WARSZTAT SS
Aha... Ale to pionek (choć z zębami) i życzę szybkiej wygranej...
Ale kolejny przeciwnik to Евгений форель.
Panie Sławku dziękuje za założenie tematu i zdradzenia części metody wykonywania woblerów daje dużo do myślenia, kilka zrobiłem w ten sposób jestem ciekawy co z tego wyniknie, jak się uda to wrzucę zdjęcia w odpowiednim miejscu ,na razie dziękuje za wskazówki.
Mam taki trochę durnowaty charakter, że jak do czegoś się dorwę, to nie można mnie oderwać… Jak małpa do bananów wg słów mojej ś. P. prababci. Praca w warsztacie dosłownie wre i do niejednego tematu powrócę w stosownym czasie… W tej metodzie jest metoda, ha, ha i trzeba to samemu wyczaić… Na razie wskazałem kierunek… Tak wygląda HM od A do Z… Można byłoby jeszcze dodać blasku…. Ściąć drzewo kamienną siekierą… Poćwiczyć karate i naharatać desek… Klej zrobić z rybich pęcherzy… Dlatego “HM“, bo póżniej następuje to “hmm“, już swojskie i polskie…
Dzięki @TOMALA za wiarę… Kto nie próbuje różnych rozwiązań - ten jest po prostu “związany”, albo “uwiązany”, ha, ha… "Wrzucę zdjęcia w ODPOWIEDNIM miejscu...". Dobre... Ciekawe, czy aluzja dotrze do adresata, ha, ha...Bardzo lubię testy, te na IQ również...
Dzięki @TOMALA za wiarę… Kto nie próbuje różnych rozwiązań - ten jest po prostu “związany”, albo “uwiązany”, ha, ha… "Wrzucę zdjęcia w ODPOWIEDNIM miejscu...". Dobre... Ciekawe, czy aluzja dotrze do adresata, ha, ha...Bardzo lubię testy, te na IQ również...
No przecież to proste ze nie powie pan to wprost tę metodę , rozmieszczenie ołowiu i komór , przecież to doświadczenie które zdobywał pan latami.
Wiadomo że nikt niczego dokładnie nie powie ale na tym chyba polega cały myk trzeba po części dojść samemu , chodź nie ma co ukrywać że dobrze się czyta pana wpisy bo zawsze można wyciągnąć dla siebie jakieś wskazówki z niecierpliwością czekam na następne , a co do odpowiedniego miejsca chodziło mi o temat "Samoróbki
Ten “Warsztat SS”, to oczywiście mój plac zabaw… Alternatywa prawdziwej areny… Kiedy nie mogę z wędką przemierzać kilometrów wzdłuż rzek, brzegami jezior - tu znajduję huśtawkę swoich marzeń… Patrząc się na wobler, cykadę, widzę tyle różnych rzeczy… Robię przynęty, bo kocham wędkarstwo i przyrodę… Dzięki HM mogę duchowo być z przyrodą… HM to list do ukochanej dziewczyny zza krat…
Mam tak samo ha ha gdyby nie HM to nie wiem co bym robił w zimę , nie lubie komputerów i piłki nożnej ,ja lubie godzinami w piwnicy szukać rozwiązań ,ekperymętować i spełniać fantazję ha ha .Tylko dla domowników nieprzyjemne są zapachy żywic , lakierów , i innej chemii no ale coż ... hobby sie nie wybiera haha
Jedni uważają, że ster powinien być zaklejony na amen; inni uważają inaczej... Rzecz leży w pozytywnym myśleniu i tolerancji... Wyrób rękodzielniczy rządzi się innymi prawami, niż wyrób renomowanej, albo aspirującej do tego miana firmy... Dla siebie w ogóle nie kleję sterów, ale poza tym, niestety muszę... Nacinam ster bardzo ostrym nożykiem pod ostrym kątem i daję odrobinkę na nacięcie kleju tej samej firmy, o której piszesz, ale nazywającego się Construction Adhesive. Reaguje z wodą i puchnąc wypełnia najdrobniejsze szczeliny. Po wyschnięciu nadmiar "suchej piany" jest łatwo usunąć. Póżniej wykałaczką uszczelniam ster wkoło zgęstniałym Domaluxem. Wieszam pionowo do wyschnięcia i gotowe...
A ten lepszy sposób na bystrza zamiast metalowego stery ? HA ha .
hmm w sumie taki klej poliuretanowy twardnieje pod wpływem wilgoci więc dlaczego by nie ale z drugiej strony mam ten na bazie żywic kilka już wkleiłem i na razie trzyma zobaczymy jak długo ... szkoda mi go tak zostawiać i kupować nowy
Niektórzy kleją tylko Domaluxem i jest gitara, tylko trzeba zrobić to nacięcie, lub nacięcia...
no tak ale czy ten klej który mam się nie nada, miał pan z klejami epoksydowymi do czynienia ?
Nie... Wcześniej robiłem tylko przynęty dla siebie i nigdy sterów nie wklejałem. Od 2007 odsprzedałem kilka używanych woblerów, ha, ha, i stery wkleiłem tak, jak napisałem...
Żeby złowić rybę, musimy mieć przynętę. Odpowiednią przynętę… Wg mnie przynęta jest najważniejszym i kluczowym składnikiem wędkowania. Nie sprzęt i metoda. I nie wędkarz… To przynęta decyduje w głównym stopniu o złowieniu i nie złowieniu, czyli o sukcesie, lub porażce. Przynęty wędkarskie ze względu na swoją wielką wartość i decydujący wpływ na wynik wędkowania, są często trzymane w tajemnicy, bo ten wynik dla każdego wędkarza z osobna ma wielorakie znaczenie - prestiżowe, psychologiczne, ba, nawet nieraz ekonomiczne… Nie wierzę w romantyczne opowieści o bezstresowym wypoczynku nad wodą, nie obarczonym presją złowienia ryby… Można przecież posiedzieć nad wodą bez wędki; także pospacerować idąc brzegiem, ha, ha… To tylko niewinna wymówka, na wszelki wypadek… Wszyscy chcemy złowić przede wszystkim rybę i przy okazji “popodziwiać“ piękno otaczającego nas świata. Ta reszta jest urozmaiceniem na okres “międzyczasu“… Większość “prawidłowych” wędkarzy ma duszę romantycznych myśliwych. Nad wodę ciągną ich dwie siły, atawistyczna potrzeba zapolowania, połączona z łaknieniem obcowania z naturą.
W wyborze przynęt kierować można się różnymi przesłankami… Początkujący wędkarze zwykle ufają “starym wygom” w tym temacie, bo zwykle tylko tacy udzielają rad w środkach masowego przekazu, albo polegają na opiniach towarzyszy wypraw, lub podpatrują… Różne są drogi dojścia do wymarzonej przynęty, po założeniu której na haczyk, lub agrafkę ryby będą brać bez opamiętania. No, cóż, rynek oferuje takich przynęt całe mnóstwo… I wszystkie są rzecz jasna, bardzo, ale to bardzo skuteczne, jak wynika z opisów… Nie lada orzech do zgryzienia ma początkujący, lub niedoświadczony wędkarz, gdy stanie przed sklepową ladą… Może dostać zawrotu głowy. Kiedyś bezpodstawnie sądziłem, że większość ludzi myśli podobnie jak ja… Bardzo się myliłem… Jestem wędkarzem z krwi i kości i jak powiadają, urodziłem się z wędką… Łowiłem, lub łowię prawie wszystkimi metodami… Dzięki temu moje wędkarskie myślenie nie jest obarczone presją stylu. Znam upodobania bardzo wielu gatunków ryb i potrafię je skutecznie łowić. Bez przerwy mam do czynienia z przynętami sztucznymi, ale także bardzo często z naturalnymi. Zacznę od tych ostatnich. Czy może być przynęta naturalna, ręcznie zrobiona, czyli “hand made”? Ha, ha… Powiem w uproszczeniu, że “może, ale być może, nie może” tak być nazywana… W każdym bądź razie tzw. pasta, albo inaczej ciasto jest na pewno często ręcznie robione… Podobnie kulki proteinowe, bądź zanęty… Wielu wędkarzy zbiera rosówki, kłódki, hoduje białe robaki, wypłukuje z mułu larwy ochotki, itd.. Napiszę więcej - tak postępują zwykle najlepsi i najbardziej doświadczeni wędkarze, bo nie ufają sklepowym produktom. A dlaczego nie ufają? Bo nieraz, nie dwa się przekonali na własnej skórze, że przynęty zwierzęce świeże i odpowiednio przechowywane są najskuteczniejsze… Podobnie jest z zanętami i przynętami typu np. pasty. Osobista kontrola nad składem i jakością składników ma pierwszorzędne znaczenie…
Teraz kolej na przynęty sztuczne… Ostatnio dziwi mnie przede wszystkim jedno… Na bardzo wielu wyrobach widzę napis HAND MADE… Tak, tak, często dużymi literami… Jeśli to hasło ma tak duże znaczenie, to dlaczego nikt jeszcze nie podjął się prawidłowej jego definicji… A jeśli nie jest ważne, to dlaczego nieuprawnieni w opisach swoich przynęt je stosują… I dlaczego wreszcie wielu wspaniałych polskich rękodzielników pozwala na to… Czego się boją? Albo kogo? Hm… Hand made…
Ostatnio modnym powiedzeniem jest slogan, że wiara w przynętę czyni cuda… A g… prawda… Możesz sobie wierzyć mocą religijnego fanatyka, składać ofiary z dziewic, a i tak nic Ci nie weżmie… Jeśli przynęta zła… Chyba, że trafisz na chorą fizycznie, lub psychicznie rybę… Tak, tak, zdarzają się takie… Bo głupi człowiek ma zawsze szczęście, jak to powiadają… I wtedy powie : “A nie mówiłem, wiara czyni cuda…”, ha, ha…
W wyborze przynęt kierować można się różnymi przesłankami… Początkujący wędkarze zwykle ufają “starym wygom” w tym temacie, bo zwykle tylko tacy udzielają rad w środkach masowego przekazu, albo polegają na opiniach towarzyszy wypraw, lub podpatrują… Różne są drogi dojścia do wymarzonej przynęty, po założeniu której na haczyk, lub agrafkę ryby będą brać bez opamiętania. No, cóż, rynek oferuje takich przynęt całe mnóstwo… I wszystkie są rzecz jasna, bardzo, ale to bardzo skuteczne, jak wynika z opisów… Nie lada orzech do zgryzienia ma początkujący, lub niedoświadczony wędkarz, gdy stanie przed sklepową ladą… Może dostać zawrotu głowy. Kiedyś bezpodstawnie sądziłem, że większość ludzi myśli podobnie jak ja… Bardzo się myliłem… Jestem wędkarzem z krwi i kości i jak powiadają, urodziłem się z wędką… Łowiłem, lub łowię prawie wszystkimi metodami… Dzięki temu moje wędkarskie myślenie nie jest obarczone presją stylu. Znam upodobania bardzo wielu gatunków ryb i potrafię je skutecznie łowić. Bez przerwy mam do czynienia z przynętami sztucznymi, ale także bardzo często z naturalnymi. Zacznę od tych ostatnich. Czy może być przynęta naturalna, ręcznie zrobiona, czyli “hand made”? Ha, ha… Powiem w uproszczeniu, że “może, ale być może, nie może” tak być nazywana… W każdym bądź razie tzw. pasta, albo inaczej ciasto jest na pewno często ręcznie robione… Podobnie kulki proteinowe, bądź zanęty… Wielu wędkarzy zbiera rosówki, kłódki, hoduje białe robaki, wypłukuje z mułu larwy ochotki, itd.. Napiszę więcej - tak postępują zwykle najlepsi i najbardziej doświadczeni wędkarze, bo nie ufają sklepowym produktom. A dlaczego nie ufają? Bo nieraz, nie dwa się przekonali na własnej skórze, że przynęty zwierzęce świeże i odpowiednio przechowywane są najskuteczniejsze… Podobnie jest z zanętami i przynętami typu np. pasty. Osobista kontrola nad składem i jakością składników ma pierwszorzędne znaczenie…
Teraz kolej na przynęty sztuczne… Ostatnio dziwi mnie przede wszystkim jedno… Na bardzo wielu wyrobach widzę napis HAND MADE… Tak, tak, często dużymi literami… Jeśli to hasło ma tak duże znaczenie, to dlaczego nikt jeszcze nie podjął się prawidłowej jego definicji… A jeśli nie jest ważne, to dlaczego nieuprawnieni w opisach swoich przynęt je stosują… I dlaczego wreszcie wielu wspaniałych polskich rękodzielników pozwala na to… Czego się boją? Albo kogo? Hm… Hand made…
Ostatnio modnym powiedzeniem jest slogan, że wiara w przynętę czyni cuda… A g… prawda… Możesz sobie wierzyć mocą religijnego fanatyka, składać ofiary z dziewic, a i tak nic Ci nie weżmie… Jeśli przynęta zła… Chyba, że trafisz na chorą fizycznie, lub psychicznie rybę… Tak, tak, zdarzają się takie… Bo głupi człowiek ma zawsze szczęście, jak to powiadają… I wtedy powie : “A nie mówiłem, wiara czyni cuda…”, ha, ha…
Cykadass: |
Żeby złowić rybę, musimy mieć przynętę. Odpowiednią przynętę… Wg mnie przynęta jest najważniejszym i kluczowym składnikiem wędkowania. Nie sprzęt i metoda. I nie wędkarz… To przynęta decyduje w głównym stopniu o złowieniu i nie złowieniu, czyli o sukcesie, lub porażce. Przynęty wędkarskie ze względu na swoją wielką wartość i decydujący wpływ na wynik wędkowania, są często trzymane w tajemnicy, bo ten wynik dla każdego wędkarza z osobna ma wielorakie znaczenie - prestiżowe, psychologiczne, ba, nawet nieraz ekonomiczne… Nie wierzę w romantyczne opowieści o bezstresowym wypoczynku nad wodą, nie obarczonym presją złowienia ryby… Można przecież posiedzieć nad wodą bez wędki; także pospacerować idąc brzegiem, ha, ha… To tylko niewinna wymówka, na wszelki wypadek… Wszyscy chcemy złowić przede wszystkim rybę i przy okazji “popodziwiać“ piękno otaczającego nas świata. Ta reszta jest urozmaiceniem na okres “międzyczasu“… Większość “prawidłowych” wędkarzy ma duszę romantycznych myśliwych. Nad wodę ciągną ich dwie siły, atawistyczna potrzeba zapolowania, połączona z łaknieniem obcowania z naturą. W wyborze przynęt kierować można się różnymi przesłankami… Początkujący wędkarze zwykle ufają “starym wygom” w tym temacie, bo zwykle tylko tacy udzielają rad w środkach masowego przekazu, albo polegają na opiniach towarzyszy wypraw, lub podpatrują… Różne są drogi dojścia do wymarzonej przynęty, po założeniu której na haczyk, lub agrafkę ryby będą brać bez opamiętania. No, cóż, rynek oferuje takich przynęt całe mnóstwo… I wszystkie są rzecz jasna, bardzo, ale to bardzo skuteczne, jak wynika z opisów… Nie lada orzech do zgryzienia ma początkujący, lub niedoświadczony wędkarz, gdy stanie przed sklepową ladą… Może dostać zawrotu głowy. Kiedyś bezpodstawnie sądziłem, że większość ludzi myśli podobnie jak ja… Bardzo się myliłem… Jestem wędkarzem z krwi i kości i jak powiadają, urodziłem się z wędką… Łowiłem, lub łowię prawie wszystkimi metodami… Dzięki temu moje wędkarskie myślenie nie jest obarczone presją stylu. Znam upodobania bardzo wielu gatunków ryb i potrafię je skutecznie łowić. Bez przerwy mam do czynienia z przynętami sztucznymi, ale także bardzo często z naturalnymi. Zacznę od tych ostatnich. Czy może być przynęta naturalna, ręcznie zrobiona, czyli “hand made”? Ha, ha… Powiem w uproszczeniu, że “może, ale być może, nie może” tak być nazywana… W każdym bądź razie tzw. pasta, albo inaczej ciasto jest na pewno często ręcznie robione… Podobnie kulki proteinowe, bądź zanęty… Wielu wędkarzy zbiera rosówki, kłódki, hoduje białe robaki, wypłukuje z mułu larwy ochotki, itd.. Napiszę więcej - tak postępują zwykle najlepsi i najbardziej doświadczeni wędkarze, bo nie ufają sklepowym produktom. A dlaczego nie ufają? Bo nieraz, nie dwa się przekonali na własnej skórze, że przynęty zwierzęce świeże i odpowiednio przechowywane są najskuteczniejsze… Podobnie jest z zanętami i przynętami typu np. pasty. Osobista kontrola nad składem i jakością składników ma pierwszorzędne znaczenie… Teraz kolej na przynęty sztuczne… Ostatnio dziwi mnie przede wszystkim jedno… Na bardzo wielu wyrobach widzę napis HAND MADE… Tak, tak, często dużymi literami… Jeśli to hasło ma tak duże znaczenie, to dlaczego nikt jeszcze nie podjął się prawidłowej jego definicji… A jeśli nie jest ważne, to dlaczego nieuprawnieni w opisach swoich przynęt je stosują… I dlaczego wreszcie wielu wspaniałych polskich rękodzielników pozwala na to… Czego się boją? Albo kogo? Hm… Hand made… Ostatnio modnym powiedzeniem jest slogan, że wiara w przynętę czyni cuda… A g… prawda… Możesz sobie wierzyć mocą religijnego fanatyka, składać ofiary z dziewic, a i tak nic Ci nie weżmie… Jeśli przynęta zła… Chyba, że trafisz na chorą fizycznie, lub psychicznie rybę… Tak, tak, zdarzają się takie… Bo głupi człowiek ma zawsze szczęście, jak to powiadają… I wtedy powie : “A nie mówiłem, wiara czyni cuda…”, ha, ha… |
Jako Franciszek II człowiek wierzący w Boga i w siebie stwierdzam ze wiara w przynętę ma kluczowe znaczenie w momencie gdy nad wodo zostajemy juz tylko z ta jedna pozdrawiam panie Sławku