Jak łowiłem na jerki.
Historia drewnianej przynęty, która zwróciła dziś w głowie pewnemu wędkarzowi.
Zapraszamy do podzielenia się tym artykułem na Facebook oraz oczywiście oceniania za pomocą gwiazdek.
Zapraszamy do podzielenia się tym artykułem na Facebook oraz oczywiście oceniania za pomocą gwiazdek.
Remik przypomniałeś mi moje początki na małym jeziorku i czasy gdy po raz 1-szy zacząłem robić woblery cudaki , jedna jest dziś różnica , wówczas ryb było w bród , a dziś żeby to przeżyć musowo uciekać daleko , daleko poza granice tego kraju , lub być bardzo wytrwałym i z uporem mielić tę wodę, ja osobiście dziś nad wodą bywam z sentymentu do wspomnień , pokarmić nadzieją umysł że może stanie się cud i wrócą właśnie takie chwile z dawnych dni
Przypomniałeś mi Remik tym artykułem moje wędkarskie początki, i mojego Św. Pamięci wujka, który sprawił mi pierwszą wędkę-bambusową szczytówkę.
Łowiliśmy tym karasie.
Potem był czeski Tokoz
Kto pamięta ten spining?
Łowiliśmy tym karasie.
Potem był czeski Tokoz
Kto pamięta ten spining?
pała z pełnego włókna szklanego ja do kompletu jeszcze miałem kręcioł tokoza z taką lekko pochylą szpulą przełożenie 1:1,2 chyba miał
frajter: |
pała z pełnego włókna szklanego ja do kompletu jeszcze miałem kręcioł tokoza z taką lekko pochylą szpulą przełożenie 1:1,2 chyba miał |
Kurcze blade, nie pamiętam jaki miałem do tego kołowrotek
Ale też była to jakaś "maszyna"
Pamiętam, że ojciec mi go kupił po iluś tam miesiącach próśb.
Niestety, mimo że szklak był, przy jakimś wyrzucie pękł bodajże na łączeniu.
Do dzisiaj nie wiem jak to się stało.
Oj ciężki był, ciężki.
Łapa bolała, ale zadawałem przez jakiś czas szyku nad moją Narwią .
Jeszcze z 30 lat nazad jerki były pieczołowicie chronioną tajemnicą. Bardzo rzadko kto na nie łowił, a ściślej - umiał łowić. Nie musiały być tak wyrafinowanie skonstruowane, bo ryb "trochę" było i przeważnie zawsze coś tam się uczepiło... W pewnym jeziorku szczupaki łowiłem na ... chrabąszcze i aluminiową piątkę z rybakiem (są wędkarze, którzy na pewno pamiętają tą monetę), a w pewnej rzece, gdy utopiło mi się pudełko, bardzo dobrą błystką okazała się ...łyżka do butów. Szczupak trochę się zdewaluował... Szczupak do 10 kG to "gówniarz"... Zapomina się, że prawdziwym wyzwaniem są dopiero ryby powyżej tej granicy. To już doświadczone zwierzęta i bardzo rzadko się mylą w ocenie ryzyka.
Dla mnie osobiście największym wyzwaniem w tej dziedzinie były i są jerki pstrągowe, boleniowe... Jeśli chodzi o szczupakowe, to widziałem nie tylko kolory, ale i akcję "Frajterowych"... To bardzo dobre przynęty i Adam kuma w czym rzecz, po prostu...
Dla mnie osobiście największym wyzwaniem w tej dziedzinie były i są jerki pstrągowe, boleniowe... Jeśli chodzi o szczupakowe, to widziałem nie tylko kolory, ale i akcję "Frajterowych"... To bardzo dobre przynęty i Adam kuma w czym rzecz, po prostu...
Tak Sławku, wspomnień czar:-) Delfin z ZSRR, żyłka 0,5 mm Stilonu w kształcie sprężyny i kolorze tęczy, przypony z linki gazu Komara 3, hamulec walki z filcowej podkładki, spinning z "pastucha" dla krów. A całą tę "katorgę" rekompensowały... ryby.
Dekadę temu- gdy we wszystkich sklepach wędkarskich w ponad stutysięcznym mieście można było nabyć tylko jednego jerka- były one bardzo, ale to bardzo skuteczne. Dziś bywa z tym różnie (i nie mowa tu o nabywaniu). Niemniej jednak, chyba nie znam nikogo, kto kilka razy spróbowawszy tego rodzaju łowienia, nie zalicza go do swoich najbardziej ulubionych. Mnie już bardzo cieszy sam odgłos wpadania tych, oczywiście większych, przynęt do wody. Poza tym właśnie jerki- te dobrze wykonane!- można prowadzić na największą liczbę różnych sposobów. Tu dopiero można się wykazać. Łowienie tak różne od "się poderwał, po czym opadł". No i brania, zwłaszcza przy bardzo agresywnym braniu, czysta poezja. Nie się chowa strzał bezzębnego bolesława;-) Na deser, siłowy hol na krótkim, sztywnym kiju, z gejzerami wody- niestety, dużo częściej z "wygiętym bananem" na końcu- "klasyka rock-a".
Jak ja to lubię...
PS. Z tym spadaniem ryb ze sztywnego kija jest tak samo oczywiste, jak brak możliwości agresywnego prowadzenia "niesztywnym". Albo jedno, albo drugie.
Dekadę temu- gdy we wszystkich sklepach wędkarskich w ponad stutysięcznym mieście można było nabyć tylko jednego jerka- były one bardzo, ale to bardzo skuteczne. Dziś bywa z tym różnie (i nie mowa tu o nabywaniu). Niemniej jednak, chyba nie znam nikogo, kto kilka razy spróbowawszy tego rodzaju łowienia, nie zalicza go do swoich najbardziej ulubionych. Mnie już bardzo cieszy sam odgłos wpadania tych, oczywiście większych, przynęt do wody. Poza tym właśnie jerki- te dobrze wykonane!- można prowadzić na największą liczbę różnych sposobów. Tu dopiero można się wykazać. Łowienie tak różne od "się poderwał, po czym opadł". No i brania, zwłaszcza przy bardzo agresywnym braniu, czysta poezja. Nie się chowa strzał bezzębnego bolesława;-) Na deser, siłowy hol na krótkim, sztywnym kiju, z gejzerami wody- niestety, dużo częściej z "wygiętym bananem" na końcu- "klasyka rock-a".
Jak ja to lubię...
PS. Z tym spadaniem ryb ze sztywnego kija jest tak samo oczywiste, jak brak możliwości agresywnego prowadzenia "niesztywnym". Albo jedno, albo drugie.
Lub na odwrót to prawda ze sterowego wobka który jest "koślawy" nie wykrzesamy nic, natomiast z nawet najdziwniejszego jera jak się chce można trochę wypracować i pewnie to jest ich najważniejsza cecha. Nawet te koślawe i "dziwnie pracujące" w oczach wędkarza, mogą się okazać pokusą nie do odparcia dla draperzników.