WARSZTAT SS
Po pierwsze dziękuję Wszystkim za te pochwały , cieszą i motywują do dalszej pracy.Ciekawie Pan to opisał bo ja też kopiowałem kształty firmówek ,i musze się przyznać ze parę kształtów Pana woblerów też.Panie Franku ,tak wkręcam się w ten system bo mogę tu zaczerpnąć wiedzy z głębokiej studni a dokładnie w studniach , z pragnienia nie umrę ha ha. Tylko znowy nie rozumiem tekstu Pana Panie Sławku ,z tą głęboką wodą i za słabym sterem , i może to jest ta głęboka woda?
Musisz ten język sam zrozumieć, bo tłumacza nie znajdziesz, ha, ha…
No dobra, mniejsza z tym… Biorę się do roboty. Zupełnie niespodziewanej. W środę pojechałem ze znajomymi na Odrę. Zapakowałem potrzebne pudełka z przynętami i nad rzeką zaglądam, a tam tragedia… Przeżyłem coś takiego drugi raz… Do budynku podłączano wodę i uszkodzono grunt. Piwnica kilkukrotnie była zalewana. Wilgoć przeniknęła wszystko… Główki jigowe, koguty do wyrzucenia… Prawie wszystkie kotwiczki, kółka łącznikowe i haki w przynętach sypały się w dłoniach… Rdza pozabarwiała przynęty na kolor brązowy. Mam nauczkę… Tym skutkuje “nieczęste” zaglądanie do pudełek i trzymanie przynęt spinningowych w niewłaściwym miejscu. Wszystkiego trzeba się uczyć całe życie, ha, ha… Szkoda mi trochę kogutów, kurczę pieczone…
Przy okazji znalazłem kilka bardzo starych, prototypów żuczków z jajami, które w niektórych “kręgach i okręgach” są “hitem sezonu”…
No dobra, mniejsza z tym… Biorę się do roboty. Zupełnie niespodziewanej. W środę pojechałem ze znajomymi na Odrę. Zapakowałem potrzebne pudełka z przynętami i nad rzeką zaglądam, a tam tragedia… Przeżyłem coś takiego drugi raz… Do budynku podłączano wodę i uszkodzono grunt. Piwnica kilkukrotnie była zalewana. Wilgoć przeniknęła wszystko… Główki jigowe, koguty do wyrzucenia… Prawie wszystkie kotwiczki, kółka łącznikowe i haki w przynętach sypały się w dłoniach… Rdza pozabarwiała przynęty na kolor brązowy. Mam nauczkę… Tym skutkuje “nieczęste” zaglądanie do pudełek i trzymanie przynęt spinningowych w niewłaściwym miejscu. Wszystkiego trzeba się uczyć całe życie, ha, ha… Szkoda mi trochę kogutów, kurczę pieczone…
Przy okazji znalazłem kilka bardzo starych, prototypów żuczków z jajami, które w niektórych “kręgach i okręgach” są “hitem sezonu”…
Metoda robienia woblerów polegająca na sklejaniu połówek stwarza bardzo wiele różnych możliwości, niemożliwych do osiągnięcia przy stosowaniu tradycyjnych sposobów. Są to głównie manipulacje w zakresach obciążania, bardzo ważnej czynności, mającej wielki i bezpośredni wpływ na przyszłe zachowanie się przynęty. Przez wiele lat pracy, stosując tą metodę, doszedłem do wielu innych rewelacyjnych “odkryć”… Tak, jak już wcześniej pisałem - można praktycznie robić WSZYSTKO… To, co jest uciążliwe, brudne, czasochłonne - ta metoda potrafi zamienić w przyjemną zabawę. To, co wcześniej było nieobliczalne zamienia się w z góry przewidywalny efekt. Najbardziej jest to praktycznie widoczne i najłatwiejsze do oceny efektywności przy konstruowaniu jerków, bo odpada kwestia steru, jednego z elementów wpływającego na pracę przynęty.
Dzięki tej metodzie i przy odrobinie własnej inwencji możemy wiele zmienić w tradycji oklejania woblerów, a nawet metod ich malowania…
W wędkarstwie przypadek odgrywał zawsze dużą rolę… Jednak w produkcji przynęt jego rolę należy stopniowo minimalizować, aż do zupełnej eliminacji. Taki sobie obrałem cel. Lubię “przypadkowe” ryby i zaskakujące zdarzenia… Ale nigdy nie lubiłem przynęt, których łowność zależała od splotu bardzo wielu przypadkowych okoliczności. Można rzec, że na każdą przynętę można złowić rybę… Jeśli trafi się na DZIEŃ… Jeśli ryb bezwstydnie dużo… Jeśli woda dzika… Jeśli ryba chora, lub osłabiona i musi ryzykować… Jeśli, jeśli… Robię przynęty ponad 40 lat i ewoluowałem razem z nimi i rybami… My, starzy wędkarze z “prawdziwym” wędkarskim stażem wypracowanym ilością pobytów nad wodą, a nie ilością znaczków, wiemy, co się polskim rybom aktualnie podoba, ha, ha… Wiemy, jak wyglądają ich koszmarne sny, gdy z wodnych łóżek zrywają się oblane zimnym, bardzo mokrym potem… Śnią im się węże, odjazdy i lusterka… Raz w lewo, raz w prawo… Ponoć, niektórzy wędkarze zaczęli miewać sny o podobnej treści… Mniej… czystej wody, więcej soków trza pić, ha, ha…
http://youtu.be/TGDhWcXrWoY
http://www.youtube.com/watch?v=W5Rh-aNukG4
http://www.youtube.com/watch?v=NbIZMMaQO3A
Dzięki tej metodzie i przy odrobinie własnej inwencji możemy wiele zmienić w tradycji oklejania woblerów, a nawet metod ich malowania…
W wędkarstwie przypadek odgrywał zawsze dużą rolę… Jednak w produkcji przynęt jego rolę należy stopniowo minimalizować, aż do zupełnej eliminacji. Taki sobie obrałem cel. Lubię “przypadkowe” ryby i zaskakujące zdarzenia… Ale nigdy nie lubiłem przynęt, których łowność zależała od splotu bardzo wielu przypadkowych okoliczności. Można rzec, że na każdą przynętę można złowić rybę… Jeśli trafi się na DZIEŃ… Jeśli ryb bezwstydnie dużo… Jeśli woda dzika… Jeśli ryba chora, lub osłabiona i musi ryzykować… Jeśli, jeśli… Robię przynęty ponad 40 lat i ewoluowałem razem z nimi i rybami… My, starzy wędkarze z “prawdziwym” wędkarskim stażem wypracowanym ilością pobytów nad wodą, a nie ilością znaczków, wiemy, co się polskim rybom aktualnie podoba, ha, ha… Wiemy, jak wyglądają ich koszmarne sny, gdy z wodnych łóżek zrywają się oblane zimnym, bardzo mokrym potem… Śnią im się węże, odjazdy i lusterka… Raz w lewo, raz w prawo… Ponoć, niektórzy wędkarze zaczęli miewać sny o podobnej treści… Mniej… czystej wody, więcej soków trza pić, ha, ha…
http://youtu.be/TGDhWcXrWoY
http://www.youtube.com/watch?v=W5Rh-aNukG4
http://www.youtube.com/watch?v=NbIZMMaQO3A
“Przy okazji” mała uwaga, odnośnie “nadawania” przynętom “życia” poprzez odpowiednie ruchy i grę szczytówki wędziska… Hmm… Wg mnie to jeden z wielu, pewnych błędów, który spowszedniał i jest nadużywany w “poradnictwie”… Takie rzeczy “przejdą”, ale nie wszędzie i nie zawsze… W czystej i stosunkowo płytkiej wodzie ryby widzą doskonale każdy ruch, ten nad wodą także… Łowiąc z brzegu, nie złowiłbym bardzo wielu ryb, gdybym “podrygiwał” wędziskiem… Dlatego wolę, żeby szczytówka wędki, podczas ściągania pewnych rodzajów przynęt, była razem ze mną w jak najbardziej maksymalnym bezruchu, … Niech one sobie podrygują i “same z siebie” wydobywają odpowiednie zachowanie… To fakt, że takie przynęty jest najtrudniej zrobić, ale przyprawianie ideologii i “szkalowanie” niektórych wędkarzy za brak umiejętności w “prowadzeniu” woblera jest nie zawsze uzasadniony… Wobler, jeśli posiada pewne cechy jest łatwiejszy w “obsłudze” i wystarczy w premedacyjny sposób to wykorzystywać. O tym jeszcze napiszę…
Jak Panu nie pasuję to sponiewierane to ja z chęcią przygarne ha ha ha.
wobler130: |
Jak Panu nie pasuję to sponiewierane to ja z chęcią przygarne ha ha ha. |
Hahaha podobasz mi się młody kolego.
A właściwie Twoja czujność .
Dobry jest co Sławku?
Tak sobie myślę, że nadmierna dbałość o symetrię w przypadku wykonywania woblerów jest niepotrzebna. Owszem, wpływa pozytywnie na powtarzalność, ale o ileż ciekawsza jest (ciągle dla mnie) niewiadoma... Obawiam się, że gdybym stworzył przynętę idealną i potrafił ją powielać, to po prostu przestałbym się w to bawić. O ile istnieje coś takiego, jak idealna przynęta. Na skuteczność wpływa zbyt wiele czynników zewnętrznych, by zmierzać ku poszukiwaniu ideału. Jednak na przekór racjonalności, my, romantycy, liczymy na łut szczęścia- a nuż uda się wystrugać boski patyk (trochę pojechałem po bandzie z tym epitetem). Woblery strugam- z przerwami- od prawie dwudziestu lat i ciągle dążyłem do doskonałego kształtu korpusu, symetrycznie poprowadzonego stelaża oraz idealnie wyciętego i wklejonego steru. Jednak po czasie dochodzę do wniosku, że o wiele ciekawsza jest zamierzona asymetria, tu dopiero otwiera się przestrzeń wielorakich zależności poszczególnych elementów stanowiących składowe wobka.
Roman Sidło, pseudonim romansidło
Roman Sidło, pseudonim romansidło
Tak, o asymetrii nie raz, nie dwa pisałem i to ona jest główną sprawczynią “anormalnych” zachowań… Kiedyś, w “zamierzchłych czasach“, kładziono nacisk na idealną symetrię i za wzór służyły wobki chodzące, jak po sznurku… Czasy się zmieniają i obecnie trzeba umieć robić przynęty o znacznie bogatszym repertuarze zachowań… W różnych wodach, w różnych porach i sytuacjach należy używać odpowiednich do warunków przynęt. Niektórzy nie rozumieją tych pojęć, bo dysponują niedostatecznym doświadczeniem… Inni wiedzą, o co chodzi, ale bronią “starych teorii”, bo w nowych realiach nie potrafią się odnaleźć i nie chcą zmienić charakteru swojej pracy i swoich wobków… A niestety, praca przynęty ma kluczowe znaczenie i coraz więcej wędkarzy dostrzega drobne szczegóły, które decydują o łowności przynęty w określonych warunkach… Podobnie jest z kolorem… Tu nie rządzi ład i harmonia, a pewne z pozoru błahe niuanse, “akcenty”, zwykle niedostrzegalne przez zniecierpliwionych i łaknących złowienia jak najszybciej byle jakiej ryby wielu wędkarzy… Sztuka wędkowania opiera się na grze i odpowiednim manipulowaniu drobnymi szczegółami, które połączone tworzą detonującą, jak bomba atomowa całość…
wobler130: |
Jak Panu nie pasuję to sponiewierane to ja z chęcią przygarne ha ha ha. |
Wiosna, bzy, kasztany, wszyscy chcieliby tylko przygarniać i przytulać... Ile razy za te "skłonności" oberwałem trzepaczką od swojej ś. p. wspominanej wielokrotnie prababci, ha, ha...
papaja: | ||
Hahaha podobasz mi się młody kolego. A właściwie Twoja czujność . Dobry jest co Sławku? |
Czasem czuję się niezręcznie jak Gustlik w konfrontacji z jajkiem...
Kombinowałem swego czasu z grzechotką, ale zniechęciłem się, bo dłubałem w korpusie. Potem kombinacje, jak zasklepić tę komorę, nawet czopki (takie doodbytnicze, notabene zastosowane adekwatnie w okolicach anusa, hehe) z kulkami lokowałem w wobku. Chyba się skłonię ku technice Waćpana, bo to bułka z masłem!
Swego czasu, w latach 80 - ych i na początku 90 - ych bardzo dużo eksperymentowałem w kwestii tego zagadnienia… Kiedy odkryłem możliwości, jakie niesie tworzenie przynęt z celowo dzielonych części piszczałem z radości… Jednak, jak każdy “normalny” wędkarz trzymałem to w tajemnicy. Obecnie myślę, że od tej metody nie ma odwrotu… Każdy, kto się waha, popełnia błąd… Jest ona długim krokiem w kierunku jeszcze lepszej, ha, ha… Tacy, jak ja, nigdy się nie poddają i walczą do ostatniej kropli krwi, ha, ha…
No cóż, Panie Romanie, co mógłbym jeszcze dodać… Może pozwoli Pan, Mości Dobrodzieju, że pozwolę sobie na wyrażenie swojego zdania o Waści woblerach… Najpierw kwestia wyglądu… Mało widziałem (a widziałem wiele) tak “gustownie” pomalowanych woblerów. Pisząc “gustownie” mam na myśli połączenie artyzmu z celowym, łowieckim obrazem całości… Czuć główne i nadrzędne intencje kierujące pędzlem… Tak ma być ( o ile to nie przypadek…). Co prawda, ma Pan manierę “jasnego tła”, co jak powszechnie wiadomo, nadaje przynętom więcej “blasku” i “sprzedawalności”, ale łatwo z tego zrezygnować i wprowadzić zgodne z ogólnymi i “potrzebnymi potrzebami” więcej urozmaiceń kolorów brzuszków i boków… Więcej “pochwał” i uznania przynosi urozmaicone, przystosowane do wody malowanie, niż “na pokaz”… A woda, to różne jej stany naświetlenia i klarowności… To także tło dna i brzegów…
Jeśli chodzi o pracę pańskich woblerów… Hmm, praca woblerów to trzy półki… Pracę tych, które widziałem położyłbym na środkowej… Takie woblery w połączeniu z takim malowaniem sprawdzają się, nieraz doskonale w pewnych warunkach… Jednak zmysł szachisty musi Panu podpowiedzieć, że aby wygrać, trzeba z wyprzedzeniem znać ruchy przeciwnika… Dlatego mamy, jak na razie, dodatkową i tajemniczą, trzecią półkę, ha, ha…
Moja skromna opinia jest szczera i pozbawiona jakichkolwiek “obcych wpływów”, ha, ha, i odnosi się tylko do tego, co Pan pokazał, bo wiadomo, nie wszystko jest na pokaz…
Kiedy zajrzy Pan “głębiej w głąb” woblera i pomiesza w bebeszkach, to najpierw “przypadki” staną się zrozumiałe, a póżniej można będzie je stopniowo wykluczać…
Ujmując metaforycznie : obciążeniem i komorami znieczula się, sterem prowadzi. Wie o tym każda WŁADZA ; obciążone znieczulicą społeczeństwo, łatwiej jest prowadzić, ha, ha…
Pański ruch, Waści…
No cóż, Panie Romanie, co mógłbym jeszcze dodać… Może pozwoli Pan, Mości Dobrodzieju, że pozwolę sobie na wyrażenie swojego zdania o Waści woblerach… Najpierw kwestia wyglądu… Mało widziałem (a widziałem wiele) tak “gustownie” pomalowanych woblerów. Pisząc “gustownie” mam na myśli połączenie artyzmu z celowym, łowieckim obrazem całości… Czuć główne i nadrzędne intencje kierujące pędzlem… Tak ma być ( o ile to nie przypadek…). Co prawda, ma Pan manierę “jasnego tła”, co jak powszechnie wiadomo, nadaje przynętom więcej “blasku” i “sprzedawalności”, ale łatwo z tego zrezygnować i wprowadzić zgodne z ogólnymi i “potrzebnymi potrzebami” więcej urozmaiceń kolorów brzuszków i boków… Więcej “pochwał” i uznania przynosi urozmaicone, przystosowane do wody malowanie, niż “na pokaz”… A woda, to różne jej stany naświetlenia i klarowności… To także tło dna i brzegów…
Jeśli chodzi o pracę pańskich woblerów… Hmm, praca woblerów to trzy półki… Pracę tych, które widziałem położyłbym na środkowej… Takie woblery w połączeniu z takim malowaniem sprawdzają się, nieraz doskonale w pewnych warunkach… Jednak zmysł szachisty musi Panu podpowiedzieć, że aby wygrać, trzeba z wyprzedzeniem znać ruchy przeciwnika… Dlatego mamy, jak na razie, dodatkową i tajemniczą, trzecią półkę, ha, ha…
Moja skromna opinia jest szczera i pozbawiona jakichkolwiek “obcych wpływów”, ha, ha, i odnosi się tylko do tego, co Pan pokazał, bo wiadomo, nie wszystko jest na pokaz…
Kiedy zajrzy Pan “głębiej w głąb” woblera i pomiesza w bebeszkach, to najpierw “przypadki” staną się zrozumiałe, a póżniej można będzie je stopniowo wykluczać…
Ujmując metaforycznie : obciążeniem i komorami znieczula się, sterem prowadzi. Wie o tym każda WŁADZA ; obciążone znieczulicą społeczeństwo, łatwiej jest prowadzić, ha, ha…
Pański ruch, Waści…
Parafrazując Waszmości słowa- ja Waści jeszcze pokażę! Oczywiście w niepejoratywnym znaczeniu tegoż. Dziękuję za głęboką opinię fachowca, człowieka renesansu i, co ze wszech miar przyjemne, erudyty. Wziąłem do serca i będę się stosował, podług słów Waszeci.
No nie, rozśmiesza mnie Pan, prawie do łez... Ja zawsze w głębi ducha się śmieję, choćbym nie wiadomo, co wypisywał, ha, ha... Nigdy nikomu żle nie życzę i chciałbym bardzo, aby Pan i np. Kielo, Maciek, Franciszkanin, Młody, Dezerterzy itd., itp., po prostu WSZYSCY robili świetne przynęty... Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej.., ha, ha... Po to te "podpuchy" i język... Nie jestem skrępowany żadnymi układami i śpiewam sobie, jak skowronek, co mi ślina na język przyniesie...
Toż Panie! Intencja ma czystą i szczerze zachwycam się dorobkiem Waszmości i Jego polotem. Czyżby styl mojej nazbyt rubasznej, acz w zamyśle żartobliwej wypowiedzi, opacznie zrozumian był? Stanowczo protestuję! Wyjawię Waszmości, że podczas dywagacyj z Panem jeno uśmiech rozjaśnia me lico. I tak żądam być poczytywanym!
No to bardzo dobrze, bo ponoć roześmiane lica są już przeżytkiem... Wobler musi także być taki, jak człowiek, który go tworzy - np. wesoły, chodzący swoimi ścieżkami, dziwnie ubrany... i dzięki temu wyzwalający większą agresję u DRAPIEŻNIKÓW, ha, ha...