WARSZTAT SS
BRĄZ.
Lata 80 – te i dziewięćdziesiąte śmiało można byłoby nazwać „epoką brązu” w polskim rękodziele wędkarskim… A to ze względu na powszechność stosowania blachy miedzianej i stopów z jej udziałem w swoich wyrobach… W sklepach wszystkiego brakowało… Woblery dopiero raczkowały, podobnie gumy, a więc brać spinningowo – rękodzielnicza klepała młotkami, aż echo niosło, wszelakie miedziane elementy wygrzebane ze złomu, znalezione na strychach itd., przetwarzając je na wahadłówki, blaszki podlodowe… Z miedzianego druciku tworzono korpusy wirówek i streamerów… Tu można byłoby jeszcze wiele dodać, ale po co, gdy wiadomo o co chodzi... Kolor miedzi, a więc kolor miedziany jest pięknym z wędkarskiego punktu widzenia… Zaliczam go do kolorów brązowych, jest jedną z jego odmian… Naturalny kolor miedziany jest jednak fazą ulotną, gdy powstaje bez zabezpieczeń, warstw ochronnych… I nie ma tu znaczenia, że dobrze stworzone przynęty, pomimo korozji, nadal są, lub mogą być łowne… Nas interesują trwałe barwy, które przy pomocy farb będziemy nanosić na przynęty i utrzymywać je w pierwotnym, a więc zamierzonym stanie jak najdłużej… Mamy już takie farby, wszystkie odmiany brązu, łącznie z naturalnym, miedzianym… Kiedyś musiałem ścierać na pyłek pręty miedziane i mieszać z lakierem, aby uzyskać „farbę miedzianą”… Podobnie było z „kolorem aluminiowym”, „ołowianym”, „mosiężnym”, „srebrnym”... Obecnie nie ma na szczęście, już żadnych problemów z kupnem, lub domowym, ale bardzo łatwym stworzeniem każdej odmiany brązu i wszystkich innych kolorów… Najbardziej interesujące nazwy barw brązowych to beż, cynamonowy, czekoladowy, herbaciany, kakaowy, ochra, rudy, orzechowy, sepia, sjena palona, spiżowy, tabaczkowy, ugier, umbra, no i oczywiście miedziany…
To, czy plamki na bokach woblera będą mieć kolor umbra, czy tabaczkowy, ma małe znaczenie w sensie ogólnym, bo różnica jest niewielka… Ale różnica między kolorem beżowym, a herbacianym w wielu wypadkach jest różnicą wielkości kosmicznych… O czym z kosmicznie komicznym bólem Wam donoszę…
Lata 80 – te i dziewięćdziesiąte śmiało można byłoby nazwać „epoką brązu” w polskim rękodziele wędkarskim… A to ze względu na powszechność stosowania blachy miedzianej i stopów z jej udziałem w swoich wyrobach… W sklepach wszystkiego brakowało… Woblery dopiero raczkowały, podobnie gumy, a więc brać spinningowo – rękodzielnicza klepała młotkami, aż echo niosło, wszelakie miedziane elementy wygrzebane ze złomu, znalezione na strychach itd., przetwarzając je na wahadłówki, blaszki podlodowe… Z miedzianego druciku tworzono korpusy wirówek i streamerów… Tu można byłoby jeszcze wiele dodać, ale po co, gdy wiadomo o co chodzi... Kolor miedzi, a więc kolor miedziany jest pięknym z wędkarskiego punktu widzenia… Zaliczam go do kolorów brązowych, jest jedną z jego odmian… Naturalny kolor miedziany jest jednak fazą ulotną, gdy powstaje bez zabezpieczeń, warstw ochronnych… I nie ma tu znaczenia, że dobrze stworzone przynęty, pomimo korozji, nadal są, lub mogą być łowne… Nas interesują trwałe barwy, które przy pomocy farb będziemy nanosić na przynęty i utrzymywać je w pierwotnym, a więc zamierzonym stanie jak najdłużej… Mamy już takie farby, wszystkie odmiany brązu, łącznie z naturalnym, miedzianym… Kiedyś musiałem ścierać na pyłek pręty miedziane i mieszać z lakierem, aby uzyskać „farbę miedzianą”… Podobnie było z „kolorem aluminiowym”, „ołowianym”, „mosiężnym”, „srebrnym”... Obecnie nie ma na szczęście, już żadnych problemów z kupnem, lub domowym, ale bardzo łatwym stworzeniem każdej odmiany brązu i wszystkich innych kolorów… Najbardziej interesujące nazwy barw brązowych to beż, cynamonowy, czekoladowy, herbaciany, kakaowy, ochra, rudy, orzechowy, sepia, sjena palona, spiżowy, tabaczkowy, ugier, umbra, no i oczywiście miedziany…
To, czy plamki na bokach woblera będą mieć kolor umbra, czy tabaczkowy, ma małe znaczenie w sensie ogólnym, bo różnica jest niewielka… Ale różnica między kolorem beżowym, a herbacianym w wielu wypadkach jest różnicą wielkości kosmicznych… O czym z kosmicznie komicznym bólem Wam donoszę…
SZARY.
Jeśli traktować by szarość, jako coś zwykłego, nie wartego uwagi, to w wypadku tej barwy w wędkarstwie, jest akurat odwrotnie… Bo wiele odmian koloru szarego potrafi zamienić szarość dnia codziennego w wspaniałe chwile i wrażenia… To mieszanina zwykle koloru białego i czarnego, ale także często z dodatkiem srebrnego, złotego, niebieskiego, beżu, itp. Patrząc na ryby z góry, bytujące na ciemnym dnie, widzimy właśnie z reguły ten kolor, którym ubarwione są ich grzbiety i stąd się bierze bardzo pospolite malowanie górnych części woblerów w taki, a nie inny sposób… Oprócz dna i części ciała wielu ryb, to także kolor kamieni wyścielających koryto niektórych rzek (np. bazalt), kolor brudnego lodu i śniegu, oraz często nieba, czyli szarych chmur, które zawisły nad wodą… Wyobrażmy sobie pochmurny, grudniowy dzień i czystą rzekę meandrującą wśród bazaltowych zboczy, potykającą się na głazach… Prawie wszystko w zakresie wzroku pstrąga przykutego do dna jest szare… Tylko gdzieniegdzie prześwitują plamki złotych kamyków, brązki mchu wodnego, białe resztki śniegu, zgniła i ciemna zieleń świerku… Reszta jest szara, jak mgła w środku nocy…
Mamy wiele odmian szarości. Jedną z bardzo ważnych jest grafit, szczególnie ten metaliczny, którego można rozjaśniać srebrem… Póżniej mamy w kolejności od najjaśniejszych po najciemniejsze : platynowy, siwy, mysi, gołębi, stalowy, marengo i antracyt… Wszystkie je oczywiście można „łamać” srebrnym, jasno złotym itp.
Jeśli traktować by szarość, jako coś zwykłego, nie wartego uwagi, to w wypadku tej barwy w wędkarstwie, jest akurat odwrotnie… Bo wiele odmian koloru szarego potrafi zamienić szarość dnia codziennego w wspaniałe chwile i wrażenia… To mieszanina zwykle koloru białego i czarnego, ale także często z dodatkiem srebrnego, złotego, niebieskiego, beżu, itp. Patrząc na ryby z góry, bytujące na ciemnym dnie, widzimy właśnie z reguły ten kolor, którym ubarwione są ich grzbiety i stąd się bierze bardzo pospolite malowanie górnych części woblerów w taki, a nie inny sposób… Oprócz dna i części ciała wielu ryb, to także kolor kamieni wyścielających koryto niektórych rzek (np. bazalt), kolor brudnego lodu i śniegu, oraz często nieba, czyli szarych chmur, które zawisły nad wodą… Wyobrażmy sobie pochmurny, grudniowy dzień i czystą rzekę meandrującą wśród bazaltowych zboczy, potykającą się na głazach… Prawie wszystko w zakresie wzroku pstrąga przykutego do dna jest szare… Tylko gdzieniegdzie prześwitują plamki złotych kamyków, brązki mchu wodnego, białe resztki śniegu, zgniła i ciemna zieleń świerku… Reszta jest szara, jak mgła w środku nocy…
Mamy wiele odmian szarości. Jedną z bardzo ważnych jest grafit, szczególnie ten metaliczny, którego można rozjaśniać srebrem… Póżniej mamy w kolejności od najjaśniejszych po najciemniejsze : platynowy, siwy, mysi, gołębi, stalowy, marengo i antracyt… Wszystkie je oczywiście można „łamać” srebrnym, jasno złotym itp.
RÓŻ.
Najsłynniejsze (szczególnie ostatnimi czasami) odmiany różu to kolor biskupi i majtkowy… Wielu wędkarzy, tych bardzo zadeklarowanych, prawdziwych pasjonatów, nie ma pojęcia, co to za kolory, bo z powodów oczywistych i wybaczalnych w naszym gronie, ha, ha, nigdy ich na oczy nie widziała, ha, ha… Godzenie potrzeb ducha i ciała z wędkarstwem jest taką samą sztuką, jak poprawne malowanie przynęt, zgodne z aktualnymi wymogami ducha i ciała ryby, ha, ha… No, dość żartów, bo zaraz wyjdzie, że najbardziej uprawnionym do niewiedzy w zakresie kojarzenia dwóch wymienionych kolorów powinienem być… ja…
Jaskrawy róż, a więc, wspomniany róż biskupi, a także magenta, fuksja itp. są jednymi z kolorów bardzo „niebezpiecznych”, tzn., że tak samo, jak szybko otwierają wodę, to i tak samo mogą szybko zamknąć do niej dostęp… Tak, są takie kolory, podobnie, jak są i kolory „bezpieczne”, trzeba nauczyć się je odróżniać, klasyfikować i weryfikować pod względem przydatności do użycia w konkretnych warunkach, wodzie i przy łowieniu poszczególnych gatunków ryb… „Kolory niebezpieczne” nauczyłem się serwować próbnie w formie tzw. łatwo usuwalnych akcentów, a więc zaczynając od bardzo minimalnej bazy, stopniowo podnoszonej w miarę potrzeby… Ale jest to inna bajka…
Oprócz biskupiego, majtkowego i magenty mamy jeszcze takie odmiany różu : amarantowy, arbuzowy, majerankowy, malinowy, róż indyjski, wenecki i rubinowy… Co prawda w Wikipedii w „Liście kolorów” np. kolor makowy zaliczają do odmiany różu, więc z tego faktu wynika, że nie znają się na kolorach, ha, ha, i nie tylko w tym wypadku, bo w innych także, często wiele jest pomieszania z poplątaniem i niektóre ich zaszeregowania są dla mnie niejasne i … podejrzane (może chcą, abyśmy śpiewali :”Różowe maki pod Monte Casino…”), ha, ha…
Najsłynniejsze (szczególnie ostatnimi czasami) odmiany różu to kolor biskupi i majtkowy… Wielu wędkarzy, tych bardzo zadeklarowanych, prawdziwych pasjonatów, nie ma pojęcia, co to za kolory, bo z powodów oczywistych i wybaczalnych w naszym gronie, ha, ha, nigdy ich na oczy nie widziała, ha, ha… Godzenie potrzeb ducha i ciała z wędkarstwem jest taką samą sztuką, jak poprawne malowanie przynęt, zgodne z aktualnymi wymogami ducha i ciała ryby, ha, ha… No, dość żartów, bo zaraz wyjdzie, że najbardziej uprawnionym do niewiedzy w zakresie kojarzenia dwóch wymienionych kolorów powinienem być… ja…
Jaskrawy róż, a więc, wspomniany róż biskupi, a także magenta, fuksja itp. są jednymi z kolorów bardzo „niebezpiecznych”, tzn., że tak samo, jak szybko otwierają wodę, to i tak samo mogą szybko zamknąć do niej dostęp… Tak, są takie kolory, podobnie, jak są i kolory „bezpieczne”, trzeba nauczyć się je odróżniać, klasyfikować i weryfikować pod względem przydatności do użycia w konkretnych warunkach, wodzie i przy łowieniu poszczególnych gatunków ryb… „Kolory niebezpieczne” nauczyłem się serwować próbnie w formie tzw. łatwo usuwalnych akcentów, a więc zaczynając od bardzo minimalnej bazy, stopniowo podnoszonej w miarę potrzeby… Ale jest to inna bajka…
Oprócz biskupiego, majtkowego i magenty mamy jeszcze takie odmiany różu : amarantowy, arbuzowy, majerankowy, malinowy, róż indyjski, wenecki i rubinowy… Co prawda w Wikipedii w „Liście kolorów” np. kolor makowy zaliczają do odmiany różu, więc z tego faktu wynika, że nie znają się na kolorach, ha, ha, i nie tylko w tym wypadku, bo w innych także, często wiele jest pomieszania z poplątaniem i niektóre ich zaszeregowania są dla mnie niejasne i … podejrzane (może chcą, abyśmy śpiewali :”Różowe maki pod Monte Casino…”), ha, ha…
CZERŃ.
Ostatni z kolorów przewodnich, głównych. Nie ma żadnych odcieni i odmian. Czerń jest czernią i koniec tematu. To barwa dziury w pustej beczce po piwie i kominiarzy, których dzieci, koty i psy się boją… Bo jest posępna, przygnębiająca i w pełni zasługuje na złowrogie miano, szczególnie w kręgach czarnowidzów, ha, ha... Jednak w naszym fachu jest nieodzownym składnikiem, często głównym, wszelakiej maści malowanek… Kropki, paski, ciapki, esy floresy… I odwrotnie, daje ciała pod te, w poprzednim zdaniu wymienione motywy… A żrenice oczu? Jakby bez nich przynęta „patrzała”… I chociaż w przyrodzie daremno byłoby szukać zwierząt i innych odnośników uzasadniających stosowanie absolutnie doskonałej czerni, to jednak skutki takiego malowania bardzo często przynoszą wielkie korzyści… A to za sprawą m. in. łatwości nawiązania z nią kontrastów, które w wielu sytuacjach okazują się strzałem w dziesiątkę. Ostre kontrasty dobrze zaprezentować się mogą np. w mętnej wodzie, a także przecież np. uniwersalna żółto – czarna kompozycja osy jest aż nadto wszystkim znana… Pewna cecha czerni zasługuje jeszcze na uwagę… Jest w wielu przypadkach doskonale widoczna, w o wiele lepszym stopniu niż biel, albo jaskrawy pomarańcz… O tym wiedzą np. spławikowcy, bo przecież widoczność czarnej antenki np. wieczorem, na tle szarej powierzchni wody jest o niebo lepsza od każdego innego koloru… Podobnie jest nieraz przy nocnym łowieniu – nie tylko praca przynęty decyduje, ale dodatkowe dotarcie do wzroku niektórych gatunków w pewnych warunkach jest języczkiem u wagi… Zadanie owe czasem spełnia m. in. i np. płytko prowadzona całkowicie czarna przynęta. To jest jednak już kosmos i zrozumienie tego i tych zależności wymaga nie tylko mnóstwa czasu spędzonego nad różnymi wodami przy połowie różnych gatunków, ale także wiele samozaparcia i czegoś jeszcze, ha, ha, o czym nie wspomnę, bo wiem, że się domyślacie… Współczesny świat nie wybacza dociekliwości wędkarskiej… Co na to żony, co na to szef w pracy? Dlatego należy szanować praktykę innych… Żeby coś zyskać, wiele, a nieraz bardzo wiele się traci… Chociaż.., czy ja wiem… Grunt to zdrowie i dobry humor, reszta jest pikusiem, ha, ha… O czym zawiadamia Was bardzo rzadko czarno widzący, kochający wszystkie kolory i mający je bez przerwy we łbie i sposobie bycia, Cykadass.
Ostatni z kolorów przewodnich, głównych. Nie ma żadnych odcieni i odmian. Czerń jest czernią i koniec tematu. To barwa dziury w pustej beczce po piwie i kominiarzy, których dzieci, koty i psy się boją… Bo jest posępna, przygnębiająca i w pełni zasługuje na złowrogie miano, szczególnie w kręgach czarnowidzów, ha, ha... Jednak w naszym fachu jest nieodzownym składnikiem, często głównym, wszelakiej maści malowanek… Kropki, paski, ciapki, esy floresy… I odwrotnie, daje ciała pod te, w poprzednim zdaniu wymienione motywy… A żrenice oczu? Jakby bez nich przynęta „patrzała”… I chociaż w przyrodzie daremno byłoby szukać zwierząt i innych odnośników uzasadniających stosowanie absolutnie doskonałej czerni, to jednak skutki takiego malowania bardzo często przynoszą wielkie korzyści… A to za sprawą m. in. łatwości nawiązania z nią kontrastów, które w wielu sytuacjach okazują się strzałem w dziesiątkę. Ostre kontrasty dobrze zaprezentować się mogą np. w mętnej wodzie, a także przecież np. uniwersalna żółto – czarna kompozycja osy jest aż nadto wszystkim znana… Pewna cecha czerni zasługuje jeszcze na uwagę… Jest w wielu przypadkach doskonale widoczna, w o wiele lepszym stopniu niż biel, albo jaskrawy pomarańcz… O tym wiedzą np. spławikowcy, bo przecież widoczność czarnej antenki np. wieczorem, na tle szarej powierzchni wody jest o niebo lepsza od każdego innego koloru… Podobnie jest nieraz przy nocnym łowieniu – nie tylko praca przynęty decyduje, ale dodatkowe dotarcie do wzroku niektórych gatunków w pewnych warunkach jest języczkiem u wagi… Zadanie owe czasem spełnia m. in. i np. płytko prowadzona całkowicie czarna przynęta. To jest jednak już kosmos i zrozumienie tego i tych zależności wymaga nie tylko mnóstwa czasu spędzonego nad różnymi wodami przy połowie różnych gatunków, ale także wiele samozaparcia i czegoś jeszcze, ha, ha, o czym nie wspomnę, bo wiem, że się domyślacie… Współczesny świat nie wybacza dociekliwości wędkarskiej… Co na to żony, co na to szef w pracy? Dlatego należy szanować praktykę innych… Żeby coś zyskać, wiele, a nieraz bardzo wiele się traci… Chociaż.., czy ja wiem… Grunt to zdrowie i dobry humor, reszta jest pikusiem, ha, ha… O czym zawiadamia Was bardzo rzadko czarno widzący, kochający wszystkie kolory i mający je bez przerwy we łbie i sposobie bycia, Cykadass.
Podsumowanko z KOLORAMI zrobi się póżniej, bo przecież należy wspomnieć o fluo i UV, ale na razie "podsumowanko" to ja muszę zrobić z CF, bo trochę namieszałem z tymi całymi malowankami dla nich i muszę wreszcie to uporządkować, a nie raz tak, raz trochę inaczej, ha, ha... I na nic się zdają moje zapewnienia, że tak też jest dobrze... Obkupiłem się już farbami, takimi, jakie są potrzebne w malowankach dla CF i już powinno być ok. Przyznam się szczerze, że nieraz nie chciało mi się czekać na farbę z jakiegoś sklepu internetowego,, albo jechać do Zgorzelca, gdy zabrakło... Bo "tu Panie trza malować, a nie się opierdzielać...", ha, ha... Kraj czeka na woblery i cykady...
Slogan „Jak ma wziąć, to weżmie…” wytarł się już, jak stary leszcz z młodą flądrą… Ale teraz jest nowa moda, ha, ha… Co niektórzy piszą tak : „Wędkarz łowi, a nie przynęta…”, ha, ha… Moim skromnym, jak zwykle zdaniem, jest to taka sama bzdura, jak ta wymieniona na wstępie… Następny kit… Próba obarczania winą wyłącznie nieudacznika wędkarza… Nic nie złowiłeś na moją przynętę? No bo chłopie łowić nie umisz… Ha, ha… Tylko że… Nie w tym problem… A więc, po kolei…
Są dwa bieguny – wędkarz i przynęta, reszta to równoleżniki, a w nich te wszystkie techniczne sprawy, zachowanie, kamuflaż, prowadzenie przynęty, no i oczywiście sprzęt… Załóżmy, że „równoleżniki” są ok… I co ma robić biedny wędkarz… Rzucać, rzucać, rzucać i liczyć, że nastąpi wreszcie to upragnione pierdyknięcie ryby w przynętę, czyli starcie się biegunów, ha, ha……
Jednak istnieje tendencja wywrotowa, aby układ nieco odwrócić, przebiegunować… Są tacy rękodzielnicy woblerowi, którzy dziwnie, uparcie, wprost maniakalnie dążą do wywyższenia „funkcji” prowadzenia przynęty… Jakby tylko i wyłącznie od tej prostej czynności zależał wędkarski wynik… Wpierają to. No tak, alllee… Twitching. To jest dopiero wynalazek… Tu nie ma uogólnionego znaczenia głębokość i szybkość prowadzenia, zwolnienie, przyspieszenie... Tu znaczenie ma tylko i wyłącznie wiedza tajemna, wiedza zdobyta doświadczeniem, albo udostępniona przez mistrza w sytuacjach wyjątkowych… Ha, ha, trzeba wiedzieć, jak podszarpywać, ile razy na sekundę, jak szeroko w setnych częściach milimetra, czyli częstotliwość i amplituda, pod jakim kątem jest wędka w stosunku do charakteru wody… Kiedyś tacy trzęsący się wędkarze byli albo na kacu gigancie, albo cholernie przemarznięci… Obecnie oni po prostu twitchują… Nie wyobrażam sobie przemarzniętego, twitchującego i będącego do tego z gigantem… Ha, ha, nawet moja wyobrażnia (podparta oczywiście doświadczeniem, ha, ha...) tego hipotecznego wydarzenia nie jest w stanie ogarnąć…
Mi nie chodzi o ośmieszanie, czy negowanie czegokolwiek… Twitching jest w pewnych sytuacjach i z odpowiednimi przynętami ok. Ale nie jest w porządku wpieranie młodym wędkarzom, że zawsze łowi tylko i wyłącznie wędkarz… Są niestety przynęty (także woblery…), które same łowią… Bez super wędkarzy… Oczywiście, także w pewnych sytuacjach… Bo mają to „coś”… A ci wpierający, albo nie wiedzą, co to jest to coś, albo wiedzą, ale nie potrafią stworzyć, albo im się nie chce, bo straty czasowe takich zabiegów bywają znaczne (także w pewnych sytuacjach…)… Ha, ha…
Są dwa bieguny – wędkarz i przynęta, reszta to równoleżniki, a w nich te wszystkie techniczne sprawy, zachowanie, kamuflaż, prowadzenie przynęty, no i oczywiście sprzęt… Załóżmy, że „równoleżniki” są ok… I co ma robić biedny wędkarz… Rzucać, rzucać, rzucać i liczyć, że nastąpi wreszcie to upragnione pierdyknięcie ryby w przynętę, czyli starcie się biegunów, ha, ha……
Jednak istnieje tendencja wywrotowa, aby układ nieco odwrócić, przebiegunować… Są tacy rękodzielnicy woblerowi, którzy dziwnie, uparcie, wprost maniakalnie dążą do wywyższenia „funkcji” prowadzenia przynęty… Jakby tylko i wyłącznie od tej prostej czynności zależał wędkarski wynik… Wpierają to. No tak, alllee… Twitching. To jest dopiero wynalazek… Tu nie ma uogólnionego znaczenia głębokość i szybkość prowadzenia, zwolnienie, przyspieszenie... Tu znaczenie ma tylko i wyłącznie wiedza tajemna, wiedza zdobyta doświadczeniem, albo udostępniona przez mistrza w sytuacjach wyjątkowych… Ha, ha, trzeba wiedzieć, jak podszarpywać, ile razy na sekundę, jak szeroko w setnych częściach milimetra, czyli częstotliwość i amplituda, pod jakim kątem jest wędka w stosunku do charakteru wody… Kiedyś tacy trzęsący się wędkarze byli albo na kacu gigancie, albo cholernie przemarznięci… Obecnie oni po prostu twitchują… Nie wyobrażam sobie przemarzniętego, twitchującego i będącego do tego z gigantem… Ha, ha, nawet moja wyobrażnia (podparta oczywiście doświadczeniem, ha, ha...) tego hipotecznego wydarzenia nie jest w stanie ogarnąć…
Mi nie chodzi o ośmieszanie, czy negowanie czegokolwiek… Twitching jest w pewnych sytuacjach i z odpowiednimi przynętami ok. Ale nie jest w porządku wpieranie młodym wędkarzom, że zawsze łowi tylko i wyłącznie wędkarz… Są niestety przynęty (także woblery…), które same łowią… Bez super wędkarzy… Oczywiście, także w pewnych sytuacjach… Bo mają to „coś”… A ci wpierający, albo nie wiedzą, co to jest to coś, albo wiedzą, ale nie potrafią stworzyć, albo im się nie chce, bo straty czasowe takich zabiegów bywają znaczne (także w pewnych sytuacjach…)… Ha, ha…
Super Sławku ,dobre zdjęcie i cień dobrze uchwycony ,też się właśnie zastanawiam nad opcją średnio przeźroczystą w żywicy :-) ,na mojej rzeczce to będzie że tak powiem prawidłowa opcja przez większość sezonu :-).
Nawiązując do Twojego wcześniejszego tekstu o szarpaniu :-) to mnie osobiście najbardziej mierzi przekaz (nie wiem czyj i skąd się wziął) "wiara w przynętę " ,co to do cholery jest ta wiara w przynętę ,skąd to się wzięło i czemu tyle ludzi powtarza to jak mantrę :-).Biedne ryby nie dość że ich nie ma ,że weryfikują (bo przecież nie my :-)) czy przynęta jest dobra czy zła to jeszcze niedługo też chyba będą musiały zacząć wierzyć :-).
kielo: |
Super Sławku ,dobre zdjęcie i cień dobrze uchwycony ,też się właśnie zastanawiam nad opcją średnio przeźroczystą w żywicy :-) ,na mojej rzeczce to będzie że tak powiem prawidłowa opcja przez większość sezonu :-). |
Tak, tak, jeśliby to zorganizować zgodnie z teorią, to nie ma bata, ha, ha… Ale malowania byłoby mniej (?), ha, ha…
kielo: |
Nawiązując do Twojego wcześniejszego tekstu o szarpaniu :-) to mnie osobiście najbardziej mierzi przekaz (nie wiem czyj i skąd się wziął) "wiara w przynętę " ,co to do cholery jest ta wiara w przynętę ,skąd to się wzięło i czemu tyle ludzi powtarza to jak mantrę :-).Biedne ryby nie dość że ich nie ma ,że weryfikują (bo przecież nie my :-)) czy przynęta jest dobra czy zła to jeszcze niedługo też chyba będą musiały zacząć wierzyć :-). |
„Jak ma wziąć, to weżmie…”, „Wędkarz łowi, a nie przynęta…”, „Przebłyszczenie nie istnieje…”, „Wiara w przynętę czyni cuda…”, itp. Powtarzają to w koło Macieju… Ale jedni w sposób nieświadomy, albo aby przypodobać się tuzom, albo z powodu znikomego doświadczenia, ale inni zupełnie świadomie przykrywają pewne fakty… Tu trzeba wykryć tendencje i porównać z rzeczywistością „linii produkcji”, ha, ha… Ukształtowany wędkarz, zgodnie z linią „partii” nie zadaje zbyt dużo pytań, stracił dociekliwość i święcie wierzy „autorytetom”… Najnormalniejsze pijarowskie zagrywki… Kłamstwa powtarzane w kółko mają sens…
Cykadass: | ||
Tak, tak, jeśliby to zorganizować zgodnie z teorią, to nie ma bata, ha, ha… Ale malowania byłoby mniej (?), ha, ha… |
Wiesz Sławku teraz to można i kalkę przykleić jak ktoś nie wie jak lub nie lubi albo ni umi malować :-) ,ja tam lubię haha.
A u mnie wystąpiło bardzo ciekawe zjawisko... Coraz bardziej lubię malować... Ha, ha, chyba spowodowane jest to coraz słabszym wzrokiem... Dzięki temu sam się sobie coraz bardziej podobam, ha, ha... Patrzeć, jak pierdyknę jakiś obraz, jak Babcia Moses, która zaczęła malować po siedemdziesiątce...
Dzien dobry. Przepraszam ze sie wcinam tak bez zapowiedzi, prosze jeszcze wspomniec o kolorach brokatow i wiecej o farbach metalicznych. Dziekuje.
No i Sławku jak może nie być złota :-)
Chory na Lorbaski: |
Dzien dobry. Przepraszam ze sie wcinam tak bez zapowiedzi, prosze jeszcze wspomniec o kolorach brokatow i wiecej o farbach metalicznych. Dziekuje. |
Wspomni się, wspomni... Wszystko w podsumowaniu, także o fluo i UV, dzięki za zainteresowanie, ha, ha...Ale trochę póżniej, bo na razie na dworze szaro, buro i ponuro...