Nie jesteś zalogowany/-a ZALOGUJ SIĘ lub ZAREJESTRUJ SIĘ
Jesteś tutaj: Corona-Fishing > Artykuły > Spotkania z czerwona kropką
2012-02-17

Spotkania z czerwona kropką

Do początku sezonu pozostał tylko miesiąc. Coraz częściej przeglądam prasę wędkarską, piszącą o pstrągu potokowym. Internet również nie pozostaje w tyle. Oglądam krótkie filmiki, których głównym aktorem jest ta przepiękna ryba. Nawet pogoda za oknem, jakby była bliższa tej pstrągowej a nie zimowej – okoniowej. Aura na początku stycznia przypomina marzec i wciska w głowę myśli krążące wokół pstrąga. Brakuje jej tylko tego zapachu budzącej się wiosny i rodzącego się z odrętwienia życia.

Z prawdziwą rozkoszą powracam w myślach do tych chwil, spędzonych nad ukochaną rzeką. Do chwil, które spędzałem sam na sam z rzeką i jej władcą o czerwonych kropkach. Były to spotkania pasjonująco wędkarskie, czasem zabawne, a czasem wręcz śmiertelnie niebezpieczne... Jedno wiem dobrze, że nikt mi tych wspomnień nie zabierze i mogę je przedstawić innym zapaleńcom.


wędkarz - pstrągi

Mogę powiedzieć, że jestem szczęściarzem, mieszkając na Jurze Krakowsko - Częstochowskiej. Do najbliższej rzeczki mam 10 kilometrów. Jednak łowię tam pstrągi dopiero od roku. Dowiedziałem się o nich przypadkiem. Zimą wybrałem się z kolegami szukać leszczy w przeręblu, na zbiorniku zaporowym. Prawdziwe leszcze omijały nasze mormyszki. Abyśmy nie zmarzli, przysłały nam na pocieszenie swoje prawnuki. Co kilka minut na haczykach mormyszek wisiały leszczyki po kilkanaście centymetrów. Atmosfera ciszy i skupienia zamieniła się w wesołą i luźną. Zmieniając wywiercone dziury, usiadłem koło Piotrka, Prezesa zaprzyjaźnionego koła i serdecznego przyjaciela.

Nawiązała się żywiołowa rozmowa a temat, jak zwykle na rybach, to … ryby.

- Piotruś a powiedz mi jak twoje przygotowania do sezonu pstrągowego?
- Tak szczerze to niespecjalnie. Po ostatnim stanie przedzawałowym myślę, że odpuszczę sobie dalekie, męczące wypady. Jednak sezon muszę zacząć na nowej rzeczce, płynącej zresztą niedaleko twojego domu.
Teraz zdziwiony ,,przeniosłem” wzrok z kiwoka na Piotrka.
- Niemożliwe, powiedz gdzie to, zdradź choć rąbek swojego odkrycia. Teraz już zupełnie ożywiony odkładam małą wędeczkę na lód.
Piotrek zaczął pomału zdradzać tajemnicę:
- Rzeczka jest lewym dopływem Białej Przemszy. Niektórzy twierdzą, że to ona jest pierwotnym początkiem Białej Przemszy. Co kilka lat wysycha i znowu powraca podczas mokrego roku. Wiosną zeszłego roku koryto, po kilku latach przerwy, znowu się zapełniło wodą. We wrześniu, strażnicy z naszego koła, odebrali meldunek od miejscowej ludności i kłusownictwie na tej rzeczce. Natychmiast podjęli interwencję, a ja bardzo zaciekawiony, pojechałem razem z nimi. Byłem bardzo zdziwiony, przecież Okręg PZW Katowice, nie robił tam żadnych zarybień.


Jadąc wzdłuż rzeczki natrafiliśmy na jej rozlewisko. Rozlewisko okazało się wyrobiskiem piasku wydobywanym przez miejscowych ludzi. Wyschnięte koryto okazało się nośnikiem łatwego surowca budowlanego. Gdy powróciła woda utworzył się staw długi na 300 metrów, szeroki jakieś dwadzieścia parę, a głęboki na około cztery metry. Nad rozlewiskiem spotkaliśmy miejscową dzieciarnię z krótkimi leszczynowymi wędkami, która zaraz gdzieś się rozbiegła. Na miejscu pozostał tylko jeden facet, bardzo zdziwiony naszą interwencją. Był przekonany, że przyjechali następni wędkarze na ryby. Bez żadnych oporów oddał siatkę z ośmioma pstrągami tęczowymi, w przedziale 35 do 45 cm. Wędkę miał natomiast zmontowaną ze zwykłego bambusa 3 metrowego, z dowiązanym sznurkiem. Najśmieszniejszy był spławik zrobiony z klocka LEGO. Za przynętę służyła mu kukurydza i czerwone robaki.


pstrąg na wobler

Wszystkie ryby zostały wypuszczone, a zaskoczony chłopina dostał kolegium. Gdy się przyjrzeliśmy dokładniej wodzie, można było dojrzeć mnóstwo ryb w toni.
Nasi strażnicy z koła co jakiś czas odwiedzają tę wodę. Mam nadzieję, że do sezonu
zostanie tam jeszcze trochę ryb.

- Skąd tyle ryb w takim siurku? Cz komuś zwiały z hodowli? - Pytam bardzo podekscytowany.
- Prawdopodobnie tak. Właściciel stawów nie przewidział, że któregoś dnia woda powróci i pstrągi zechcą zwiedzać świat. - Odpowiada z uśmiechem Piotrek.
- To w takim razie jesteśmy umówieni na początek sezonu. - Zacieram z radości zmarznięte ręce.

Nareszcie przyszedł pierwszy luty. Przed pracą, około siódmej rano, melduję się nad rzeczką. Jadę wzdłuż i wypatruję opisywanego rozlewiska. Po około kilometrze docieram na miejsce. Wypatruję Piotrka, ale nad wodą nie ma nikogo. Łowisko wygląda niesamowicie: rzeczka, która jest szeroka na pół metra, nagle się rozszerza i tworzy szeroki i dość długi staw. Przeciwległy brzeg porastają gęste krzaki. Masa krzewów i małych drzew wyrasta wprost z wody. Można to nazwać mini dżunglą. Doskonałe warunki dla pstrągów. Stamtąd nikt ich nie wyciągnie. Na niektórych drzewach już widać obecność wszędobylskich bobrów. Po mojej stronie brzeg to mała, piaszczysta skarpa. Do metra od brzegu wodę pokrywa cienki lód. Dalej od brzegu jest czysta, ciemna tafla krystalicznej wody. Podchodzę do miejsca, gdzie lodu jest najmniej. Zakładam swoją niezawodną przynętę na pstrągi – twister. Na wodzie nie widać żadnych oznak życia. Zimowa cisza i ciemna woda rozlewiska, stwarzają niesamowitą atmosferę. Wykonuję pierwszy daleki rzut wzdłuż brzegu. Pomału ściągam przynętę, ale bez efektu. Trzy kolejne rzuty bliżej środka rozlewiska nie przynoszą żadnych rezultatów. Następne rzuty kieruję bliżej przeciwległego brzegu. Kilka przeciągnięć przynętą również nie przynosi skutku. Pomału zaczynam wątpić, że są tutaj jakieś ryby. Znowu posyłam przynętę, ale tym razem tuż koło tafli lodu. Powoli ściąganego twistera, jakieś 10 metrów ode mnie, coś szarpnęło. Natychmiast przycinam, jednak na końcu nic nie zawisło. Oglądam przynętę, która jest do połowy ściągnięta z haka. Zmieniam twistera na inny kolor. Sytuacja się powtarza, przynęta wisi na końcu haczyka. A więc są tu jakieś ryby. Drżącymi z emocji rękoma zmieniam przynętę na obrotówkę nr 2, srebrną w czerwone pasy. Rzucam kilka metrów dalej i naprowadzam błystkę na domniemane stanowisko ryby. Dokładnie w tym miejscu następuje mocne uderzenie. Zacinam i nareszcie czuję silne uderzenia i młyńce dużej ryby. Moja ,,wklejanka” doskonale przenosi wszystkie zrywy zdobyczy. Ryba wywija młyńce przy powierzchni. Gdy to nie przynosi upragnionej wolności, robi dwie ,, świece”. Pstrąg jest dość gruby i w doskonałej kondycji. Po kilku coraz krótszych odjazdach na hamulcu, nareszcie doprowadzam go do brzegu. Wystarczył sprawny chwyt ręką i zaliczam pierwszego pstrąga w tym sezonie. Moją zdobyczą okazał się pięknie wybarwiony pstrąg tęczowy, długi na 38 cm.


wobler łamany - pstrąg

Tęczak narobił takiego rajwasu, że nie spodziewam się następnych brań. Przesuwam się kilka metrów wzdłuż rozlewiska i wykonuję kilka rzutów sprawdzoną przynętą. Za czwartym rzutem sytuacja się powtarza. Na końcu żyłki znowu ,, siadła '' ryba.
Z tym pstrągiem poszło mi szybciej. Po serii młyńców i krótkich odjazdów, drugi mieszkaniec ciemnej toni trafia na mój oblodzony brzeg. To też pstrąg tęczowy, tylko chudszy i krótszy. Miarka wskazuje na 34 cm. Teraz już wątpię w jakikolwiek kontakt z następną rybą. Wykonuję bardzo długi rzut wzdłuż przeciwległego brzegu. Powoli i głęboko ściąganą błystkę znowu atakuje ryba. Tym razem czuję na kiju bardzo dużą siłę. Ten pstrąg musi mieć grubo ponad czterdzieści centymetrów.
Ryba jest w doskonałej kondycji, wykonuje masę młyńców i bardzo silnych zrywów. Gdy to jej nie przynosi wolności, decyduje się na wyskok z wody i w końcu na wytrząśnięcie przynęty z pyska. Błystka wypadła na brzeg, a mnie pozostało tylko zwinąć luźną żyłkę. To był koniec dzisiejszej przygody, pora na obowiązki i jazda do pracy. Będzie o czym myśleć i za czym jeździć w tym sezonie.

Wychodząc z domy na ryby, nad naszą ukochaną wodę, nikt się nie zastanawia czy po swojej wyprawie cało i zdrowo wróci do swoich domowych pieleszy. Nie zdajemy sobie sprawy jak niebezpieczne może być nasze hobby.
Ja również uświadamiałem sobie dopiero po powrocie z ryb, że mam ogromne szczęście znowu oglądać swoją rodzinę. Zdarzały się sytuacje, które uczyły pokory i pozwalały zebrać doświadczenie na dalsze „wędkarskie życie”…

Był piękny kwiecień. Wybrałem się z Piotrem na pstrągi nad słynny kanał Kopalni Piasku Szczakowa. Osobiście nie przepadam za tą wodą. Brakuje mi tutaj meandrów, zakrętów i dołków z dziko wijącej się rzeki. Ryby wyskakują z mało czytelnych miejsc. Jesteśmy na odcinku strasznie zakrzaczonym. Zanim dostaniemy się do obiecującego miejsca, robimy strasznie dużo rumoru. Po chwili decydujemy się hałasować każdy na własną rękę. Ja przedzieram się w górę kanału a Piotrek w dół. Łowi mi się bardzo ciężko. Co chwila zahaczam wędką lub przynętą o natrętne krzaczyska. Przybrzeżne zielsko też mi nie odpuszcza i co rusz więzi mój wabik. Robię się coraz bardziej zniechęcony. Swoje robi również moje nastawienie do tej wody.
Po godzinie dzwoni Piotrek:

- Co tam u ciebie, masz coś?
- Tak mam – same zaczepy. Zaczynam tracić cierpliwość.
- A ja mam jednego, przepiękny. Pobiłem swój rekord, potokowiec ma 52 cm - pochwalił się mój kolega.
- Ooooooo gratulacje, może i mnie się poszczęści. Jak będę miał dość, to do Ciebie zadzwonię - odpowiadam.
Po trzech godzinach beznadziejnego łowienia mam tylko kilka skubnięć. Kosz na ryby jest pusty. Dzisiejsze wędkowanie zaliczam do nieudanych. Dzwonię do towarzysza mojej wyprawy.
- Piotrek, kończymy na dzisiaj. Spotkajmy się w połowie drogi, tam gdzie się rozłączyliśmy.


Po pół godziny szybkiego marszu jestem na miejscu. Kolega już na mnie czeka. Podziwiamy pstrąga, a następnie kierujemy się do samochodu. Postanawiamy wybrać drogę na skróty. Skrót obraliśmy przez bardzo dużą skarpę piachu, pozostałość po odkrywkowej kopalni piasku.
Piotrek dotarł pierwszy do wierzchołka skarpy, ja natomiast człapię za nim jak zbity pies. Po chwili i ja docieram do szczytu. Nareszcie, pozostało tylko zejść z tej nieprzebranej góry piachu i wracamy do domu. Widzę, kumpel już się wypuścił w dół i jest w połowie skarpy. Nagle, przed moimi stopami, obsuwa się ogromna masa jasnożółtego piachu. Oderwały się wierzchnie warstwy pokładu i jak lawina zaczęły zsuwać się w dół. Mnie zaparło dech w piersiach. Zdążyłem tylko krzyknąć imię towarzysza. Piotrek błyskawicznie rzucił się na brzuch. Dzięki temu, na wierzchu lawiny, zjechał cało na sam dół. Razem z nim na dole znalazło się kilkadziesiąt lub więcej ton piachu.


pstrąg

- Zostawię Ci tą miejscówkę, a ja pójdę trochę niżej – lituje się nade mną mój kolega.
Podchodzę do obiecującego miejsca bez słowa. Wykonuję długi, celny rzut mlecznym twisterem z pieprzem. Pomału ściągam przynętę pod prąd. Po kilku obrotach korbką nareszcie czuję tak upragnione targnięcie! Szybkie, krótkie przycięcie i mam na kiju swoja upragnioną zdobycz. Ryba zaciekle kotłuje na środku
zakrętu. Zaczynam pomału skracać dystans dzielący mnie do pstrąga. Podchodzę maksymalnie blisko brzegu i staram się odciągnąć go od burty brzegowej. Robię kilka kruków do przodu i nagle…(!) lecę w dół w jakąś bezgraniczną otchłań! Odruchowo, rozpaczliwie rozkładam ręce. Kurczowo łapię się jakichś gałęzi i korzeni drzew. W prawej ręce uparcie jeszcze trzymam drgającą wędkę. Rybie jeszcze nie udało się uwolnić. Pod nogami nie czuję żadnego oparcia, a na dodatek czuję zimną wodę powyżej piersi. Szybko orientuję się, że jestem w beznadziejnej sytuacji. Z pechowej pułapki wystaje mi tylko głowa, trochę ramion i kurczliwie szukające pomocy ręce. Nie chcę się zbytnio wiercić, by nie zapaść się niżej. Wiem, że moim jedynym ratunkiem jest pomoc ze strony przyjaciela. Opanowuję narastający strach i zaczynam krzyczeć na cały głos wzywając Zdzisia. Kolega usłyszał moje wołania, ale na początku ociągał się z ratunkiem myśląc, że walczę z dużą rybą. Zanim go przekonałem o swojej krytycznej sytuacji, upływające chwile wydały mi się wiecznością. Zacząłem odczuwać ból i drżenie coraz bardziej słabnących rąk. Pot zaczął pomału spływać z mojego czoła. Zanim Zdzisław mnie znalazł, byłem już na skraju wytrzymałości. Złapał mnie mocno za rękę i za kołnierz kurtki. Zacząłem szukać oparcia nogami i po kilku próbach natrafiłem na jakieś korzenie. Mocne odepchnięcie nogami i sprawne szarpnięcie mojego wybawcy, pozwoliło mi nareszcie wydostać się z pułapki.
Pułapką okazał się tunel wydrążony przez wszędobylskie bobry. Zdzisiu wziął z mojej kurczowo zaciśniętej ręki wędkę. Okazało się, że cały czas trzymałem ją w prawej dłoni. Zaczął ją zwijać i na końcu dalej siedział pstrąg. Na szczęście łatwo wyszedł spod brzegu, gdzie się ukrył. Potokowiec miał 33 cm. Rozpaliliśmy niewielkie ognisko i przez kilka godzin suszyłem się i dochodziłem do siebie.

Strach pomyśleć co by się stało, gdybym na te pstrągi wybrał się sam…

autor: Rafał Małysa

foto: Corona Fishing

Zobacz też:
woblery na pstrąga
jak łowić pstrągi
błystki obrotowe
przynęty spinningowe


Zgłoszenie nadużycia
Temat zgłoszenia
Opis problemu:


Zgłoś nadużycie

Udostępnij ten artykuł:
Facebook Google Bookmarks Twitter LinkedIn

Oceń artykuł
koronka1koronka2koronka3koronka4koronka5

polecane dla Ciebie

Artykuły

sandacze na spinning
sandacze na spinning
Sandacz to dziwna ryba. Przyznam, że dotychczas nie rozgryzłem jej sposobu życia i upodobań. Znalazłem jednak kilka cwanych trików, pozwalających na skuteczne łowienie sandaczy, nawet na totalnym bezrybiu. Wiele czasu zajęło mi ...
st.croix Legend tournament
st.croix Legend tournament
Seria Legend Tournament®, wprowadzona przez St. Croix do oferty kilka lat temu, charakteryzuje się szerokim wyborem wielu różnorodnych modeli wędek o specyficznej akcji. Dzięki temu każdy wędkarz będzie mógł wybrać model odpowiedni do ...
kleń
kleń
Jak łowić klenie w lecie Wielka i beznadziejnie martwa woda sunęła bez jakiegokolwiek znaku obecności ryb. Cisza i spokój męczyły zarówno mnie, jak i mojego kompana. W pewnym momencie praktycznie przestaliśmy skupiać się ...
pstrąg w styczniu
pstrąg w styczniu
Okres wielkiego pstrągowania nadchodzi z chwilą, gdy resztki śniegu topnieją w oczach. Za oknami z dnia na dzień widać jakby więcej słońca. Pstrągarze doskonale znają ten znak i wiedzą, że to właśnie czas, gdy mogą pierwszy raz ...
szczupak z trzcinowiska
szczupak z trzcinowiska
Wielokrotnie, wracając po całodziennym wędkowaniu, nie ustajemy w przemyśleniach na temat przyczyn naszej porażki. Często doszukujemy się teorii nie z tej ziemi. Niekorzystny wiatr. Niedobre ciśnienie. Zła faza księżyca. Pewnie ...
okoń na gumę
okoń na gumę
Jestem przekonany, że wielu z nas przez całą zimę marzyło o tym, aby wyciągnąć normalny, długi kij i nałowić się do syta. Niemal dwa miesiące na zmianę przebieraliśmy przynęty w pudełkach i z wyjątkową starannością czyściliśmy ...
Tropem Famy
Tropem Famy
Wieści o tym potworze krążyły po okolicy kolejny sezon. Ucho raz nadstawiało się chciwie, łowiąc najmniejsze detale relacji, innym zaś aż puchło od dętych farmazonów, bo też ile to można było nasłuchać się dziwów! Oto ...
okoń na woblerka
okoń na woblerka
Na wstępie zaznaczam, że nie będzie to artykuł, który ma na celu pisanie o rodzajach akcji woblera. Moim celem było opisanie funkcji woblerów jako przynęt, które w zależności od wielu czynników, mogą ...
15 lat na rynku
Raty 0% PayU PayPo
0.23 s