WARSZTAT SS
No właśnie... Musielibyśmy wkroczyć w świat zmysłów ryb, niejednakowy dla wszystkich gatunków i zastanowić się nad magią dżwięków naturalnych, które powstają w wyniku najzwyklejszych życiowych czynności (także poza nimi, z otoczenia i z zewnątrz…), ale nie obejdzie się także bez magii dżwięków obcych, które mogą mieć zastosowanie ze skutkiem porównywalnym, bo przecież zwierzęta uczą się na podstawie doświadczenia metodą prób i błędów…
Jeśli chodzi o mnie, to bardzo dawno temu nauczyłem się dzielić łowiska na różne typy. Z tego względu, że jeździłem po całym kraju, mogłem sobie na to pozwolić. W sporym zaokrągleniu są dwa typy łowisk – dzikie i poddane dużej wędkarskiej presji. Każdy jeden wędkarski aspekt staram się rozpatrywać pod takim kątem. Niby zwykła grzechotka… Ile jednak pytań się rodzi i ile można przeprowadzić eksperymentów… Łowiłem mnóstwem różnych woblerów i innymi przynętami posiadającymi ten dodatek… Oryginalnymi przynętami i tworzonymi przeze mnie… Kupowałem gotowe grzechotki i sam je tworzyłem z różnych, najróżniejszych materiałów, jeśli chodzi o warstwę zewnętrzną, po wypełnienie, od kulek stalowych po nasiona i kamyki z piaskiem włącznie… Przyklejałem nawet takie grzechoczące ustrojstwa do korpusów, aby wydobyć dźwięk na zewnątrz przynęty w jak najbardziej nieskażonym i niestłumionym stanie… Istny grzechotnik był ze mnie… Mogę z tego względu co nieco w tym temacie powiedzieć…
Jeśli chodzi o mnie, to bardzo dawno temu nauczyłem się dzielić łowiska na różne typy. Z tego względu, że jeździłem po całym kraju, mogłem sobie na to pozwolić. W sporym zaokrągleniu są dwa typy łowisk – dzikie i poddane dużej wędkarskiej presji. Każdy jeden wędkarski aspekt staram się rozpatrywać pod takim kątem. Niby zwykła grzechotka… Ile jednak pytań się rodzi i ile można przeprowadzić eksperymentów… Łowiłem mnóstwem różnych woblerów i innymi przynętami posiadającymi ten dodatek… Oryginalnymi przynętami i tworzonymi przeze mnie… Kupowałem gotowe grzechotki i sam je tworzyłem z różnych, najróżniejszych materiałów, jeśli chodzi o warstwę zewnętrzną, po wypełnienie, od kulek stalowych po nasiona i kamyki z piaskiem włącznie… Przyklejałem nawet takie grzechoczące ustrojstwa do korpusów, aby wydobyć dźwięk na zewnątrz przynęty w jak najbardziej nieskażonym i niestłumionym stanie… Istny grzechotnik był ze mnie… Mogę z tego względu co nieco w tym temacie powiedzieć…
Tak prawdę mówiąc, to wędkarstwo podlodowe otwiera wiele możliwości poznawczych i jest najszybszą drogą do wnikania w tajemnice ryb. Wierci się dziurę i można natychmiast przy pomocy wędki oraz przynęt zaglądać do środowiska ryb. Ryb prawdziwych, wędkarskich rarytasów, a nie na podstawie gupika, neonka i skalarka snuć domysły, ha, ha… Bo, niestety, tak często jest… Wędkarstwo podlodowe i pstrągarstwo rzuca światło na spostrzeżenia, a łowię w ten sposób od dziecka. Podlodowe przynęty często wyposażam w grzechotki. W prawie niby zupełnie niemym świecie pod lodem, toczy się nieraz bujne, akustyczne życie, jak na dyskotece…
Wiele zwierząt będących pokarmem ryb chodzi, pełza, a nawet skacze po dnie… Nie odbywa to się, rzecz jasna bezwzględnie bezgłośnie… Ryby na wszystko mają oko i ucho… Mormyszki i błystki nie mające grzechotek są często gwałtownie opuszczane na dno, aby nie tylko wzniecić obłok osadów, ale aby także zasygnalizować dźwiękiem swoją obecność. Można także szurać tymi przynętami po np. twardym podłożu i raptownie, lub delikatnie je podrywać… Podobne techniki stosuje się w tzw. jigowaniu, często używając specjalnie skonstruowanych do takich celów główek z haczykiem. Ale nie o to chodzi, żeby przytaczać przykłady, tylko zrozumieć istotę rzeczy… W tym wypadku chodzi o mniej, lub więcej udane próby odwzorowania naturalnego zachowania pokarmu, aby w sposób jak najbardziej maksymalny zachęcić rybę do brania…
Pokarmem ryb drapieżnych nie są tylko i wyłącznie ryby… To większość z tego, co żyje w wodzie, pod nią i nad… Nie są to na pewno nieme i zastygłe w bezruchu słupy soli… Z reguły tam, gdzie ruch, znajdzie się i dźwięk. A znacie kozę, tą rogatą rybkę zakopującą się w piachu? A znacie „piskającego” pęcherzem pławnym piskorza i cmokające przy zbieraniu pokarmu z powierzchni wody takie rybki, jak np. lin i okoń ? Śliz, kiełb, brzanka, świnka itp., uciekając przed drapieżnikiem i szukając schronienia wśród kamieni i pod nimi, potrącają je, a one dżwięcząc zdradzają miejsce pobytu uciekiniera… Jest oczywiście takich zdarzeń w podwodnym świecie mnóstwo, w których dźwięk jest dla drapieżnika dominującym sygnałem przewodzącym w polowaniu, jego słuchową tarczą strzelecką… Bywa przecież noc, bywa przecież brudna, czy mętna woda, a więc wzrok traci siłę… Są również drapieżniki, u których właśnie słuch jest zmysłem wyprzedzającym znacznie w perfekcji znaczenia takie zmysły, jak np. wzrok, czy linia boczna i są one jedynie „dodatkami” wspomagającymi… Cdn.
Funkcję grzechotki może spełniać odpowiednie OKO... Tylko wiecie, jeśli chodzi o "dżwięki", to istnieją tu wielkie różnice, jeszcze większe, niż w kolorystyce, czy pracy przynęt, ha, ha... Nie wystarczy wkleić do woblera pełnego wiadra kulek stalowych, albo orzechów włoskich, ha, ha, oj, nie wystarczy... Wszak komponujemy muzykę dla ryb, a to bynajmniej nie słuchacze heavy metalu...
No to nadal grzechoczę… Weżmy np. suma… Miałem kiedyś takich Big S – ów Szekspira cały wór… Jeżdziłem na Odrę, gdy jeszcze nikt nie jeździł, autobusami i pociągami, ha, ha… Syf, kiła i mogiła… Rzucałem tymi Big esami gdziekolwiek się dało (także na pałeczkach tyrolskich), bo chciałem się ich jak najszybciej pozbyć ( niemiłosiernie grzechotały w plecaku, a ja, człowiek cichy i skryty jestem przecież…)… Woda była brudna strasznie… Klenie i bolenie brały pod nogami, jakby były bez oczu, nie mówię już o innych rybach, naprawdę ślepych, jeśli je przyrównać do tych dwóch gatunków… No i co… Trafiały się także sumy… Tylko, że te do półtora metra czasem dawałem radę, a większe, cóż, wiadomo… Jednego fuksem udało mi się wyholować i jest moją największą rybą… Trwało to może ze trzy lata, te same miejsca, te same główki… Było mnóstwo ryb zerwanych i drugie mnóstwo wypuszczonych (mam na myśli tą jedną, jedyną przynętę), także bardzo wiele sandaczy, szczupaków… Pojawiły się wtedy w sklepach farby fluo. Grzechoczące Big esy przestały łowić po dwóch latach, nawet przemalowanych niedobitków z dna wora ryby nie chciały… Zaczęły odprowadzać, ale nie kąsały… Miałem z dwadzieścia parę lat… W miejscach, w których łowiłem nigdy (powtórzę : nigdy!) nie spotkałem żadnego wędkarza, a byłem tam ze 100 razy (100 razy!..), zwykle od piątku do niedzieli… I jaki z tego wniosek… Bardzo prosty. Cdn.
Każdą jedną wodę można przepszeniczyć, przekukurydzić, przerosówkować, przewaniliować, przewoblerować, przebłyszczyć, przeczerwienić, przezielenić, przeżółcić, przegrzechotkować i wreszcie przepieprzyć itd., ha, ha… Ryby się uczą. Im starsze i większe, tym bardziej doświadczone… Nie to, co człowiek. Im starszy, tym większe głupoty gada (oczywiście są wyjątki i ja do nich należę, ha, ha...). Chcecie, to wierzcie, nie chcecie, to nie wierzcie…
Zmieniłem sygnał w grzechotkach. Brania znów się zaczęły… Chcecie, to wierzcie, nie chcecie itd….
Zmieniłem sygnał w grzechotkach. Brania znów się zaczęły… Chcecie, to wierzcie, nie chcecie itd….
Dźwięk, jaki wydaje przynęta jest jedną z jej cech… To cecha równie ważna, jak pozostałe w całkowitym i finalnym podsumowaniu. Między cechami przynęt, a zmysłami ryb istnieje pewna relacja w sensie znaczeń i oddziaływania. Ryby z reguły najdłużej zapamiętują szczegóły, bezpośrednio związane z najważniejszym swoim zmysłem i podlegające jego jurysdykcji, ha, ha… Tak prawi król Julian, który znów się obudził (Zaduszki?..), o czym Wam mocno zażenowany, z rumieńcem dyskretnie donoszę…
Ktoś powie „no tak, ale najcichszy wobler z kotwiczkami i tak grzechocze (bo musi) wydając określony, charakterystyczny dźwięk, a więc zgodnie z regułą przebłyszczenia, powinien być przynętą o malejącej łowności w łowiskach, w których jest bardzo często stosowany… Oczywiście.., i tak rzeczywiście jest… Można byłoby rzec w odpowiedzi „a czy teoretyku próbowałeś, oprócz tradycyjnych, także bezgłośnych rozwiązań ?, ha, ha…”… Ha, ha, nieprzewidywalne są wyroki boże, ha, ha… Wszystko się miesza… Ryby zapamiętują typy przynęt, czyli kształty, ich kolory, pracę, dźwięki, zapachy itp. Indywidualnie. Nikt nie powiedział, że z czasem nie zapominają… Przychodzą także nowe pokolenia. Czy ktoś rzekł, że łowienie na przynęty sztuczne jest łatwe? Nie jest łatwe w „trudnych” wodach, a takich jest coraz więcej… Dlatego „rosówkarze”, „żywczarze” i „fileciarze” itp. spokojnie, na swoich fotelikach obserwują nasze coraz bardziej pękate plecaki ( to przynęty, a nie ryby są tego powodem) i pod nosem z ubawem coś mruczą, jak tłuste koty pod kominkiem… I niech lepiej Ci, którzy jeszcze nie łowią w wodach na maxa oblężonych przez spinningistów się nie odzywają… Lepiej, niech nie „grzechoczą”, ha, ha… Bo powoli idzie ławą od południowego zachodu „polskie lepsze”… Ryb coraz mniej, konkurencja pokarmowa maleje, melioranci szaleją… Zobaczycie co niektórzy, jak to jest… Ja to mam od wieków… Dlatego tak kombinuję z różnymi przynętami… Potrzeba matką wynalazków… A gdy chcę sobie połowić – jadę dalej w Polskę, bo u mnie wody zawdy dobre do testów, ale gorsze do „normalnego” łowienia… I dobrze, bo przynęta musi wyprzedzać czas… No i takie są w zanadrzu, ha, ha… Asa w rękawie trza mieć… O czym skromnie, ja oszust karciany i zawsze prawdę prawiący wędkarz, ha, ha, chciałbym przypomnieć…
Wyskakiwać z trzciny Sławku ,z trzciny :-).
Albo z trawy, bo to nie chrząszcz... Ale co za problem, możemy drukować każdego mieszkańca traw, trzcinowisk, bagien, wody i powietrza, ha, ha, itd. Płazy, gady, owady, ryby itd. "Na co pane biere? Aha, na rzęsorka..."... Za trzy dni mamy sto rzęsorków... Ha, ha... No nie, zaczyna to być na maxa śmieszne.... Ha, ha... Jak ja to lubię... Gorzej, jakby za trzy dni już na rzęsorka nie brały, ha, ha... No to byśmy sprzedali tam, gdzie biere, ha, ha...
Pasikonika zrobię na kilka różnych sposobów. Ale to trzeba będzie gruntownie przetestować, bo sprawa jest innowacyjna. Chodzi o melodię, jaką ma grać, ha, ha... O ile się nie mylę, do lata jeszcze trochę czasu zostało...
Jedną z tych dwóch wersji pracy będzie mieć Łamaniec SS 3d.
https://www.youtube.com/watch?v=kXkEEJprmXc
https://www.youtube.com/watch?v=tbcX3Y7kdH4
https://www.youtube.com/watch?v=kXkEEJprmXc
https://www.youtube.com/watch?v=tbcX3Y7kdH4
Ten drugi na kacu bo mu się ogon strasznie trzęsie :-)
No to już po testach :-) ,teraz do malowanka a w przyszłości mniejszy :-).
lester: |
Ten drugi na kacu bo mu się ogon strasznie trzęsie :-) |
Są kobiety, które lubią facetów na kacu... ha, ha...
kielo: |
No to już po testach :-) ,teraz do malowanka a w przyszłości mniejszy :-). |
No, mniejszy by się przydał, ha, ha, w razie gdyby co... Ten mruczy jak kot... Byłby kotek...
A widzisz łamańce chyba nie mają nazwy :-) hahha no nie wiem ale chyba by trzeba jakiś konkurs zrobić hahah żartowałem :-0.