Jak łowić sandacza w głębokiej wodzie
Na sandacza czekałem dwa dni. Na pierwsze branie podobnie. Codziennie oglądałem masę przedziwnego sprzętu wędkarskiego; poznałem też wielu wspaniałych wędkarzy. Spędziłem tydzień z wariatami, którzy bardzo kochają łowić ryby. Słuchałem niewiarygodnie mocno wpadającej w ucho piosenki... Grube uda, wąskie slipy...
A wszystko było tak:
- Jedziesz na sandacze?
- No pewnie, że jadę. Na Wisłę?
Nie pytałam kiedy i z kim, tylko gdzie - bo trzeba przecież odpowiednio wyposażyć pudełka - reszta jest już mało istotna. No bo jak jechać na sandacza i nie wiedzieć gdzie i jak łowić? Jaka wędka, kolory gum, ciężary główek, no i oczywiście zestaw tajnych przynęt. To przecież prosta sprawa.
Okazało się, że nasza czerwcowa rozmowa miała charakter zapowiedzi tego, co miało wydarzyć się dopiero w listopadzie. Celem wyprawy miał być zagraniczny zbiornik zaporowy, którego dno wybrukowane jest sandaczem. Kurczę, jak mogę nie jechać. Do tego jeszcze będzie okazja poznać chłopaków zakręconych kołowrotkiem o ruchowej szpuli. Moi przemili koledzy, którzy kochają patrzeć na ruchomą szpulę, zaprosili mnie jako konserwatywnego korbiarza na nieoficjalne spotkanie chłopaków z multiplikator.pl. Fajnie, super sprawa poznać ludzi, o których słyszałem tak wiele od Żeglarza i JJ’a.
Ciemna noc była początkiem naszej wyprawy. Po brzegi napchany samochód sunął pięknie przez świetnej jakości polskie drogi. Po kilku godzinach jesteśmy na miejscu. Lekko zmęczeni trudami podróży, zabieramy się za rozpakowywanie całego ekwipunku. Oj, te nasze ciężkie torby wędkarskie. Logujemy się do pokoi i rozpoczynamy przygotowania do pierwszego dnia, który spędzimy na kurtuazyjnych odwiedzinach z drobnym poczęstunkiem. U wszystkich widać lekkie podenerwowanie nadejściem jutrzejszego dnia. DNIA WIELKIEGO SANDACZA.
Jak złowić sandacza
Sylwek, ależ tu kur... głęboko. Sonda pokazuje 10 – 14 – 18 -21 – 26 -24 metry, ja pierdzielę, jak tu łowić? Gdzie szukać ryb? Wybieramy pierwsze miejsce, które wydaje się nam obiecujące. Zdecydowany spadek z 6 na 20 metrów. Miejsce w teorii idealne na okonia i sandacza. Przelecieliśmy po pudełkach i okazuje się, że obce dla nas łowisko zawiało chłodem. NIE MA BRAŃ – ZERO! i do tego bez perspektyw na lepsze wyniki. Zaliczając totalną klapę, wracamy do bazy bez brań. Kiedy już z całym majdanem wdrapywaliśmy się do naszego obozowiska, między całą naszą ekipą zaczynają krążyć plotki o niejakim Dolusiu.
- Co? Ile złowił?
- No, mówię poważnie. Sześć sztuk.
Jak to, przecież widziałem ich jak łowili. A to skubaniec!
Rzeczywiście. Sam Doluś potwierdza sprawę i okazuje się, że te informacje, które do nas docierały, są prawdziwe. Facet na miękko wyciąga sześć sandaczy. Wszystkie jednak padają tuż przed zachodem słońca, a nawet już po ciemku. Siadamy wieczorem w twardej ekipie i zaczynamy wałkować temat. Pojawiają się teorie poważne, jak i te mniej wartościowe. Wszystko jednak należy przetestować i wziąć się do roboty.
foto: Ekipa w składzie Piotr, Krzysztof i Doluś ciągle coś holowała.
Czarna cykada na sandacza
Kolejny dzień JJ rozpoczyna pierwszym sandałkiem na naszej łodzi. Ciężki kogut potwierdza skuteczność ciemnej, miodowej barwy. Teraz kolej na Sylwka. Też trafia sandacza, znowu na ciemną przynętę. Kurka wodna - 20 metrów wody i ja mam zakładać ciemne gumy? Oj nie -trzeba być twardym – łowię tym, co na „mojej” Wiśle jest najbardziej skuteczne. Po przerzuceniu 147 gumy poddaję się. Nie dam rady tak łowić. Ciężkie podbijanie z 10 na 20 metrów, daje w kość. Obserwując mocno przegiętą szczytówkę sylwkowego kija, sięgam po tajne pudełko. Mam tam kilka przynęt, o których skuteczności nie jestem przekonany w 100%, ale po prostu je lubię. Zakładam czarną cykadę. Fajnie to wszystko wyglądało, bo do naszej łodzi przycumował Peter, razem ze swoim sternikiem Jacą. Oni sobie popijają... herbatkę, a ja z wolnej strony łodzi śmigam boleniową cykadą. Powolny opad – ffrrrrrrrrr do góry i opad - ffffrrrrrrrrrr go góry i opad. I w końcu doczekałem się. Moje ulubione cykadkowe, delikatne puknięcie. I jazda. No, to kocham najbardziej. Finezyjne branie i mocno pulsujący ciężar na końcu linki. Na oczach biesiadujących chłopaków wyciągam pierwszego sandałka. Sandałka skuszonego CZARNĄ, 15 gramową Cykadą Rattlin. Po kilku chwilach łowię kolejnego. Oj, jestem szczęśliwy. Do końca dnia łowię jeszcze jednego i zaliczam chyba ze trzy spady. No, Panie Cykadass, znasz się Pan na robocie.
Tego dnia byłem już „fachowiec” - wiedziałem jak prowadzić, gdzie ich szukać i jak łowić. Kończąc dzień przy szklaneczce czegoś procentowego, sprawdzamy pogodę na jutro. Oj Panowie, nie będzie dobrze.
Ruszamy z Sylwkiem na kolejne sandaczowe łowy. Okropny wiatr, deszcz. Paskudne warunki do łowienia. Uciekamy w najbardziej osłonięte miejsce, jakie mogliśmy znaleźć na całym zbiorniku. To dokładnie ta sama miejscówka, która pierwszego dnia nauczyła nas pokory. Prawie pionowy spadek z 6 na 22 metry. To jest niesamowite - mam w pudełku 6 odpowiednich cykad 4 i 15 gramowe Rattliny oraz dwie sztuki 12,5 longów, malowanych na okonki. Trzeba oszczędzać, bo do końca jeszcze zostało troszkę łownia, a zaczepy są bardzo złośliwe. Pierwsze rzuty przynoszą kilka przyzwoitych okoni. Pięknie wybarwione garbusy. Kiedy zakładałem srebrną 15-tke, postanowiłem poprowadzić ją troszkę inaczej. Mówię sam do siebie „połowię troszkę nad dnem, troszkę w toni”. Oj, nie zapomnę tego brania. Lekkie zgaszenie cykady podczas poderwania i zdecydowana pompka. W tubę i siedzi. No - takie to lubię. Kiedy holowałem rybkę, byłem przekonany, że to sandałek. Kiedy przy burcie pojawił się okoń lekko ugięły mi się nogi. Przepiękny okoń. Zbieram od Sylwka gratulacje, ale i za chwilę ja Sylwkowi gratuluję. Trafiliśmy na przynętę i sposób jej prowadzenia. Strzał w dziesiątkę! Pięknie udało nam się tego dnia powędkować.
Zarówno przynęcie jak i sposobowi prowadzania, byłem wierny do ostatniego dnia. Wściekły byłem tylko sam na siebie, że nie zabrałem więcej cykad w innych kolorach. Ale co tam, w przyszłym roku sobie odbiję. Teraz już wiem jak, gdzie i na co.
Wspaniałą sprawą było zorganizowanie zawodów na największego sandacza. Długo prowadził Doluś i jego tajne gumy. Gdzieś w rankingu pojawiał się Rolek, ale rzutem na taśmę zawody wygrał Piotr. Chłopaki połowili świetnie. Szczególnie ekipa w składzie Krzysztof, Doduś i Piotr. To oni bowiem dla wielu wyznaczyli sposób polowanie na sandacze z zaporówki. Powiedzieli gdzie i jak, zauroczyli wszystkich swoimi kolorowymi gumkami i główkami.
Wspaniale jest spotkać się nad wodą. Daleko od codziennego życia i swojej zdeptanej już wody. Fajnie jest spotkać chłopaków, których widzi się tylko na fotkach w Internecie. Przyznam wam Panowie multiplikatorowcy, że bardzo mile wspominam spędzony z Wami czas. Długo nie zapomnę uśmiechu Rolka, kamiennej miny Pike, opowieści Myni o rajdach na jednym kole. Nic jednak nie chodzi mi po głowie jak Wojtkowa piosenka... Grube nogi, wąskie slipy....
PS. Ta fotka specjalnie dla Zamkera. Widzisz mówiłem, że to też będzie dobre.;)
autor: Remigiusz Kopiej
foto: autor
okonie na cykadę
jak łowić na cykadę
sandacz w czerwcu
Zobacz też:
koguty sandaczowe
wobler na sandacza
Przynęty spinningowe