WARSZTAT SS
Wsadziłem dziś łapkę do pudła ze starymi pomysłami, bo jestem ciut wnerwiony… Miał być nowy kolega „na ryby”… Dupa wyszła, nie kolega… Śnieg i deszcz pada, wietrzysko potężne, w sumie pogoda niepewna, no i wirus… Żeby chociaż wirus na pierwszym miejscu, ale nie… Tłumaczę, że super, bo prawdopodobnie sami będziemy… A gdzie tam, okazało się dodatkowo, że żona kaszle… Kończę, nie rozwijam reszty…
Kiedyś, w którymś tam roku nazbierało mi się od groma stalek i wolframek dederowskiej Germiny, oraz „zdobycznego złomu” w postaci pordzewiałych obrotówek… Wiecie, zaczepiają się same nieraz, albo znajduje się, gdy woda schodzi… Prosiły o przytulenie… Kiedyś w rzekach, zbiornikach było pełno różnych „chwytnych” materiałów, od sznurów, szmat po worki, obecnie jakby mniej… Przynajmniej w moich okolicach… No i co z tym złomem zrobić… Stalki niepotrzebne, bo postanowiłem, że szczupaków łowić nie będę, za duży majdan potrzebny do potraktowanego serio takiego przedsięwzięcia… Gdzieś tam wyczytałem, że pepsi cola działa bardzo dobrze „odkażająco i odmładzająco” na metale kolorowe, a więc udałem się szybko do Pewexu, bo przecież w „normalnych i pustych” wtedy sklepach nie było tego kapitalistycznego eliksiru, może gdzieś w restauracjach gościł, ale ja tam nie gościłem, a więc spotkanie wykluczone… I wiecie co?, zanim skończyłem „degustować” pewne rzeczy, które nabyłem przypadkowo, ha, ha, razem z głównym artykułem – części składowe wirówek uległy samooczyszczeniu i stan ich był w pełni zadowalający, to znaczy odwrotny do mojego, bo mój stan, jak dobrze pamiętam, nazwać można było krótko – euforycznie napierdolony… Buzowało więc ostro, do tego, dwustronnie… W każdym bądż razie, gdy wszystkie reakcje chemiczne ustąpiły i po burzy wstał nowy dzień, wziąłem się ostro do końcowego czyszczenia tych metali… A było tego …dwa pełne po brzegi wiadra, bo jeszcze ojca i braci dorzuciłem „zdobycze”… Nie, nie, nie zrobiłem tak, jak może wielu innych by zrobiło, bo przecież znakomita większość wirówek nadawała się do ponownego użytku… Już wtedy byłem sobą… Wizja, która świeciła we łbie kazała wyrzucić drut!… Stalki i wolframki Germiny muszą zostać spożytkowane! Osuszone części każdej wirówki pieczołowicie zawijałem w papierek ze skrawka Gazety Robotniczej, który razem ze swoją zawartością lądował w pudełku po butach… W ten sposób powstały m. in. moje niektóre wirówki, których centralną częścią nie był błyszczący drut, a właśnie owe czarne stalki i wolframki… „Wirówki elastyczne”, taką nazwę im przypiąłem, ha, ha… Czy łowiłem na toto ryby… No pewnie, że łowiłem, i to jakie ryby… Pamiętam jedną taką (wirówkę, nie rybę...), w której okrągły otwór w strzemiączku z czasem nabrał kształtu eliptycznego… Niewątpliwym plusem była śniadość powierzchni, inność ogólna… Tylko że… Kiedyś „głupich” ryb było oczień mnogo… Czyli tyle samo, co „mądrych” wędkarzy… A więc niby nic się nie zmieniło i jakby ktoś chciał, niech spróbuje… Ja dwa razy nie wchodzę do tej samej rzeki (w tym samym miejscu, ha, ha…), zawsze idę tam, gdzie „coś zaświtało”… Na widnokręgu, albo we łbie… Teraz muszę rozgryźć temat guzika przed wirussem… Pierwsze próby wypadają obiecująco… Musi być wiruss wewnątrz ogona komety, a nie przed… Wiruss w chmurze bąbli powietrza… Zamykam oczy i widzę to… Gdy je otworzę, musi być tak, jak widziałem to przed chwilą… Czary, mary… A ogonek z kotwiczką sobie merda, bul, bul, bul… Łyk odkażacza (bo przecież wiruss…), gul, gul, gul… Żartuję…
Wirówki na zdjęciu przeleżały ponad dwadzieścia lat w pudle, ostatnie niedobitki, zmieniłem tylko kotwiczki, trochę przejadę papierem ściernym, może sprawdzę, czy coś skubnie w „dobie współczesnej”, ha, ha…
Kiedyś, w którymś tam roku nazbierało mi się od groma stalek i wolframek dederowskiej Germiny, oraz „zdobycznego złomu” w postaci pordzewiałych obrotówek… Wiecie, zaczepiają się same nieraz, albo znajduje się, gdy woda schodzi… Prosiły o przytulenie… Kiedyś w rzekach, zbiornikach było pełno różnych „chwytnych” materiałów, od sznurów, szmat po worki, obecnie jakby mniej… Przynajmniej w moich okolicach… No i co z tym złomem zrobić… Stalki niepotrzebne, bo postanowiłem, że szczupaków łowić nie będę, za duży majdan potrzebny do potraktowanego serio takiego przedsięwzięcia… Gdzieś tam wyczytałem, że pepsi cola działa bardzo dobrze „odkażająco i odmładzająco” na metale kolorowe, a więc udałem się szybko do Pewexu, bo przecież w „normalnych i pustych” wtedy sklepach nie było tego kapitalistycznego eliksiru, może gdzieś w restauracjach gościł, ale ja tam nie gościłem, a więc spotkanie wykluczone… I wiecie co?, zanim skończyłem „degustować” pewne rzeczy, które nabyłem przypadkowo, ha, ha, razem z głównym artykułem – części składowe wirówek uległy samooczyszczeniu i stan ich był w pełni zadowalający, to znaczy odwrotny do mojego, bo mój stan, jak dobrze pamiętam, nazwać można było krótko – euforycznie napierdolony… Buzowało więc ostro, do tego, dwustronnie… W każdym bądż razie, gdy wszystkie reakcje chemiczne ustąpiły i po burzy wstał nowy dzień, wziąłem się ostro do końcowego czyszczenia tych metali… A było tego …dwa pełne po brzegi wiadra, bo jeszcze ojca i braci dorzuciłem „zdobycze”… Nie, nie, nie zrobiłem tak, jak może wielu innych by zrobiło, bo przecież znakomita większość wirówek nadawała się do ponownego użytku… Już wtedy byłem sobą… Wizja, która świeciła we łbie kazała wyrzucić drut!… Stalki i wolframki Germiny muszą zostać spożytkowane! Osuszone części każdej wirówki pieczołowicie zawijałem w papierek ze skrawka Gazety Robotniczej, który razem ze swoją zawartością lądował w pudełku po butach… W ten sposób powstały m. in. moje niektóre wirówki, których centralną częścią nie był błyszczący drut, a właśnie owe czarne stalki i wolframki… „Wirówki elastyczne”, taką nazwę im przypiąłem, ha, ha… Czy łowiłem na toto ryby… No pewnie, że łowiłem, i to jakie ryby… Pamiętam jedną taką (wirówkę, nie rybę...), w której okrągły otwór w strzemiączku z czasem nabrał kształtu eliptycznego… Niewątpliwym plusem była śniadość powierzchni, inność ogólna… Tylko że… Kiedyś „głupich” ryb było oczień mnogo… Czyli tyle samo, co „mądrych” wędkarzy… A więc niby nic się nie zmieniło i jakby ktoś chciał, niech spróbuje… Ja dwa razy nie wchodzę do tej samej rzeki (w tym samym miejscu, ha, ha…), zawsze idę tam, gdzie „coś zaświtało”… Na widnokręgu, albo we łbie… Teraz muszę rozgryźć temat guzika przed wirussem… Pierwsze próby wypadają obiecująco… Musi być wiruss wewnątrz ogona komety, a nie przed… Wiruss w chmurze bąbli powietrza… Zamykam oczy i widzę to… Gdy je otworzę, musi być tak, jak widziałem to przed chwilą… Czary, mary… A ogonek z kotwiczką sobie merda, bul, bul, bul… Łyk odkażacza (bo przecież wiruss…), gul, gul, gul… Żartuję…
Wirówki na zdjęciu przeleżały ponad dwadzieścia lat w pudle, ostatnie niedobitki, zmieniłem tylko kotwiczki, trochę przejadę papierem ściernym, może sprawdzę, czy coś skubnie w „dobie współczesnej”, ha, ha…
Ja jak raz w tyg nie wyskoczę na pewne "tajne ryby z różne kropki" to dostaję jak to pisał Grzesiuk "kota w głowie".Mam specjalną wędke co wchodzi do plecaka, 5 łamańców i nie ma takuego co by mnie powstrzymał. Ps czytałem wczoraj o Francuzie z muchówką, drugim domu w koronie dębu z lornetką ,akwarium oświetlanym latarką na płaską baterię i zrozumiałem....Tylko ten co unika skrótw miże dojśc tam gdzie nikt przedtem nie był.Jutro rano koło zera , ale pewien 60cm cień czeka tam w dziurze pod wierzbą.....Może teraz ja będę "mądrzejszy".Ide podkręcić kaloryfer bo kawasaki nie doschnie
Francuz był bardzo mądrym człowiekiem, dużo czasu spędzał samotnie, nawet pracę miał solową… Bardzo oczytany i obdarzony wieloma talentami, przede wszystkim pięknie malował i rzeżbił… W wiosce, w której robak „kopany” był przewodnią przynętą – Jego styl wędkowania był jakby rodem z kosmosu… Musieliśmy się zaprzyjaźnić, to było nieuniknione, na tej małej powierzchni byłem jedynym, skorym do zmiany, potrafiącym słuchać słów wypowiedzianych i także tych niewypowiedzianych… W dużej mierze dzięki Niemu w tak młodym wieku nagle skręciłem, nie szedłem już drogą pełną starych i świeżych, mokrych śladów… To był mój jedyny wędkarski autorytet…
Ja mam takie pytanie, czy da się uzyskać tor "delfinka".Jakieś wskazówki, bo mnie już nosi w domu, a tak czymś się zajme
Da się. Nawet bez wskazówek.
Ostatnio zauważyłem, że trwa rywalizacja w dziedzinie selfie grupowego, ha, ha, no bo… z rybą… Autorzy podają recepty, jak takie selfie zrobić, aby ryba prezentowała się jak najlepiej, jak zrobić to najszybciej itd., itd., uzasadniają w obłędnie zakamuflowany sposób swoje egoistyczne, lub infantylne pokusy i chęć zaprezentowania głównie siebie, a nie prawowitego bohatera… Wiecie, bardzo dużo rzeczy przerabiałem i jedne mi wychodziły od razu, inne nie zawsze, i nie od razu, ale mam odwagę się przyznać do błędów… Człowiek na nich się przecież uczy. Kiedyś zdjęć w ogóle nie robiłem, a ileś tam, które posiadam, były zrobione przez przypadkowe osoby, bo akurat się nawinęły i to one nalegały, bo zwykle chciały się popisać posiadaniem aparatu foto… Tak, tak, tak, często to właśnie „kiedyś” tak wyglądało, aparaty były duże, ciężkie i bardzo rzadko przez poważnych, ha, ha, wędkarzy używane… Z prostego powodu – była to droga zabawka, ciężka, duża, czuła na wilgoć i tylko przeszkadzała w plecaku… Teraz to co innego… Każdy może mieć i ma… W malutkiej kieszonce się pomieści… A jak ma, no to musi użyć przecież, ha, ha… No i mamy efekty… Malutkie kleniki, pstrążki, okonki, sandaczyki, sumki, szczupaczki… Samice wyładowane ikrą, samce lejące mleczem… Owczy pęd ku łowieniu w okresach ochronnych… Powód owego zdziczenia jest jeden – chęć pokazania się za wszelką cenę… Z a i m p o n o w a n i a, h a, h a… Nad ciałkiem rybki uśmiechnięta, uradowana twarzyczka ŁOWCY… Nic honoru, za grosz ambicji, totalny odlot w kierunku SŁAWY… Hmm, co się z tych „chłopów” porobiło, oto jest pytanie…
Moim zdaniem nie ma nic lepszego, jak kamerka i ewentualnie stop klatka… Nie trzeba ryb męczyć, stresować, filmik pokazuje wszystko – hol, podebranie, odhaczenie i wypuszczenie… Do tego jeszcze jedną i bardzo ważną rzecz pokazuje… Przy-nę-tę… Ale nie pokazuje jednego, co jest dla wielu bardzo ważne… Gęby łowcy… No, nie wiem… Ja osobiście gęb innych wędkarzy nie lubię, ha, ha… Szczególnie z dużymi rybami, ha, ha… No, z dwoma wyjątkami, pierwszym jest urocza buzia jakiejś szczęśliwej pani, niech nawet będzie z malutką rybką, ma darowane, a drugim wyjątkiem jest szczęśliwe dziecko, wiadomo, skala musi być sprawiedliwa… Dla mnie dowodem, jedynym dowodem w świecie dorosłych jest film… Bo reszta może być ściemą… Brat może rybę pożyczyć od brata, kumpel może wsadzić rybie w pysk przynętę kumpla, siostra siostrze może stawy hodowlane udostępnić, a kumpela kumpeli zdjęcie podarować… Jeśli wielką wartością stało się zdjęcie w Internecie, no to mamy pewien kłopot… Ale jestem od tego, aby wszelkie kłopoty rozwiązywać… Wędkarskie, oczywiście, ha, ha… Bo do doskonałości należy dążyć… Choć to utopia… No, ale… Nie zawsze cel najbardziej się liczy, ważniejszy jest sposób dochodzenia do niego…
Moim zdaniem nie ma nic lepszego, jak kamerka i ewentualnie stop klatka… Nie trzeba ryb męczyć, stresować, filmik pokazuje wszystko – hol, podebranie, odhaczenie i wypuszczenie… Do tego jeszcze jedną i bardzo ważną rzecz pokazuje… Przy-nę-tę… Ale nie pokazuje jednego, co jest dla wielu bardzo ważne… Gęby łowcy… No, nie wiem… Ja osobiście gęb innych wędkarzy nie lubię, ha, ha… Szczególnie z dużymi rybami, ha, ha… No, z dwoma wyjątkami, pierwszym jest urocza buzia jakiejś szczęśliwej pani, niech nawet będzie z malutką rybką, ma darowane, a drugim wyjątkiem jest szczęśliwe dziecko, wiadomo, skala musi być sprawiedliwa… Dla mnie dowodem, jedynym dowodem w świecie dorosłych jest film… Bo reszta może być ściemą… Brat może rybę pożyczyć od brata, kumpel może wsadzić rybie w pysk przynętę kumpla, siostra siostrze może stawy hodowlane udostępnić, a kumpela kumpeli zdjęcie podarować… Jeśli wielką wartością stało się zdjęcie w Internecie, no to mamy pewien kłopot… Ale jestem od tego, aby wszelkie kłopoty rozwiązywać… Wędkarskie, oczywiście, ha, ha… Bo do doskonałości należy dążyć… Choć to utopia… No, ale… Nie zawsze cel najbardziej się liczy, ważniejszy jest sposób dochodzenia do niego…
Miałem sen...Dwóch kolegów, wędkarzy.Jaden mówi do drugiego byłem nad rzeką i widziałem 70cm szczupaka w "naszym" miejscu...zaraz, chwilka, myśli drugi, tam nie ma prawa być kaczodziobego. To możemy pojechać w piątek i sprawdzić, dobrze ale o świcie.Kolega posmutniał, bo lubi spać do 9-tej.Przyjeżdżają przed piątą , kolega idzie spać drugi wiąże "pstrążka".Trzeci rzut i łup ale ryba chodzi bardziej jak sandacz zero wyskoków, młynków i innych wariactw. Żyłka 24 trochę wydaje sie za słaba, kij trzeszczy...Nagle słychać za plecami o chciałem Ci powiedzieć ale...już wiesz że tu go widziałem.Łowca krzyczy idź po podbierak,miarkę,matę i aparat....Hol trwał kilkanaście minut, samica spokojnie krążyła w dołku ,podebranie ekspres mierzenie ważenie i....tak wpadli w panikę że nie przeżyje że zapomnieli uwiecznić na zdjeciu, nawet telefonem..."Szczupak" miał 73cm i 4,7kg wagi.Jak odpływała kolega krzyczy zapomnieliśmy zrobić zdjęcie pada odpowiedź nieważne,zobacz ona przeżyje...Dziś już nie są kolegami, ryby,kobiety,praca ich poróżniły....Parę lat później Łowca ogląda internet i film gdzie dwóch podobnych kolegów łowi.Jeden mówi do drugiego tu miałem wyjście pstrąga "ŻYCIA" to ile mógł mieć?pada pytanie no..z 48cm miał...Widz pomyślał to marne życie "Synek" masz...
PS wszelkie podobieństwa szczupak-pstrąg ,Łowca-Chory na Lorbaski ,Kolega-Marek ...przypadkowe .....
PS wszelkie podobieństwa szczupak-pstrąg ,Łowca-Chory na Lorbaski ,Kolega-Marek ...przypadkowe .....
Nooo, bo jak ja zacznę opowiadać, co mi się śniiiłło, ha, ha... Przykład jednego ze snów nocy wiosennej...Niedługo powiedzą, że korzystam z czyichś pomysłów, ha, ha... I czy to nie jest koszmar?
https://wmh.pl/czytelnia/porada-tygodnia/220/wahadlowki-dwuczesciowe
https://wmh.pl/czytelnia/porada-tygodnia/220/wahadlowki-dwuczesciowe
Od zawsze (ale od pewnego czasu cyklicznie) mam zgłoszenia, że ktoś podrabia moje przynęty… Nie ma w tym nic dziwnego i jest to skutek nieunikniony, z którym wiedziałem, że się kiedyś spotkam… Ale tu nie chodzi tylko o przynęty… Do charakterystycznych, udziwnionych kształtów i mojego powalonego stylu szaty zewnętrznej ( o której myślałem, że jest nie do podrobienia, ha, ha…) dochodzą podróbki podpisu, który także stworzony został w celach obrzydzających… Hmm, i co tu zrobić, co tu zrobić… Nie mam wyjścia, muszę coś wymyślić… Ale co? No właśnie…
To są przykre sprawy, niestety powiązane z mentalnością pewnych ludzi. Chyba tylko godność osobista bo juz w ryj dzisiejsze "prawo" nie pozwala....Ps nowy Image? Ernest Hemingway?
Będe wypatrywał po mediach społecznościowych, Drozdiego tez już próbowali...
Chory na Lorbaski: |
To są przykre sprawy, niestety powiązane z mentalnością pewnych ludzi. Chyba tylko godność osobista bo juz w ryj dzisiejsze "prawo" nie pozwala....Ps nowy Image? Ernest Hemingway? |
Bez podpuch proszę, bez podpuch... To maseczka, ha, ha...
wobler130: |
Będe wypatrywał po mediach społecznościowych, Drozdiego tez już próbowali... |
Ale to nic nie zmieni, bo to już obyczaj... Chodzi o podpis, a to grubsza sprawa, na którą już oka przymknąć nie można...
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, czy jakoś tak… W tym trudnym dla nas wszystkim okresie „wirusowym” jest jakby trochę więcej wolnego czasu, a więc żeby nuda nie zabiła, odnowię sobie kilka spraw, aby sprawdzić, czy to, co kiedyś kosiło, nie straciło na aktualności… Teraz tylko domalowanki lakierami do paznokci i będzie ok…
Zobaczcie, ile jest tu różnych możliwości… Jest to rzecz jasna tylko czubek góry lodowej, ale mam nadzieję, że może rozgrzać wyobrażnię i uruchomię inspiracje… Dwie i więcej niepotrzebnych, lub celowo stworzonych blaszek, można skomponować w jedną przynętę o specyficznych właściwościach ruchu, lub w systemie łączenia i zmian zamocowania agrafki tworzyć wiele odmiennych, ale na bazie tej jednej, wyjściowej… Mamy tu szeregi możliwości kreowania pracy, barw, oraz dźwięku… Kiedy pierwszy raz użyłem tego „toto” w łowieniu „poważnym” nieco się zdziwiłem, bo efekty były często zdumiewające… Doszło do tego, że z powodu braków materiałowych i przyspieszenia tempa produkcji – niszczyłem (najnormalniejsze pod Słońcem świętokradztwo…) oryginalne wirówki i błystki wahadłowe tzw. renomowanych firm, aby tworzyć coś właśnie takiego…
Znów się nawdychałem rozpuszczalników i denaturatu, ha, ha... Taki tekst z życzeniami puściłem na FB...
"Z powodu Świąt Wielkanocnych życzę „wszystkim, przede wszystkim” zdrówka, które wreszcie zyskało w ocenach wartości… Wszystkim, bez wyjątku… Oszustom, oszustkom, złodziejom, złodziejkom, itd. Policjantom, policjantkom, politykom, polityczkom, sędziom, sędzinom itd… Miłośnikom i miłośniczkom PIS, PO i nawet PSL itd… Życzę zdrówka wszystkim wrednym babom i wszystkim wrednym chłopom… Księżom, zakonnicom itd… Także kłusolom i kłusolkom… Tym homo i niewiadomo też… Życzę także zdrowia psom, sukom, kotom, kotkom itp., nawet kleszczom i kleszczycom.., itd. Jest (niestety) jeden wyjątek… Żebyś pierd… Covidzie 19 zdechł jak najszybciej, ty i cała twoja rodzina, do trzeciego pokolenia… Ha, ha…"...
Dobrze, że "kartki świątecznej" okolicznościowej z dopiskiem, jakże na miejscu : "Allle jaja" nie dodałem...
"Z powodu Świąt Wielkanocnych życzę „wszystkim, przede wszystkim” zdrówka, które wreszcie zyskało w ocenach wartości… Wszystkim, bez wyjątku… Oszustom, oszustkom, złodziejom, złodziejkom, itd. Policjantom, policjantkom, politykom, polityczkom, sędziom, sędzinom itd… Miłośnikom i miłośniczkom PIS, PO i nawet PSL itd… Życzę zdrówka wszystkim wrednym babom i wszystkim wrednym chłopom… Księżom, zakonnicom itd… Także kłusolom i kłusolkom… Tym homo i niewiadomo też… Życzę także zdrowia psom, sukom, kotom, kotkom itp., nawet kleszczom i kleszczycom.., itd. Jest (niestety) jeden wyjątek… Żebyś pierd… Covidzie 19 zdechł jak najszybciej, ty i cała twoja rodzina, do trzeciego pokolenia… Ha, ha…"...
Dobrze, że "kartki świątecznej" okolicznościowej z dopiskiem, jakże na miejscu : "Allle jaja" nie dodałem...
Pół jajeczka sobie zjadłem w zupełnej samotności… Czereśnia pod oknem rozkwitła, a nad nią kania kreśli ósemki, chyba od jutra zmieni się pogoda i jaskrawego słońca to już ostatnie chwile, bo gdzieś, jeszcze bardzo daleko, chmury formują szyk do ataku… Koty powoli wracają z nocnych pogawędek i ogonami łaskoczą lodówkę… Cisza, tylko zegar tyka… Na stole porozrzucane przynęty… Powyginany fotel Balona bezgłośnie coś krzyczy o pustce… A tam, gdzieś daleko, daleko, rzeki i jeziora, może już pod chmurami… I razem zmierzają w stronę warsztatu, wspomnienia… Ile było tych rzek, nad których nurtem moja wędka kreśliła ósemki, ilu jezior dotykałem obraz chmur nad nimi… Wszystkie koty wróciły, pora podzielić się resztą jajka i cząstką wspomnień… A niech tam, oddam im dodatkowo całą kiełbaskę, bo nie lubię (od kiedy mam ubytki w uzębieniu…) i dodam trzy puszki Whiskasa, przecież święta… Alleluja!