WARSZTAT SS
Ooo, na samą myśl o szczupaczej mamusi, przechodzą mnie ciarki... Wolałbym, aby były brania nie mamuś, ale bezzębnych babć... Ten się nie nada, bo będzie za delikatny na te zębiska, ha, ha...
I znowu zaskoczony jestem.Takich skrzeli jeszcze nie widziałem ,wyglądają fajnie tak realistycznie.Piękna robota,mistrzostwo ,kurcze nawet sam takie coś spróbuję ha ha ...
Adaś, Adaś, uważaj, bo my "stare wygi jesteśma", ha, ha, uważaj...
Cykadass: |
Pod koniec lat 80 - tych dolna Kwisa była już zadeptywanym łowiskiem. Z powodu zgłaszania przez niektórych dużych ryb do tabel rekordów, cała Polska, kto żyw, ruszał do Świętoszowa, Łozów, Ławszowej… Paradoksalnie, było to mi na rękę i dzięki temu zrozumiałem wiele rzeczy… Reszta Kwisy była “moja”… Bo łowiłem praktycznie sam na ogromnie długim odcinku od Leśnej do Tomisławia. Spotykałem rzadko pojedynczych wędkarzy, jedynie w okolicach Zebrzydowej. W tym samym czasie “odkryłem” Bóbr od Bolesławca do zapory w Pilchowicach… W ciągu 10 lat spotkałem może z kilku wędkarzy… A więc znałem już wtedy wody “kompletnie” dzikie, jak i poddane dużej presji… Np.. różne odcinki tych samych rzek. Teorię przebłyszczenia znałem już w tamtych latach bardzo dobrze, ale tylko ją szanowałem… Podczas następnych lat wędkowania teoria zmieniła oblicze i stała się “świętą prawdą”… Moim podstawowym atutem była pewna rzadka wtedy cecha - sam “przyrządzałem” sobie przynęty, ale także nie stroniłem od “kupnych”… Miałem więc możliwość weryfikacji, porównań, wniosków itd.. Poligonem doświadczalnym był cały kraj, bo jeździłem praktycznie “wszędzie” i łowiłem nie tylko na spinning… Uparłem się rozgryźć pewną rzecz… Straciłem kupę zębów, ale język ocalał… Dlatego wybaczcie, jak nieraz mnie ponosi i się mądrzę… KUCIAPKA. Szedłem, swoim letnim zwyczajem, bez woderów, w trampkach pod prąd Bobru… Był upalny sierpień 1993. W plecaku foliowy, zgrzewany żelazkiem “namiot”, jakiś paczek, bułka, konserwa, zagęszczony sok… No i mnóstwo przynęt… Trzeci, albo czwarty dzień wędrówki… Słońce niemiłosiernie przygrzewało i co jakiś czas siadałem w wodzie, aby się ochłodzić… Dochodziłem do bardzo ciekawej rynny, gdzieś koło Soboty, tam, gdzie rzeka na zewnętrznym łuku dociera prawie do samej drogi… W tamtych latach stany wód były zwykle bardzo niskie i woda przezroczystością bardzo grzeszyła… Ostrożnie, powoli wyważałem każdy krok… W takich rynnach pstrąg był zawsze pewny, chodziło tylko o to, jakiej miał być wielkości… Sposób podejścia, podania i rodzaj, wielkość, oraz kolory przynęty jedynie miały na to wpływ… Podchodziłem od strony wewnętrznego łuku i Słońce mocno świeciło mi w twarz… Drogą przejechał samochód… Trudno, postoję parę minut, niech drgania gruntu się uspokoją… W ten, z przodu, od strony dużego, płaskiego kamienia dobiegł mnie dziwny dźwięk, jakieś piszczenie… Zmrużyłem oczy i dopiero pojąłem, co się dzieje… Kamień był cały brunatny od skrzepniętej krwi… Po środku piszczał i ledwo się ruszał mały kotek… Wkoło niego, na kamieniu i w płytkiej wodzie leżały jego bracia i siostry, może kuzyni i kuzynki, bo wyglądało to na masową “egzekucję”, zbyt dużo było tych kotków, jak na jeden miot… Błyskawicznie oceniłem, co się tu wydarzyło… Skurwiel żałował worka i rzucał kotkami z murku przy drodze próbując roztrzaskać je na kamieniu… Ostrożnie odkleiłem kotka od “podłoża”… Był zupełnie ślepy i bezradnie przebierał nóżkami… Z nosa wystawał mu kikut zaschniętej krwi… Poczułem się bardziej bezradny od niego… Co tu robić… Kątem oka widziałem rynnę i potężne lorbasy… Wycofałem się i wyszedłem na suchy brzeg… Położyłem go na ścierce i nabrałem wody do butelki. Kiedy dorwał mi się do zmoczonego palca, zrozumiałem, że przeżyje… Kiedy zaczął po kilku minutach mruczeć, zrozumiałem, że jestem jego przyjacielem… Kiedy zrobił mi kupę w kieszeni plecaka i nawet nie przekląłem, zrozumiałem, że to także mój przyjaciel… Kiedy póżniej razem się topiliśmy, zrozumiałem, że to miłość, ha, ha… Cdn... |
Przytargałem kotkę do domu i dałem jej na imię Kuciapka, ha, ha… Niepowtarzalne imię musiała mieć… Strzykawka, wentylek i … moja broda, w której z cmokaniem szukała sutka, zastąpiły jej matkę. Od razu zastanawiałem się, co z niej wyrośnie, ha, ha… Została odseparowana od naturalnych wzorców zachowań, zdana na własny instynkt i nas, ludzi… Dzięki Kuciapce wiele dodatkowo zrozumiałem w temacie zwierząt… Mógłbym pisać w nieskończoność o tym niezwykłym kocie i jego rozwoju, krok, po kroku… O systemie polowania, preferencjach pokarmowych, upodobaniach zabawowych, kaprysach itd.. Osiemnaście lat siedziała mi na kolanach i mruczała, do prawie ostatniej chwili swego życia… Kiedy umarła, czułem się, jakbym stracił dziecko i przez wiele miesięcy nie mogłem dojść do siebie…
Pewnego dnia wiązałem przy stole mormyszki… Wpadłem kiedyś na taki pomysł, aby wiązać te przynęty do różnych średnic żyłek i mieć je gotowe do szybkiego użycia w charakterze przyponów, stosuję to do tej pory… Kuciapka miała około roku i była w fazie ciągłej zabawy… Po przywiązaniu mormyszki formowałem oczko pętelki… Mormyszka swobodnie “dyndała” sobie na ponad półmetrowym odcinku żyłki… Nagle coś wyrwało mi żyłkę z rąk i rozległo się przeraźliwe miauczenie… Kuciapka z pod stołu zadała cios mormyszce… Ona w ogóle miała szajbę na punkcie małych rzeczy, bo głównie polowała na muchy, ćmy, które nieopatrznie wleciały do mieszkania przez otwarte okna… Zresztą, był to jej przysmak i rzadko kiedy pogardziła taką drobną przekąską…
Miałem problem… Hak mormyszki wbity głęboko, poza grot w delikatny opuszek kociej łapki… Znając “te sprawy” z własnych “opuszków” wiedziałem, że nie ma się co certolić, bo przedłużanie trwania tego “zjawiska” doprowadza do sporej opuchlizny i ból się stopniowo nasila… Najpierw złapałem cążki, póżniej Kuciapkę, póżniej mormyszkę i pomimo tego, że kotce pozostały jeszcze trzy sprawne łapki, które bardzo zaczęła wykorzystywać “użytkowo”, z całej siły wyszarpałem mormyszkę… Nie był to duży hak, a więc nie miałem żadnych oporów… Kuciapka najpierw zaszyła się gdzieś w kącie, póżniej, jak nastroszony kabłąk, krążyła wokół stołu i mnie… Póżniej jej przeszło, ale około tygodnia lizała sobie z większym niż zwykle namaszczeniem łapkę…
Myślałem, że cały incydent “poszedł pod dywan”, nie ma sprawy… Ależ gdzie tam… Za miesiąc znów trza było co nieco “podwiązać”… Ale już wiedziałem… Ona także… Obserwuję Kuciapkę, która od razu czmychnęła na szafę, aby bezpiecznie obserwować moje poczynania… Zaczynam wiązać… A ona, jakby zobaczyła wielkiego psa… Do mych uszu dobiegło jej warczenie… Maksymalnie przywarła całym ciałem do szafy, uszy położyła i żrenice zamieniła w kreski…
Mijały lata… Powoli “przyzwyczaiła” się do mormyszek i nie uciekała do innego pokoju, albo na szafę… Ale ja jestem człowiek, czyli wredna świnia i nie popuściłem… Zrobiłem szereg “eksperymentalnych” mormyszek, różnego kształtu, różnej wielkości i w różnych kolorach, ale z “humanitarnym” hakiem z miękkiego cienkiego druciku… Kuciapka nie bała się koralików ciąganych na nitce po podłodze… Dosłownie chwilę trwało zastanowienie, gdy “dyndałem” koralikiem w powietrzu… Następnie, bez oporów go atakowała… Pora na … “mormyszki“… Mormyszką, która boleśnie zraniła Kuciapkę, była fluo zielona kulka wielkości grochu… Boże, i co się stało… Minęło wiele lat…. Zgadnie ktoś?
Cdn.
Szczyt wszystkiego. Podobnie jak z naszymi rybami niby chcą a nie mogą
Witam wszystkich
Obserwuje ten wątek od samego początku i powiem szczerze, że jest bardzo ciekawy i inspirujący. Tak naprawdę dzięki niemu zacząłem sam strugać oczywiście z 2 połówek za co Wielkie Dzięki Sławku
PS Trochę się skaziłem JB, mam nadzieję tutaj odpocznę i dojdę do siebie
Obserwuje ten wątek od samego początku i powiem szczerze, że jest bardzo ciekawy i inspirujący. Tak naprawdę dzięki niemu zacząłem sam strugać oczywiście z 2 połówek za co Wielkie Dzięki Sławku
PS Trochę się skaziłem JB, mam nadzieję tutaj odpocznę i dojdę do siebie
Alwaro, Cykadass, to takie hiszpańskie, myślę więc, że znajdziemy wspólny język i może wypijemy kiedyś z dwie połówki za pomyślność dwóch połówek, ha, ha...
Dziś ostatni test woblerków. Gotowe. Przy okazji trafiały się rybki, ale daleko, daleko od nowego miejsca, które sobie upatrzyłem do testowania. Nie jest idealne, jak kiedyś przed melioracją rzeczki w Sulikowie, ale ujdzie...
Dziś ostatni test woblerków. Gotowe. Przy okazji trafiały się rybki, ale daleko, daleko od nowego miejsca, które sobie upatrzyłem do testowania. Nie jest idealne, jak kiedyś przed melioracją rzeczki w Sulikowie, ale ujdzie...
Myślę że i tak się stanie . Tym bardziej że w ostatniej pracy nadano mi ksywę Hose
Przy testowaniu zapięły się rybki...teraz wiem co robiłem źle ha ha .W środę do domku i będę siedział w piwnicy.A mormyszki na kota ha ha to mnie znów zaskoczyło.
Bardzo dobrze, że tu jesteś Woblerku 130... Wprowadzasz duże dawki świeżego ducha, ha, ha... Zresztą, ja także ze wszystkich sił staram się w podobnym duchu czynić starania (ha, ha)...
Myślę, że Jerry nie obrazisz się... Wyszedł trochę smutny i jakby niedokończony, bo zrozumiałem, że Baksika zabrać z sobą nie mogę... Pracę ma agresywną... Cały mój nastrój tamtego dnia jest jego odzwierciedleniem...Woblerek wyląduje w specjalnym pudełku...
Myślę, że Jerry nie obrazisz się... Wyszedł trochę smutny i jakby niedokończony, bo zrozumiałem, że Baksika zabrać z sobą nie mogę... Pracę ma agresywną... Cały mój nastrój tamtego dnia jest jego odzwierciedleniem...Woblerek wyląduje w specjalnym pudełku...
Cykadass: |
Bardzo dobrze, że tu jesteś Woblerku 130... Wprowadzasz duże dawki świeżego ducha, ha, ha... Zresztą, ja także ze wszystkich sił staram się w podobnym duchu czynić starania (ha, ha)... Myślę, że Jerry nie obrazisz się... Wyszedł trochę smutny i jakby niedokończony, bo zrozumiałem, że Baksika zabrać z sobą nie mogę... Pracę ma agresywną... Cały mój nastrój tamtego dnia jest jego odzwierciedleniem...Woblerek wyląduje w specjalnym pudełku... |
no juz miesiac minie 8 lipca jak nie bylem w Labiryncie ....siedze na tym durnym koputerze i spozieram ...od jutra 4 dni dlugiego weekendu bo 4 july ...pojade ..podobno muszek i moskito od zaje... chyba dam rade ?....
pekaty ten Golden jak na Twoje cukierki ...ile ma cm ?...Mistrzu ...
Aż kurna, gdzieś mi się wszystkie przyrządy pomiarowe zapodziały, ha, ha, jeszcze dobrze nie jestem rozpakowany po przeprowadzce... Uważaj Jerry aby moskity nie były pękate po spotkaniu z Tobą w chaszczach Labiryntu...