Nie jesteś zalogowany/-a ZALOGUJ SIĘ lub ZAREJESTRUJ SIĘ
Jesteś tutaj: Corona-Fishing > Artykuły > Seazon pstrągowy Szuszkiewicza
2008-11-15

Seazon pstrągowy Szuszkiewicza

Co za okropny rok… Jak koszmarny sen.  To na pewno najgorszy sezon w życiu. Przekonałem się na własnej skórze, co znaczy w obecnych czasach lekceważenie tej ryby. Już mi się wydawało, że mogę ją łowić z zamkniętymi oczami, a tu taki zimny prysznic…Dla mnie sezon 2008 to kompletna porażka i powód do zupełnej zmiany taktyki i powrotu do starych i jakby już trochę zapomnianych reguł. Muszę na nowo podejść do łowienia z bezczelną premedytacją i egoizmem.


Seazon pstrągowy Szuszkiewicza

Przegapiłem w tym roku zmianę warunków zewnętrznych i nie brałem pod uwagę wielu czynników, które w poprzednich latach występowały jedynie sporadycznie tj. nagminnie już niskich stanów wód i najazdu na „moje” rzeki tzw. wodniaków. Z powodu tych dwóch, bardzo istotnych czynników, które do tego jeszcze się zdublowały - pory łowienia bardzo się skróciły i niestety.., wczesny poranek i późny wieczór stały się najlepszym czasem połowu w tej porze roku, którą najbardziej lubię tj. w lecie. Poza tym Kwisa została „napadnięta” przez bobry, wydry i kormorany - a to także musi się przenieść na zachowania innych zwierząt, w tym ryb szczególnie…

Zaglądam do rejestru połowów i co widzę? Z trzydzieści wypadów i do tego niektóre tylko kilkugodzinne. Ile razy z prawie pustym pudełkiem dałem się namówić na tzw. krótki rekonesans… Mówią: szewc bez butów chodzi - tak, to prawdziwe, bardzo często praktycznie sprawdzające się powiedzenie… Wszyscy, robiący przynęty spinningowe na tzw. „ogólnie dostępny użytek” doskonale wiedzą o co chodzi. A ile razy w środku lata i dnia - wespół z dwoma, trzema innymi „wariatami” próbowałem „szczęścia”? Polowanie z nagonką? Przecież mnie maluchy nie interesują, a więc to wszystko było zupełnie bez sensu…Gdzie te czasy, gdy wychodziłem z Borów Dolnośląskich po tygodniu  tylko dlatego, bo mdlił mnie już smród ruskich kufajek i onuc w  bunkrach i ziemiankach, w których często musiałem nocować i jedynym, ale zarazem wielkim pragnieniem, które pchało mnie w stronę domu był zapach ciepłego kobiecego ciała? No, i ciepłych ruskich pierogów, przy których natychmiast zapominałem o tych onucach…Postarzałem się…Po czterech piwach za dużo gadam i zachowuję się tak, jakbym jutro miał umrzeć.
 


Seazon pstrągowy Szuszkiewicza
Seazon pstrągowy Szuszkiewicza

Muszę się odmłodzić, zrobię sobie face lifting i wrócę do starych, ale wiecznie świętych zasad łowców pstrągów potokowych – żadnych kumpli; ani cienia litości; kto pierwszy, ten lepszy; nie rozdawać super-łownych przynęt; nie być uprzejmy i nie puszczać nikogo przed siebie…To nie wojna, w której z przodu puszcza się młodych napitych samobójców lub łowców orderów – w łowieniu pstrągów z przodu idzie kadra. Tu nie potrzeba bohaterów-wygrywa przemyślna i zarazem cwaniacka strategia. Niestety, takie czasy – nad pstrągowymi rzekami zrobiło się tłoczno i do tego te kajaki…Jak nie Czesi, to Niemcy…Chyba rozpętam trzecią wojnę światową, bo jak kocham moją mamę, zacznę do tych ich gumowych łajb strzelać z wiatrówki…Ponton – łódź odrzutowa.

Podam przykład: Połowa sierpnia. Dostrzegłem oczkującego sześćdzięsiątaka – niezwykła to rzadkość i jednocześnie radość w tych czasach. Schodzę niżej i w zwężeniu koryta sitkiem łapię wszystko, co niesie woda. Po tych „oględzinach” dochodzę do wniosku, że mam spore szanse. Wiem jednak, że z tego brzegu, na którym jestem nie dam rady skutecznie go podejść. Decyduję się na kilometrowy, karkołomny, bo pełen gęstej roślinności powrót do płytszego miejsca, w którym mogę przejść na drugą stronę rzeki i równie karkołomny powrót do „miejsca przeznaczenia”. Dosłownie „w locie” zmieniam żyłkę na grubszą, idąc i potykając się przepycham ją przez przelotki i wiążę agrafkę. Ten pośpiech ma kilka uzasadnień, ale wspomnę tylko o jednym: w oddali, na polu dostrzegłem „czający” się ciągnik. Jeśli podjedzie zbyt blisko, będzie „pozamiatane”…Wreszcie jestem na miejscu. Serce bije jakby oszalało i z trudem łapię oddech. Aby udrożnić drogi oddechowe zapalam papierosa.  Jest! Znów się „wychylił”. W takich chwilach czuję się, jakbym był w raju i siedział „po lewicy”… Zakładam przynętę, która jest ciut za lekka do grub. żyłki, a więc muszę dojść do ryby na maksymalną odległość. Powolutku, spokojnie idę pod prąd. Jest o’key, czuję to. Słońce w korzystnym miejscu, deko trącona woda, ciągnik, pług i traktorzysta  daleko, pstrąg musi być mój… Już bez fajki w zębach ćwiczę oddech, luzuję i napinam mięśnie, po prostu mam taki sposób koncentracji. Serce znów zaczyna walić, ale to już ten bardzo przyjemny rytm. Tamten to disco – polo, a ten to conajmniej Santana. I jestem na miejscu, pewnie ustawiam się w nurcie i automatycznie w wyobraźni tworzy się obraz najbliższej przyszłości: zejdzie niżej z prądem, ale tam jest , choć głęboko - bez zaczepów; tu z prawej wygodne miejsce do wyślizgu… I nagle, w momencie, gdy już mam zamiar wykonać rzut widzę wielką falę, która jak tsunami przewala się przez stanowisko oczkującego pstrągala i zza zakrętu wyłania się upiór, jak jakiś duch z mlecznej mgły w środku listopadowej nocy, wielki ponton pełen tzw. wodniaków. Tak jakby człowiekowi nagle z sufitu wpadła do łóżka brudna, wysmarowana wiadomo czym świnia. Stoję skamieniały jak Lenin na pomniku, a oni rzecz jasna grzecznie „Guten Tag” wszyscy razem i każdy z osobna… Błyskawicznie, chrapliwie suchym językiem i równie suchymi ustami wydzieram się „Hitler kaput! Arbeit macht frei!”. Oczywiście patrzą na mnie jak na jakiegoś wariata, do tego wariata – szowinistę…
 


Seazon pstrągowy Szuszkiewicza
Seazon pstrągowy Szuszkiewicza

Później, po iluś tam minutach siedzę sobie już uspokojony na brzegu, zajadam kanapkę i śmieję się sam do siebie… Może rzeczywiście jestem „szurnięty”? To przecież jaja, normalne jaja... Wędkarza zrozumie tylko i wyłącznie inny wędkarz. Chociaż i to niepewne… Muszę się po prostu przystosować i zapomnieć o tych czasach, gdy całymi dniami, a i niejednokrotnie tygodniami szedłem brzegiem Kwisy, Bobru, Nysy Kłodzkiej, czy Łużyckiej i jedynymi stworzeniami, które spotykałem po drodze były dziki, sarny, czasem łosie… W tym roku największym pstrągiem potokowym jakiego złowiłem był „okaz” mierzący około 55cm. Do niespełnionych marzeń mogę sobie zaliczyć trzy „chyba” sześcdzięsiątaki, których mi spadły pod nogami, bo nie miałem miejsca do „wyślizgu”. Jedynym moim usprawiedliwieniem jest fakt nieużywania podbieraka, ale dobrze wiem, że to samo-usprawiedliwianie jest fałszywe i wynika z samozachowawczego instynktu zawiedzionej ambicji i poczucia wysokiej własnej wartości. W prawdziwym życiu prawdziwy mężczyzna nie może szukać żadnego usprawiedliwiania swoich porażek - bo w prawdziwym życiu liczą się tylko fakty, a one zawsze są takie, jakie „po prostu są”.

Na drugi rok zmienię taktykę i wrócę z tych wszystkich kwartetów, trio do swoich ulubionych duetów i solówek. Koniec żartów, bo łowienie ryb jest dla mnie naprawdę „w tej chwili” najważniejszą sprawą w życiu (inni, a przede wszystkim INNE mówią, że było ZAWSZE) i nie będę się już stresował niepotrzebnie, bo podobno bardzo to mi szkodzi… Tak mówi mój lekarz rodzinny. Tak mówi matka, żona i bracia. Tak mówią sąsiedzi… Więc z prostego rachunku matematycznego tego społecznego mini-referendum wynika, że ja – wędkarz, aby bezstresowo realizować swoje marzenia powinienem na nowo się od – społecznic i więcej  uwagi poświecić sobie, bo  tyranie w czynie społecznym na wyniki innych tak naprawdę do niczego dobrego nie prowadzi. I tak nikt się nie przyzna, ile mi zawdzięcza i nie doceni mojego poświęcenia. Następny przykład: dałem w tym sezonie pewnemu „jegomościowi”  jeden z moich ulubionych woblerów, na którego w ostatnich pięciu latach złowiłem naprawdę dużo konkretnych pstrągów. Był ustawiony na prawy brzeg pod prąd… I co? Zerwał go jeszcze w tym samym dniu, choć mówiłem, kiedy należy na niego łowić… Doczekałem się jeszcze krytyki, że za bardzo „uciekał” w brzeg… Kiedy wspomniałem o ustawieniu oczka, otrzymałem w zamian filozoficzną rozprawę na temat ustawiania woblerów. Czy muszę być grzeczny i słuchać takich ludzi? Po co tracić czas, jak wiem, że  nikt mnie niczego nie nauczy i wszystko, co ważne sam odkrywam? Ilu próbowałem uczyć „normalnego” i uczciwego podejścia do pstrągowania i co? Wrócili do swoich nauczycieli z prasy i z powrotem komplet trzydziestaków jest ich marzeniem, a chudy i bezbronny styczniowy kelt wydarzeniem na miarę pierwszego stosunku… Muszę się odmłodzić… Muszę. Zaraz zadzwonię do „baby” z pytaniem, gdzie robią te „liftingi”…2008 – to był mecz wyjazdowy. 2009 – rewanż na własnym podwórku już w pełnym składzie i w normalnej formie... Jak już wspomniałem -  koniec żartów. I żaden „fryzjer” tego meczu nie ustawi Kropka
Ps. Mam kilka zdjęć tegorocznych pstrągów. Te ciekawsze zamieszczam. Robię czasem zdjęcia rybom, ale tylko tym, które już nie żyją.

Sławek Szuszkiewicz

Przeczytaj więcej:

Pstrągowy zawrót głowy
Skuteczna przynęta na pstrąga
Pstrągi - nowe metody łowienia
Zemsta na pstrągach

 

 


Zgłoszenie nadużycia
Temat zgłoszenia
Opis problemu:


Zgłoś nadużycie

Udostępnij ten artykuł:
Facebook Google Bookmarks Twitter LinkedIn

Oceń artykuł
koronka1koronka2koronka3koronka4koronka5

polecane dla Ciebie

Artykuły

rzeka odra boleń
rzeka odra boleń
Pierwsze kroki w wędkarstwie: moja droga do pasji Moje pierwsze kroki w wędkarstwie stawiałem, jeżdżąc z dziadkiem lub tatą nad Odrę oraz na rozlewiska Odry, zwane kanałami – przepiękne miejsca pełne przygód. Z dziadkiem często ...
duże okonie na spinning
duże okonie na spinning
Dziś przyzwoite okonie widzimy najczęściej przeglądając foldery czy katalogi reklamujące wędkarskie wyjazdy do Skandynawii. Nasze rodzime okonki łowione są najczęściej na mikro gumki uwieszone na bocznym troczku. Najczęściej też te ...
Małe a jednak tajne...
Małe a jednak tajne...
Kiedyś przeczytałem w jakimś piśmie wędkarskim,że każdy "pstrągarz" powinien mieć swoją tajną rzeczkę. Pomyślałem sobie, że takich rzeczek w Polsce musiałoby być tysiące, i szybko zapomniałem o tym artykule. Dla mnie od ...
Kilka dni z życia szaleńca.
Kilka dni z życia szaleńca.
Wędkarstwo jest moim całym życiem – tak, to ono płynie w moich żyłach wraz z hemoglobiną i jest zapisane w moim DNA. Pochłonęło mnie nagle i dogłębnie gdy miałem kilka lat. Często żyjąc na krawędzi, w ciągłej pogoni za ...
„Taktyka to podstawa…” , czyli o spławikowych zawodach wędkarskich.
„Taktyka to podstawa…” , czyli o spławikowych zawodach wędkarskich.
Corona - Fishing 08-2008, Rozmawiamy z Panem Pawłem, czynnym zawodnikiem biorącym udział w spławikowych zawodach wędkarskich. O początkach, przygotowaniach, taktyce, sportowej rywalizacji, szkoleniu młodzieży… Zapraszamy do lektury. ...
łowienie w czasie powodzi
łowienie w czasie powodzi
Wczesna wiosna to okres, kiedy spinningista ma pewien problem, polegający na małej dostępności poszczególnych gatunków tym ryb. Z jednej strony mamy typowe drapieżniki, które będziemy mogli tropić za miesiąc lub dwa, a z ...
mała cykada
mała cykada
Kolory w świecie przyrody pełnią bardzo ważne funkcje. Tam, gdzie nie można porozumieć się za pomocą słów, natura stworzyła inny system informacji. Tutaj barwy, zapachy, dźwięki i ruch, są tym samym dla zwierząt, czym dla nas ...
szczupaki w szwecji
szczupaki w szwecji
Ech, jak to dobrze, że mamy tam tak niedaleko. „Żabi” skok przez Bałtyk i oto trafiamy do innej, wędkarskiej rzeczywistości. Jezioro za jeziorem, rzeka goni rzekę. Do tego cudowne szkiery, czyli przybrzeżne morskie zatoki z ...
15 lat na rynku
Raty 0% PayU PayPo
0.21 s