WARSZTAT SS
Zgodnie z prognozą pani Kani, leje dziś z krótkimi przerwami od samego rana…
Nakręciłem sobie kilkaset dipolów do wirussów +- 12g i +- 16g… Na maj i czerwiec powinny być, wszystko zależy od firmy wycinającej stelaże… Piszę, bo mam pytania, a czytają mnie tutaj, więc tak będzie szybciej…
Nakręciłem sobie kilkaset dipolów do wirussów +- 12g i +- 16g… Na maj i czerwiec powinny być, wszystko zależy od firmy wycinającej stelaże… Piszę, bo mam pytania, a czytają mnie tutaj, więc tak będzie szybciej…
Mój „warsztat” jest najprawdziwszym z prawdziwych… Nic nie ściemniam, nie upiększam, opisuję swoje miejsce pracy fizycznie i duchowo w sposób jak najbardziej naturalny… Taki po prostu jestem, wędkarz, rękodzielnik, fanatyk, może trochę i domorosły filozof… Mam swoje wady, chwile słabości, zwątpienia, często chcę pouczać, mądrzę się itp. Ale jedno wiem… Że pomimo wszystko, nic złego nie robię… To fakt – chcę być barwniejszy, niż tylko kolorowy, chcę błyszczeć, nawet opalizować… Ale czy jestem skrajnym wyjątkiem, czyż nie jest to cecha czysto ludzka i czy wszyscy nie chcą się wyróżniać? Może to grzech, może to wada, a może po prostu zwykły samczy instynkt, którego się nigdy nie pokona… Jest to przekaz głównie do ludzi młodych – aby zrozumieli szybciej i aby szybciej weszli na ścieżkę rozwoju, kreatywności, bo czas leci nieubłaganie i naprawdę szkoda go na poruszanie się ciągle tym samym torem, z tą samą akcją, bez myków na boki… Jesteśmy światową potęgą w spinningu i muszkarstwie… Walki wewnętrzne nas wykańczają, bo fałszywe autorytety patrzą na wszystko przez dziurę w portfelu…
W ciszy warsztatu trzaskam sobie „ciche łamańce”… Wczoraj było głośniej, bo frezowałem wgłębienia i komory powietrzne… Istotą każdej pracy musi być wiara w sens… Każdy projekt należy dokładnie sprawdzić, bez oszukiwania samego siebie, wszystko musi mieć ręce i nogi… Był to długotrwały proces… Wiele lat temu uwierzyłem w sens „sznurowania” łamańców, bo pokrywał się z pewną teorią… Krok, po kroku, latami, bo i inne pomysły sprawdzałem, przekonałem się, że nie wszedłem w ślepą uliczkę i gra jest warta świeczki, czy jakoś tak… No i z dwadzieścia lat sznuruję niektóre typy łamańców od czasu do czasu… W ferworze pracy doszły inne „odkrycia naukowe”, bo nie potrafię bezmyślnie niczego robić… Okazało się, że sznurowanie przydało się jeszcze do innych celów i ułatwiło drogę w stronę bardziej zaawansowanych i trudniejszych kierunków…
„Podróbki” nie są niczym nadzwyczajnym i stanowią nieodłączną część wędkarstwa… Zwykle (choć nie zawsze oczywiście…) każdy z nas na początku drogi rękodzielniczej COŚ próbował skopiować… Nie ma w tym nic strasznie złego, bo od czegoś trzeba zacząć… Gorzej, gdy kopie wchodzą na stałe do repertuaru, świadczy to o rzeczywistych zamiarach, albo o zupełnym braku kreatywności… Znam przypadki, gdy „kopiści”, z czasem, z ugruntowaną już popularnością ogłaszali skopiowany wzór za swój, własny… Tak im się w głowach poprzewracało… Po prostu. Są jednak znacznie gorsze rzeczy od „podróbek” i mocniej trzęsące „podrobami” (cóż za zbieżność, niech żyje język polski, ha, ha…), czyli, znaczy się, narządami wewnętrznymi… Jest to kradzież, lub przywłaszczanie pomysłów… Ooo, ho, ho, tutaj mamy naprawdę prawo dżungli i zupełni laicy wędkarscy od czasu do czasu z czymś wyskakują… Nakręcili trochę filmów, narobili zdjęć, gdy ryba brała jak głupia, no i uwierzyli w swoje prawo do bezkarności… Poczekam sobie teraz spokojnie, kogo następnego olśni… Ha, ha…
P. s. Aha, zapomniałbym... Zaznaczam, że wiele typów m. in. i np. wahadłówek łamanych także "sznuruję"... M. in....
W ciszy warsztatu trzaskam sobie „ciche łamańce”… Wczoraj było głośniej, bo frezowałem wgłębienia i komory powietrzne… Istotą każdej pracy musi być wiara w sens… Każdy projekt należy dokładnie sprawdzić, bez oszukiwania samego siebie, wszystko musi mieć ręce i nogi… Był to długotrwały proces… Wiele lat temu uwierzyłem w sens „sznurowania” łamańców, bo pokrywał się z pewną teorią… Krok, po kroku, latami, bo i inne pomysły sprawdzałem, przekonałem się, że nie wszedłem w ślepą uliczkę i gra jest warta świeczki, czy jakoś tak… No i z dwadzieścia lat sznuruję niektóre typy łamańców od czasu do czasu… W ferworze pracy doszły inne „odkrycia naukowe”, bo nie potrafię bezmyślnie niczego robić… Okazało się, że sznurowanie przydało się jeszcze do innych celów i ułatwiło drogę w stronę bardziej zaawansowanych i trudniejszych kierunków…
„Podróbki” nie są niczym nadzwyczajnym i stanowią nieodłączną część wędkarstwa… Zwykle (choć nie zawsze oczywiście…) każdy z nas na początku drogi rękodzielniczej COŚ próbował skopiować… Nie ma w tym nic strasznie złego, bo od czegoś trzeba zacząć… Gorzej, gdy kopie wchodzą na stałe do repertuaru, świadczy to o rzeczywistych zamiarach, albo o zupełnym braku kreatywności… Znam przypadki, gdy „kopiści”, z czasem, z ugruntowaną już popularnością ogłaszali skopiowany wzór za swój, własny… Tak im się w głowach poprzewracało… Po prostu. Są jednak znacznie gorsze rzeczy od „podróbek” i mocniej trzęsące „podrobami” (cóż za zbieżność, niech żyje język polski, ha, ha…), czyli, znaczy się, narządami wewnętrznymi… Jest to kradzież, lub przywłaszczanie pomysłów… Ooo, ho, ho, tutaj mamy naprawdę prawo dżungli i zupełni laicy wędkarscy od czasu do czasu z czymś wyskakują… Nakręcili trochę filmów, narobili zdjęć, gdy ryba brała jak głupia, no i uwierzyli w swoje prawo do bezkarności… Poczekam sobie teraz spokojnie, kogo następnego olśni… Ha, ha…
P. s. Aha, zapomniałbym... Zaznaczam, że wiele typów m. in. i np. wahadłówek łamanych także "sznuruję"... M. in....
Tak sobie czytam o tej sprawie . I przyzchodzi mi do glowy wypowiedz jednego z moich profesorow na studiach ze "sciaganie" jest domena srodkowej i wschodniej Europy , ale czy tylko...Widocznie jest w nas troche mentalnosci epoki slusznie minionej, cebulandii . Przeciez jezeli uwaznie sie przygladnie Warsztatowi to mozna juz spokonie obrac pare swoich kiel=runkow.W naszym kraju wlasnosc intelektualna to ciagle melodia przyszlosci.Facet podrobil iles tam przynet SS ale nawet zarabiajac te pare groszy moze spojrzec w lustro, nie plujac w nie?Czy podpisujac sie SS mozna stac sie p. Slawkiem Szuszkiewiczem-smiechu warte. Znaki firmowe, loga , patenty to tez u nas puste grafiki bez zabezpieczen prawnych bo to koszta i przewleklosci...Jutro na rybki bo dzisiaj Czeslawa i tatu czekajo przy stole......
Koniec tematu. Przechodzimy do następnych, bardziej poważnych zagadnień, ha, ha…
Oto jedna z metod, którą sobie kiedyś stworzyłem do łowienia bardzo chimerycznie żerujących ryb ( oczywiście, gdyby ktokolwiek spotkał się z opisem czegoś podobnego, to proszę zgłosić, ha, ha… )… Całym i jedynym elementem, który jest wart uwagi to kiwok… Po prostu kiwok… Podczepiony do szczytówki. Jest to jedno z najprostszych rozwiązań, jakie wymyśliłem w łowieniu ryb… Kiedyś napisałem, że bez umiejętności łowienia podlodowego i bez umiejętności łowienia w czystych, górskich rzekach – bardzo trudno jest wiele rzeczy zrozumieć i szybciej pojąć ogólne zagadnienia w spinningu… Jeśli kiedyś znajdę czas, bardziej to sprecyzuję i podam argumenty… Dzięki temu kiwokowi, podczepionemu do normalnego wędziska spinningowego, wiele brań nie jest w stanie umknąć uwadze i zostać przeoczonym… Stworzyłem do tej metody specjalne błystki (także łamane) i wiele, wiele innych celowo przystosowanych przynęt… Chociaż wiadomo, do zwykłego troka i zwykłych gum itp., także się nadaje… Wiem, wiem, znajdą się tacy, którzy pomyślą, że są specjalne, bardzo czułe wędziska… Tylko, że jeśli tacy się znajdą, to są w ogromnym błędzie… Bo nie o to chodzi… Absolutnie, absolutnie...
Oto jedna z metod, którą sobie kiedyś stworzyłem do łowienia bardzo chimerycznie żerujących ryb ( oczywiście, gdyby ktokolwiek spotkał się z opisem czegoś podobnego, to proszę zgłosić, ha, ha… )… Całym i jedynym elementem, który jest wart uwagi to kiwok… Po prostu kiwok… Podczepiony do szczytówki. Jest to jedno z najprostszych rozwiązań, jakie wymyśliłem w łowieniu ryb… Kiedyś napisałem, że bez umiejętności łowienia podlodowego i bez umiejętności łowienia w czystych, górskich rzekach – bardzo trudno jest wiele rzeczy zrozumieć i szybciej pojąć ogólne zagadnienia w spinningu… Jeśli kiedyś znajdę czas, bardziej to sprecyzuję i podam argumenty… Dzięki temu kiwokowi, podczepionemu do normalnego wędziska spinningowego, wiele brań nie jest w stanie umknąć uwadze i zostać przeoczonym… Stworzyłem do tej metody specjalne błystki (także łamane) i wiele, wiele innych celowo przystosowanych przynęt… Chociaż wiadomo, do zwykłego troka i zwykłych gum itp., także się nadaje… Wiem, wiem, znajdą się tacy, którzy pomyślą, że są specjalne, bardzo czułe wędziska… Tylko, że jeśli tacy się znajdą, to są w ogromnym błędzie… Bo nie o to chodzi… Absolutnie, absolutnie...
Zaczynałem na tym odcinku swoja przygodę z Nyskimi kleniami i spiningiem. Odcinek przy moście staromiejskim. pozdrawiam serdecznie Panie Sławku. Maciej. M
Na zgorzeleckim odcinku łowię od 1993 roku, bo mam mieszkanie przy samym wodospadzie... Może kiedyś się spotykaliśmy, ale pseudonim nic mi nie mówi... Również pozdrawiam.
A więc w „sprawie kiwoka” nikt nie zgłosił reklamacji, a więc tak, jak się spodziewałem, mogę uważać pomysł za własny, ha, ha… Trzy doby, zgodnie z konstytucją minęły… Jeszcze dziś zabrzmią dzwony w Sulikowie podkreślając i obwieszczając moim wiernym fanom radosną tą wieść…
Z tego powodu muszę obowiązkowo temat uzupełnić i wytłumaczyć niekumatym w czym rzecz się ma… No to po kolei… Wędkarstwo podlodowe… Łowienie w pionie… Każdy, kto zetknął się z zagmatwanymi i dodatkowo mrożącymi krew w żyłach problemami wędkarstwa podlodowego, ten wie, jaką istotną i pierwszorzędną rolę pełni kiwok… Można rzec, że bez niego, poza nielicznymi wyjątkami, nie można liczyć na spektakularne wyniki „całolodowe”… Jest on sercem i mózgiem zestawu. Reszta, w przenośni i dosłownie, opiera się na jego odpowiednio sprężystym i czułym ramieniu… O tym, co wyprawiałem z kiwokami mógłby w tej chwili opowiedzieć tylko lód, ale niestety, stopniał dawno, ha, ha… W każdym bądż razie, aby „wykiwać ryby odpowiednim kiwokiem”, ha, ha, doszedłem do czulszych od kociego wąsa materiałów… Aby instrumenty odpowiednio grały na kocim wąsie - muszą być dodatkowo spełnione inne kryteria, przynęta musi mieć pewną wagę, bo struna powinna być napięta, a ramię kiwoka nie może być ugięte poza dopuszczalną granicę… Mówi się, że im cieńsza żyłka, to tym ryba ją mniej widzi i słabiej odbiera linią boczną… Prawda. Ale jest jeszcze coś. Im cieńsza i bardziej miękka linka – tym mniejsza masa przynęty może ją skutecznie wyprostować tak, że w ostatecznym rachunku, suma korzyści tkwi w lepszym kontakcie z przynętą… Linki twarde mają skłonności do tworzenia trwałych spirali, szczególnie w ujemnych temperaturach, co jest bardzo niekorzystnym czynnikiem, burzącym korespondencję między kiwokiem, a przynętami z grup anorektycznych… Dzięki cieniutkim żyłkom, które pojawiły u nas dopiero pod koniec lat 90, zrozumiałem już do końca, jak ryby potrafią niezauważalnie pobierać przynęty… Często mikroskopijne… Skonstruowałem sobie nawet specjalny przyrząd z podziałką, na tle którego obserwowałem brania… Leżałem na materacu dmuchanym, aby mieć oczy jak najbliżej kiwoka i nie przegapić niczego, milimetrowego nieraz przygięcia, czy uniesienia… Ooo, właśnie, uniesienia… Sam się napędzam… Tak, tak, kochani, są rzeczy na tym świecie, które wymagają „uniesień”… Woli, dociekliwości, ducha, wyobrażni itp., czyli uniesień ponad „poziom normalny”… I wiecie co? Okoń (płoć itd.) ruszy kiwoczka na milimetr i jeśli w porę się zatnie, przynętę ma głęboko w pysku… Takie wredne bestyje… To zainspirowało mnie do rozszerzonej formy działalności i przeniosłem kiwok (typowo zimowy rekwizyt) na szersze pole… Być może, jestem pierwszym wędkarzem, który wyrwał kiwoka z krainy wiecznego chłodu i dał mu więcej ciepła… Po roku eksperymentów, kiwoki mi się odwdzięczyły za tą przeprowadzkę i gdy dodatkowo usztywniłem, wzmocniłem nieco wędziska i zarazem wyposażyłem w plecionki, dały mi wiele wspaniałych ryb, teoretycznie nieosiągalnych przy tradycyjnych metodach, bo gdy „rdzenna” szczytówka milczała, kiwok krzyczał jak najęty, „tnij gamoniu, tnij, na co czekasz?..”, ha, ha… Ryby ze swoimi rozmiarami przy tradycyjnym ultra lightcie i cieniutkich linkach byłyby nie do wyjęcia… Najlepiej się łowi w głębinach z wysokich brzegów i z łodzi na spadach, z głębokiego na płytkie… Posiadam oczywiście kiwoki regulowane i z przeróżnych materiałów… I tyle mam do powiedzenia w tym temacie.
Z tego powodu muszę obowiązkowo temat uzupełnić i wytłumaczyć niekumatym w czym rzecz się ma… No to po kolei… Wędkarstwo podlodowe… Łowienie w pionie… Każdy, kto zetknął się z zagmatwanymi i dodatkowo mrożącymi krew w żyłach problemami wędkarstwa podlodowego, ten wie, jaką istotną i pierwszorzędną rolę pełni kiwok… Można rzec, że bez niego, poza nielicznymi wyjątkami, nie można liczyć na spektakularne wyniki „całolodowe”… Jest on sercem i mózgiem zestawu. Reszta, w przenośni i dosłownie, opiera się na jego odpowiednio sprężystym i czułym ramieniu… O tym, co wyprawiałem z kiwokami mógłby w tej chwili opowiedzieć tylko lód, ale niestety, stopniał dawno, ha, ha… W każdym bądż razie, aby „wykiwać ryby odpowiednim kiwokiem”, ha, ha, doszedłem do czulszych od kociego wąsa materiałów… Aby instrumenty odpowiednio grały na kocim wąsie - muszą być dodatkowo spełnione inne kryteria, przynęta musi mieć pewną wagę, bo struna powinna być napięta, a ramię kiwoka nie może być ugięte poza dopuszczalną granicę… Mówi się, że im cieńsza żyłka, to tym ryba ją mniej widzi i słabiej odbiera linią boczną… Prawda. Ale jest jeszcze coś. Im cieńsza i bardziej miękka linka – tym mniejsza masa przynęty może ją skutecznie wyprostować tak, że w ostatecznym rachunku, suma korzyści tkwi w lepszym kontakcie z przynętą… Linki twarde mają skłonności do tworzenia trwałych spirali, szczególnie w ujemnych temperaturach, co jest bardzo niekorzystnym czynnikiem, burzącym korespondencję między kiwokiem, a przynętami z grup anorektycznych… Dzięki cieniutkim żyłkom, które pojawiły u nas dopiero pod koniec lat 90, zrozumiałem już do końca, jak ryby potrafią niezauważalnie pobierać przynęty… Często mikroskopijne… Skonstruowałem sobie nawet specjalny przyrząd z podziałką, na tle którego obserwowałem brania… Leżałem na materacu dmuchanym, aby mieć oczy jak najbliżej kiwoka i nie przegapić niczego, milimetrowego nieraz przygięcia, czy uniesienia… Ooo, właśnie, uniesienia… Sam się napędzam… Tak, tak, kochani, są rzeczy na tym świecie, które wymagają „uniesień”… Woli, dociekliwości, ducha, wyobrażni itp., czyli uniesień ponad „poziom normalny”… I wiecie co? Okoń (płoć itd.) ruszy kiwoczka na milimetr i jeśli w porę się zatnie, przynętę ma głęboko w pysku… Takie wredne bestyje… To zainspirowało mnie do rozszerzonej formy działalności i przeniosłem kiwok (typowo zimowy rekwizyt) na szersze pole… Być może, jestem pierwszym wędkarzem, który wyrwał kiwoka z krainy wiecznego chłodu i dał mu więcej ciepła… Po roku eksperymentów, kiwoki mi się odwdzięczyły za tą przeprowadzkę i gdy dodatkowo usztywniłem, wzmocniłem nieco wędziska i zarazem wyposażyłem w plecionki, dały mi wiele wspaniałych ryb, teoretycznie nieosiągalnych przy tradycyjnych metodach, bo gdy „rdzenna” szczytówka milczała, kiwok krzyczał jak najęty, „tnij gamoniu, tnij, na co czekasz?..”, ha, ha… Ryby ze swoimi rozmiarami przy tradycyjnym ultra lightcie i cieniutkich linkach byłyby nie do wyjęcia… Najlepiej się łowi w głębinach z wysokich brzegów i z łodzi na spadach, z głębokiego na płytkie… Posiadam oczywiście kiwoki regulowane i z przeróżnych materiałów… I tyle mam do powiedzenia w tym temacie.
Cykadass: |
Na zgorzeleckim odcinku łowię od 1993 roku, bo mam mieszkanie przy samym wodospadzie... Może kiedyś się spotykaliśmy, ale pseudonim nic mi nie mówi... Również pozdrawiam. |
Myślę, że nie raz nie dwa a na pewno sie spotkaliśmy. Urodziłem sie i wychowałem w Zgorzelcui mieszkałem do 26 roku życia. Od 15 roku życia latałem ze spiningiem i swoimi woblerami od staromiejskiej po samą zwirownię w Jędrzychowicach. i smuci mnie jeden fakt... Że dopiero niedawno dowiedziałem sie o istnieniu warsztatu SS i jego właścicielu. Wystarczyło kilka dni zasięgnięcia wiedzy z warsztatu SS a całkiem zmieniłem swoja filozofie produkcji przynęt. Pozdrawiam serdecznie i idę dalej zgłębiać Pana metodę bo od tygodnia nie odchodzę od komputera czytając .
A bo ja taki cichy człowiek jestem, chodząca brzegiem wody skromność medialna, ha, ha… Przeciwieństwo średniej krajowej…
Pan Sławek jest jak bobrzańska głowacica niby jest a nikt nie widział. Co do medialnych kolesi, tak patrzę na ich wędeczku do 8g, plecioneczki 0,08, główeńki. I tak sobie myślę że ja to buszmen z dzido 2,7m ,żyłka 24, kołowrót 5000. Ci klkesie chyba łowio w balii lub basenie nie majo chaszczy? Kamoli?Gałęzi po drugiej stronie rzeki?Jak żyć w tych internetach ?jak łowić w tych buszach?
Jak to nie ma głowacic... "Głów" zatrzęsienie... Jeśli chodzi o drugie "zagadnienie", to może miałem pecha, ale... Zwykle to wyglądało tak : Ja cztery okonie, każdy powyżej 40, a ON 40, ale do 30... No i to słynne "Wreszcie dałem ci popalić"... Albo ; Ja jeden lin 55, a ON 18 płoci, takich po gdzieś 17... I ponownie słynne " Znów wygrałem..."... To był jeden z powodów, że zacząłem wędkarzy kompanów przesiewać... Ha, ha...
Cykadass: |
Na zgorzeleckim odcinku łowię od 1993 roku, bo mam mieszkanie przy samym wodospadzie... Może kiedyś się spotykaliśmy, ale pseudonim nic mi nie mówi... Również pozdrawiam. |
Na pewno sie spotkaliśmy i to nie raz, ale ja jestem człowiek młodej daty więc pewnie dlatego Pan nie kojarzy. Swoje pierwsze kroki ze spiningiem stawiałem na Nysie od wodospadu przy obecnej Staromiejskiej po samą żwirownię. Załuje tylko jednego ze po mimo iż tyle lat mieszkałem w Zgorzelcu nie wiedziałem o istnieniu warsztatu SS i Pana woblerach. Nic lepiej poźno ni wcale. ;-) Warsztat SS Zmienił moj sposób na wykonywanie woblerów i dał więcej możliwości. Pozdrawiam serdecznie Maciej. M
Cykadass: |
Na zgorzeleckim odcinku łowię od 1993 roku, bo mam mieszkanie przy samym wodospadzie... Może kiedyś się spotykaliśmy, ale pseudonim nic mi nie mówi... Również pozdrawiam. |
Na pewno sie spotkaliśmy i to nie raz, ale ja jestem człowiek młodej daty więc pewnie dlatego Pan nie kojarzy. Swoje pierwsze kroki ze spiningiem stawiałem na Nysie od wodospadu przy obecnej Staromiejskiej po samą żwirownię. Załuje tylko jednego ze po mimo iż tyle lat mieszkałem w Zgorzelcu nie wiedziałem o istnieniu warsztatu SS i Pana woblerach. Nic lepiej poźno ni wcale. ;-) Warsztat SS Zmienił moj sposób na wykonywanie woblerów i dał więcej możliwości. Pozdrawiam serdecznie Maciej. M
Ha, ha, wszystkim rządzą przypadki, zbiegi okoliczności… Nie zawsze jest tak, że gdy jest zimno, to wszyscy grzeją się przy jednym ognisku… Nie zawsze…
No i leży sobie przyszły łamaniec grzecznie w woreczku nr. 4, rozłożony na łopatki i czeka na pozbieranie się… Jest ich oczywiście więcej… O różnych pracach, akcjach i torach, oraz stopniach pływalności… Są także takie, których na razie nie pokażę, ze specyficznymi rzeczami we wnętrzu, bajerami itp., tworzącymi pewną całość do określonych celów, albo zadań… Kiedyś, w pięknych czasach, w tajemnicy oczywiście, robiłem całe mnóstwa wszelakich przynęt, przeróżnych typów, w tym także łamańców… Ze sterem i bez… Z najróżniejszymi systemami połączeń… Były wieloczłonowe, niby pijawki, niby minogi, niby traszki, czy zaskrońce… Imitacje ikry, rybki za rybką… Były różne „niby” i pełno także takich, które na pewno nie były „niby”, bo absolutnie niczego nie przypominały, nawet z wielką dozą dobrych chęci; były przejściowym tworem mojej wyobrażni, która nieustannie pulsowała tak, jak rzeka, z jej bezustannym, żywym i wartkim nurtem potrzeb… To była super zabawa, było nas czworo : ryby, rzeka, przynęty, no i ja… „Ja” na końcu, bo jestem zdecydowanie prostszej konstrukcji i wyłącznie, dzięki łasce Manitou i Jego cudownej wspaniałomyślności, mogę bawić się z pozostałą TRÓJKĄ…
"3.6. Złowione ryby niewymiarowe lub będące pod ochroną muszą być bezwzględnie z ostrożnością wypuszczone do wody, nawet gdy ich stan wskazuje na niewielkie szanse przeżycia."
Wycinek z RAPR-u. A wiecie, jak kiedyś brzmiał ten punkt, bo na pewno wielu nie pamięta, albo nie byli jeszcze na świecie... Było tam "natychmiast"... Ktoś zrobił furtkę... Celowo. No i mamy to, co mamy... Selfie z rybami, będącymi w okresie ochronnym... Hmm... Idioci jednak nie zapomnieli napisać, aby "ryby wypuszczać do wody", ha, ha, no bo przecież durny lud mógłby wypuścić gdzie indziej...
Wycinek z RAPR-u. A wiecie, jak kiedyś brzmiał ten punkt, bo na pewno wielu nie pamięta, albo nie byli jeszcze na świecie... Było tam "natychmiast"... Ktoś zrobił furtkę... Celowo. No i mamy to, co mamy... Selfie z rybami, będącymi w okresie ochronnym... Hmm... Idioci jednak nie zapomnieli napisać, aby "ryby wypuszczać do wody", ha, ha, no bo przecież durny lud mógłby wypuścić gdzie indziej...
http://jerkbait.pl/page/index.php/index.html/_/sprzet/ca%c5%82a-prawda-o-%c5%82ama%c5%84cach-r423
Na Jerkbait – cie pojawił się artykuł „Cała prawda o łamańcach”… Autorstwo tego opracowania jest także „łamańcowe”, dwuczłonowe, z tym, że korpusem jest Sławek @Banjo, a ja tylko skromnie merdającym ogonkiem, ha, ha… W każdym bądż razie odwalił Imiennik kupę dobrej, pożytecznej dla ogółu roboty i w rozszerzonym zarysie przedstawiona została istota i bardzo wiele twarzy tych zróżnicowanych, w pewnym sensie tajemniczych przynęt, bo tak naprawdę w tej dziedzinie rządzą stereotypy, uprzedzenia, mity, jakby zakodowane obrazy, znaczenia i uparcie powielane kształty w zbiorach „a przecież to już było…”. Mam cichą nadzieję, że artykuł przyczyni się do uruchomienia pokładów wyobrażni, kreatywności i znajdą się następni, którzy w temacie łamańca dołączą następne człony…
Na Jerkbait – cie pojawił się artykuł „Cała prawda o łamańcach”… Autorstwo tego opracowania jest także „łamańcowe”, dwuczłonowe, z tym, że korpusem jest Sławek @Banjo, a ja tylko skromnie merdającym ogonkiem, ha, ha… W każdym bądż razie odwalił Imiennik kupę dobrej, pożytecznej dla ogółu roboty i w rozszerzonym zarysie przedstawiona została istota i bardzo wiele twarzy tych zróżnicowanych, w pewnym sensie tajemniczych przynęt, bo tak naprawdę w tej dziedzinie rządzą stereotypy, uprzedzenia, mity, jakby zakodowane obrazy, znaczenia i uparcie powielane kształty w zbiorach „a przecież to już było…”. Mam cichą nadzieję, że artykuł przyczyni się do uruchomienia pokładów wyobrażni, kreatywności i znajdą się następni, którzy w temacie łamańca dołączą następne człony…