Nie jesteś zalogowany/-a ZALOGUJ SIĘ lub ZAREJESTRUJ SIĘ
Jesteś tutaj: Corona-Fishing > Grupy

WARSZTAT SS


offline
Sławomir S. 2013-08-19 09:21

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
Cykadass:
Cykadass:
Pod koniec lat 80 - tych dolna Kwisa była już zadeptywanym łowiskiem. Z powodu zgłaszania przez niektórych dużych ryb do tabel rekordów, cała Polska, kto żyw, ruszał do Świętoszowa, Łozów, Ławszowej… Paradoksalnie, było to mi na rękę i dzięki temu zrozumiałem wiele rzeczy… Reszta Kwisy była “moja”… Bo łowiłem praktycznie sam na ogromnie długim odcinku od Leśnej do Tomisławia. Spotykałem rzadko pojedynczych wędkarzy, jedynie w okolicach Zebrzydowej. W tym samym czasie “odkryłem” Bóbr od Bolesławca do zapory w Pilchowicach… W ciągu 10 lat spotkałem może z kilku wędkarzy… A więc znałem już wtedy wody “kompletnie” dzikie, jak i poddane dużej presji… Np.. różne odcinki tych samych rzek. Teorię przebłyszczenia znałem już w tamtych latach bardzo dobrze, ale tylko ją szanowałem… Podczas następnych lat wędkowania teoria zmieniła oblicze i stała się “świętą prawdą”… Moim podstawowym atutem była pewna rzadka wtedy cecha - sam “przyrządzałem” sobie przynęty, ale także nie stroniłem od “kupnych”… Miałem więc możliwość weryfikacji, porównań, wniosków itd.. Poligonem doświadczalnym był cały kraj, bo jeździłem praktycznie “wszędzie” i łowiłem nie tylko na spinning… Uparłem się rozgryźć pewną rzecz… Straciłem kupę zębów, ale język ocalał… Dlatego wybaczcie, jak nieraz mnie ponosi i się mądrzę…



KUCIAPKA.

Szedłem, swoim letnim zwyczajem, bez woderów, w trampkach pod prąd Bobru… Był upalny sierpień 1993. W plecaku foliowy, zgrzewany żelazkiem “namiot”, jakiś paczek, bułka, konserwa, zagęszczony sok… No i mnóstwo przynęt… Trzeci, albo czwarty dzień wędrówki… Słońce niemiłosiernie przygrzewało i co jakiś czas siadałem w wodzie, aby się ochłodzić… Dochodziłem do bardzo ciekawej rynny, gdzieś koło Soboty, tam, gdzie rzeka na zewnętrznym łuku dociera prawie do samej drogi… W tamtych latach stany wód były zwykle bardzo niskie i woda przezroczystością bardzo grzeszyła… Ostrożnie, powoli wyważałem każdy krok… W takich rynnach pstrąg był zawsze pewny, chodziło tylko o to, jakiej miał być wielkości… Sposób podejścia, podania i rodzaj, wielkość, oraz kolory przynęty jedynie miały na to wpływ… Podchodziłem od strony wewnętrznego łuku i Słońce mocno świeciło mi w twarz… Drogą przejechał samochód… Trudno, postoję parę minut, niech drgania gruntu się uspokoją… W ten, z przodu, od strony dużego, płaskiego kamienia dobiegł mnie dziwny dźwięk, jakieś piszczenie… Zmrużyłem oczy i dopiero pojąłem, co się dzieje… Kamień był cały brunatny od skrzepniętej krwi… Po środku piszczał i ledwo się ruszał mały kotek… Wkoło niego, na kamieniu i w płytkiej wodzie leżały jego bracia i siostry, może kuzyni i kuzynki, bo wyglądało to na masową “egzekucję”, zbyt dużo było tych kotków, jak na jeden miot… Błyskawicznie oceniłem, co się tu wydarzyło… Skurwiel żałował worka i rzucał kotkami z murku przy drodze próbując roztrzaskać je na kamieniu… Ostrożnie odkleiłem kotka od “podłoża”… Był zupełnie ślepy i bezradnie przebierał nóżkami… Z nosa wystawał mu kikut zaschniętej krwi… Poczułem się bardziej bezradny od niego… Co tu robić… Kątem oka widziałem rynnę i potężne lorbasy… Wycofałem się i wyszedłem na suchy brzeg… Położyłem go na ścierce i nabrałem wody do butelki. Kiedy dorwał mi się do zmoczonego palca, zrozumiałem, że przeżyje… Kiedy zaczął po kilku minutach mruczeć, zrozumiałem, że jestem jego przyjacielem… Kiedy zrobił mi kupę w kieszeni plecaka i nawet nie przekląłem, zrozumiałem, że to także mój przyjaciel… Kiedy póżniej razem się topiliśmy, zrozumiałem, że to miłość, ha, ha… Cdn...




Przytargałem kotkę do domu i dałem jej na imię Kuciapka, ha, ha… Niepowtarzalne imię musiała mieć… Strzykawka, wentylek i … moja broda, w której z cmokaniem szukała sutka, zastąpiły jej matkę. Od razu zastanawiałem się, co z niej wyrośnie, ha, ha… Została odseparowana od naturalnych wzorców zachowań, zdana na własny instynkt i nas, ludzi… Dzięki Kuciapce wiele dodatkowo zrozumiałem w temacie zwierząt… Mógłbym pisać w nieskończoność o tym niezwykłym kocie i jego rozwoju, krok, po kroku… O systemie polowania, preferencjach pokarmowych, upodobaniach zabawowych, kaprysach itd.. Osiemnaście lat siedziała mi na kolanach i mruczała, do prawie ostatniej chwili swego życia… Kiedy umarła, czułem się, jakbym stracił dziecko i przez wiele miesięcy nie mogłem dojść do siebie…

Pewnego dnia wiązałem przy stole mormyszki… Wpadłem kiedyś na taki pomysł, aby wiązać te przynęty do różnych średnic żyłek i mieć je gotowe do szybkiego użycia w charakterze przyponów, stosuję to do tej pory… Kuciapka miała około roku i była w fazie ciągłej zabawy… Po przywiązaniu mormyszki formowałem oczko pętelki… Mormyszka swobodnie “dyndała” sobie na ponad półmetrowym odcinku żyłki… Nagle coś wyrwało mi żyłkę z rąk i rozległo się przeraźliwe miauczenie… Kuciapka z pod stołu zadała cios mormyszce… Ona w ogóle miała szajbę na punkcie małych rzeczy, bo głównie polowała na muchy, ćmy, które nieopatrznie wleciały do mieszkania przez otwarte okna… Zresztą, był to jej przysmak i rzadko kiedy pogardziła taką drobną przekąską…

Miałem problem… Hak mormyszki wbity głęboko, poza grot w delikatny opuszek kociej łapki… Znając “te sprawy” z własnych “opuszków” wiedziałem, że nie ma się co certolić, bo przedłużanie trwania tego “zjawiska” doprowadza do sporej opuchlizny i ból się stopniowo nasila… Najpierw złapałem cążki, póżniej Kuciapkę, póżniej mormyszkę i pomimo tego, że kotce pozostały jeszcze trzy sprawne łapki, które bardzo zaczęła wykorzystywać “użytkowo”, z całej siły wyszarpałem mormyszkę… Nie był to duży hak, a więc nie miałem żadnych oporów… Kuciapka najpierw zaszyła się gdzieś w kącie, póżniej, jak nastroszony kabłąk, krążyła wokół stołu i mnie… Póżniej jej przeszło, ale około tygodnia lizała sobie z większym niż zwykle namaszczeniem łapkę…

Myślałem, że cały incydent “poszedł pod dywan”, nie ma sprawy… Ależ gdzie tam… Za miesiąc znów trza było co nieco “podwiązać”… Ale już wiedziałem… Ona także… Obserwuję Kuciapkę, która od razu czmychnęła na szafę, aby bezpiecznie obserwować moje poczynania… Zaczynam wiązać… A ona, jakby zobaczyła wielkiego psa… Do mych uszu dobiegło jej warczenie… Maksymalnie przywarła całym ciałem do szafy, uszy położyła i żrenice zamieniła w kreski…

Mijały lata… Powoli “przyzwyczaiła” się do mormyszek i nie uciekała do innego pokoju, albo na szafę… Ale ja jestem człowiek, czyli wredna świnia i nie popuściłem… Zrobiłem szereg “eksperymentalnych” mormyszek, różnego kształtu, różnej wielkości i w różnych kolorach, ale z “humanitarnym” hakiem z miękkiego cienkiego druciku… Kuciapka nie bała się koralików ciąganych na nitce po podłodze… Dosłownie chwilę trwało zastanowienie, gdy “dyndałem” koralikiem w powietrzu… Następnie, bez oporów go atakowała… Pora na … “mormyszki“… Mormyszką, która boleśnie zraniła Kuciapkę, była fluo zielona kulka wielkości grochu… Boże, i co się stało… Minęło wiele lat…. Zgadnie ktoś?

Cdn.

Po pięciu latach robiłem porządki na strychu w swoich wędkarskich klamotach. W dłonie wpadło mi prawie zapomniane pudełko z “kuciapkowymi” mormyszkami. Złapałem je kurczowo, zostawiłem wszystko inne i na skrzydłach zleciałem do mieszkania. Kuciapka, jak zwykle na mój widok powyginała się w różne kabłąki, jednocześnie bacznie mnie obserwując, czy czegoś nie kombinuję… A jak… Była już poważną kotką w średnim wieku, a więc, jeśli chodzi o zabawę, “byle co” nie ruszało z miejsca jej kociej pupy… Najpierw zawiesiłem na nitce sporej wielkości biały koralik, aby ją rozruszać… Powoli, powoli, kotka wpadała w trans zabawy i gonitwy… Zmieniałem koraliki i następnie zawiesiłem “imitację mormyszki”… Ale nie tą “właściwą” fluo zieloną… Inną… Odniosłem wrażenie chwil niepewności i spowolnienia kocich ruchów… Odczułem, jakby sztuczność jej zachowania… Szybko zamieniłem mormyszkę na fluo zieloną… Kotka natychmiast uciekła i dłuższy czas furczała na mnie zza kanapy…

No cóż, w tej “sprawie” mógłbym już nic nie dodawać… Ale ktoś może powiedzieć, że to kręgowiec, ssak… Odpowiem do rymu… No tak… Tylko że… Krowa to piękny ptak, ale skrzydeł jej brak…

Złapcie muchę plujkę, gdy wleci do mieszkania… Potrzymajcie ją chwilę w dłoni i… spróbujcie złapać następny raz… Ha, ha… Albo pewne “zjawisko” znane “nocnym zbieraczom rosówek”.(także nim byłem nie raz, nie dwa…)… Otóż, w miejscach często odwiedzanych przez zbieraczy, rosówki są coraz trudniejsze do złapania… Najbardziej sprytne i płochliwe są te, które były wcześniej przerwane… Są krótsze i grubsze… Jak wiadomo dżdżownice posiadają zdolność regeneracji. Wcześniej okaleczone robaki niezmiernie są czułe na każdy błysk światła i drżenie gruntu…

Kot stoi wyżej w hierarchii zwierząt od ryb, ale owady i skąposzczety są pod nim… Teraz niech ten, co stoi najwyżej wyciąga wnioski… Ha, ha…
offline
Sławomir S. 2013-08-21 10:19

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
Hmm, "teoria przebłyszczenia" nie wszystkim się podoba... Zawsze wygodniej jest trzymać "tłum" w pewnym stadium nieświadomości... Nie bierze? Bo nie ma... Albo "żle prowadzisz"... Albo "jak ma wziążć, to weżmie" itd., ha, ha...

Na tym polega "mój ubaw"...
offline
Adam R. 2013-08-21 10:26

Użytkownik
Użytkownik
Posty: 597
Dziwne... bardzo często słyszałem i słyszę takie określenia nad wodą...
offline
Marcin M. 2013-08-25 09:55

Użytkownik
Użytkownik
Posty: 58
Cykadass:
Hmm, "teoria przebłyszczenia" nie wszystkim się podoba... Zawsze wygodniej jest trzymać "tłum" w pewnym stadium nieświadomości... Nie bierze? Bo nie ma... Albo "żle prowadzisz"... Albo "jak ma wziążć, to weżmie" itd., ha, ha...

Na tym polega "mój ubaw"...

Teoria Przebłyszczenia naszych rzek nizinnych,najbardziej jest widoczna wtenczas,kiedy w naszej rzece jest mało drapieżnika a dużo ryb małych , narybku. Wtenczas drapieżniki mają gdzieś nasze cudowne przynęty .Przes wiosnę i lato zjedzą część narybku i na jesieni znów często udaje się nam dobrze połowić.
offline
Sławomir S. 2013-08-25 20:27

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
Nie, nie o to biega... Chodzi o indywidualny bagaż doświadczeń każdego osobnika, ha, ha...
offline
Sławomir S. 2013-08-26 08:36

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
"Teoria przebłyszczenia" to jedna z tych "spraw", która bardzo podnieca niektóre wędkarskie umysły. Wiara w "przebłyszczenie", lub jej brak, ma wpływ na obraz rękodzieła i kształtuje osobowość twórcy sztucznych przynęt. Jest to rzecz bardzo delikatna, bo nie dotyczy w jaskrawo widocznym zakresie wszystkich wód bez wyjątku z bardzo prostego powodu... Są jeszcze na szczęście wody o bogatym rybostanie i poddane niskiej wędkarskiej presji... Jednak ten, kto potrafi wyciągać właściwe wnioski i "w porę" zareaguje, dojdzie szybciej do bardzo potrzebnej elastyczności w dziedzinie rękodzielnictwa... Bo niestety, "przyszła historia" nie napawa optymizmem... Dużych ryb coraz mniej, bo i presja coraz większa, a wędkarze bardziej "mobilni", doinformowani i uzbrojeni po zęby... Poza tym trend ku C&R powoduje, że wypuszczane są ryby z nabytym pewnym doświadczeniem, ha, ha...
offline
Adam R. 2013-08-26 10:40

Użytkownik
Użytkownik
Posty: 597
Tam gdzie łowię już chyba wszystkie przynęty pływały w wodzie.Okonie odprowadzają do brzegu ale nie biorą do pyska. Czasem jakiś szczupak wystartuje do blachy... . Ale na Nysie było inaczej tam wystarczyły 3 obroty korbką. Co prawda inne ryby, ale okonie tez tam łowiłem. Presja była trochę mniejsza od tej na stawach. Ryb full więcej. Chodzę teraz po Dunajcu bo chce żeby było tak jak na Nysie... Moje stawy są przebłyszczone i to jest pewne, tylko jak teraz złowić te grubsze sztuki?
offline
Krzysztof M. 2013-08-26 19:36

Użytkownik
Użytkownik
Posty: 427
Pozwolicie że wtrące swoje 5groszy ,moim skromnym zdaniem przebłyszczenie to nie teoria a fakt że w wodach o dużej presji prawdopodobnie ryby odrużniają rapalle od innych producentów i tylko wszczelenie się w przynęte której ryba nie zna lub nie była nią skuta może dać jakiś efekt co i tak nie jest pewne bo takie ryby boją się nawet swojego cienia.Łowienie w zupełnie dzikich wodach i dzikich ryb po części potwierdza tą teorie jednak jak by ją odwrócić w drugą strone.Łowiłem pierwszy raz tak na północy Szwecji gdzie szczupaka najpierw namierzałem idąc brzegiem jak zaczął uciekać wystarczył rzut przed niego i nawracał za każdym razem.Rodzaj gumy nie miał żadnego znaczenia brał nawet na gume bez ogona.Obecnie łowie u siebie na kilku jeziorach gdzie ryba nie wie co to wędkarz w związku z czym raz że się nie boi brać metr ode mnie a dwa że można ją złowić na więkrzość przynęt różnica jest tylko taka że albo masz przynęte gdzie jest 9 brań na 10 rzutów lub 3-5 jęśli przynęta jest gorzej trafiona. Cykadass wie o czym mówie a tobie Woblerku polecam ten filmik żebyś zobaczył jak atakuje okoń zupełnie dziki nie znający się na firmowych woblerach czy innych przynętach-http://www.youtube.com/watch?v=_QOtsxpXl1U
offline
Sławomir S. 2013-08-29 20:41

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
Dzięki @mazikrzych za ten film... Może niektórzy nie uwierzą, ale są starsi wiekiem wędkarze w Polsce, którzy takie "tematy" przerabiali i w ich "opowieściach" przy browarze nie wszystko jest ściemą, ha, ha... Był czas, że np., gdy pozrywałem i potopiłem wszystkie przynęty, to "zastosowałem" jako sztuczną przynętę znalezioną przypadkiem łyżkę do butów... Szczupak za szczupakiem, okoń za okoniem... Było to w latach 80 - tych na rozlewiskach Warty, na terenach obecnego PN...
offline
Krzysztof M. 2013-08-30 08:45

Użytkownik
Użytkownik
Posty: 427
Cykadass:
Dzięki @mazikrzych za ten film... Może niektórzy nie uwierzą, ale są starsi wiekiem wędkarze w Polsce, którzy takie "tematy" przerabiali i w ich "opowieściach" przy browarze nie wszystko jest ściemą, ha, ha... Był czas, że np., gdy pozrywałem i potopiłem wszystkie przynęty, to "zastosowałem" jako sztuczną przynętę znalezioną przypadkiem łyżkę do butów... Szczupak za szczupakiem, okoń za okoniem... Było to w latach 80 - tych na rozlewiskach Warty, na terenach obecnego PN...

Nie ma za co, fajnie że się podobał mam nadzieje że uda się jeszcze nagrać jakieś dziwne sytuacje...jak na te czasy,starsi wędkarze pewnie jeszcze pamiętają czasy podobne do tych z moich filmików gdzie ryby było dyżo a melioranci meliorowali rowy a nie pstrągowe rzeki...szkoda tylko że trzeba wyjeżdżać do Skandynawi żeby połowić tak jak kiedyś na pobliskich jeziorach,ja też pamiętam te czasy jako dzieciak gdzie duże leszcze łowiło się 5m od brzegu a każdego ranka szczupak buszował przy brzegu i to sztuki za jakimi dzisiaj ludzie jadą kupe kilometrów i żadko je spotykają...to były czasy .Mam to szczęście że mieszkam dzisiaj na terenach że ryby ciągle jest dużo ale to zasługa małego zaludnienia Finnmark ma 1 os. na kilometr i około 60 000 jezior to tyle co ludzi a wiadomo że nawet nie połowa z tego to czynni wędkarze,inny świat i realia.
offline
Sławomir S. 2013-09-03 09:06

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
Moim zdaniem, nie wszyscy rozumieją “problem przebłyszczenia” w sposób prawidłowy… Jest to proces ewolucyjny, zachodzący w wodach poddanych stałej wędkarskiej presji. W swoim czasie powstało dużo artykułów wędkarskich, w których niektórzy autorzy (i aktorzy, ha, ha…) podjęli próby zmierzenia się z tym zagadnieniem. Niestety, ale nie dostrzegłem w wielu z nich “praktycznych mocy”, a jedynie czysto teoretyczno - naukowe rozważania. Wydaje mi się, że jest to temat nie tylko delikatny, ale i “niebezpieczny”… Jak kobieta, ha, ha…
offline
Sławomir S. 2013-09-05 10:41

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
Spróbuję postarać się o krótką definicję “przebłyszczenia”… A więc wg mnie jest to : “Postępujący w czasie proces uczenia się ryb. Jest to proces naturalny, którego podłożem jest zdobywanie pożywienia metodą prób i błędów, a tłem uwarunkowania instynktu samozachowawczego. Ostrożność i podejrzliwość ryb rośnie wprost proporcjonalnie do wędkarskiej presji i jest współzależna od rodzajów przynęt, metod, a nawet takich czynników, jak mentalność wędkujących, ich zachowania, pory łowienia itd.“…”. I tyle… Hmm, Dziwnie to brzmi… Ale taka jest prawda… A ona często dziwnie brzmi, ha, ha… Oczywiście, moim skromnym zdaniem…
offline
Sławomir S. 2013-09-11 20:41

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
Coś tam cały czas się robi...

offline
Adam R. 2013-09-11 20:46

Użytkownik
Użytkownik
Posty: 597
Fajne rzeczy Pan ,,pokazuje" haha...
offline
Sławomir S. 2013-09-12 18:30

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
Nigdy nic nie robiłem po to, aby miało się komuś podobać… No, “dziewuchy” są wyjątkiem, ale je od przynęt wędkarskich trzymałem w sporym oddaleniu, ha, ha… Zawsze byłem “za stary”, jeśli chodzi o pojmowanie “piękna”… Dla mnie piękno ma oblicze bardzo wielowymiarowe i jest usystematyzowane na różnych płaszczyznach. Piękno jest niezdefiniowane do końca i każdy je inaczej odbiera. Jednak można je na dowolną modłę “wmówić” słabszym jednostkom, ha, ha… Wiedzą o tym politycy, korporacje, kreatorzy mody, specjaliści od wizerunku, producenci itd. O tym “porozmawiamy” w swoim czasie… W każdym bądź razie i krótko mówiąc, przynęta wędkarska wg mnie jest “fajna”, lub “piękna” tylko i wyłącznie wtedy, gdy jest ponad przeciętnie łowna… Robię je w pewien sposób, podporządkowany nadrzędnym celom, wśród których nie ma “nic ponad“. Pewne rzeczy należy oddzielać… Podobnie “fajna”, lub “piękna” jest żona wędkarza tylko i wyłącznie wtedy, gdy jest wierna, tolerancyjna, cierpliwa, potrafi zawiązać haczyk i łapać rosówki (ha, ha…) itp. Sprawa designu jest “drugoplanowa”, ha, ha… Tak, jak mówiła moja ś. p. prababcia, popierając słowa charakterystyczną miną ze zmarszczonym starym, kulfoniastym nosem i nigdy nie kończąc zdania : “Bo co z tego, jak…”…
offline
Sławomir S. 2013-09-12 22:22

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
O, temu za samą gębę należy się dożywocie, ha, ha...

offline
Maciej J. 2013-09-19 13:29

Użytkownik
Użytkownik
Posty: 3456
offline
Remigiusz K. 2013-09-19 13:58

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 3388
Maciej,

piękne i prawdziwe to co wkleiłeś...

tylko najbardziej boli to, że tych prawdziwych "Indian" zaczyna brakować. Dziś to co szybkie, ładne i kolorowe ma największa wartość. Nie liczy się historia, kultura czy tradycja. Nie dbamy o przyrodę o wartości, ideały czy zasady.



Przykre to ale niestety ....
offline
Sławomir S. 2013-09-20 09:57

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
Tak to mniej więcej wygląda... Teraz rządzą inne filozofie... Na szczycie siedzi komercja. Reszta jest podporządkowana...
offline
Sławomir S. 2013-09-20 13:45

Człowiek CF
Człowiek CF
Posty: 5168
Stary Lew pierwszy pokazał innym to źródło. Zagubione wśród suchych gąszczy i piasków bezkresnej sawanny - w niespodziewanym miejscu, które inne zwierzęta omijały z daleka. Zawiodło go tam niegdyś, pielęgnowane latami doświadczenie, upór i determinacja.

Bezlitosne Słońce wypaliło ziemię nie zostawiając nawet kropli wody. W kurzu, którego od miesięcy nie musnął najmniejszy choćby powiew wiatru, powoli bielały szkielety antylop, gepardów i innych padniętych z pragnienia zwierząt. Jedyny wodopój w promieniu wielu kilometrów był zajęty przez “towarzystwa wzajemnej adoracji”… Tam dla niego nie było miejsca… Wodę rozdzielały brutalne hipopotamy i trąbiące ciągle słonie, które wespół z sępami, wyjącymi śmiercią hienami i szakalami, za każdą kroplę kazały sobie słono płacić… Lojalnością i oddaniem… Wazeliniarskim łaszeniem się do śmierdzących padliną piór i sierści…

Tego dumny Lew nie mógł znieść i poszedł swoją ścieżką, ryzykując życiem… Kierując się instynktem i ponad przeciętnym węchem znalazł nowe źródło. Bo taka jest cena honoru i dumy… Wg niego…

Ale sam nie mógł pić… Jeszcze tak nisko się nie stoczył… Wszedł więc na skalną półkę, nad życiodajnym płynem i zaryczał swym zachrypniętym już, ale nadal potężnym głosem na całą okolicę. Wołał wszystkie zwierzęta dobrej woli do siebie, do zimnej i czystej wody…

Najpierw przybiegły szybkie, rącze gazele, będące w pobliżu… Póżniej gepardy, zebry i likaony… Lamparty i reszta zwierząt po każdym łyku kierowała swoje, coraz bardziej błyszczące oczy do góry, w jego stronę… W wielkich i szczerych źrenicach nie było śladu fałszu, jedynie uznanie… Nikt nie deptał i nie zamazywał śladów, odcisków łap, które zostawił tu pierwszy na miękkiej od wilgoci glebie… Taki trochę dziwny, bo “zwierzęcy” sposób na okazanie szacunku… Wszyscy zgodnie, bez agresji, zaspokoić chcieli wspólne pragnienie… O nic więcej Lwu nie chodziło… Spełnił swój obowiązek wobec reszty, ale docenienie tego, jednak trochę i przyjemnie drażniło jego ciągle kudłatą grzywę… Rozłożył się błogo na skale i zasnął…

W ten ciszę przerwał trzask łamanych gałęzi i trzepot skrzydeł spłoszonych ptaków… Do nozdrzy Lwa wdarła się agresywna woń zgnilizny i ekskrementów… Wieść o nowym źródle szybko się rozniosła po okolicy… W przerażonych oczach najpierw pojawiły się podłużne kreski, a póżniej to, co początkowo uznał za zły sen… Depcząc jego ślady, niezdarnie gramoląc się w gąszczu suchej akacji, do źródła zmierzał orszak “inaczej spragnionych”… Lew ich rozpoznał… To byli ci, “mącący”, z drugiego wodopoju… Prawdopodobnie tam już nie było czym dzielić… Wypili wszystko, a to, co zostało, nie nadawało się już do niczego, sam gnój… Pierwszy słoń z orszaku, brudny i śmierdzący, z siedzącą mu na kle zdrajczynią papugą, wpierw rozpędził i odgonił zwierzęta dobrej woli, następnie zanurzył trąbę, a póżniej, rozpychając się między swoimi, zatrąbił triumfalnym głosem na struchlałą ze strachu okolicę, że źródło jest jego, bo on przybył tu pierwszy… Papuga, jak ciche echo, poparła tą tezę…

I nikt nie widział śladów Lwich łap… Bo ich już nie było… Zniknęły pod tarzającymi się z uciechy cielskami hipopotamów, hien, szakali i sępów… I znów kropla będzie mieć swoją cenę… I znów władzę nad wodą przejęli uzurpatorzy…

Stary Lew był już za słaby, aby z nimi walczyć… Leniwie przeciągnął się na swojej niedostępnej i bezpiecznej skale, aż zatrzeszczały nie naoliwione kości… Usłyszały to wszech wiedzące, wszech widzące i wszech słyszące hieny… “A co ty tu szukasz? Spierdalaj, albo płać, jak chcesz się napić… Hi, hi, hi…”… I Stary Lew powoli, cicho, i ostrożnie zszedł ze swojej półki… Teraz zaprosi tylko zaufane zwierzaki… W swoich przekrwionych oczach widział już wiele starych i nowych źródeł… Widział także wiele różnych zwierząt w czasie walki o przetrwanie… Ciągle składał także sobie obietnice… Że już nigdy… Że już do stołu zaprosi tylko najbardziej zaufanych… Nadal idąc i patrząc się przed siebie, w bezkres sawanny i życia, pomimo to czuje, że okłamuje sam siebie… Jest wszak królem zwierząt… Wszystkich zwierząt… Dobrych, ale i tych złych także… Musi dbać o wszystkie… Od bakterii po płetwala błękitnego… Takie zadanie jest króla…

15 lat na rynku
Raty 0% PayU PayPo
0.3 s