Spinning w wersji ultralight
No to fajnie…Że tak zareagowałeś. Kiedyś napisałem, że wędkarstwo jest dla mnie między innymi zabawą. Dopiszę tylko, że „ i to jaką zabawą, od rana do wieczora i jeszcze przez noc…”. Powolutku, @Maniek. Ja mam czas. Dowiesz się kiedyś (skoro to Cię interesuje), jak weryfikuję, lub – owałem swoje umiejętności. Napiszę także o swoich zasadach. Na pewno napiszę, co wiem w pewnych poruszanych tematach. Chodzi tylko o to, że mi się nie spieszy…Bo ja chcę, aby ta zabawa trwała jak najdłużej i chcę słyszeć dźwięki muzyki jeszcze chociaż przez jeden dzień…Nie jestem „pospolitym”, internetowym wędkarzem, który z każdą rybką leci do „mamusi”. Gdybym chciał, mógłbym na wszystkich portalach błyszczeć, jak Syriusz i klawiatura „małolatów” piszczałaby z zachwytu. Jest tylko pewne ALE…Po co mam to robić. Po co mam zdradzać wszystkie swoje tajemnice, na zdobycie których ciężko pracowałem przez całe lata. Czy po to, aby mięsiarze polepszyli wyniki? Czy po to, aby jakieś firmy znów zajęły się podróbą? Czasem żal mi jest tych małolatów, jak „męczą się” z woblerami i pocą. A wszystko na tym świecie jest takie proste i nie zawsze brak odpowiedzi jest efektem niewiedzy. Mógłbym @Maniek napisać, ze porównywanie sportów samochodowych do wędkarstwa jest sporym przegięciem, ale po co ? Mam czas…Mój czas biegnie w rytmie pewnego plemienia z And peruwiańskich, którzy bez wielkiego wysiłku pokonują różnice wielu kilometrów wysokości i potrafią bez ustanku biec około tygodnia…I nikt nigdy ich nie skusił pieniędzmi, nagrodami, aby wystąpili na Olimpiadzie, choć są bezdyskusyjnie najlepszymi biegaczami świata. Dlaczego? Bo ich korzenie honoru tkwią w kulturowej tradycji. Bo ich zestaw wartości tkwi na innym biegunie. Całe szczęście, że są na tym świecie jeszcze ludzie, którzy biegają dla przyjemności. Także głęboko wierzę, że są wędkarze, którzy czynią podobnie i nie marzą im się puchary (żeby choć pełne, ha, ha…).
Znowu zapytam, bo nie mogę nie zapytać o to:
"Mój czas biegnie w rytmie pewnego plemienia z And peruwiańskich, którzy bez wielkiego wysiłku pokonują różnice wielu kilometrów wysokości i potrafią bez ustanku biec około tygodnia…I nikt nigdy ich nie skusił pieniędzmi, nagrodami, aby wystąpili na Olimpiadzie, choć są bezdyskusyjnie najlepszymi biegaczami świata."
Skąd masz informację o takich plemionach i biegaczach? Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli - ja błogosławiony nei jestem i w takie rzeczy też nie wierzę, chyba że to była metafora z Twojej strony?
"Mój czas biegnie w rytmie pewnego plemienia z And peruwiańskich, którzy bez wielkiego wysiłku pokonują różnice wielu kilometrów wysokości i potrafią bez ustanku biec około tygodnia…I nikt nigdy ich nie skusił pieniędzmi, nagrodami, aby wystąpili na Olimpiadzie, choć są bezdyskusyjnie najlepszymi biegaczami świata."
Skąd masz informację o takich plemionach i biegaczach? Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli - ja błogosławiony nei jestem i w takie rzeczy też nie wierzę, chyba że to była metafora z Twojej strony?
jest plemię Indian żyjących w Andach które co roku organizuje coś co nazywa się Świętym Biegiem. Biegną bez ustanku przez 7 dni i nocy i do tego na bardzo dużej wysokości. Czytałem kiedyś że kilka państw chciało przechwycić choć jednego biegacza do swoich narodowych reprezentacji...
Mogę dostać link gdzie będę mógł o tym poczytać?
Dla mnie to nierealne jest - tak jak doskonali fighterzy z Chin od kung fu i innych bzdur - po skonfrontowaniu swoich umiejętności z zawodnikami uprawiającaymi sport zawodowo zawsze dostawali srogi oklep, a ile wcześniej było gadania czego to nie umieją itp. Stron o nadludzkich umiejętnościcach ninjów itp. nadal jest sporo, ale kto wierzy w takie rzeczy? ;-)
Dla mnie to nierealne jest - tak jak doskonali fighterzy z Chin od kung fu i innych bzdur - po skonfrontowaniu swoich umiejętności z zawodnikami uprawiającaymi sport zawodowo zawsze dostawali srogi oklep, a ile wcześniej było gadania czego to nie umieją itp. Stron o nadludzkich umiejętnościcach ninjów itp. nadal jest sporo, ale kto wierzy w takie rzeczy? ;-)
No i zeszliśmy trochę z tematu Ulighta - pozwolicie że zacytuję Cykadasa - prawda zawsze leży pośrodku - Mam trochę inne zdanie o tych wszystkich mnichach biegaczach i innych mistrzach sztuki. To właśnie tak samo jak w wędkarstwie - są wędkarze zawodnicy i są wędkarze pasjonaci i hobbyści i dobrze wiem że niejednego wędkarza który ma potężną wiedzę odpowiednio przygotować - i dopomóc mu w postaci całego sztabu - trenerzy , testerzy itd to zostałby mistrzem świata. I tak samo ci biegacze a and , z afryki oni biegną dla tradycji - kultu uroczystości i chodź rywalizują między sobą , to nie robią tego dla pucharów , korzyści materialnych tylko dla samej sztuki tej ceremonii - to samo można powiedzieć o mnichach im bardziej zależy na doskonaleniu samego siebie niż na tytułach mistrzów świata , tak ja uważam i na świecie jest mnóstwo różnego rodzaju takich przejawów. Maniek podał temat metody która naprawdę jest bardzo skuteczna - ja lubię lighta bo sam uważam że małą przynętę weźmie wszystko po rekordowe okazy włącznie , tylko wówczas z tymi klockami mamy szanse takie jak maratończyk z biegaczem z and na wysokości 4000mnpm.
W temacie ulralight warto jeszcze dodać, że Forest Gump biegł bez przerwy trzy lata A tak serio to ....wszystko jest dla ludzi. pozdrawiam
No, nie…Od razu zaznaczam, że nie jestem przeciwnikiem żadnej metody (zgodnej z zasadami), przecież nie o to mi chodzi. Nie jestem także przeciwnikiem rozgrywania zawodów. Czy kiedykolwiek kiedyś coś takiego napisałem? Ale oświadczam, że jestem przeciwnikiem PRZEGINANIA PAŁY. Przecież ja także czasem łowię ultra lekko, a zimą to można powiedzieć, że non-stop. Mi chodziło tylko o to, abyśmy my, starsi wędkarze dawali przykład i starali się w swoich tekstach ukierunkowywać czytającą nas młodzież w jedyną słuszną i moim zdaniem godną prawdziwych wędkarzy stronę – łowienia okazów. Przecież i tak, gdy w ten sposób nadal sprawy będą się rozwijać, grozi nam, że ZIELONI dobiorą się nam do skóry i wytkną zatruwanie i zaśmiecanie wód i dręczenie zwierząt dla przyjemności. To wcale nie jest śmieszne i staje się coraz realniejsze. Znając trochę rozwijającą się sytuację i podatność unijnych urzędników na jednostronne argumenty ruchów ekologicznych wszystko jest możliwe. Łowiąc tysiące małych rybek amatorsko, czy na coraz częściej rozgrywanych zawodach niepotrzebnie tworzymy pewien fałszywy obraz naszej całej wędkarskiej społeczności. Przyjrzyjcie się myśliwym. Czy oni polują na oczach dzieci? A tu często z czym mamy do czynienia? Setki konających w siatkach małych rybek…Myśliwi są wręcz społecznymi bohaterami – chronią i dokarmiają zwierzynę. A jaki jest nas obraz? Szkoda gadać…Dlatego proszę, aby ktoś nie myślał, że może rżnę cwaniaka i się czepiam niesłusznie byle czego. Nie o to mi chodzi. Zwykle, gdy coś piszę, to wiem to na pewno, a gdy nie jestem pewien, nie zapominam poinformować. Jeśli chodzi o tych Indian, to dam sobie już spokój, jednocześnie mając nadzieję, że kiedyś sam @Maniek wpadniesz na ich trop. Poza tym Masutatsu Oyamy nikt nie pokonał…
o "zielonych" bym się nie martwił, oni mnie właśnie szkolą... a pozatym przed wedkarzami jest wiele innych bardziej uciązliwych spraw...
"Mi chodziło tylko o to, abyśmy my, starsi wędkarze dawali przykład i starali się w swoich tekstach ukierunkowywać czytającą nas młodzież w jedyną słuszną i moim zdaniem godną prawdziwych wędkarzy stronę – łowienia okazów."
I tutaj się z Tobą zgodzę! Ale nie od razu Kraków zbudowano. Wydaje mi się, że do polowania na okazy trzeba dojrzeć jako wędkarz. Z początku cieszy każda złowiona ryba, potem prawdziwy łowca szuka coraz większych wyzwań (tak przynajmniej jest w moim przypadku). Ale mnie to nie rusza, że przez kilka tygodni nie złowię ani jednej ryby - łowiąc na przynęty, które są większe niż klenie i jazie, które cieszą niejednego spinningistę. Polując na okaz trzeba sobie zdawać sprawę z takich sytuacji i nie załamywać się brakiem wyników nawet w dłuższym czasie. Początkującego tak nie zachęcisz, a raczej zniechęcisz - brakiem wyników właśnie.
A co do Oyamy - "Nie przegrywa ten kto nie walczy" - Masatatsu Oyama nie przyjmował wyzwań od zawodników z Brazylii, min. Od rodziny Gracie - twórców brazylijskiego jujitsu, bo zdawał sobie sprawę jak się to dla niego skończy. Podobnie jak kilku innych "niepokonanych" - którzy dobierali przeciwników wśród osób o wiele słabszych. ;-)
I tutaj się z Tobą zgodzę! Ale nie od razu Kraków zbudowano. Wydaje mi się, że do polowania na okazy trzeba dojrzeć jako wędkarz. Z początku cieszy każda złowiona ryba, potem prawdziwy łowca szuka coraz większych wyzwań (tak przynajmniej jest w moim przypadku). Ale mnie to nie rusza, że przez kilka tygodni nie złowię ani jednej ryby - łowiąc na przynęty, które są większe niż klenie i jazie, które cieszą niejednego spinningistę. Polując na okaz trzeba sobie zdawać sprawę z takich sytuacji i nie załamywać się brakiem wyników nawet w dłuższym czasie. Początkującego tak nie zachęcisz, a raczej zniechęcisz - brakiem wyników właśnie.
A co do Oyamy - "Nie przegrywa ten kto nie walczy" - Masatatsu Oyama nie przyjmował wyzwań od zawodników z Brazylii, min. Od rodziny Gracie - twórców brazylijskiego jujitsu, bo zdawał sobie sprawę jak się to dla niego skończy. Podobnie jak kilku innych "niepokonanych" - którzy dobierali przeciwników wśród osób o wiele słabszych. ;-)