Survival - Finlandia 2010
pawelekk: |
No @Frajter, gustowny rowerek |
Nie nabijać się proszę - lepiej jechać na takim jak iść z buta Ja wiem jedno że już bym tam wrócił ale z gumami 5/6" i woblerami po 20 cm i więcej . Remikowi zabrakło dnia może 2-ch i metrówka by padła. A coś mi się zdaje że to nie był najlepszy okres na ryby - podglądając finków na łódkach to nie widziałem żeby coś łowili Zobaczyliśmy coś nowego czego do tej pory żeśmy nie widzieli , nowe wody inne zachowania ryb a jakie te szczupaki były wściekłe , zapewniam że nasze tak nie walczą - może to ich morskie korzenie pochodzenia o tej wściekłości świadczyły , nie wiem ale wiem że dały nam troszkę radości
a dodałem tak na szybkiego trochę fotek w swoim albumie
Zabierzecie mnie gdzieś następnym razem?
Siedzę od 2 godzin i przeglądam rzeki w Skandynawii. Już wiem gdzie jadę następnym razem. Ja pierdziele tam to się dzieje...
W końcu siedzę sobie w domku i popijam czerwone, bo przecież tam ni ma , tak sobie cały czas myślę o tej wodzie ogromnej i nieodgadnionej (Remik masz jakąś nową teorię na jej temat, bo przecież to niemożliwe) to co zobaczyliśmy to 1/100000000000 czegoś co można tam obadać. To co Adam napisał, na ryby "nie było bioru" co nie stanowi że na jeziorku przy miasteczku można było się nieźle obłowić licząc naprawdę na grube lochy, nawet sobie nie próbuję myśleć o tym co tam się dzieje jak zamiast dnia przez 24h na dobę jest też noc i jest wiosna czy jesień, a woda jest oddalona od jakiejś miejscowości.... Porażająca jest tam dzicz w pełnym tego słowa wydaniu, robi się krok za daleko od wiochy i nagle człowiek znajduje się w jakiejś krainie gdzie jedynym życiem jest łoś i komary jak nosorożce, a bytu człowieka nie widać nigdzie, las ciężki ciemny nie do przebycia i ukryte w nich masakryczne możliwości połowu ryb które nigdy nie widziały przynęty. Jest jednak jeden ból, mobilność na miejscu to podstawa, dostać się do jakiejkolwiek wody to wyczyn niebylejaki, przyzwycziliśmy się do tego że gdziekolwiek się pojedzie jest dostęp do wody, drogi ścieżki wydeptane szlaki, to wszysko pada tam u podstaw, dojście do wody jest w 99.9% niemożliwy, fartem w zasadzie zdybaliśmy jedno jeziorko na którym jak pionierzy na bosaka wydeptaliśmy w trzcinowiskach pierwsze stanowiska. Nie widzieliśmy tak wiele że jakbym mógł to za 5 min. wsidłbym do samolotu i poleciał znowu, mądzrzejszy o bagaż doświadczeń, zdobytych w zaledwie w parę dni, ach....
masakra no nie a oni się tu ze mnie śmieją że na różowym rowerku mi się to branie w tym szkierze gdzie osiedliśmy będzie śniło po nocach co to było ??????? nawet nie miałem siły przywalić w tubę
Jak dla mnie to coś ze sreberkowatych, ewentualnie łódź podwodna klasy KURSK.
A tak na poważnie takich kopiących szczupaków to u nas nie ma, one tam mają adhd, jak już jeść to pożądnie i szybko, wścieklizna i agresja 100%
A tak na poważnie takich kopiących szczupaków to u nas nie ma, one tam mają adhd, jak już jeść to pożądnie i szybko, wścieklizna i agresja 100%
Zazdroszczę cały wędkarskim sercem! Przypomnieliście mi czasy gdy łowiłem w podobnie rybnych wodach. Napiszcie proszę jakość szerszą relację z Waszej wyprawy.
Cieszę się, że w ogóle wróciliście. Przecież ta "rzeżba", którą obejmujecie, to ruski niewypał, katiusza z 2 wojny, która się wbiła w ziemię. Kształt ryby, to taka zmyłka, w radzieckim stylu. Dobrze, że nie wybuchła.
Remik ty mnie tu szantażem nie bierz spoko muszę sobie wszystko poukładać, a 2 to trochę się obawiam o swoją kondycję , jak na razie to ledwie łażę i cały czas czekam chyba na poprawę i żrę te cholerne prochy a bardzo tego nie lubię.