszy rzut. Machnąłem jakieś 25 metrów. Odpaliłem papierosa i po pierwszym zaciągnięciu stwierdziłem, że pilker (50g) właśnie opadł na dno. O kurcze, ale głęboko. Tak na oko było ponad 30 metrów. Ludzie, myślę sobie... Jak tu łowić? Kilkanaście minut bezowocnie rzucałem tym zestawem. Słabo – bez brań. Zmiana na cykadę. To samo. Koguty, którymi rzucałem przy samych skałach. Nic. Nie jest dobrze. Jest tragicznie. Zmiany przynęt, miejsc łowienia, sposobów prowadzenia nie przynosiły oczekiwanych, oceanicznych efektów. Postanowiłem podpatrywać miejscowych. To bardzo dużo mi dało. Dowiedziałem się ze łowić należy w trakcie odpływów. To najlepszy czas żerowania ryb. Następna sprawa to miejsca gdzie łowimy. Oczywiście skały to najłatwiejsze miejscówki. Warto według Maderczyków łowić też na otwartej wodzie, jednak łowić należy tam, gdzie grupuje się ryba. Ale skąd ja to mam wiedzieć. Jak sprawdzić gdzie te ryby są? Dobra od jutra zaczynam od nowa. Postanowiłem mocniej przyłożyć się do łowienia na przynęty, które upodabniają się do naturalnego pokarmu ryb żyjących w oceanie.
Zakładam znowu krewetki. Starałem się prowadzić je na różne sposoby. Delikatnie szurać po dnie, podszarpywać. Wymyśliłem chyba wszystko. Totalna klapa. Zwróciłem jednak uwagę na to, że gdy podciągałem zestaw do brzegu za przynętą bardzo często podpływało nawet kilka rybek. Za nimi podpływały większe. No mówię... Mam was. Zakładam szybko małą 5g cykadę w kolorze srebrnym. Wygląda dziwnie na lince do 20Lb i wędce 2oz, ale co tam. Pierwszy rzut. Opad, poderwanie, opad poderwanie. Nic. Ściągam szybko i nagle puk i siedzi. Maleńka kolorowa rybka na Cykadzie Sławka. W ten sposób złowiłem kilka rybek, które wyglądały coś jak nasze okonie z tym, że były czerwone. Zmieniam cykadę na większą. Słabo jedna jakaś zielono-niebieska. W ten sposób trafiłem, co kolorowym rybkom się podoba. Drobna migotliwa akcja plus srebrny lub biały kolor. To jednak nie jest to. Wracam do hotelu. Myślę, o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego oni łowią a ja nie. Do jasnej cholery, nie mogę się poddać. Ratujmy honor polskiego wędkarza.
Dzień próby ostatecznej. Rozkładam na skałach dwa pudełka z przynętami i mówię tak: po kolei wszystkie przynęty po 3 rzuty. Jedziemy, muchy, cykady, koguty. Tradycyjne woblery. NIC. Wobler boleniowy, tradycyjny odrzański ołówek. Drugi rzut wolne prowadzenie 2 może trzy metry pod powierzchnią i łup siedzi. Oj aż miło. Nawet Slammer zagrał. Wyciągam coś dziwnego, srebrnego. Pierwsza normalna rybka. Kolejne rzuty boleniówką i nic. Zakładam naszego polskiego ripperka. Pierwszy rzut i jest. Rybka coś na podobieństwo mętusa z paszczą sandacza. Drugi rzut siedzi. No... Zaczęło się - łowiłem w ten sposób do chwili, gdy jakaś paskuda przecięła mi fluocarbon. Wiążę następnego ripperka. I zaczyna się od nowa, co 2-3 rzuty mam rybę. Małe coś koło 35-45cm, ale pewnie sami wiecie jak cieszyły. Kluczem do sukcesu były ripperki perłowe lub białe z czarnym grzbietem. Prawdopodobnie chodziło o maksymalne upodobnienie przynęty do naturalnego pokarmu. Skuteczność zwiększało też posmarowanie przynęty atraktorem zapachowym.
Oceanarium w warunkach naturalnych. Podczas wędkowania przeżyłem historię, której życzę wszystkim wędkarzom. Poznałem Maderczyka, który polował na ośmiornice. Nurkował z czymś w rodzaju osęki i poławiał smakołyki sprzedawane w pobliskich restauracjach. Udało mi się jakoś z nim porozumieć i łowiłem w sytuacji, gdy mój towarzysz obserwował cale środowisko pod powierzchnią wody. I to powinno nam powiedzieć wiele.
- Bardzo istotną sprawą jest kolor stosowanej przynęty. Ripperek o łagodnej, migotliwej pracy wabił ryby zawsze pod warunkiem, że był biały lub perłowy. Wielkość nie odgrywała znaczącej roli dla ilości brań. Było jednak tak, że małego rippera atakowała mała ryba, dużego większą. Ten sam ripper w kolorach u nas sprawdzonych i skutecznych, jak motorki, brązowe i inne brudasy, nie wywoływały zainteresowania ryb podczas normalnego prowadzenia. Jedynie w chwili, gdy guma opadała na dno kilka ryb nagle kierowało się w stronę przynęty. Nie było jednak brań. Wabiki fluo, różowe, itp. wręcz odstraszały gatunki, które znajdowały się w niedalekiej odległości.
- Praca. Wszelkie przynęty charakteryzujące się zdecydowaną, mocną pracą były ignorowane. Skuteczne były przynęty boleniowe, czyli te, które pracują bardzo leniwie i oszczędnie.
- Sposób prowadzenia. Sandaczowe prowadzenie gumy było wręcz stratą czasu. Praktycznie większość brań następowało w dryfie przynęty przy bardzo powolnym prowadzeniu.
Poławiacz owoców morza opowiadał mi o metrowych rybach, które totalnie ignorowały mnie i moje przynęty. Podawane im wielkie, ciężkie woblery powodowały paniczną ucieczkę drapieżników. Mówił mi też o wielu rybach, które obserwowały moje wabiki, odprowadzały je po kilka metrów, jednak brania następowały bardzo sporadycznie.
Wędkowanie w oceanie było dla mnie ogromną szkołą wędkowania. Powiedziałbym nawet lekcją ichtiologii. Dowiedziałem się o rybach znacznie więcej niż z wielu publikacji, które do tej pory czytałem. Wszystkim polecam taką wyprawę. To świetna sprawa, fantastyczne wędkowanie i nauka, którą wykorzystamy w naszej wodzie.
Ahoj
Remigiusz Kopiej
Corona Fishing.pl
Przeczytaj więcej:
Dwudniowa wyprawa wędkarska - spływ rzeką
Łowienie w Atlantyku - Irlandia
Wody w Finlandii
Rzeki Walii