Pstrąg na duże przynęty
Kiedyś przeczytałem słowa znanego łowcy pstrągów mówiące, że kolor, wielkość i akcja przynęty, którą mamy łowić pstrąga potokowego, nie ma znaczenia. Było to ładnych parę lat temu, a do dziś przed oczyma mam ów zapis z popularnej ksiązki dla adeptów spinningu. Kurczę, o co tu chodzi? Czy w czasach, gdy ja machałem nogami w pieluchach, pstrągów było aż tak wiele, że przynęta nie miała znaczenia?
Ponoć tak. O takim stanie rzeczy zapewniają moi pstrągowi nauczyciele. Ja tylko z opowiadań wiem, że na wielu rzekach pstrągowych wystarczyło mieć obrotówkę nr 3 lub „jakiegoś” woblera, jeśli szczęśliwcy udało się takowego zdobyć. Jak mówią doświadczeni pstrągarze, ryby brały na wszystko i to niemal z każdej dziury.
Tytułem pstrągowej natury.
Moim marzeniem od wielu lat było choć raz połowić w dzikiej i nienaruszonej rzece, gdzie pstrągi nie są kłusowanie, wyjadane i niszczone bez opamiętania. Dopiąłem swego i stanąłem na brzegu rzeki, gdzie ryba nie poznała człowieka. Moim wielkim pragnieniem było wszystko to sprawdzić. Chciałem wiedzieć jak pstrąg zareaguje na określone modele przynęt, jak ważny jest dla niego kolor, jaką rolę odgrywa akcja. Bardzo ważna była dla mnie wspomniana wyprawa nad dziką i wyjątkowo rybna rzekę pstrągową. W wodzie, gdzie na jednym metrze widziałem kilka ryb, przynęta odgrywała wielkie znacznie. Z ogromnym zdziwieniem stwierdziłem, że pstrągi ignorowały małe wabiki i te o drobnej akcji. Skuteczne były duże obrotówki na pstrąga i wahadłówki, ale hitem okazały się wielkie (jak na pstrąga) woblery. Duże ryby nie przepuściły woblerkowi 10-14cm, malowanemu na pstrąga potokowego. Piekielnie istotne było samo malowanie. Musiało ono wiernie naśladować ryby zamieszkujące tę górską rzekę. To doświadczenie kolejny raz utwierdziło mnie w przekonaniu, jak bardzo istotna jest przynęta. Jakie znaczenie mają jej najdrobniejsze detale. Tu bezwzględną rolę odgrywała konkurencja pokarmowa oraz dostępność praktycznie jedynego pokarmu. Duże pstrągi były zajadłymi kanibalami, które pasły się na swoich tłuściutkich kolegach.
Pstrąg to ryba bardzo pokarana przez naturę. Żyje w płytkiej i zimnej wodzie, często bardzo ubogiej w pokarm. Ze względu na te podstawowe założenia została zmuszona do bezgranicznego wykorzystywania warunków w trakcie żerowania. W życiu pstrąga ważne są każde najdrobniejsze zmiany, które w danej chwili obdarują drapieżnika pokarmem. W ciągu roku takich okresów jest masa. Są żaby, które w wodzie lub jej pobliżu pojawiają się kilka razy w ciągu roku. Są rójki owadów, tarła ryb. Wszystkie te stany rzeczy występują naprzemiennie. Świadomy wędkarz doskonale wie, kiedy zastosować ten jedyny, określony rodzaj przynęty. Bowiem odpowiednia selekcja przynęty daje nam szansę na nieprzypadkowe oszukanie prawdziwego lorbasa.
Zimowe Big Game.
Największą trudność w pozyskiwaniu pokarmu przynosi początek roku. Mroźna zima niemal zatrzymuje rozwój podwodnego świata, a przez to drapieżniki zostały zmuszone do poszukiwania najbardziej dostępnego pokarmu. Dodatkowym czynnikiem wpływającym na konieczność szybkiego uzupełnienia kalorii jest burzliwe tarło, które bardzo męczy ryby. W styczniu czy w lutym pstrąg potokowy w dużej mierze poluje na ryby. Jest typowym drapieżnikiem, czającym się w bardzo specyficznych miejscach. Dlatego właśnie w tym okresie moje pstrągowanie przypomina nieco łowienie szczupaków czy sandaczy.
Podstawowym zestawem na tego rodzaju wędkowanie jest mocna żyłka. Tutaj w moim rozumieniu najlepszym rozwiązaniem jest linka o grubości około 0,24-0,26, przeciągnięta przez kij stosunkowo mocny, bo nie przeholujemy jeśli zabierzemy ze sobą nasz ulubiony kijek szczupakowy. 15 czy 17 lbs mocy absolutnie nie będzie przesadą. I wcale nie chodzi tu o wielkość łowionych ryb. Kluczem jest rozmiar przynęty. Delikatne wędki zbyt szybko poddają się dużemu woblerowi czy obrotówce i w związku z tym zacięcie będzie utrudnione. Ważne jest natomiast aby kij nie był sztywny. Powinien być mocny, ale jednocześnie ciepły.
Kuszenie zimowego pstrąga.
To że zimą i wiosną najlepsze są tzw. wolniaki i odcinki rzeki, gdzie jest spora głębokość, jest oczywistością. Tam zawsze będą pstrągi, jednak ja wybrałem sobie inne odcinki rzeki i na podstawie wielu zimowych sezonów, nie stwierdziłem aby w „moich” miejscach efekty były mniejsze. Najbardziej lubię głębokie, wewnętrzne zakręty, z dużą ilością zwalonych konarów, krzaków, a czasem drzew. Zazwyczaj woda wypłukuje pod drzewami spore doły, które zawsze stają się dla ryb miejscem odpoczynku i polowania. To trudna woda, w której przyda się nam gruba żyłka i mocny kij.
Na jeden dzień łowienia zwykle wybieram sobie dwa, czasem trzy miejsca o podobnym charakterze. Obławiam je w bardzo schematyczny sposób. Najprościej mówiąc łowię dokładnie tak, jak pomorskie trocie. Rzut pod przeciwległy brzeg i wolniutkie zwijanie przerywane pauzami. Innym sposobem jest wpuszczanie przynęty pod zawady i tuż nad wymyte burty. Mówiąc w skrócie: zero finezji i nowatorskiej myśli. Rzucanie i zwijanie. Kiedy starannie obrzucę wszelkie zakamarki trzech wybranych na wstępie miejsc, robię krótką przerwę na herbatę. Daję rybom odpocząć, po czym wracam do pierwszego miejsca i w ten sposób łowię do końca dnia. Nieco to wszystko nudne, ale wyjątkowo skuteczne, a jednocześnie w jakiś sposób urokliwe.
Dużym wyzwaniem jest przygotowanie odpowiednich przynęt, które pozwolą na łowienie leniwych i często wyjątkowo niechętnych do ataku ryb. Ja wyznaję zasadę wiernego imitowania tego, co może stać się naturalnym pokarmem pstrąga. Pudełko z woblerami nie jest przesadnie wypchane. Wierny jestem imitacjom kiełbia i bladego pstrążka. Te modele są niemal zawsze niezawodne. Warto jednak mieć jeden lub dwa woblerki nieco bardziej odważnie malowane. Nie powinno nam zabraknąć tzw. mandarynki, czyli połączenia żółci, złota i mandarynek. Ot taka ekstrawagancja. Lubię też czasem choć kilka rzutów wykonać klasycznymi brudasami, czyli imitacjami głowaczy, kozy czy śliza. Bywają okresy kiedy nic tak nie kusi lorbasa, jak dobrze pracujący łamaniec malowany na pstrąga. Wydaje mi się, że w dni kiedy pstrąg absolutnie nie ma ochoty na to, aby polować na nasze przynęty, jedynym sposobem jest postawienie mu przed nosem drobno pracującego łamańca, który parę razy błyśnie bokiem, a przy mocnym podciągnięciu odskoczy. Drewniane woblerki przygotowane przeze mnie na zimowe wędkowanie nie są mniejsze niż 7 cm.
Kolejna sprawa to wahadłówki. Fajne są wahadełka wzorowane na niewielkim listku wierzby. Te zazwyczaj pracują oszczędnie i bardzo atrakcyjnie kuszą zmieniająca się kolorystyką matowego srebra z ciepłą czerwoną miedzią. Jeśli chodzi o przynęty, to praktycznie wszystko. Więcej nic nie będziemy potrzebowali.
Na koniec jeszcze kilka wskazówek, które mogą w moment obalić nasze przygotowania do pstrągowego polowania. Chodzi o kwestię występowania w danym łowisku jakiegoś wyjątkowo atrakcyjnego pokarmu. Znam pewną rzeczkę pstrągową, gdzie na dnie pośród plątaniny korzeni żyją raki. Pstrągi nawet przez chwilę nie dają tym skorupiakom odpocząć. Wierzcie mi, że nie ma tam nic lepszego niż jig lub kogut, który choć troszkę przypomina raka. Innym przykładem jest niewielka rzeczka, która płynie między stawami rybnymi. Tam pstrągi uganiają się niemal cały rok za drobniutką słonecznicą, która to co jakiś czas spływa ze stawów wprost w paszcze wściekłych lorbasów. Są jeszcze tajemnicze rude żabki, które pstrągi wprowadzają w amok, bo już od początku lutego w letargu spływają z nurtem. Oj, jakie to pstragowanie pogmatwane.
tekst / foto: Remigiusz Kopiej
przeczytaj więcej o:
pstrągi w zimie
pstrąg na woblery
jak łowić na woblery
jak złowić pstrąga
Zobacz też:
woblery na pstrąga
wahadłówki na pstrąga
obrotówki na pstrąga
przynęty spinningowe