WARSZTAT SS
Zacznę chronologicznie.
Pytałem o to oczko, gdyż można spodziewać się, że przy tak długim sterze (ze względu na dwa oczka w sterze) może wobler gubić pracę. Przynajmniej u mnie tak było.
Co do głębokości nurkowania.
Wstawienie komór zwiększa wyporność woblera, to może spowodować, że będzie ciutkę płycej nurkować. Odbijanie na boki także zaburza tor i wobler również może płycej nurkować. Najlepsza praca , rozpatrując pod kątem głębokości nurkowania, to praca typu V . Wówczas głowa stawia najmniejszy opór. Najgorsza, to szerokie X z przesunięciem do przodu. Niech nikogo nie zwiedzie, że jak wobler jest ustawiony mocno głową w dół, to będzie najgłębiej nurkować. Jest taki graniczny kąt wejścia woblera w wodę po przekroczeniu którego, wobler niestety płycej nurkuje, gdyż ustawia się względem toru pod dużym kątem i stawia opór.
Czy długość łączenia członów w łamańcu ma wpływ na głębokość nurkowania? Bo zapewne o to pytasz? Jak najbardziej. Podczas płynięcia woblera woda opływa korpus i na końcu korpusu powstają zawirowania, które dostają się pomiędzy człony. Im większa odległość pomiędzy członami, tym większa przestrzeń na te zawirowania. powstają opory hamujące zagłębianie woblera się w wodę. Tak samo inne wystające fragmenty członów poza obrys pierwszego członu (mogą być symetryczne lub nie) także stawiają opór, Wyraźniejsza jest praca, ale płycej nurkuje.
To tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że odpowiedź jest wyczerpująca :-).
Pytałem o to oczko, gdyż można spodziewać się, że przy tak długim sterze (ze względu na dwa oczka w sterze) może wobler gubić pracę. Przynajmniej u mnie tak było.
Co do głębokości nurkowania.
Wstawienie komór zwiększa wyporność woblera, to może spowodować, że będzie ciutkę płycej nurkować. Odbijanie na boki także zaburza tor i wobler również może płycej nurkować. Najlepsza praca , rozpatrując pod kątem głębokości nurkowania, to praca typu V . Wówczas głowa stawia najmniejszy opór. Najgorsza, to szerokie X z przesunięciem do przodu. Niech nikogo nie zwiedzie, że jak wobler jest ustawiony mocno głową w dół, to będzie najgłębiej nurkować. Jest taki graniczny kąt wejścia woblera w wodę po przekroczeniu którego, wobler niestety płycej nurkuje, gdyż ustawia się względem toru pod dużym kątem i stawia opór.
Czy długość łączenia członów w łamańcu ma wpływ na głębokość nurkowania? Bo zapewne o to pytasz? Jak najbardziej. Podczas płynięcia woblera woda opływa korpus i na końcu korpusu powstają zawirowania, które dostają się pomiędzy człony. Im większa odległość pomiędzy członami, tym większa przestrzeń na te zawirowania. powstają opory hamujące zagłębianie woblera się w wodę. Tak samo inne wystające fragmenty członów poza obrys pierwszego członu (mogą być symetryczne lub nie) także stawiają opór, Wyraźniejsza jest praca, ale płycej nurkuje.
To tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że odpowiedź jest wyczerpująca :-).
Prawdę mówiąc, to pytałem się jedynie o potwierdzenie fizyka, czy moje nazewnictwo i tzw. chłopskie, ha, ha, pojmowanie problemów pasuje do czysto fizycznych praw… Ale niech będzie, wiem, że piszę w sposób bardzo zawoalowany i nieraz posługuje się (celowo!) metaforami, których drugą, stronę, trzecią itd., sam znam jedynie, ha, ha… Te wszystkie uwarunkowania pojmuję doskonale… Z wieloletniej praktyki. Ale rozstrzygnijmy pewien szkopuł… Wobler drukowany to jedna wielka komora powietrzna. No i… No właśnie… Do czego zmierzam… Ta wielka komora powietrzna jest bardzo symetrycznie umieszczona wewnątrz woblera. A więc w odpowiedni sposób mogę wpływać na wyporność całości. Poprzez oczywiście również odpowiednie rozmieszczanie balastu. Czy zgodzisz się ze mną, że biorąc pod uwagę wyporność powietrza – mogę z drukowanego woblera robić woblery od „balsowych” do np. „dębowych”, ha, ha, zachowując wielkość i kształt, ha, ha?… Zresztą, po co się pytam… Odpowiedź może być tylko jedna… Dlatego zdecydowałem się na woblery drukowane, bo są „najszybsze”, szybsze nawet od żywicy – ta szybkość nie dotyczy produkcji, dotyczy tego, co kocham, eksperymentowania… Ha, ha…
P. s. Na pierwszym oczku pracuje wyśmienicie, bo powierzchnia steru jest „w sam raz”, jednak tak, jak pisałem, musi być to oczko ustawione z wielką cierpliwością… Są to jedne z pierwszych prototypów łamańców drukowanych, tu jest jeszcze wiele do zrobienia i ewentualnych poprawek, zabawa dopiero się rozpoczęła...
P. s. Na pierwszym oczku pracuje wyśmienicie, bo powierzchnia steru jest „w sam raz”, jednak tak, jak pisałem, musi być to oczko ustawione z wielką cierpliwością… Są to jedne z pierwszych prototypów łamańców drukowanych, tu jest jeszcze wiele do zrobienia i ewentualnych poprawek, zabawa dopiero się rozpoczęła...
Moja wcześniejsza odpowiedź była podyktowana tym, że mam nadzieje, iż więcej osób czyta Twój Warsztat SS, a nie tylko my :-).
Przechodząc do wyporności. Odpowiedź nie jest taka oczywista. Za mało mam informacji, ale spróbuję odpowiedzieć. Istotą jest gęstość materiału. Rozpatrzę dwa scenariusze:
1. Jeżeli gęstość filamentu jest taka sama jak gęstość rozważanych materiałów (od balsy do … dębu) , to zgodzę się z Tobą.
2. Jeżeli gęstość filamentu jest inna od gęstości rozważanych materiałów (od balsy do … dębu), np. większa, to wprowadzanie komór a następnie odpowiednie rozmieszczanie balastu spowoduje, że rozpatrując jako cały obiekt możesz regulować wypornością w kierunku wybranego rodzaju drewna, ale lokalnie wobler będzie miał inną gęstość (wyporność) niż jednolity korpus z określonego drewna. Czyli wobler drukowany z balastem i komorami może ważyć identycznie jak wobler drewniany, ale w poszczególnych miejscach będzie miał inną wyporność.
Jeżeli rozważałeś drugi wariant, to taki sam zabieg możemy zrobić także z korpusem drewnianym. Impregnujemy go aż będzie tonący, a następnie wykonujemy odpowiedniej wielkości i ilości komory i mamy korpus zbliżony do korpusu z drewna, które sobie założyliśmy.
Przechodząc do wyporności. Odpowiedź nie jest taka oczywista. Za mało mam informacji, ale spróbuję odpowiedzieć. Istotą jest gęstość materiału. Rozpatrzę dwa scenariusze:
1. Jeżeli gęstość filamentu jest taka sama jak gęstość rozważanych materiałów (od balsy do … dębu) , to zgodzę się z Tobą.
2. Jeżeli gęstość filamentu jest inna od gęstości rozważanych materiałów (od balsy do … dębu), np. większa, to wprowadzanie komór a następnie odpowiednie rozmieszczanie balastu spowoduje, że rozpatrując jako cały obiekt możesz regulować wypornością w kierunku wybranego rodzaju drewna, ale lokalnie wobler będzie miał inną gęstość (wyporność) niż jednolity korpus z określonego drewna. Czyli wobler drukowany z balastem i komorami może ważyć identycznie jak wobler drewniany, ale w poszczególnych miejscach będzie miał inną wyporność.
Jeżeli rozważałeś drugi wariant, to taki sam zabieg możemy zrobić także z korpusem drewnianym. Impregnujemy go aż będzie tonący, a następnie wykonujemy odpowiedniej wielkości i ilości komory i mamy korpus zbliżony do korpusu z drewna, które sobie założyliśmy.
Chodziło mi oczywiście o pkt. drugi… Można przecież zrobić wobler z piłeczki celuloidowej, nawet z wolframu, bo powietrze ze swoją wagą załatwia wiele problemów… Tak jak ja, mało ważę, a bez przerwy podskakuję, ha, ha… Prawdziwa ping-pongowa piłeczka, ha, ha… A więc rozumiemy się… „Żywicowcy” tworzą wyporność mikrobalonikami, a ja objętością komory powietrznej + kuleczki metalowe. Taka jest baza. Bo póżniej reszta… U mnie „gęstość jest bardzo rozrzedzona”, wręcz punktowa, czasami podobna do tzw. zupy z wkładką, słynnego dania serwowanego w robotniczych stołówkach za komuny… Ha, ha…
Eee ja w obecnym stadium mogę się nazwać chyba żywicowcem :-) i mogę stwierdzić że bez powietrza w środku daleko nie "zalejesz" heheh zajedziesz :-)
Moim zdaniem najlepszą (czyli najbardziej uniwersalną i odpowiednią) wyporność ma zaimpregnowane drewno spróchniałej topoli, korzeń olchy, drewno lipy… Balsa, samba, korek, twarde styropiany, pianki… są ciut za lekkie i często w niektóre modele woblerów trzeba dużo wpychać balastu, a tego nie lubię, ha, ha… Żywica ze zbyt dużą ilością mikrobalonu traci odporność mechaniczną, a więc istnieje granica i komory powietrzne ratują sytuację… Woblery drukowane wg mojego pomysłu to wielka komora powietrzna zamknięta w bardzo twardych i odpornych na urazy ścianach. A więc, summa summarum, wszystkim przyświeca podobny cel – osiągnąć pewną wyporność „surówki” albo znaleźć ją w naturze, a następnie zrobić z tej masy wobler…
Podzielmy materiały przeznaczone na korpusy na dwie grupy:
- naturalne (drewno);
- sztuczne, czyli wytworzone przez człowieka (styropian, pianka, żywica, druk 3d).
W przypadku materiałów naturalnych ich gęstość właściwą możemy regulować poprzez impregnację. I to są wdzięczne materiały do tego celu. Intensywność impregnacji możemy zwiększyć poprzez ogrzewanie, czyli impregnując korpus w gotującym się impregnacie. Zatem możemy, to dla cierpliwych, pobawić się aby np. z balsy zrobić olchę. A jak to zrobić:
1 Potrzebne są dwa identyczne wymiarowo korpusy: jeden z olchy a drugi z balsy.
2. Ważymy je na dokładnej wadze.
3. Następnie impregnujemy balsiany korpus do momentu aż osiągnie masę korpusu z olchy. To wymaga kilku przynajmniej wyjęć z impregnatu aby wstrzelić się z masą korpusu.
Oczywiście dla różnych wielkości (objętości) korpusów czas impregnacji będzie różny. Podobnie będzie z różnymi drewnami.
Tak zaimpregnowany korpus posiada taką samą gęstość właściwą w całej objętości. I to moim zdaniem jest najwłaściwszy sposób zmiany gęstości do jakiej dąży Sławek.
Tak bym robił w przypadku woblerów pływających.
A czy jest możliwe otrzymanie woblera boleniowego wyłącznie poprzez impregnację, czyli bez ołowiu?
Tego nie wiem, ale można zrobić doświadczenie. Impregnujemy na gorąco korpus aż do momentu, gdy jest tonący. Ważymy go. Następnie dalej impregnujemy, np. godzinę i ważymy. Wówczas zauważymy, czy przyrasta masa. I tak robimy aż do momentu, gdy masa nie przyrasta. Wówczas możemy ocenić zdolności wchłaniania impregnatu. I teraz możemy stwierdzić, czy korpus ma zbliżoną masę do woblera boleniowego wypchanego ołowiem. Trzeba zdawać sobie sprawę, że każde drewno ma inną chłonność impregnatu i swoje maximum tej chłonności.
W przypadku materiałów sztucznych pojawia się problem w sytuacji, gdy chcemy uzyskać wobler pływający o wyporności zbliżonej do korpusów drewnianych. Do tego nadaje się pianka poliuretanowa ewentualnie styropian. Można spróbować tak dobrać gęstość pianki, aby zbliżyć się do gęstości drewna, które chcemy imitować. Tutaj trzeba wziąć pod uwagę rozprężanie się pianki w formie. Weryfikację oczywiście robimy poprzez ważenie identycznych korpusów: drewnianego i z pianki. To też jest zabawa dla cierpliwych, ale może przynieść efekty. Odpowiedź na to mogą udzielić osoby odlewające korpusy z pianki.
Żywica odpada, gdyż jest tonąca. Nie słyszałem zbytnio o robieniu korpusów z żywicy pływającej, ale nie drążyłem tego tematu zbyt długo i mogę mylić się. Tworzenie komór powoduje, że gęstość będzie różna w całej objętości.
Jeśli chodzi o druk 3D, to jedynie użycie filamentu o gęstości identycznej do drewna pozwoli nam uzyskać korpus, którego gęstość właściwa jest taka sama jak drewna. Drukowanie z komorami to jest taki sam zabieg jak wykonywanie korpusów z tworzywa sztucznego metodą wtrysku. W obu przypadkach uzyskujemy wydmuszki i materiał użyty na ich wykonanie może mieć ciężar właściwy większy nić woda, gdyż zamknięte powietrze w korpusie załatwia nam pływalność. Zatem taki korpus także ma różną wyporność w całej objętości.
Dodawanie lokalnie dodatkowego obciążenia pozwoli nam jedynie uzyskać całkowitą masę korpusu do wagi korpusu drewnianego. Zatem w miejscu wstawienia dodatkowego obciążenia gęstość takiego korpusu może być identyczna z gęstością korpusu drewnianego z dodatkowym odciążeniem (różnica będzie jedynie w ilości tego dodatkowego obciążenia). Natomiast lokalnie gęstość (czyli wyporność także) w innym miejscu będzie inna. No, ale po to przecież chodzi wstawiając dodatkowe obciążenie niezależnie z czego będzie wykonany korpus.
Mój tak długi wywód jest podyktowany tym, że moim zdaniem chcąc uzyskać korpus (jako materiał wyjściowy do konstruowania woblera) o określonej gęstości (zbliżonej do jakiegoś ustalonego drewna)należy rozpatrywać całą objętość (w każdym przekroju) a nie lokalnie.
- naturalne (drewno);
- sztuczne, czyli wytworzone przez człowieka (styropian, pianka, żywica, druk 3d).
W przypadku materiałów naturalnych ich gęstość właściwą możemy regulować poprzez impregnację. I to są wdzięczne materiały do tego celu. Intensywność impregnacji możemy zwiększyć poprzez ogrzewanie, czyli impregnując korpus w gotującym się impregnacie. Zatem możemy, to dla cierpliwych, pobawić się aby np. z balsy zrobić olchę. A jak to zrobić:
1 Potrzebne są dwa identyczne wymiarowo korpusy: jeden z olchy a drugi z balsy.
2. Ważymy je na dokładnej wadze.
3. Następnie impregnujemy balsiany korpus do momentu aż osiągnie masę korpusu z olchy. To wymaga kilku przynajmniej wyjęć z impregnatu aby wstrzelić się z masą korpusu.
Oczywiście dla różnych wielkości (objętości) korpusów czas impregnacji będzie różny. Podobnie będzie z różnymi drewnami.
Tak zaimpregnowany korpus posiada taką samą gęstość właściwą w całej objętości. I to moim zdaniem jest najwłaściwszy sposób zmiany gęstości do jakiej dąży Sławek.
Tak bym robił w przypadku woblerów pływających.
A czy jest możliwe otrzymanie woblera boleniowego wyłącznie poprzez impregnację, czyli bez ołowiu?
Tego nie wiem, ale można zrobić doświadczenie. Impregnujemy na gorąco korpus aż do momentu, gdy jest tonący. Ważymy go. Następnie dalej impregnujemy, np. godzinę i ważymy. Wówczas zauważymy, czy przyrasta masa. I tak robimy aż do momentu, gdy masa nie przyrasta. Wówczas możemy ocenić zdolności wchłaniania impregnatu. I teraz możemy stwierdzić, czy korpus ma zbliżoną masę do woblera boleniowego wypchanego ołowiem. Trzeba zdawać sobie sprawę, że każde drewno ma inną chłonność impregnatu i swoje maximum tej chłonności.
W przypadku materiałów sztucznych pojawia się problem w sytuacji, gdy chcemy uzyskać wobler pływający o wyporności zbliżonej do korpusów drewnianych. Do tego nadaje się pianka poliuretanowa ewentualnie styropian. Można spróbować tak dobrać gęstość pianki, aby zbliżyć się do gęstości drewna, które chcemy imitować. Tutaj trzeba wziąć pod uwagę rozprężanie się pianki w formie. Weryfikację oczywiście robimy poprzez ważenie identycznych korpusów: drewnianego i z pianki. To też jest zabawa dla cierpliwych, ale może przynieść efekty. Odpowiedź na to mogą udzielić osoby odlewające korpusy z pianki.
Żywica odpada, gdyż jest tonąca. Nie słyszałem zbytnio o robieniu korpusów z żywicy pływającej, ale nie drążyłem tego tematu zbyt długo i mogę mylić się. Tworzenie komór powoduje, że gęstość będzie różna w całej objętości.
Jeśli chodzi o druk 3D, to jedynie użycie filamentu o gęstości identycznej do drewna pozwoli nam uzyskać korpus, którego gęstość właściwa jest taka sama jak drewna. Drukowanie z komorami to jest taki sam zabieg jak wykonywanie korpusów z tworzywa sztucznego metodą wtrysku. W obu przypadkach uzyskujemy wydmuszki i materiał użyty na ich wykonanie może mieć ciężar właściwy większy nić woda, gdyż zamknięte powietrze w korpusie załatwia nam pływalność. Zatem taki korpus także ma różną wyporność w całej objętości.
Dodawanie lokalnie dodatkowego obciążenia pozwoli nam jedynie uzyskać całkowitą masę korpusu do wagi korpusu drewnianego. Zatem w miejscu wstawienia dodatkowego obciążenia gęstość takiego korpusu może być identyczna z gęstością korpusu drewnianego z dodatkowym odciążeniem (różnica będzie jedynie w ilości tego dodatkowego obciążenia). Natomiast lokalnie gęstość (czyli wyporność także) w innym miejscu będzie inna. No, ale po to przecież chodzi wstawiając dodatkowe obciążenie niezależnie z czego będzie wykonany korpus.
Mój tak długi wywód jest podyktowany tym, że moim zdaniem chcąc uzyskać korpus (jako materiał wyjściowy do konstruowania woblera) o określonej gęstości (zbliżonej do jakiegoś ustalonego drewna)należy rozpatrywać całą objętość (w każdym przekroju) a nie lokalnie.
Kiedyś gotowałem "lipny" korpus w pokoscie lnianym dawalo w calej chałupie ze matula mnie z domu chciała wywalić. Kiedy przeciąłem później korpus mocno sie zdziwiłem pomimo ze na sztywno, pionowo na drucie gotowałem. Wg mnie druk 3d to przyszlosciowa i wielce obiecujaca metoda. Ach taki filament o ciężarze właściwym równym 0,6-0,7g/cm3 i doskonale przezroczysty mniammm....
Banjo: |
Podzielmy materiały przeznaczone na korpusy na dwie grupy: - naturalne (drewno); - sztuczne, czyli wytworzone przez człowieka (styropian, pianka, żywica, druk 3d). W przypadku materiałów naturalnych ich gęstość właściwą możemy regulować poprzez impregnację. I to są wdzięczne materiały do tego celu. Intensywność impregnacji możemy zwiększyć poprzez ogrzewanie, czyli impregnując korpus w gotującym się impregnacie. Zatem możemy, to dla cierpliwych, pobawić się aby np. z balsy zrobić olchę. A jak to zrobić: 1 Potrzebne są dwa identyczne wymiarowo korpusy: jeden z olchy a drugi z balsy. 2. Ważymy je na dokładnej wadze. 3. Następnie impregnujemy balsiany korpus do momentu aż osiągnie masę korpusu z olchy. To wymaga kilku przynajmniej wyjęć z impregnatu aby wstrzelić się z masą korpusu. Oczywiście dla różnych wielkości (objętości) korpusów czas impregnacji będzie różny. Podobnie będzie z różnymi drewnami. Tak zaimpregnowany korpus posiada taką samą gęstość właściwą w całej objętości. I to moim zdaniem jest najwłaściwszy sposób zmiany gęstości do jakiej dąży Sławek. Tak bym robił w przypadku woblerów pływających. A czy jest możliwe otrzymanie woblera boleniowego wyłącznie poprzez impregnację, czyli bez ołowiu? Tego nie wiem, ale można zrobić doświadczenie. Impregnujemy na gorąco korpus aż do momentu, gdy jest tonący. Ważymy go. Następnie dalej impregnujemy, np. godzinę i ważymy. Wówczas zauważymy, czy przyrasta masa. I tak robimy aż do momentu, gdy masa nie przyrasta. Wówczas możemy ocenić zdolności wchłaniania impregnatu. I teraz możemy stwierdzić, czy korpus ma zbliżoną masę do woblera boleniowego wypchanego ołowiem. Trzeba zdawać sobie sprawę, że każde drewno ma inną chłonność impregnatu i swoje maximum tej chłonności. W przypadku materiałów sztucznych pojawia się problem w sytuacji, gdy chcemy uzyskać wobler pływający o wyporności zbliżonej do korpusów drewnianych. Do tego nadaje się pianka poliuretanowa ewentualnie styropian. Można spróbować tak dobrać gęstość pianki, aby zbliżyć się do gęstości drewna, które chcemy imitować. Tutaj trzeba wziąć pod uwagę rozprężanie się pianki w formie. Weryfikację oczywiście robimy poprzez ważenie identycznych korpusów: drewnianego i z pianki. To też jest zabawa dla cierpliwych, ale może przynieść efekty. Odpowiedź na to mogą udzielić osoby odlewające korpusy z pianki. Żywica odpada, gdyż jest tonąca. Nie słyszałem zbytnio o robieniu korpusów z pianki pływającej, ale nie drążyłem tego tematu zbyt długo i mogę mylić się. Tworzenie komór powoduje, że gęstość będzie różna w całej objętości. Jeśli chodzi o druk 3D, to jedynie użycie filamentu o gęstości identycznej do drewna pozwoli nam uzyskać korpus, którego gęstość właściwa jest taka sama jak drewna. Drukowanie z komorami to jest taki sam zabieg jak wykonywanie korpusów z tworzywa sztucznego metodą wtrysku. W obu przypadkach uzyskujemy wydmuszki i materiał użyty na ich wykonanie może mieć ciężar właściwy większy nić woda, gdyż zamknięte powietrze w korpusie załatwia nam pływalność. Zatem taki korpus także ma różną wyporność w całej objętości. Dodawanie lokalnie dodatkowego obciążenia pozwoli nam jedynie uzyskać całkowitą masę korpusu do wagi korpusu drewnianego. Zatem w miejscu wstawienia dodatkowego obciążenia gęstość takiego korpusu może być identyczna z gęstością korpusu drewnianego z dodatkowym odciążeniem (różnica będzie jedynie w ilości tego dodatkowego obciążenia). Natomiast lokalnie gęstość (czyli wyporność także) w innym miejscu będzie inna. No, ale po to przecież chodzi wstawiając dodatkowe obciążenie niezależnie z czego będzie wykonany korpus. Mój tak długi wywód jest podyktowany tym, że moim zdaniem chcąc uzyskać korpus (jako materiał wyjściowy do konstruowania woblera) o określonej gęstości (zbliżonej do jakiegoś ustalonego drewna)należy rozpatrywać całą objętość (w każdym przekroju) a nie lokalnie. |
Noo, pięknie żeś Sławku prawie wszystko opisał… Wielkie dzięki za wkład, jaki dajesz w dziedzinie budowy przynęt – bo to wkład rzadki, podparty wiedzą fizyczno-techniczną, nie samymi teoriami, albo wątpliwymi doświadczeniami praktycznymi, co często zauważam w przeważającej i nieczęstej, niestety, treści rozważań… Bo wiesz, jak to jest… Rzadko kto podchodzi do tego tematu z sercem, rozumem lub wolą pomocy… Zwykle jest jakieś ble, ble, ble i kończy się jak zwykle – och, jakie to piękne, będą żreć bez opamiętania, ha, ha… A już Starożytni wiedzieli, że każdy człowiek, który ocenia wyłącznie na podstawie wyglądu zewnętrznego, obojętnie co, przedmiot, lub innego człowieka, zwierzę – jest po prostu prymitywny, bo nie wykorzystuje innych zmysłów, lub nie ma dostępu do szerszej wiedzy… Każdy jeden przedmiot użytkowy, oprócz wyglądu, posiada mnóstwo innych cech, które określają właściwy poziom przydatności w życiu codziennym, jak i do określonych zadań. Wygląd to z reguły część marketingu, bajer dla mas. Funkcjonalność jest podstawą. Całość się liczy. Wygląd zewnętrzny liczy się tylko w przygodnym seksie, ha, ha… No dobra, bo rozpędzam się w złym kierunku. A więc Imienniku… Nie uważam, że umiejętne, przestrzenne rozmieszczenie obciążenia w woblerach „typu wydmuszkowego”, ha, ha, może zaszkodzić w osiągnięciu zaplanowanych odgórnie różnych rodzajach akcji i pracy tychże, bo ja niestety, ale sądzę inaczej i przerabiając temat praktycznie, doszedłem do wniosku, że w niczym ta cecha nie przeszkadza pod względem motoryki, a wręcz przeciwnie – wzmaga szybkość każdej zmiany… Rozkładam sobie kuleczki stalowe, jak bombki na choince i moja „rozrzedzona wyporność” dorównuje jakością „wyporności skupionej” w innych materiałach… Ba, uważam, że u mnie jest ciut lepiej, bo częściej jest prawie „tak samo”… Impregnacja drewna nie jest nigdy doskonała, bo naturalne materiały nigdy nie są jednolite, każdy kawałek balsy, lipy itd. waży inaczej i posiada różniące się między sobą struktury wewnętrzne… Wiem, że powietrze także waży różnie w zależności od temperatury itp. Ale tu i tu są to wartości tak małe, że nie stanowią żadnego kosmicznego problemu… Ich wpływ na pracę przynęt, gdy inne parametry są zachowane jest znikomy… Nie uważam, że jakikolwiek materiał jest zdecydowanie lepszy, lub stanowczo gorszy (z wymienionych) w dążeniu do celu – ja po prostu dociekam, bom człowiek rzeczny i dlatego niegrzeczny… Liczy się tylko i wyłącznie efekt końcowy całości tej, którą widzimy - jej część zewnętrzną, ozdobiony korpus, ale którego wnętrze z pozoru jest tajemnicze… Tym „końcowym efektem” jest tylko i wyłącznie poprawna łowność, bo przecież wobler i każda jedna przynęta sztuczna to przedmioty użytkowe tworzone do określonych celów…
Chory na Lorbaski: |
Kiedyś gotowałem "lipny" korpus w pokoscie lnianym dawalo w calej chałupie ze matula mnie z domu chciała wywalić. Kiedy przeciąłem później korpus mocno sie zdziwiłem pomimo ze na sztywno, pionowo na drucie gotowałem. Wg mnie druk 3d to przyszlosciowa i wielce obiecujaca metoda. Ach taki filament o ciężarze właściwym równym 0,6-0,7g/cm3 i doskonale przezroczysty mniammm.... |
Także gotowałem i inne cuda wyprawiałem... Bardzo dawno temu. "Dociekając", ha, ha... Już pisałem, co widzę w 3d. Dużo. bardzo dużo... Nie, kosmicznie i komicznie dużo... Ha, ha...
Jako że stałem się "żywiczny" ,nadmienię że istnieje coś takiego jak mikrobalon i spokojnie można się zrównać z lipą ale nie o to chodzi ,zupełnie nie o to :-).
Nad każdym materiałem trzeba troszkę posiedzieć ,pochylić się w jego stronę ,pomyśleć i rozkminić tak aby wyszło jak pierwotnie sobie założyliśmy :-).
Nad każdym materiałem trzeba troszkę posiedzieć ,pochylić się w jego stronę ,pomyśleć i rozkminić tak aby wyszło jak pierwotnie sobie założyliśmy :-).
Odniosłem się jedynie do gęstości, która jest związana z wypornością korpusu, bo tak odebrałem dążenie, aby za pomocą druku 3D uzyskać dowolny korpus drewniany. Dążenie do uzyskania wyporności drewna dla materiału innego niż drewno ma zapewne powiązanie z doświadczeniem podczas konstruowania woblerów z drewnianymi korpusami. I to jest słuszne założenie, bo to jest baza, do której możemy się odnieść.
Jasne, że ten sam gatunek drzewa różni się wypornością, gęstością. I tutaj z pomocą przychodzi metoda połówkowa, aby te różnice wyrównać, czyli uzyskać serię woblerów o tej samej wyporności, a w konsekwencji pracy na skutek rozkładu dodatkowego obciążenia. Oczywiście gotowanie drewna w impregnacie związane jest z czasem i nim możemy właśnie regulować gęstość drewna. To wymaga dużego samozaparcia i cierpliwości, ale ta da się to przeskoczyć. Niestety trzeba być skrupulatnym, zapisywać czasy gotowania jakie były potrzebne przy gęstości wyjściowej itd.
Co innego jest praca woblera. O tym nie było wcześniej mowy. I tutaj zgadzam się z Tobą Sławku, że można to zrobić dla praktycznie każdej wyporności korpusu. Tylko trzeba przeskoczyć na inną wyporność niż drewno. Tak, jak Tomek napisał (uprzedził mnie z odpowiedzią) trzeba nauczyć się nowego materiału. Tobie to Sławku przyszło zapewne szybko, bo masz spore doświadczenie z materiałami o różnej wyporności.
Dziękuję za dobre słowo.
Jasne, że ten sam gatunek drzewa różni się wypornością, gęstością. I tutaj z pomocą przychodzi metoda połówkowa, aby te różnice wyrównać, czyli uzyskać serię woblerów o tej samej wyporności, a w konsekwencji pracy na skutek rozkładu dodatkowego obciążenia. Oczywiście gotowanie drewna w impregnacie związane jest z czasem i nim możemy właśnie regulować gęstość drewna. To wymaga dużego samozaparcia i cierpliwości, ale ta da się to przeskoczyć. Niestety trzeba być skrupulatnym, zapisywać czasy gotowania jakie były potrzebne przy gęstości wyjściowej itd.
Co innego jest praca woblera. O tym nie było wcześniej mowy. I tutaj zgadzam się z Tobą Sławku, że można to zrobić dla praktycznie każdej wyporności korpusu. Tylko trzeba przeskoczyć na inną wyporność niż drewno. Tak, jak Tomek napisał (uprzedził mnie z odpowiedzią) trzeba nauczyć się nowego materiału. Tobie to Sławku przyszło zapewne szybko, bo masz spore doświadczenie z materiałami o różnej wyporności.
Dziękuję za dobre słowo.
kielo: |
Jako że stałem się "żywiczny" ,nadmienię że istnieje coś takiego jak mikrobalon i spokojnie można się zrównać z lipą ale nie o to chodzi ,zupełnie nie o to :-). Nad każdym materiałem trzeba troszkę posiedzieć ,pochylić się w jego stronę ,pomyśleć i rozkminić tak aby wyszło jak pierwotnie sobie założyliśmy :-). |
O tym Tomku było już wcześniej… Sprawa z mikrobalonem jest bardzo prosta, wystarczy odrobina wyobrażni… Coś za coś… W miarę dodawania mb ( a więc zwiększania wyporności…) materiał „kruszeje”, a więc traci odporność mechaniczną… Być może także w ramach tej „odporności” istnieje prawdopodobieństwo zmiany kształtu pod wpływem wyższej temperatury… Na pewno także gorzej się odlewa i nie wnika zadowalająco w drobne szczegóły w formie… Sądzę, że jeszcze „coś” mógłbyś dodać, bo w tym siedzisz od jakiegoś czasu… Tak, jak we wszystkich „mieszaninach”, istnieją pewne granice dla poszczególnych składników uzależnione od celu. Moim zdaniem, niedługo powstanie zupełnie inne tworzywo, które zlikwiduje problemy i wszystkie procesy „mieszania”, ha, ha, spełniając wymogi gotowych materiałów do odlewania woblerów w formach metalowych… Wynalazczość ma korzenie w ciśnieniu rynku…
Banjo: |
Odniosłem się jedynie do gęstości, która jest związana z wypornością korpusu, bo tak odebrałem dążenie, aby za pomocą druku 3D uzyskać dowolny korpus drewniany. Dążenie do uzyskania wyporności drewna dla materiału innego niż drewno ma zapewne powiązanie z doświadczeniem podczas konstruowania woblerów z drewnianymi korpusami. I to jest słuszne założenie, bo to jest baza, do której możemy się odnieść. Jasne, że ten sam gatunek drzewa różni się wypornością, gęstością. I tutaj z pomocą przychodzi metoda połówkowa, aby te różnice wyrównać, czyli uzyskać serię woblerów o tej samej wyporności, a w konsekwencji pracy na skutek rozkładu dodatkowego obciążenia. Oczywiście gotowanie drewna w impregnacie związane jest z czasem i nim możemy właśnie regulować gęstość drewna. To wymaga dużego samozaparcia i cierpliwości, ale ta da się to przeskoczyć. Niestety trzeba być skrupulatnym, zapisywać czasy gotowania jakie były potrzebne przy gęstości wyjściowej itd. Co innego jest praca woblera. O tym nie było wcześniej mowy. I tutaj zgadzam się z Tobą Sławku, że można to zrobić dla praktycznie każdej wyporności korpusu. Tylko trzeba przeskoczyć na inną wyporność niż drewno. Tak, jak Tomek napisał (uprzedził mnie z odpowiedzią) trzeba nauczyć się nowego materiału. Tobie to Sławku przyszło zapewne szybko, bo masz spore doświadczenie z materiałami o różnej wyporności. Dziękuję za dobre słowo. |
Myślę, że my tu wszyscy ogólnie zgadzamy się prawie we wszystkim, a to "prawie" jest tylko drobnym szczegółem tkwiącym w niedoskonałości języków, którymi się komunikujemy... Ja mam swój i czasem podczas działania siły rozpędu nie mogę uruchomić go odpowiednio, ha, ha, stąd istnieją tzw. niedomówienia... Dobrze to nazwałeś : „baza”… Tak jest, chodziło mi o bazę, bo jest ona (lub może być) punktem startu do dalszej pracy. Ułatwia ten start i pozwala na założenia wstępne. Myślę, że filamenty się doskonalą i niedługo zniknie problem z „wydmuszkami”, jeśli jest w ogóle problemem… Ale proces drukowania musi się także przyspieszyć, bo jak na razie jest bardzo niezadowalający, ha, ha…
Tak Sławku,
język jest niedoskonały. Czasami ciężko jest myśli przelać na papier. Lepsze są rozmowy bezpośrednie, bo można sprecyzować co miało się na myśli, ale nie na portalu. Wszakże piszemy, dyskutujemy nie dla samych siebie, ale dla innych, zaglądających do Twojego Warsztatu.
Druk 3D trzeba koniecznie przyspieszyć, jest w nim przyszłość, zwłaszcza do szybkiego prototypowania.
Odlewanie nie jest też złe, ale trzeba parę przeszkód pokonać, podobnie jak w druku 3D.
język jest niedoskonały. Czasami ciężko jest myśli przelać na papier. Lepsze są rozmowy bezpośrednie, bo można sprecyzować co miało się na myśli, ale nie na portalu. Wszakże piszemy, dyskutujemy nie dla samych siebie, ale dla innych, zaglądających do Twojego Warsztatu.
Druk 3D trzeba koniecznie przyspieszyć, jest w nim przyszłość, zwłaszcza do szybkiego prototypowania.
Odlewanie nie jest też złe, ale trzeba parę przeszkód pokonać, podobnie jak w druku 3D.
Cykadass: | ||
O tym Tomku było już wcześniej… Sprawa z mikrobalonem jest bardzo prosta, wystarczy odrobina wyobrażni… Coś za coś… W miarę dodawania mb ( a więc zwiększania wyporności…) materiał „kruszeje”, a więc traci odporność mechaniczną… Być może także w ramach tej „odporności” istnieje prawdopodobieństwo zmiany kształtu pod wpływem wyższej temperatury… Na pewno także gorzej się odlewa i nie wnika zadowalająco w drobne szczegóły w formie… Sądzę, że jeszcze „coś” mógłbyś dodać, bo w tym siedzisz od jakiegoś czasu… Tak, jak we wszystkich „mieszaninach”, istnieją pewne granice dla poszczególnych składników uzależnione od celu. Moim zdaniem, niedługo powstanie zupełnie inne tworzywo, które zlikwiduje problemy i wszystkie procesy „mieszania”, ha, ha, spełniając wymogi gotowych materiałów do odlewania woblerów w formach metalowych… Wynalazczość ma korzenie w ciśnieniu rynku… |
Tak Sławku było ale mi troszkę o co innego chodziło i tak mógłbym dodać ale nie dodam :-).
Myślę podobnie jak najbardziej i co tu dużo pisać ,tak doskonale się rozumiemy ,nawet dyskusja odbywa się już chyba w każdej kwestii na zupełnie innym poziomie niż gdzieś tam indziej :-).
Odnośnie materiałów i metod to na obecną chwilę każdy sam swoje musi dopieszczać ,badać ,rozwiązywać i ulepszać a czy w przyszłości poleci to do przodu? ,myślę że na pewno ,sam zresztą już się przekonałem że w niektórych kwestiach nie do przeskoczenia są tylko nie tam gdzie trzeba i źle zadawane pytania :-).
Odnośnie materiałów i metod to na obecną chwilę każdy sam swoje musi dopieszczać ,badać ,rozwiązywać i ulepszać a czy w przyszłości poleci to do przodu? ,myślę że na pewno ,sam zresztą już się przekonałem że w niektórych kwestiach nie do przeskoczenia są tylko nie tam gdzie trzeba i źle zadawane pytania :-).
Szybkość postępu jest przerażająca… Tomek mnie wczoraj trochę wyprostował, ha, ha, czyli poinformował, co dokonuje się w dziedzinie druku… Wystarczy chwila nieuwagi, dwa, trzy lata pozbawione wnikliwej obserwacji postępów technologicznych i bomba buch… Nie wygra się biegu, jeśli wącha się przydrożne kwiatki wzdłuż jego trasy… Właściwie, to idzie w moim kierunku… Ale te ceny… A czasu już za mało… No cóż, podjąłem męską decyzję – pora się przekwalifikować i zostać do końca życia marzycielem… Będę nadal wąchać kwiatki, a inni niech sobie biegną… Nawet na złamanie karku… Ha, ha…
W połowie następnego tygodnia powinny pojawić się w sprzedaży CF Wirussy w gramaturze 14 i 19 gram. Przypominam : Wiruss nie jest typowym wirującym ogonkiem i nie miałem w zamiarze dokładać do bogatej oferty rynkowej następnej odmiany, przepicowanej deko, jak to leży w ogólnym zwyczaju… Sensem wirussa jest jego korpus, który po prostych modyfikacjach może spełnić wiele ról… Opcja wirującego ogonka jest tylko jedną z wielu i taki podąża do sprzedaży, bo to opcja pospolita i zrozumiała…
Mamy teraz czas póżnej jesieni… Większość gatunków ryb powoli kończy magazynowanie głównej puli energii na przetrwanie zimy i szuka towarzystwa w zajmowaniu zacisznych, bezpiecznych miejsc… Drapieżne ryby stadne często zajmują stanowiska zimowe w bezpośrednim sąsiedztwie ryb spokojnego żeru, lub innego pokarmu, aby gdy przyjdzie ochota na drobną przekąskę „żołądki im się nie skleiły do kupy…”, jak mawiał jeden z moich kolegów, no i po to, aby wycieczka do jadłodajni nie pochłaniała zbyt wielkiej ilości „żelaznych” zapasów, potrzebnych także do wiosennego tarła… Woda już się bardzo schłodziła i wymieszała… Metabolizm wielu gatunków bardzo spowolnił… Potrzebny jest często większy kąsek, aby okaz wystartował do niego. Zysk kaloryczny musi znacznie przekroczyć stratę, bo teraz trudniej o zdobycie pokarmu, niż latem… Dlatego póżną jesienią skuteczniejsze są z reguły większe przynęty w porównaniu do tych letnich - rzecz jasna traktując każdy gatunek osobno, proporcjonalnie większe… Zauważyłem także, że wielkość przynęt można rozpatrywać także np. wprost proporcjonalnie do odległości i nieraz jest tak, że jeśli mała przynęta zawieruszy się blisko, to drapieżnik skory jest jedynie kłapnąć pyskiem (czasem pechowo…), ale do dużej, która jest znacznie oddalona, startuje z ochotą… Są to jednak jesienne niuanse chwili, godziny, dnia, pory i jedynie można brać takie ewentualności pod uwagę nie czyniąc z faktu reguły… W związku z tym dokładne czesanie przynętami miejscówki raz ma sens, a drugim razem zdecydowanie żerująca ryba ten sens zabiera… Wędkarska wiedza polega na braniu szeregu możliwości pod uwagę i kreowaniu nowych, ale w ramach pewnych granic…
Korpus Wirussa jest punktem wyjścia do kreowania nowych przynęt i wiele jego możliwości do wykorzystania już podałem. Reszta w Waszych umysłach i dłoniach… Bo tak prawdę mówiąc, wszystko jest bardzo proste do zrozumienia, wystarczy odrobina chęci…
Mamy teraz czas póżnej jesieni… Większość gatunków ryb powoli kończy magazynowanie głównej puli energii na przetrwanie zimy i szuka towarzystwa w zajmowaniu zacisznych, bezpiecznych miejsc… Drapieżne ryby stadne często zajmują stanowiska zimowe w bezpośrednim sąsiedztwie ryb spokojnego żeru, lub innego pokarmu, aby gdy przyjdzie ochota na drobną przekąskę „żołądki im się nie skleiły do kupy…”, jak mawiał jeden z moich kolegów, no i po to, aby wycieczka do jadłodajni nie pochłaniała zbyt wielkiej ilości „żelaznych” zapasów, potrzebnych także do wiosennego tarła… Woda już się bardzo schłodziła i wymieszała… Metabolizm wielu gatunków bardzo spowolnił… Potrzebny jest często większy kąsek, aby okaz wystartował do niego. Zysk kaloryczny musi znacznie przekroczyć stratę, bo teraz trudniej o zdobycie pokarmu, niż latem… Dlatego póżną jesienią skuteczniejsze są z reguły większe przynęty w porównaniu do tych letnich - rzecz jasna traktując każdy gatunek osobno, proporcjonalnie większe… Zauważyłem także, że wielkość przynęt można rozpatrywać także np. wprost proporcjonalnie do odległości i nieraz jest tak, że jeśli mała przynęta zawieruszy się blisko, to drapieżnik skory jest jedynie kłapnąć pyskiem (czasem pechowo…), ale do dużej, która jest znacznie oddalona, startuje z ochotą… Są to jednak jesienne niuanse chwili, godziny, dnia, pory i jedynie można brać takie ewentualności pod uwagę nie czyniąc z faktu reguły… W związku z tym dokładne czesanie przynętami miejscówki raz ma sens, a drugim razem zdecydowanie żerująca ryba ten sens zabiera… Wędkarska wiedza polega na braniu szeregu możliwości pod uwagę i kreowaniu nowych, ale w ramach pewnych granic…
Korpus Wirussa jest punktem wyjścia do kreowania nowych przynęt i wiele jego możliwości do wykorzystania już podałem. Reszta w Waszych umysłach i dłoniach… Bo tak prawdę mówiąc, wszystko jest bardzo proste do zrozumienia, wystarczy odrobina chęci…
Następne dwa sposoby wykorzystania korpusu wirussa… Na górze podwójny wirujący ogonek… Wirujący ogonek turbo, ha, ha… Czasami bodżce należy wzmacniać. Synergizm. Intensywność lusterkowania korpusu jest proporcjonalna do obustronnie działających sił wytwarzanych przez paletki… Gdy paletki stawiają większy opór, tym te siły są większe… Mamy tu do czynienia z trzema bodźcami mechanicznymi i jednym, wizualnym… Można dodać grzechotkę… Dojdzie bodziec piąty… Można „posmarować”, ha, ha… Będzie szósty… Można.., ale to dla mnie… Na dole prosty sposób, znany np. z meppsów minnow…