WARSZTAT SS
Wszystko należy rozwijać, dodawać dalszy ciąg, iść z postępem.
Szczerbaty szczupak szczelinę szczypał, strzyga drżąc cała, piszczała.
W Szczebrzeszynie chrząszczyca słysząc to, w trzcinach się pojszczała…
Ha, ha...
Szczerbaty szczupak szczelinę szczypał, strzyga drżąc cała, piszczała.
W Szczebrzeszynie chrząszczyca słysząc to, w trzcinach się pojszczała…
Ha, ha...
Cykadass: |
Przynęty sztuczne to mechanizmy typu starych zegarków szwajcarskich… Żeby „chodziły” tak, jak trzeba, przewidywalnie, jednakowo itp., potrzebna jest precyzja i wiedza, jak mają chodzić… Co z tego, że ktoś zrobi zegarek, który z powodu wad produkcyjnych fałszywie wskazuje czas… Nie wszyscy w to wierzą, ich sprawa… Nie są na czasie, ha, ha… Mam swoje przemyślenia, doświadczenia i tu je prezentuję… Ogólnie zasada mojego podejścia jest taka – tam, gdzie są duże ilości ryb, w tym także nieskłutych (a więc istnieje znaczny stopień konkurencji wewnątrz gatunkowej), tam wiele ludzkich błędów może przejść na sucho… W wodach poddanych wielkiej presji (których lawinowo przybywa, zgodnie z moimi przewidywaniami) można łatwo zmoczyć dupę z przynętami pospolitymi, ha, ha… I muszę się nauczyć, aby zawsze to zdanie dodawać – chodzi oczywiście o ryby w rozmiarach niepospolitych, ha, ha… Jeśli chodzi o ten „koncept”, to wydaje mi się, że istnieje już bardzo mało pomysłów za granicą, których polscy rękodzielnicy dawno temu nie przerabiali… Stare historie, proszę Pana… Ich wywiady działają, mają pieniądze, środki techniczne, nagrody za „patenty i wynalazki”, itp. My często nic nie mamy, oprócz kozików i głów pełnych pomysłów… Bo u nas, żeby cokolwiek złowić, trzeba zacząć myśleć ze sporym, czasowym wyprzedzeniem przed wyprawą… Jaki to czas, określi tylko i wyłącznie, precyzyjny zegarek… |
Jaka jest konkluzja tego postu, bo znów wpadłem w czeluść własnych myśli… Otóż (jeśli chodzi o woblery) każdy może mieć swoje 5 minut, bez względu na pracę, kształt, kolory… Po to ten zegarek… Bo jeśli mieszka się nad jako taką wodą, w której jest trochę ryb, to wprost proporcjonalnie do ilości wypadów szansa złowienia na bubel wzrasta, bo ryby okresowo doznają amoku żerowania z powodów oczywistych… Odpowiedni pijar i propaganda sukcesu z marginalnych przypadków może uczynić wydarzenia epokowe… No i o tym trzeba także pamiętać… Odpowiednio długa praktyka daje podpowiedzi i dokonuje selekcji - na jakie ryby, które woblery najlepiej stosować, no i póżniej jak kolory dobierać, kształty, wielkości, aby dojść wreszcie do wielu innych uwarunkowań, w których istnieją pory roku, doby, strefy żerowania, miejsca, techniki prowadzenia, szybkość itp.… Podam przykład z łamańcami… Istnieją obiegowe opinie, że łamańce to to i tamto, ha, ha… W przestrzeń publiczną wchodzą opinie niby doświadczonych wędkarzy, że na łamańce słabo biorą np. bolenie, klenie itp. Kto rozpowszechnia takie opinie… A no kto… Spece, ha, ha… Spece, którzy nie zrobili konkret łamańca w życiu, albo pomacali kilka jakiś tam, jakichś tam firm „uznanych i szanowanych”… Ooo, tak sprawy stawiać nie można… Absolutnie, absolutnie… Łamaniec jest jednym z najbardziej skomplikowanych „sztucznych tworów” i trzeba mieć wiele samozaparcia, aby podjąć się testów z nim, produkcji i w ciągu długiej drogi praktyki w łowieniu nabrać o nim zdania… Ilu rękodzielników wykonuje łamańce? Niewielu… Dlatego m. in. podałem kilka sposobów, jak sobie z nimi życie ułatwiać… W robocie i na łowisku… To czy dupka pracuje tak, czy siak i w jaki sposób można łączyć części, to był pikuś i pół biedy dla mnie… Podobnie jest z pracą korpusu, czy ma mieć myki, czy wężyka, czy lusterkowanie itd., to igraszki małolata… Więcej czasu straciłem, co „takiego” musi być w łamańcu różnicującego poszczególne typy, aby celowo produkować je odmienne, przystosowane do połowu konkretnych, wybranych gatunków… Ha, ha, tak, tak, wobler każdy umie zrobić, ale póżniej to jest właśnie zwykle to słynne „ani be, ani me, ani kukuryku...”… Róbta chłopy przynęty, róbta, testujta, sprawdzajta… To naprawdę, słowo Wam daję, przednia zabawa…
Czysta, górska rzeczka… Co to znaczy… Bardzo, ale to bardzo wiele… Były takie pstrągi, które podchodziłem pięć, dziesięć razy… No i co z tego… Dla każdego, kto nic nie myśli, to także nic nie znaczące fakty… Widzisz Go… Tam On jest, czeka… Wracasz do Niego… Myślisz o Nim… Przewracasz się z boku na bok, nie mogąc zasnąć, bo Jego obraz staje się tęsknotą… Miłość od pierwszego wejrzenia, a może dzika obsesja, czy jakieś zboczenie, ha, ha… Są jeszcze tacy wędkarze, którzy choć ciut rozumieją z tego, co piszę? Zrywasz się w środku nocy, kątem oka patrzysz na zegarek… Jak ten czas powoli leci… Jeszcze trzy godziny do brzasku… Musisz tam być, najpóżniej o świcie… Wiesz, że nie zaśniesz… Sprawdzasz przynęty, pięćdziesiąty ósmy raz poprawiasz to, co już wcześniej poprawiłeś… Dopijasz resztę kawy, robisz następną, odpalasz papierosa i wysypujesz popiół z pełnej popielniczki… Zegar kłuty twoim wzrokiem, cud, że nie spadł ze ściany… I patrzysz się w czarne okno, aby w górze szyby ujrzeć upragniony cień szarości… Jesteś w sztuce oczekiwania, jak pies na uwięzi, który chce rozerwać ogniwa zabierające mu upragniony bieg ku wolności…
Tak, tak, miałem taki okres… Z wiekiem wyluzowałem… Mówili o mnie, że jestem zaj…sty pstrągarz i najlepszy… Czy ja wiem… Wariaci nie mają wymiaru ochronnego, a tym bardziej granicy wzrostu…
Czy to była miłość, czy dzika obsesja, czy zboczenie… Wydaje mi się, że jednak miłość… Jeśli musiałem zabić, cierpiałem, serce zawsze mocno biło i czułem się tak jakoś dziwnie… Kiedy wypuszczałem i odpływał z impetem, byłem szczęśliwy… Nigdy nie wracałem do złowionego raz pstrąga… Uważałem temat za zamknięty… Przychodziła wielka woda i zabierała ślady wspomnień… Dzika górska rzeczka na nowo tworzyła nowe miejsca, nowe pstrągi i nowe noce oczekiwań na brzask…
Tak, tak, miałem taki okres… Z wiekiem wyluzowałem… Mówili o mnie, że jestem zaj…sty pstrągarz i najlepszy… Czy ja wiem… Wariaci nie mają wymiaru ochronnego, a tym bardziej granicy wzrostu…
Czy to była miłość, czy dzika obsesja, czy zboczenie… Wydaje mi się, że jednak miłość… Jeśli musiałem zabić, cierpiałem, serce zawsze mocno biło i czułem się tak jakoś dziwnie… Kiedy wypuszczałem i odpływał z impetem, byłem szczęśliwy… Nigdy nie wracałem do złowionego raz pstrąga… Uważałem temat za zamknięty… Przychodziła wielka woda i zabierała ślady wspomnień… Dzika górska rzeczka na nowo tworzyła nowe miejsca, nowe pstrągi i nowe noce oczekiwań na brzask…
W wędkarstwie to już tak jest - jak czegoś nie sprawdzisz, to się lepiej nie odzywaj, ha, ha... Policzę w myślach ile zrobiłem różnorakich wirujących ogonków... Chyba z dwadzieścia... Połowa świetnie się sprawdziła, a kilku nie miałem czasu przetestować... Z dwóch wyszedł bubel, bo się plątały... Jak by tego stwora nazwać... Gwiazdka blisko... Niech będzie Gwiażdziste Oko... Najmniejsze robiłem pod lupą... Kiedyś. Zaraz esteci się przywalą, że nieładne, albo co innego... No pewnie, można przykleić oko 3d, piknie pomalować, także w UV i fluo... Zabraniam!!!! Nikt mi mojego oka malować nie będzie!
Chory na Lorbaski: |
Tak, to prawda wszystkie byly z grzechtkami.Zatem czekam na tego bezstera.Moze juz czas rozbic moj Beton w tym zakresie. Co do innych producentow chodzilo mi bardziej o koncept-drugi psudo-ster plus zwiazane znim dodatkowe obciazenie. 17 dni Panowie 17 dni... |
Jeśli chodzi o 1. 01. jedną z moich specjalności jest pokrzepianie serc z początkiem roku... Oczywiście, jeśli ktoś sobie życzy, ha, ha...
Wszystkim sympatykom, cierpliwie śledzącym wydarzenia w Warsztacie, razem z Markiem życzymy zdrowych i wesołych Świąt, oraz przygiętego i pulsującego non – stop kija w 2020 roku…
Pierwsza Gwiazdka już minęła.
Chociaż jeszcze czeka kac.
Ja wciąż czekam na Bez-stera.
Ja i cala nasza brać.
Chociaż jeszcze czeka kac.
Ja wciąż czekam na Bez-stera.
Ja i cala nasza brać.
Eee, prostej sztuki BEZSTER jest wynikiem.
Choć, nie powiem, wyniki są.., PEWNIKIEM…
Nade mną zawsze złota gwiazdka ŁUKIEM leci…
Widzą to jedynie dzieci, BIDA poeci…
„ŚWIĘTA to nie dni, ani w kalendarzu data…”…
(byłem bardzo mały, a to powiedział TATA…)…
„Święta to stan ducha i UMYSŁU.”…
(rzekł bym teraz, bez CHWILI namysłu…)…
Więc na koniec swoich syzyfowych, SKRYTYCH prac
Pierdyknę Wam coś lepszego na wędkarski PLAC…
WIDZIAŁY już paszcze, węże i zygzaki, oraz myki…
Ale nawet w snach koszmarnych z INNEJ galaktyki
Nie widziały… DELFINKA…
No i co, jaka MINKA?
Choć, nie powiem, wyniki są.., PEWNIKIEM…
Nade mną zawsze złota gwiazdka ŁUKIEM leci…
Widzą to jedynie dzieci, BIDA poeci…
„ŚWIĘTA to nie dni, ani w kalendarzu data…”…
(byłem bardzo mały, a to powiedział TATA…)…
„Święta to stan ducha i UMYSŁU.”…
(rzekł bym teraz, bez CHWILI namysłu…)…
Więc na koniec swoich syzyfowych, SKRYTYCH prac
Pierdyknę Wam coś lepszego na wędkarski PLAC…
WIDZIAŁY już paszcze, węże i zygzaki, oraz myki…
Ale nawet w snach koszmarnych z INNEJ galaktyki
Nie widziały… DELFINKA…
No i co, jaka MINKA?
Czy Delfinek czy cykadka
Panie Sławku złota gadka.
My spragnieni, my zieloni.
Bez-Ster pragnie rzeki toni.
Chociaż śniegu ani deka.
Dudni w głowie dyskoteka.
Myki, węze i lusterka zapełniają już pudelka.
Braknie jednak Pana Steru.
I wyniku równe zeru…
Minka rzednie, steru ni ma
7 dni zostało chiba.
Panie Sławku złota gadka.
My spragnieni, my zieloni.
Bez-Ster pragnie rzeki toni.
Chociaż śniegu ani deka.
Dudni w głowie dyskoteka.
Myki, węze i lusterka zapełniają już pudelka.
Braknie jednak Pana Steru.
I wyniku równe zeru…
Minka rzednie, steru ni ma
7 dni zostało chiba.
Ha, ha, bardzo dobra odpowiedż, ha, ha... Pożyjemy, zobaczymy... Życie to nie tylko rymy...
Krótkie oświadczenie… Sprawa Wirussa. Ha, ha…
Wiruss jest jakby jedną z przynęt uwieńczającą moją rękodzielniczą robotę. Może zdążę pokazać Wam więcej także innych przynęt… Jego korpus jest kluczowy. Corpus delicti, ha, ha, który wyjaśnia wszystko… Korpus jest bazą wyjściową do szeregu zmiennych zastosowań. Istnieje jeszcze wiele rozwiązań, z których pokażę przynajmniej dwa, ale w stosownym czasie… Działam szybko i nie mam czasu na pieszczoty. Wyłącznie z wielkim rozbawieniem mogę oczekiwać jakiejkolwiek krytyki pod adresem stylu, estetyki, czy innych odmian szeroko rozumianego piękna. Nie jestem od głaskania estetycznych uczuć ludzi, których jedynym dorobkiem wędkarskim jest podziwianie… Nie mam czasu na pierdoły i nie jestem łasy na pochwały. Mam to głęboko w dupie. Moje przynęty nie mają żadnej ceny i wartości w pieniądzach… Mi nie o to chodzi. Chcę COŚ przekazać za darmo.
Wiruss jest jakby jedną z przynęt uwieńczającą moją rękodzielniczą robotę. Może zdążę pokazać Wam więcej także innych przynęt… Jego korpus jest kluczowy. Corpus delicti, ha, ha, który wyjaśnia wszystko… Korpus jest bazą wyjściową do szeregu zmiennych zastosowań. Istnieje jeszcze wiele rozwiązań, z których pokażę przynajmniej dwa, ale w stosownym czasie… Działam szybko i nie mam czasu na pieszczoty. Wyłącznie z wielkim rozbawieniem mogę oczekiwać jakiejkolwiek krytyki pod adresem stylu, estetyki, czy innych odmian szeroko rozumianego piękna. Nie jestem od głaskania estetycznych uczuć ludzi, których jedynym dorobkiem wędkarskim jest podziwianie… Nie mam czasu na pierdoły i nie jestem łasy na pochwały. Mam to głęboko w dupie. Moje przynęty nie mają żadnej ceny i wartości w pieniądzach… Mi nie o to chodzi. Chcę COŚ przekazać za darmo.
Z tą „urodą” przynęt jest trochę jak z Kobietami. Czasem nie muszą wyglądać jeżeli świetnie funkcjonują…
Noo, dobrze jest, gdy jedno i drugie idzie w parze... Ha, ha, ale takie "baby" tylko dla szczęściarzy... No nie wiem, czy pasuje tu powiedzenie "tylko głupi, albo pijany ma szczęście...", ha, ha, nie wiem, nie wiem... Bo chodzi także o to, że poczucie piękna jest wartością zawężoną, podlega naciskom zewnętrznym... Ludzie są hierarchiczni i często lubią to, co instynkt samozachowawczy im nakazuje, a nie serce, wzrok, słuch... Rozpaczliwym krzykiem sumienia, kołem ratunkowym rzuconym na wody oceanu absurdów jest inne powiedzenie, że "o gustach się nie dyskutuje"... A więc nie dyskutujmy... Ha, ha...
Dziś byłem nad wodą nakręcić tylko niewinny filmik... Jak dobrze, że nie wyrzucam "nieudaczników" do kosza, zostawiam, aby w wolnej chwili przyjrzeć im się dokładniej, bo umysł mam czasami zbyt nerwowy, ha, ha... To, co zobaczyłem, po strickowaniu ogona, poruszyło mnie do głębi, ha, ha... Marek uwiecznił pracę tej nowej przynęty, którą z lubością, z jakąś perwersyjną potrzebą, przepuszczałem wielokrotnie w wodzie, pomimo zimna wiatru,padającego śniegu i patrzyłem się oczarowany do momentu utraty czucia w palcach... Bo ja wiem, czego ON potrzebuje, co lubi i co GO zniewoli... Patrzę JEGO oczami...
Następna wersja korpusu z wirussa. Oczywiście, łowiłem już na podobne rzeczy, ale stosunkowo dawno temu... Obecnie jest ciut inny korpus, a więc dodatkowe, uzupełniające testy wskazane... Stelaż stanowią trzy identyczne blaszki złożone do kupy, a następnie dwie krańcowe dowolnie rozginane... Taka inna "poziomka"... Pięknie toto pracuje w wannie, ale muszę wiedzieć, jakie ma odjazdy na głębokiej wodzie, tzn. jak daleko odchodzi od dziury w lodzie... Chyba zastosuję krótszy haczyk z przodu, na dwóch kółkach łącznikowych... Gdzie kużwa jest lód, gdzie ten lód, ile można czekać...
Ladnie ten Wariacik wyglada.Chociaz ja wole bocznie podgiete przynety PS moj Ojciec nie zmienil opon na zimowki wiec lodu w na Dolnym Slasku nie bedzie.....2 dni Pany 2 dni
Makumba Makamba także wolał kobiety ze swojego plemienia, dopóki nie spróbował innych, z plemion podbitych… Ha, ha… „Jak nie spróbujesz, to skąd możesz wiedzieć?”… A poza tym w styczniu bardzo rzadko łowię i te dwa dni, niestety, ale apel nie do mnie, ha, ha... Lubię łowić grube, waleczne ryby, a nie skarpetki...
Jest fajnie, cichutko… Koty leżą pokotem wokół mnie, powoli dochodzą do siebie po fajerwerkowej nocy… Nad ranem skończyłem czytać książkę, którą obiecałem oddać do biblioteki z początkiem roku… Jest błogo… Zakładam uzbrojenie do błystek, które wczoraj prawie o północy skończyłem malować… Za oknem czasem, jak zjawy przesuwają trzęsące się niedobitki balangi… Jakaś pani zawinięta w łańcuch choinkowy szarpie młodziana rzygającego na płot… Urozmaicenie monotonii, coś, co czasem lubię… Nie słyszę głosów kłótni, bo okna podwójne i szczelne… Dziś pewnie nad pstrągowymi wodami tłok… Mam to już za sobą… Dużo, dużo rzeczy i spraw niegdyś ważnych mam za sobą… Balangi, walki z wiatrakami, ściganie się pierwszego… Wszystko już inaczej widzę… Spokojniej, chłodniej… Nie boję się już niczego, nic nie muszę udowadniać… O nic nie muszę walczyć… Muskając tatuaże i blizny tą samą ręką, którą przed chwilą głaskałem koty i przynęty, jedno wiem… Wchodzę w erę spokoju i pokoju, bo tego, co zdobyłem, nikt nie jest w stanie mi zabrać… To nie domy, drogie auta i brylanty… To doświadczenie, mądrość i życie pełne przygód…
Tłumy nad pstrągowymi wodami... Hmm... Parafraza znanego utworu.
"Było nas trzech…
Och, co za pech!
W każdym z nas inna krew…
Nad okiem jeży się brew!
Wspólny przyświecał nam cel -
Miel wodę, miel, jak trzmiel!.."...
"Było nas trzech…
Och, co za pech!
W każdym z nas inna krew…
Nad okiem jeży się brew!
Wspólny przyświecał nam cel -
Miel wodę, miel, jak trzmiel!.."...