WARSZTAT SS
Do produkcji przynęt mam w pełni romantyczne podejście… Nie chodzi mi o zysk, a „o zwrot kosztów”, ha, ha… No, wiecie, gdyby to „rozhuśtać”, to na pewno byłby jakiś interes, ale… Nie ten człowiek, ha, ha… Pasjonuje mnie coś zupełnie innego… W woblerach drukowanych dostrzegłem tyle zalet i tyle możliwości, zgodnych ze swoimi koncepcjami, że nie ma takiej siły, abym przestał wyczerpywać temat… Kto wie, może już niedługo dotrą do naszej dyspozycji prostsze, tańsze drukarki, które będą zdolne wyprodukować optymalny towar… I w trochę inny sposób… Kto wie… W tej chwili oram temat wzdłuż i wszerz tym, co mamy… I na boki, z mykami, ha, ha… To jest zajebiaszcze… Są upierdliwe wady, ale co tam… Zalety są większe. Tu chodzi głównie o filament przezroczysty i korzyści, które można z tego faktu wyciągnąć, na razie…
Przynęta to kształt, wielkość, kolor, praca, dźwięk, zapach, no i jeszcze coś tam, ha, ha… Woblery drukowane można o wiele łatwiej kierunkować od woblerów tworzonych innymi metodami w stronę optymalizacji wymagań… Ha, ha, wiem, że trudno to zrozumieć tym, którzy po temacie jadą powierzchownie, wiem… Ale na tym polega urok bajery, bo jedni wiedzą, o czym się gada, a inni na razie nie kumają… Tak było przecież z tzw. niuansami pracy woblera, ha, ha… Teraz to mamy filozofów w tym temacie, że ho, ho, hooo… No to serdecznie pozdrawiam, bo przecież niedziela nie istnieje w życiu wędkarza i rękodzielnika, jest zwykłym, siódmym dniem pracy tygodnia…
Przynęta to kształt, wielkość, kolor, praca, dźwięk, zapach, no i jeszcze coś tam, ha, ha… Woblery drukowane można o wiele łatwiej kierunkować od woblerów tworzonych innymi metodami w stronę optymalizacji wymagań… Ha, ha, wiem, że trudno to zrozumieć tym, którzy po temacie jadą powierzchownie, wiem… Ale na tym polega urok bajery, bo jedni wiedzą, o czym się gada, a inni na razie nie kumają… Tak było przecież z tzw. niuansami pracy woblera, ha, ha… Teraz to mamy filozofów w tym temacie, że ho, ho, hooo… No to serdecznie pozdrawiam, bo przecież niedziela nie istnieje w życiu wędkarza i rękodzielnika, jest zwykłym, siódmym dniem pracy tygodnia…
Osierocone Strzygi, porzucone przez ojca zastępczego, znów wróciły do mnie, ojca prawowitego, z papierami DNA, ha, ha... No i muszę znów je paćkać na starą modłę, choć stwierdziły, że w nowych szatach Tomka czuły się również bardzo dobrze, a może i lepiej, ha, ha...Tak to jest, jak się puści córki ze wsi do wielkiego miasta... Zamknąć gęby i śmigać mi tu w tym, co ojciec każe, kurza wasza mać...
Już "kilkapodobnych" było... jest to ciekawe rozwiązanie, a więc i nawiązanie do poprawek i ulepszeń... Kiedyś w około dwudziestu egzemplarzach i około pięciu wariantach poczyniłem pierwsze kroki... Bez śmigieł, ale ze sterem. Koncepcja była taka - od czasu do czasu wobler ma kłaść się na bok... No i się w dwóch przypadkach udało... Niestety, mi się nie udało wrócić do tematu... Do swoich pomysłów wracam czasami poprzez chybił trafił otwarcie stron grubego zeszytu A4, ha, ha, jakoś jeszcze na tej stronie nie raczył się otworzyć, ha, ha...
Tak sobie poczytałem wątków sztuk kilka w innej krainie i przypomniałem sobie jedno z pytań, które kiedyś mi zadano, co myślę o dużych przynętach… A więc odpowiedź też musi być duża, bo z czasem urosła, ha, ha… Po pierwsze, mało kto łowi na takie przynęty… Po drugie, mało jest dobrych dużych przynęt… Po trzecie, logika sumy odpowiedzi poprzednich daje odpowiedź trzecią… A więc po trzecie ((jeszcze raz), należy łowić takimi przynętami, ale dobrymi… Chociażby po to, aby nie dojść do absurdalnego wniosku, że „na duże nie biorą”… Dobra przynęta to taka, która nie zawsze jest dobra, ha, ha… A zła, to taka, która prawie zawsze jest zła, ha, ha… Duże przynęty mają także dużą cenę… Bez względu na jakość, ha, ha… Duża, tzn., że duża cena i koniec… Każda przynęta, ze wszystkimi swoimi cechami (także wielkość jest jedną z cech…) ma swój czas i swoje miejsce… Z tym, że ze względu na zasobność rybostanu, dzikość łowiska, lub jego przebłyszczenie, oraz porę roku (nawet dnia) – wielkość przynęty nie jest stałą wartością i faluje, w pewnym zgodnym rytmie z m. in. zwiększającym się, lub malejącym zapotrzebowaniem energetycznym, albo naglącą potrzebą czynienia takich zapasów… W zasadzie graniczna wielkość przynęty jest wprost proporcjonalna do granicznej wielkości ryb. O ile, łatwo byłoby mi podać w przybliżeniu graniczne wielkości dla np. pstrąga, lub klenia itp., to trudniej dla np. suma, czy głowacicy, bo ryby te rzadko łowiłem z premedytacją i te kilkadziesiąt wypraw w życiu, trudno zaliczyć do praktycznego materiału, na bazie którego mógłbym snuć daleko idące wnioski… Nie mniej jednak z dziecinną łatwością można, posługując się wyobrażnią widzieć różnicę maksymalnej wielkości przynęty na np. okonia i szczupaka, klenia i suma, że nie wspomnę o dorszu i np. marlinie… Duży szczupak, czy sum z łatwością łyknie np. leszcza 30 cm. Zrobiłem kiedyś kilkukrotnie potężne woblery, także niektóre z grzechotkami i pozbyłem się ich stosunkowo szybko, do tego łowiąc z brzegu… I pisząc „potężne” nie mam na myśli wobka ~ 20 cm… To były potwory wielkości, jak na „nasze” uśrednione wtedy parametry, ha, ha… Złowiłem na toto kilka sumów do metra, kilka sandaczy (też do metra, ha, ha…), kilka szczupaków (także do metra, ha, ha…), żywot zakończyły nie na zawadach i nie w szczękach korników, tylko w sinej dali odrzańskiego głównego nurtu z nieokreślonej wielkości rybami (na 99 % sumami)… Podobnie było z wielkimi wahadłami… Po prostu trudno wyciągnąć na brzeg wielką rybę, nie dysponując odpowiedniej jakości i wytrzymałości linkami, wędziskami, albo łodzią, no, a w tamtych czasach nie było w tym względzie za wiele możliwości… Nie wróciłem do takiego łowienia, bo ja łowię, aby wiedzieć, a nie zjeść, albo co gorsza, dla parady, ha, ha… Tak, jak kiedyś napisałem, bazową dla mnie rybą jest pstrąg potokowy i nie widzę rewolucyjnie zasadniczych różnic odróżniających ten gatunek od innych… Na pstrąga potokowego, także często i jest to zabieg bardzo wskazany, należy stosować przynęty, które wielkością różnią się od tych tzw. stereotypowych (no ale znów nasuwa się wniosek, że nie założymy przecież przynęty większej w potoku, w którym mogłaby się nie zmieścić, ha, ha, i to jest ten właśnie beznadziejnie śmieszny wyjątek od reguły, a może być ich sporo, jeśli gruntownie się zastanowić…)… Kiedyś jakieś bzdury napisano, że ryba taka, a taka, to takie, a takie przynęty, taka, a taka wielkość itd., itp. Póżniej dopisywano wędziska, linki itd. W wędkarstwie jesteśmy otoczeni i tłamszeni stekami bzdur i zakorzenionych poglądów… Wszystko, absolutnie wszystko, tłumaczy wyłącznie praktyka, odwaga w przełamywaniu psychologicznych barier i przesądów… Każdy jeden wędkarz, który „przestawi się” na łowienie wyłącznie określonym typem przynęt, czy to ze względu na rodzaj, wielkość, kolory itd. i będzie to czynił w sposób „ciągły”, popełnia błąd po prostu… Jeszcze większym błędem jest negowanie jakiejkolwiek przeciwstawnej zasadności… Prawidłową odpowiedzią, uwieńczoną konkretnym postępowaniem jest „szukanie aktualnych rozwiązań dopasowanych do gatunku, łowiska, pór roku itp.”… Dlatego, skoro duże przynęty są wyjątkowe w ogólnym stosowaniu, jest wskazane nimi łowić, choćby przez fakt przebłyszczenia, pomijając nawet ewidentne fakty wskazujące na naturalne powody uzasadniające taki wybór… Jest czas i miejsce, że duże ryby żrą stosunkowo wielki pokarm, ale żrą przecież i malutki … Poza tym wcale nie muszą „żreć”, aby nadziać się na hak… Bo przecież są jeszcze inne instynkty, które wyzwalają atak i instynkt głodu nie jest w tym wypadku osamotniony, itd.… Ha, ha…
Kiedyś często posypywałem niektóre swoje woblery bardzo rozdrobnionym pyłem ołowiowym, bo znałem magiczną moc Pb. Teraz już wiem z czego ten fakt wynika...
Niewinne próby kończą się często zaskakującymi efektami... Wielkie firmy już od bardzo dawna brokatują, albo zaprzestały... Hmm, kto zna tajniki tego procederu, ha, ha, ten wie, co brokatować, czym i w jaki sposób... Uwierzcie mi, że to magia i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienia świat...
Paw Paw c. d.
Niewinne próby kończą się często zaskakującymi efektami... Wielkie firmy już od bardzo dawna brokatują, albo zaprzestały... Hmm, kto zna tajniki tego procederu, ha, ha, ten wie, co brokatować, czym i w jaki sposób... Uwierzcie mi, że to magia i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienia świat...
Paw Paw c. d.