WARSZTAT SS
w dupę węża, ależ mi się podoba te Pana Sławka malowanie.
Czarne kropki będą jeszcze "zgaszone" przezroczystą perłą... Maluję tylko to, co jest potrzebne i w pewien sposób sprawdzone praktycznie... Znam kolory, które "lubią" pewne gatunki ryb i dla nich dobieram "styl" malowania... Broń mnie "Wielki Manitou" przed pokusą malowania "pod ludzi", bo to oznaczałoby, że przegrałem z komercją... Malowanie można podzielić na "artystyczne", "estetyczne" i "łowieckie"... Każde może się sprawdzić, ale nigdy nie w równym stopniu... Zwycięży zawsze duch pędzla Manitou... Jego oko, tak jak OKO ryby widzi inaczej...
Napiszę teraz, jak wycinam rowki na ster. Będę jeszcze musiał wrócić do “historii” i podsumować pewne sprawy. Niektóre celowo ominąłem, niektóre wydawały mi się zbyt proste, aby o nich pisać. Jednak weryfikacja pewnych tematów jest konieczna i niebawem to zrobię. Tak, jak pisałem na początku, do wiosny powinienem ten temat zakończyć. Na malowaniu skupię się i poświęcę mu więcej czasu, gdy pierwszy pierwiosnek przebije się z ziemi ku nieba światłu… Muszę mieć nastrój… Struno mego serca drgaj i graj, ha, ha…
Rowki na ster wycinam, jak zwykle wszystko, co robię, w bardzo prosty i niezwykle “skuteczny” sposób… Hand made polega na prostocie czynów dokonywanych dłońmi, ale sterowanych już przez znacznie odbiegający od prostoty układ myśli i dążeń… Po co mi skomplikowane “urządzenia” do wycinania prostopadłych do osi woblera rowków, skoro nie mam “strita” (dzięki Bogu) i ręce mi się nie trzęsą (to dzięki mnie, bo na razie nie piję, ha, ha…).
A więc załóżmy chcemy wyciąć rowek na ster o grubości 1 mm. Do tego celu mam już chyba dwudziestoletni spiłowany brzeszczot. Jest tak spiłowany, że wycina rowki o szerokości 0.9 mm po to, aby ster wchodził ciasno. Mam nawet takie woblery o wymienialnych sterach - po prostu ich nie kleję i wymieniam sobie w trakcie łowienia, w zależności od potrzeb… Mało tego, w niektórych woblerach mam po kilka rowków i jednym woblerem (o ile się do tego nadaje) mogę łowić np. na różnych głębokościach… Brzeszczot ustawiam pod mniej więcej interesującym mnie kątem i delikatnie, ostrożnie robię pierwsze nacięcie. Należy brzeszczot tak ustawić, aby przy pierwszym ruchu ciął “z włosem” (oczywiste). Na fotografiach przedstawiłem, jak to wszystko wygląda. Tnie się etapami, spokojnie, powoli i sprawdza przeznaczonym do tego celu specjalnym “testowym sterem”, o wiele szerszym i większym od steru właściwego, który zamierzamy wkleić. Dla skrupulatnych i dokładnych “niedowiarków” mam “tablicę równości”… Przy odrobinie wprawy kwestia “rowek na ster” to także kwestia - kilku sekund… Takie rowki przeważnie latem wycinam nad rzeczką, bo zimą, brr, nie da rady…
Właśnie w “roboczym” woblerze wyciąłem miejsce na przygotowany wcześniej ster . Wszystko jest idealnie równo… Znam takie woblery i z prawdopodobieństwem 99.999 % mogę stwierdzić, że będzie tak “chodził”, jak zaplanowałem - z mykami i lusterkowaniem. Wszak ma to być wobler “pstrągowy”, ha, ha… Jutro idę go ustawić i jeśli przezroczystość wody na to pozwoli spróbuję nagrać jakiś filmik. Chcę pokazać, jak różne typy sterów działają na tą przynętę… Obciążenie woblera to jeszcze nie wszystko - należy tak dobrać ster, aby wstępny plan się ziścił… Zbyt duży ster może destrukcyjnie wpłynąć na akcję, bo przejmie “główną rolę” i cała energia przynęty skupi się w jednym miejscu… Nie należy dopuścić do tego, aby ster nas “wysterował”… Dlatego w zanadrzu (gdy się robi nowe typy, albo eksperymentuje) trzeba mieć zapas różnych sterów i szukać dla nich miejsca… Jeszcze napiszę, która “faza produkcji” najlepiej się do tego nadaje…
Może ktoś się ze mną założy, że “roboczy” będzie lusterkował i miał myki? Stawiam swój ulubiony brzeszczot, ha, ha…
Rowki na ster wycinam, jak zwykle wszystko, co robię, w bardzo prosty i niezwykle “skuteczny” sposób… Hand made polega na prostocie czynów dokonywanych dłońmi, ale sterowanych już przez znacznie odbiegający od prostoty układ myśli i dążeń… Po co mi skomplikowane “urządzenia” do wycinania prostopadłych do osi woblera rowków, skoro nie mam “strita” (dzięki Bogu) i ręce mi się nie trzęsą (to dzięki mnie, bo na razie nie piję, ha, ha…).
A więc załóżmy chcemy wyciąć rowek na ster o grubości 1 mm. Do tego celu mam już chyba dwudziestoletni spiłowany brzeszczot. Jest tak spiłowany, że wycina rowki o szerokości 0.9 mm po to, aby ster wchodził ciasno. Mam nawet takie woblery o wymienialnych sterach - po prostu ich nie kleję i wymieniam sobie w trakcie łowienia, w zależności od potrzeb… Mało tego, w niektórych woblerach mam po kilka rowków i jednym woblerem (o ile się do tego nadaje) mogę łowić np. na różnych głębokościach… Brzeszczot ustawiam pod mniej więcej interesującym mnie kątem i delikatnie, ostrożnie robię pierwsze nacięcie. Należy brzeszczot tak ustawić, aby przy pierwszym ruchu ciął “z włosem” (oczywiste). Na fotografiach przedstawiłem, jak to wszystko wygląda. Tnie się etapami, spokojnie, powoli i sprawdza przeznaczonym do tego celu specjalnym “testowym sterem”, o wiele szerszym i większym od steru właściwego, który zamierzamy wkleić. Dla skrupulatnych i dokładnych “niedowiarków” mam “tablicę równości”… Przy odrobinie wprawy kwestia “rowek na ster” to także kwestia - kilku sekund… Takie rowki przeważnie latem wycinam nad rzeczką, bo zimą, brr, nie da rady…
Właśnie w “roboczym” woblerze wyciąłem miejsce na przygotowany wcześniej ster . Wszystko jest idealnie równo… Znam takie woblery i z prawdopodobieństwem 99.999 % mogę stwierdzić, że będzie tak “chodził”, jak zaplanowałem - z mykami i lusterkowaniem. Wszak ma to być wobler “pstrągowy”, ha, ha… Jutro idę go ustawić i jeśli przezroczystość wody na to pozwoli spróbuję nagrać jakiś filmik. Chcę pokazać, jak różne typy sterów działają na tą przynętę… Obciążenie woblera to jeszcze nie wszystko - należy tak dobrać ster, aby wstępny plan się ziścił… Zbyt duży ster może destrukcyjnie wpłynąć na akcję, bo przejmie “główną rolę” i cała energia przynęty skupi się w jednym miejscu… Nie należy dopuścić do tego, aby ster nas “wysterował”… Dlatego w zanadrzu (gdy się robi nowe typy, albo eksperymentuje) trzeba mieć zapas różnych sterów i szukać dla nich miejsca… Jeszcze napiszę, która “faza produkcji” najlepiej się do tego nadaje…
Może ktoś się ze mną założy, że “roboczy” będzie lusterkował i miał myki? Stawiam swój ulubiony brzeszczot, ha, ha…
W sumie jestem zadowolony z tego woblera. Przy tak małym sterze dobrze bryka. Nie było czasu, aby sprawdzić inne stery. Nic nie wklejam, bo znajdę taki ster, przy którym będzie pracował jeszcze lepiej. Na pewno będzie to ster łamany. Te lubię najbardziej, bo mają dwie płaszczyzny "natarcia", ha, ha...
I "to" się nazywa Y(LM) moi kochani... Praca głowy prawie niedostrzegalna z pracującym w sposób widoczny ogonem, do tego myki i lusterkowanie... Polskie ryby to lubią... Dlaczego? Zapytajcie się większych ode mnie fachowców, od których przecież w necie się aż roi, ha, ha...
Cykadass: |
Tak jeszcze wyglądało to miejsce dwa, trzy lata wstecz... Powolutku się "odradzało" w wersji zminiaturyzowanej... To już trzecia melioracja w ciągu 40 lat... Teraz rządzi "spec - ustawa"... |
Matko Boska ale matoły zarządzają naszym światem.
Co krok, co rusz mam tego dowody.
A to, że się wciąż temu dziwię świadczy dla mnie, że jeszcze nie pora myśleć o emeryturze
Od ponad 40 lat w tym miejscu lubię ustawiać i testować woblery… Krzyż wg mnie jest znakiem cierpienia… W miejscu zaznaczonym kółkiem i krzyżem ON mi wziął… Za plecami ( moje stanowisko to SS, ha, ha) miałem potężny klon, którego korzenie sięgały wody… W tym miejscu był dwumetrowy dołek, a ON wyszedł z niego i żerował powyżej… Kiedy przeciągam testowany wobler, widzę JEGO potężną paszczę zasysającą jedną z pierwszych Rapalek… Miałem wtedy z 12 lat… ON może był moim “rówieśnikiem“, bo miał grubo ponad 60 cm. Nigdy więcej nie przeżyłem więcej emocji i wzruszeń podobnego rodzaju, jak tamtego majowego dnia… Z mostu kibicował mi w czasie holu nagle powstały tłumek kumpli i kibiców… “Sapcio, uważaj, idzie pod most!… Wraca!… Korzeń!, uważaj!, bardziej w lewo go prowadź!…” itp. Burty były wysokie i wyciągnąłem GO z wody chwytem za skrzela… Byłem tak oszołomiony, że nie wiedziałem dobrze, co się dzieje… Jófej zabił GO kamieniem… Ktoś inny pobiegł po miarkę, stolarski “metr”… Cały się trzęsłem z emocji i… dumy… Niektóre koleżanki z klasy też były… Niosłem GO do domu otoczony krzyczącymi “mistrz” i gestykulującymi kolegami… Ojciec spojrzał ironicznie, ale zazdrości nie potrafił ukryć (wędkarz), mama z pobłażaniem… Tylko babcia była zachwycona… Minęły z dwa, trzy lata i “rzeczkę” zmeliorowano… Miałem do niej od domu około 100m… Stanąłem na moście i z bólem wpatrywałem się w “kółko z krzyżykiem”… Póżniej zmeliorowano Czerwoną Wodę, tam z mostu pociekły mi do rzeki łzy… Do niej miałem z 500m i tam żyły nawet 80+… Po kilku latach wróciłem w to miejsce w pewnym celu… Podniosłem oczy do nieba i przeprosiłem GO… Za to, że nie darowałem MU życia… Wynagradzam MU teraz JEGO przedwczesną śmierć z mojego powodu w inny sposób… ON ciągle żyje… W moich oczach… Żyje wtedy, gdy ściągam testowany wobler i wtedy, jak je zamykam, gdy kładę się do snu…
Podobnych wspomnień mam bardzo dużo... Zaczynają mnie prześladować. Zamieniają się w koszmary, bo coraz trudniej mi uwierzyć, gdy patrzę na współczesną przyrodę, że pamięć mnie nie myli i tak było naprawdę... Potężne raki szlachetne w każdym strumyku, minogi, miętusy... Rójka jętki majowej, tak gęsta, jak szaro zielona ciężka mgła...