WARSZTAT SS
Już niebawem ukażą się dwa nowe wzory cykad – Listek i Rattlin w zmienionej formie. Listka planujemy w trzech wielkościach 3g, 4.5g i 6g, a Rattlina 8g, 12g i 16g.
Przy okazji mam kilka słów do rękodzielników. Tu i tam i ówdzie pojawiają się opinie, zresztą, śmieszne opinie, że cykady to proste przynęty, bardzo łatwe do zrobienia itp. No, mógłbym to samo powiedzieć o woblerach… Np. mógłbym powiedzieć, ze zrobienie dla mnie woblera, czy jerka to pikuś… No bo i taka, zresztą jest prawda… Zawsze apeluję o spokój, ha, ha i rozwagę… Już napisałem kiedyś i proszę o nie klasyfikowanie przynęt ze względu na trudność w „zrobieniu”… Bo każdy, kto połowi dostatecznie długo jakimkolwiek typem, czy rodzajem przynęty z czasem dojdzie do absolutnie prawidłowego wniosku, że nic nie jest łatwo… Czas pokazuje i praktyka, że nie ma prostych i łatwych przynęt… A dlaczego tak jest, jedynie czas i praktyka przybliża prawidłową odpowiedź…
Przy okazji mam kilka słów do rękodzielników. Tu i tam i ówdzie pojawiają się opinie, zresztą, śmieszne opinie, że cykady to proste przynęty, bardzo łatwe do zrobienia itp. No, mógłbym to samo powiedzieć o woblerach… Np. mógłbym powiedzieć, ze zrobienie dla mnie woblera, czy jerka to pikuś… No bo i taka, zresztą jest prawda… Zawsze apeluję o spokój, ha, ha i rozwagę… Już napisałem kiedyś i proszę o nie klasyfikowanie przynęt ze względu na trudność w „zrobieniu”… Bo każdy, kto połowi dostatecznie długo jakimkolwiek typem, czy rodzajem przynęty z czasem dojdzie do absolutnie prawidłowego wniosku, że nic nie jest łatwo… Czas pokazuje i praktyka, że nie ma prostych i łatwych przynęt… A dlaczego tak jest, jedynie czas i praktyka przybliża prawidłową odpowiedź…
Sławek skąd ty tego tyle masz ? Tak sobie myślę, że dzięki twoim publikacjom zbudowałeś świetna sprawę dla wielu fanów przynęt w naszym kraju.
Ha, ha, cała moja rodzina jest „wędkarsko usposobiona”… „Wyższa kasta”, ha, ha, pokoleniowo to idzie… Trochę krewniaczków plącze się po świecie, łowi, no i mi, biedakowi, bardzo mocno zakorzenionemu w naszym pięknym kraju, od czasu do czasu coś niecoś wrzucali do plecaka… Jednak nigdy nie byłem gościem niedzielnym nad wodą i moje potrzeby znacznie przewyższały import, a więc musiałem sam się wziąć za produkcję… Sam jestem produktem. Trudnych przynętowych czasów i ekstremy łowienia… Zdjęcia, które zamieszczam, są ze żródła Jerrego hzs i znam osobiście, ha, ha, jedynie pewną część tych przynęt… Robię to po to, aby młodzi rękodzielnicy (Ci, co nie mają takich możliwości) zapoznali się z częścią ewolucji, głównie w dziedzinie woblerów… Chcę pomóc wiele zrozumieć i otworzyć pola do własnych pomysłów i dać tło do szczególnych inspiracji… Ho, ho, dużo jeszcze tego zostało, bardzo dużo…
Kiedyś w takim woblerze wymieniałem kotwiczki, kot wskoczył na stolik i śrubki wylądowały w gęstej trawie... Nawet spory kawał magnesu nie pomógł w poszukiwaniach. Cóż było robić... Z jakiegoś starego kołowrotka wykręciłem podobne, ale to był błąd, nie ten gwint... Jakaś nieznana ryba, ale o znajomej, "sporej śrubie", ha, ha, popłynęła z nowymi kotwiczkami i resztą ustrojstwa w siną głębię... Miałem z 18 lat, no i przez kota, jak to często bywa, bywało i bywać będzie, sam przez jakiś nieokreślony czas, kocią mordę miałem...