Nie jesteś zalogowany/-a ZALOGUJ SIĘ lub ZAREJESTRUJ SIĘ
Jesteś tutaj: Corona-Fishing > Artykuły > Wielka rzeka. Świat Szamana
2011-05-17

Wielka rzeka. Świat Szamana

Pierwsze kroki ze spinningiem w ręku zaprowadziły mnie nad Odrę, rzekę wielką i mocno regulowaną przez tysiące główek i opasek. Urok Odry niejednemu wędkarzowi nie pozwala myśleć o łowieniu w innych miejscach. Przez wiele lat była to mekka dla fanów wielkich boleni, jazi i kleni. Rynny, opaski, głębokie doły, a wszystko to otoczone dżunglą trudną do przebycia nawet dla najbardziej sprawnego wędkarza.

Gejzery wody burzyły wszystkie moje koncepcje. Bolenie dosłownie wszędzie waliły jak oszalałe. Na napływach główek branie następowało co kilka minut. Wielkie bolenie atakowały zaciekle nawet na środku koryta. Widok tej boleniowej uczty był niesamowity. Tylko ci, którzy tak samo jak ja nie mogli sobie poradzić z pierwszymi boleniami, wiedzą jak mocno dotykała mnie porażka finalizująca odrzańskie rapowanie. Ryb nie łowiłem praktycznie wcale. Czasem jakiś „ślepy” pięćdziesiątak skusił się na woblera prowadzonego w ekspresowym tempie. Tak wtedy się łowiło, bo wszyscy, nawet najbardziej fachowi wędkarze, tak kusili bolenie.


boleń

Szaman.


Godziny spędzone nad rzeką dały mi coś, czego nigdy nie zapomnę. Wielokrotnie obserwowałem jak na sąsiednią główkę skradał się dziwny człowiek. Poruszał się jak kameleon, robił kilka kroków i kucał. Potem kolejny krok i kucnięcie. Kurczę! Co ten koleś wyprawia? Jakieś modły szamańskie? W związku z nietypowym zachowaniem mojego „kolegi”, zacząłem nawet podważać jego zdrowy rozsądek. Zmieniłem zdanie w momencie, kiedy ten facet na moich oczach wyholował bolenia, mierzącego około 90cm. To był obraz, który wskazuje nam to, co w wędkarstwie jest najpiękniejsze. Dynamika, wzburzona woda i efektowny hol, zakończony błyskawicznym podebraniem.
Dziwnym wędkarzem okazał się Pan Roman, chyba najlepszy boleniarz jakiego poznałem. Kiedy pierwszy raz usiedliśmy razem nad brzegiem rzeki, zadawałem pytania z szybkością karabinu maszynowego. Roman z wielką cierpliwością odpowiadał na wszystkie. Mówił mi o wielkich kleniach, długich na 60-70cm, o boleniach ważących 8 kilo. Mówił mi o wielkich, marcowych żerowiskach jazi, które jak łososie wpływały w swoje tarliska. Wiedza, jaką posiadał ten człowiek, była powalająca, a stosunek do wielkiej rzeki przypominał wręcz młodzieńczą miłość. Nasza wędkarska znajomość przerodziła się w warsztaty boleniowe. Roman oprowadzał mnie po odrzańskich główkach i w ten sposób zaczął wielkorzeczną szkółkę. Opowiadał mi o przeróżnym ukształtowaniu ostróg. Pokazywał charakterystyczne cechy, które nam, wędkarzom, podpowiadały co możemy na danej tamie łowić. Pokazał mi też swój kleniowy i boleniowy zestaw. Te informacje były kluczowe.


kleń - wobler

Rzeczy uniwersał.


Roman łowił potężnym kijem i bardzo grubą linką, zaś ryby holował siłowo, nie dając im żadnych szans. Jako przykład podam choćby to, że woblery kleniowe uzbrajał w kotwice o rozmiarze 4. To było ciężkie łowienie, z nastawieniem na największe, rzeczne drapieżniki. Nie powiem jaki to był sprzęt, bo większość naszych młodych kolegów nie uwierzy, jakim kijem można łowić klenie czy bolenie w rzece. Powiem w najprostszy sposób, jak powinien wyglądać sprzęt na rzekę. Pierwsza i najważniejsza sprawa to niezawodność i moc. Sam łowię kijem o długości 290 cm i ciężarze wyrzutu 28 gram. Kij musi mieć duży zapas mocy, bowiem niekiedy będziemy się zmagać z wielkim boleniem lub bardzo silną brzaną. Ważne jest, aby wędka miała odpowiednią dynamikę i posiadała tzw. mięsistość. Chodzi o to, aby mocny kij swobodnie rzucał woblerami ważącymi 5 gramów. Bardzo duży nacisk kładę na linkę. Wybieram tylko tą sprawdzoną, gdyż rzeka i warunki panujące na naszych kamienistych łowiskach, niszczą w oka mgnieniu wszystko to, co słabej jakości. Zwykle stosuję 10 funtową plecionkę lub (specjalnie na klenie i jazie) żyłkę o wytrzymałości 4-5 kg. Kołowrotek w rozmiarze 4000. To wszystko. Zachęcam do tego, aby kupić jeden porządny zestaw uniwersalny i nie szukać kompromisów. Proszę abyście nie bali się mocy linki ani kija. Duży boleń nie będzie zwracał uwagi na to, że mamy słaby zestaw. Jednym energicznym szarpnięciem zerwie zbyt słabą żyłkę.


boleń

Stanowiska rzecznego drapieżnika.


Odra to główki. Główki, to idealne stanowiska niemal dla wszystkich drapieżników. Jednak nie można powiedzieć, że tu łowi się szczupaka, tu sandacza, a tu bolenia. To jest bardzo złudne. Każda jedna ostroga jest inna. Jednak są klasyczne stanowiska kleniowe - płytkie, usiane kamieniami z bardzo rozmytym nurtem. Czasem takie ostrogi wyglądają jak nieco bardziej skupione rafy. To bardzo przyjemne łowisko. Klenie możemy łowić przez całe lato i jesień. Podejście do ryby jest proste, a sama skuteczność zwykle bardzo duża. Najczęściej jednak z takich miejsc będziemy łowili niewielkie klenie, czyli w przedziale 30-40 cm. Tutaj też będzie trafiała się brzana i boleń. I od takiego właśnie miejsca rozpoczęliśmy łowienie z Romanem. Stojąc po kolana w wodzie obserwowałem jak Roman rzuca przynętę, jak zaczyna prowadzić wobka, jak zacina i jak holuje. Wszystkie te elementy były ułożone w spójną całość. Potrafiliśmy ciągle rozmawiając złowić 30, czasem 50 ryb. Należało rzucić ciężkiego coblera lub obrotówkę nr 2 jak najdalej w nurt, prostopadle do przeciwnego brzegu. Przynęta była bardzo łagodnie sprowadzana łukiem na rozmytą główkę. Wabiki ledwo pracowały, a nurt wykonywał całą robotę. Brania był zwykle bardzo dynamiczne. Tego rodzaju miejsca to początki, tu powinniśmy zaczynać łowienie. Rozmyte i płytkie główki to letnie i jesienne siedlisko kleni, jazi, brzan, i boleni. W bardzo szybki sposób nauczymy się tutaj łowić wszelkie białe drapieżniki rzeczne.

Na dużego bolenia i klenia wybieramy już znacznie inne główki. Najlepsze będą te samotne. Długie i ledwo widoczne warkocze, wymywają wielkie głębie. Jeśli jeszcze dodatkowo trafimy na taką główkę po wewnętrznej stronie zakrętu, to prawdopodobnie otworzy się przed nami kraina największych rzecznych ryb. Całoroczne stanowiska z głęboką i mocną wodą, to trudne miejsca. Tutaj Roman zaprowadził mnie dopiero w drugim sezonie. Ostrzegł wcześniej, abym koniecznie zabrał mocny kij. Opowiadał o bolkach, mierzących czasem metr długości. Mówił o potwornie mocnym braniu i odjeździe na napiętej lince. W takich miejscach łowiliśmy zupełnie inaczej. Stosowaliśmy wtedy specyficzne gumy i ciężkie wahadłówki. Stojąc w połowie długości główki, przynętę posyłałem na dużą odległość w kierunku środka rzeki. Ciężki wabik szybko schodził do dna i wtedy rozpoczynałem prowadzenie. Chodziło o to, aby guma wręcz przeturlała się po dnie w rowie między główkami. To miejsce jest najczęściej bardzo głębokie z równym, żwirowym dnem. Pamiętam doskonale pierwsze boleniowe branie. Życzę każdemu wędkarzowi takiego walnięcia i gwizdu kołowrotka. Radość po pierwszym boleniu, który już mocno się wyzłocił, to chwila, która długo będzie nas gnała nad wodę. Dokładnie w tych samych miejscach przebywają największe rzeczne klenie. Często spotkamy je na bardzo głębokich napływach główek oraz w rowie wypłukanym przez warkocz. Trudność tego miejsca polega na dotarciu do dna z odpowiednią dla ryb przynętą.


kleń na wobler

Główki to najbardziej czytelne miejsca. Wszystkie są nieco do siebie podobne, jednak ich tajemnica kryje się tuż pod lustrem wody, u samego szczytu ostrogi. To właśnie w tym miejscu woda nadaje charakter samej ostrodze jak i jej okolicom. Wiele godzin spędziłem wspólnie z moim nauczycielem na „czytaniu” odrzańskich główek:

- Widzisz te małe i ciche wirki? To one świadczą o głębokości rynny wzdłuż warkocza. A ten wielki i agresywny jest odpowiedzialny za wykopanie wielkiego, sandaczowego dołu... A zobacz tam. Pomarszczona woda, tarka, to dowód na to, że na dużym kawałku dna rozsupłane są drobne kamienie, drobne, bo jak będziesz widział na wodzie bałwany, to wiedzieć powinieneś, że na dnie leżą głazy. No i jeszcze jedna sprawa. Kant na wodzie to magiczne, jaziowe miejsce. Kant jest wytworzony przez bardzo twardy i długi przelew. Przed nim jest niewielki, ale ciągnący się daleko w środek rzeki rowek i to tam stoją jazie.

- Panie Romanie, czy te główki zasypane piaskiem są bezrybne?

- Ryby nie lubią piachu. Jest tam sporo drobiazgu. Sporo jest drobnego leszcza, kiełbia i uklei. Drapieżniki podpływają tam bardzo okresowo. W ciągu dnia atakują z nurtu. Jedynie na chwilę wpływa kilka kleni czy boleni aby najeść się i wrócić w nurt. To trudna woda i aby tam łowić trzeba polować bardzo wczesnym rankiem, zanim jeszcze wzejdzie słońce. Można też w nocy, ale to już zupełnie inny temat. Na początku trzeba się rzeki nauczyć, trzeba wyholować setkę kleni większych niż kilo. Trzeba przeżyć pierwszego, boleniowego kloca, zanim wybierzemy się na wiekorzeczną nockę.


- No dobra. Rozumiem. A jazie. Dlaczego ich nie łowimy?

I tak zaczęła się walka z Romanem i jego przyzwyczajeniami do ciężkiego zestawu. Czasem jak dzieciak wzbraniał się przed małymi woblerami. Zrozumiałem to dopiero po kilku wyprawach. Kiedy ja w klatkach między główkami łowiłem jazie na niewielkie woblerki i blaszki, Roman złowił może dwa. Widziałem jak nieporadnie rzucał małym woblerkiem na żyłce 0,28 mm. Nigdy jednak nie zapomnę jak skwitował to jaziowe łowienie:

- Co to za łowienie? Ja nie lubię łowić na takie przynęty. Nie lubię stojącej wody. Ja nie łowię galanterii. Co to za ryby po pół kilo? Dawaj, idziemy na bolenie!


Nigdy jednak jaśkom nie odpuściłem. Łowiłem ja w długich napływach na woblerka i obrotówki, potem przyszedł czas na cykady. Trudnością było rzucenie na odpowiednią odległość i wyholowanie ryby z 30-40 metrów. Zabawa była fantastyczna. Kluczem do sukcesu było ich namierzenie. Jazie zawsze zatrzymywały się w spokojniejszej niż klenie i bolenie wodzie. Najlepsze były miejsca z równym uciągiem wody o głębokości około 2- metry. Dobrze, jeśli na dnie jest nieco mułku i resztek roślinności. Jeśli znajdziemy takie miejsce przed napływem, to można połowić do syta. Czasem trafią się wielkie jazie. Jednak standardem będzie 30 – 40 cm.


Wielka rzeka. Świat Szamana

Z Romanem miałem pewien układ. On pokazywał mi rzekę, zdradzał tajemnice, a ja robiłem dla niego woblery. Najbardziej lubił kiełbiki. Smukłe i migotliwe. Zawsze sprawdzał wszystkie woblery. Siedząc na kamieniu rozkładał obok siebie nowe przynęty i nerwowo paląc papierosa sprawdzał każdą jedną sztukę. Kiedy już sprawdził wszystkie patrzył na nie dłuższą chwilę. Potem, kiwnął głowa, uśmiechnął się i wybrał jeden lub dwa. Tak pokazał mi jak ma pracować rzeczny wobler. Jest jednak jedna sprawa, która do dziś nie daje mi spokoju. Dostałem kiedyś woblerek specjalny, to był rodzaj pożyczki na inne miejsce. To był prawdziwy killer na klenie. Kiedy wracałem nad nasze główki miałem wobler spakowany w chusteczkę higieniczną aby oddać go Romanowi... nigdy go nie oddałem. Szaman zasnął nad rzeką za zawsze.

Dzięki Roman za boleniową szkołę!

Autor: Remigiusz Kopiej
foto: Jacek Karczmarczyk / Paweł Raźny

skomentuj artykuł na forum


przeczytaj więcej o:
rzeczny spinning
boleń na spinning
majowe bolenie
kleń na spinning
nocne spinningowanie
jak łowić bolenie

zobacz też:
przynęty na bolenia
wobler na bolenia
woblery na klenia
woblery na jazia
przynęty spinningowe



Zgłoszenie nadużycia
Temat zgłoszenia
Opis problemu:


Zgłoś nadużycie

Udostępnij ten artykuł:
Facebook Google Bookmarks Twitter LinkedIn

Oceń artykuł
koronka1koronka2koronka3koronka4koronka5

polecane dla Ciebie

Artykuły

duże klenie na spinning
duże klenie na spinning
Zestaw na dużego klenia Polowania na duże klenie z małej rzeczki trzeba zaplanować też pod względem naszego ekwipunku. Wędka, kołowrotek, linka i przynęty to dla nas najbardziej miłe zajęcie podczas rozmyślania o wyprawie ...
Z wizytą w St. Croix
Z wizytą w St. Croix
Zapraszamy Was do odwiedzenia niezwykłego miejsca - PARK FALLS w Wisconsin, gdzie odkrywamy największe tajemnice St. Croix. Zapraszamy do zapoznania się z liczącą 60 lat historią tworzenia jednych z najlepszych specjalistycznych wędzisk na ...
duże klenie na spinning
duże klenie na spinning
Nigdy nie zapomnę gonitwy nad najpiękniejszymi, dzikimi rzeczkami w Polsce. Urok wczesnowiosennej, niewielkiej rzeki, zapada w pamięć na wiele lat. Krajobraz nie jest jeszcze zielony, woda dziwnie mroczna, miejscami widać resztki zmarzniętego ...
Może to sen był, a może jawa, czyli opowieść o...... urokach wędkowania
Może to sen był, a może jawa, czyli opowieść o...... urokach wędkowania
Rzecz o rybach, desusach i innych cudach niewydymach pisana dla tych, którym już urosły wąsy. W późne sierpniowe popołudnie po kilku godzinach biczowania wody postanowiliśmy zrobić sobie w łowieniu krótką przerwę. ...
spinning w marcu
spinning w marcu
Początek prawdziwego sezonu spinningowego to dla mnie chwile, gdy w końcu bez kurtki zimowej, bielizny termoaktywnej i całego ubioru eskimosa mogę wyruszyć nad wodę. Człapać w śniegu po kolana za pstrągami też mi się zdarza, ale z ...
kolory przynęt na sandacza
kolory przynęt na sandacza
Kolor przynęty, podobnie jak jej wielkość, rodzaj i akcja należy do jednego z czterech podstawowych kryteriów, które należy brać pod uwagę podczas dobierania wabika na danym łowisku, przy polowaniu na określoną rybę. O kolorach przynęt ...
wędkarstwo corona fishing
wędkarstwo corona fishing
Zapytany swego czasu gdzie byłem podczas zeszłorocznych wyjazdów do Norwegii, z dumą odrzekłem „na północy”. Dziś wiem jak bardzo nie rozumiałem tego określenia. Moje indywidualne postrzeganie survivalu, ...
Z wizytą u Neptuna
Z wizytą u Neptuna
Zapraszamy serdecznie do przeczytania krótkiej relacji z ostatniego wyjazdu nad wodę naszego kolegi frajtera. Przygody wędkarskie i te mniej związane z wędkarstwem, całkiem przypadkowe, miały miejsce w Irlandii, wśród ...
15 lat na rynku
Raty 0% PayU PayPo
0.25 s