WARSZTAT SS
O taaak, ta cykada nie raz mnie ratowała. Mam jedną jedyną z tych starych jeszcze. Kremowy kolor i złoty brokat, wieczór, nizinna woda...i sie zaczyna haha.
Mów więcej ;-)
Sprawdziła mi się głownie w lecie, późnym wieczorem, na sandacze i bolenie.Wielkość ryb nie powalała, ale ilość to wynagrodziła haha. Jesienią zaś łowiłem nią u siebie okonie. Kawał metalu z niej, lata kozacko, ale wielkośc taka ze okoń 15cm wali w nią bez problemu. Oczywiście większe też brały haha. U mnie te cykady mają obowiązkowo bardzo duże czarne oczy i ubarwienie takie jak pisałem wyżej.
Najbardziej fascynujący świat jakiejkolwiek przynęty (typu) można w zarysie poznać dopiero wtedy, gdy się ją tworzy i jednocześnie nią łowi… Wybiera się gatunek ryby i dla niej robi się przynęty… To wieloetapowy twór, a być może potwór… Prototypy, poprawki, znów prototypy… Szydło wielokrotnie wychodzi z worka i człowiek staje twarzą w twarz z niekończąca się nigdy przygodą i zagadką, na którą jest tysiące poprawnych odpowiedzi… Słyszę nieraz i czytam, jak ktoś stwierdza, że np. w danym dniu na cykady, albo woblery itd. ryba nie brała… Nigdy tak nie można stwierdzać… Nigdy. Bo czy człeku kochany wykorzystałeś wszystkie możliwe warianty tych przynęt w zakresie ich cech i czy łowiłeś wykorzystując wszystkie możliwe techniki itd., itd…. Hmm, a teraz zachowując stary i dobry styl… W swoim czasie miałem odchyłę, polegającą na dociekliwości w badaniu różnych tematów, ha, ha… Jest coś takiego, jak „specjalizacja”… Może być specjalizacja w połowie np. okazów jakiegoś tam gatunku, a może być również np. specjalizacja w łowieniu ryb taką, a taką przynętą, czy rodzajem przynęt… No i właśnie cały problem znika, gdy się połączy obie „specjalizacje” do kupy, ha, ha… Znika, w sensie pojęcia, bo gdy się już wreszcie coś zrozumie, to wcześniejsza zagadka może nagle wydać się banalnie prosta… Póżniej puka się człowiek palcem w czoło, jak ja nie mogłem tego wiedzieć, albo na to wpaść… Istnieje w tradycji fałszywy podział przynęt (ze względu na rodzaj) na bardziej i mniej łowne… No i ten ortodoksyjny podział, siłą rzeczy dzieli także wędkarzy, bo każdy przecież ma jakieś tam doświadczenia… Tylko, że większość wędkarzy bawi się na swoim podwórku i ze swojej piaskownicy nie wychyla nosa dalej… Znam wędkarzy, którzy kiedyś, gdy Warta była jeszcze bardzo rybną rzeką, łowili w okolicach obecnego Parku Narodowego k. Słońska przez cały sezon wyłącznie na srebrne obrotówki ze stalką i uważali, że nie ma od nich lepszych przynęt, bo wsio może „przywalić”… No i zaraz rodziło się pytanie, czy nastawiali się kiedykolwiek na okazy poszczególnych gatunków, czy łowili innymi typami przynęt itp. Ale odpowiedzi były wiadome z góry, więc nie pytałem… W skromnym zdaniu rzec bym chciał, że wszystkie sztuczne przynęty, bez względu na rodzaj, zachowujące technicznie wymagane parametry, mają równe szanse w skuszeniu ryby… Tu chodzi tylko i bardziej, ha, ha, o rodzaj wody i presję, a nie przynęty… A przynęty wiadomo, oprócz kształtu, rodzaju i typu, w tychże kształtach, rodzajach i typach, mają różną pracę, różne ubarwienie, wielkość, wagę, zapach, no i różny wydają dźwięk… Politycznie prawiąc, czasem, a nawet bardzo często, ha, ha, „zaniedbania”, lub „niedociągnięcia” w jednym, jedynym z tych szczegółów, powodują „zaniechania” u ryb… Dobranie w rodzaju przynęty odpowiednich cech, lub stworzenie ich, jest już sztuką - odpowiednich na dany gatunek, daną wodę i daną chwilę… A gotowe wyroby dobierać należy do tego zwykle w ekspresowym tempie, jakby mało jeszcze było kłopotów, podkreślam… Bo to nie zasiadka na karpia, ha, ha… Potężny sumowy wobler odpowiednio zredukowany i pomalowany, będzie łowił w swoim czasie i na jakiejś wodzie okonki, a wąska i długa wahadłówka tzw. boleniowa, po dodaniu jej (lub nie) kilku kropek, czy kresek będzie łowiła w swoim czasie i na jakiejś tam rzece pstrągi… No i tak dalej… Istnieją „odgórnie” motywowane „szablony” i w tej materii to nie chcę nawet zacząć się wypowiadać, bo musiałbym pieprzyć do końca życia, a może i ciut dłużej… Ha, ha… Poza tym, przynęta, przynęcie nierówna… I już się zapomniałem. Stop. Koniec bajery.
Aha, jeśli chodzi o cykady… Ha, ha, prawdziwe oblicze cykad nie kończy się na kawałku blaszki z ciężarkiem… To niekończąca się opowieść… Teraz już naprawdę koniec!
Aha, jeśli chodzi o cykady… Ha, ha, prawdziwe oblicze cykad nie kończy się na kawałku blaszki z ciężarkiem… To niekończąca się opowieść… Teraz już naprawdę koniec!
To są piękne rzeczy moi drodzy… Przerobiłem oryginały. Wystarczy je „ciut” ulepszyć… Te „ciut” jest ciut wielkie, ha, ha, nawet bardzo wielkie… Ale efekty są zdumiewające. Nawet mnie, ha, ha… Ale tylko metodą połówkową można cokolwiek zmieniać i ulepszać w „gorszym sorcie”, ha, ha… Dwie połówki na łeb i człowiek się zmienia na lepsze, tzn. idzie spać… Spróbujcie. Wyprostować trza „krzywiznę banana”!… „Ukorytkujcie” deczko przód, dodajcie oczek do mocowania agrafki, pokombinujcie asymetrycznie z obciążeniem, itp. Zobaczycie. Ha, ha…
Czyszczenie oczek. Można nożykiem (tak zdaje się, że robi większość), można nawlekać przed lakierowaniem rurki termokurczliwe, albo wentylowe, no i można specjalną mieszanką lakieru z talkiem wstępnie pokrywać oczka i tworzyć kruchą warstwę pod lakierem właściwym… Ja, oczywiście, mam inne sposoby… Na zdjęciach widać o co biega…