WARSZTAT SS
I w tym tkwi cały dowcip… Kiedyś, w jakiejś gazecie pewien gość opisywał próby podążania moim torem, ale popełniał wielki błąd… On mianowicie rozpoławiał wystrugane już na gotowo korpusy… To karkołomna droga.
Ja strugam wobler z dwóch sklejonych desek. Po rozklejeniu mam dwie prawie idealnie pasujące do siebie i proporcjonalne części z bezproblemową symetrią, tak potrzebną w następnych czynnościach, ha, ha…
A jeśli chodzi o drugie pytanie… Znam na nie odpowiedź… Za jakiś czas wszyscy będą ją mieć…
Ja strugam wobler z dwóch sklejonych desek. Po rozklejeniu mam dwie prawie idealnie pasujące do siebie i proporcjonalne części z bezproblemową symetrią, tak potrzebną w następnych czynnościach, ha, ha…
A jeśli chodzi o drugie pytanie… Znam na nie odpowiedź… Za jakiś czas wszyscy będą ją mieć…
Wg mnie najlepszym klejem do sklejania deseczek jest silikon uniwersalny. Dobrze, jeśli jest w ciemnym kolorze, bo dostatecznie wtedy widać linię symetrii między warstwami. Po posmarowaniu części ściskamy je do kupy jakimiś ściskami, w ostateczności klamerkami do suszenia wypranych rzeczy, jeśli squaw pożyczy…
Super! Czekam z niecierpliwością .
Uzyskiwanie pożądanego kształtu ze spróchniałej topoli jest bardzo prostą i, co najważniejsze, bardzo szybką czynnością. To nie tylko super lekki i niezwykle chłonny, ale i super miękki materiał. O jego zaletach mało kto wie, bo nie każdy zetknął się z tym “cudem natury”. Trzeba wiedzieć, o co chodzi, mieć to w ręku i użyć, ha, ha… Nie wystarczy wejść do pierwszego z brzegu lasu, czy chaszczy i zapełnić worek, albo przyczepę… Wszystko na tym świecie, co dobre i chcemy to mieć, wymaga od nas odrobiny wysiłku. Otrzymałem kilka pytań w związku z tym drewnem. O tym, jak zdobyć odpowiedni materiał, gdzie go szukać, napiszę przy okazji…
Do modelowania korpusu potrzebny jest ostry, jak brzytwa i leżący w dłoni nożyk, papier ścierny i … odpowiednia lampa. Światło nie może być rozproszone. Powinno być skupione w słupie. Dzięki temu widać każdy cień i nierówność powierzchni. Woblery możemy robić o idealnie gładkiej powierzchni , ale także o wyrażnie zaznaczonych “kantach”. Zależy, jaki efekt chce się osiągnąć w czasie póżniejszego malowania - czy łagodnie zachodzące na siebie barwy i odcienie, czy ostro ze sobą kontrastujące.
Modelowanie to setki ruchów dłoni. Należy pamiętać, że lepiej zbierać warstwy wolniej, spokojnie, niż zbyt łapczywie. Linią odniesienia jest miejsce połączenia dwóch połówek. Dwie strony muszą być jednakowe. Wobler na ułamki sekund odpowiednio, pod różnymi kątami, ustawia się w świetle lampy i niweluje powierzchnię. Trochę nożykiem, póżniej papierem ściernym. I tak, z przodu, z tyłu, z dołu, z góry.., i korpus gotowy. Po pewnym dojściu do wprawy, to kwestia kilku minut. Prawda, że to proste? Słyszałem opinie, że do tej czynności pewne zdolności artystyczne są potrzebne… E, tam…
Do modelowania korpusu potrzebny jest ostry, jak brzytwa i leżący w dłoni nożyk, papier ścierny i … odpowiednia lampa. Światło nie może być rozproszone. Powinno być skupione w słupie. Dzięki temu widać każdy cień i nierówność powierzchni. Woblery możemy robić o idealnie gładkiej powierzchni , ale także o wyrażnie zaznaczonych “kantach”. Zależy, jaki efekt chce się osiągnąć w czasie póżniejszego malowania - czy łagodnie zachodzące na siebie barwy i odcienie, czy ostro ze sobą kontrastujące.
Modelowanie to setki ruchów dłoni. Należy pamiętać, że lepiej zbierać warstwy wolniej, spokojnie, niż zbyt łapczywie. Linią odniesienia jest miejsce połączenia dwóch połówek. Dwie strony muszą być jednakowe. Wobler na ułamki sekund odpowiednio, pod różnymi kątami, ustawia się w świetle lampy i niweluje powierzchnię. Trochę nożykiem, póżniej papierem ściernym. I tak, z przodu, z tyłu, z dołu, z góry.., i korpus gotowy. Po pewnym dojściu do wprawy, to kwestia kilku minut. Prawda, że to proste? Słyszałem opinie, że do tej czynności pewne zdolności artystyczne są potrzebne… E, tam…
No! Panie Sławku i się w końcu doczekaliśmy. A niech tam
Ha, ha...
Są, co prawda, inne, nowocześniejsze metody kształtowania korpusów, ale wymagają sięgnięcia głęboko do kieszeni… Frezarko - tokarki, kopiarki, to przyrządy dla bardziej zaawansowanych i polecane szczególnie do obróbki twardszych gatunków drewna. W warunkach skromnego zaawansowania w zupełności wystarczy posiadać takie “przyspieszacze” obróbki, jak piła stołowa i włosowa, oraz stołowa szlifierka tarczowo - taśmowa. Tą ostatnią możemy szybko i równo zeszlifować wiele interesujących nas warstw. Jednak wykończenie zawsze polega na operowaniu nożykiem i papierem ściernym. Niestety… Do tej pory miałem na myśli główny korpus, bo do pewnych szczegółów typu skrzela, pyszczek, zarysy łuski, oczodoły itp. bardzo może się przydać mini - szlifierka i komplet frezów, tarcz itd.
Można sobie zadać pytanie, jakie znaczenie ma kształt korpusu i czy ma istotny wpływ na skłonności do brania określonych z góry gatunków ryb… Takie określenia, jak np. woblery pstrągowe, boleniowe itd., podobnie, jak zbliżonego typu nazewnictwo wędzisk, np. kij okoniowy, albo sandaczowy itd., to marketingowe chwyty, nie mające z prawdą wiele wspólnego. Przynęty, wędziska, żyłki, itp., to narzędzia połowu i służą jedynie do racjonalnego i mądrego wykorzystania, zgodnie z potrzebą chwili, godziny, dnia… Nikt nie zmusi żadnej ryby, aby postępowała, zgodnie z naszą wolą ( chociaż miałem koszmarny sen, w którym pewien wędkarz dodawał “dopalacze” do zanęty…). Nigdy nie można z góry założyć, że skoro posiadam to i owo - to, to i owo powinienem złowić… To bzdury. Czasem bywa tak, że wielkie szczupaki biorą w ostrym nurcie tylko na malutkie przynęty, a małe okonie na dużych głębokościach można skusić jedynie, prawie większym od nich samych jerkiem… W pierwszym przypadku swoje zadanie spełnić może dobrze trzymający się nurtu woblerek niby - pstrągowy, czy kleniowy, a w drugim przynęta fałszywie i teoretycznie przeznaczona dla szczupaka… Często wielkie bolenie mają gdzieś ekspresowo prowadzone, drobno pracujące pod powierzchnią woblery i np. wolą brać nad samym dnem na odpowiednio pracujące w opadzie, lusterkujące jerki… Itd.., itd….
To my musimy się przystosować do kaprysów i okresowych zachcianek ryb, nie odwrotnie… To przystosowanie się polega na posiadaniu w zanadrzu różnych rodzajów przynęt. Tony sprzętu - brak talentu ( doświadczeni wędkarze z góry potrafią przewidzieć mogące wystąpić okoliczności i minimalizują zasobność nad wodą plecaka i pudełek!).
Zanim weżmiemy do ręki nożyk musimy włączyć wyobrażnię i zastanowić się, co chcemy osiągnąć. Łowna przynęta to nasze marzenie, to cel naszych działań. Nie każda kula podąża do celu właściwym torem. Pojęcie łownej przynęty jest ulotne i nie ma znaczenia ogólnego. Dziś tak, jutro nie… Łowna przynęta to pojęcie okresowe - w pewnym, danym czasie to zbiór ledwo uchwytnych i będących we wzajemnej zależności delikatnych cech… Oprócz odpowiedniego kształtu przynęta powinna posiadać odpowiednie kolory, wielkość i w odpowiedni sposób musi się poruszać i itp.
Planując z góry kształt korpusu należy wiedzieć, że niektóre kształty mają “skłonność” do pewnych zachowań i łatwiej na tej podstawie wstępnie założyć finalną akcję, pracę przynęty. Łatwiej “wydusić” (uwaga na “duszę”) z korpusu płaskiego i szerokiego wyrażne lusterkowanie, niż z zupełnie okrągłego w przekroju… Ale za to z takiego “okrąglaka” łatwiej zrobić węża… Itp.., itp….
Kształt jest tylko pewnego rodzaju założeniem i może być ułatwieniem realizacji innych , innego rodzaju założeń… Takie cechy, jak kolory, praca - to inne działki i mam nadzieję, że z czasem do nich dotrę…
To my musimy się przystosować do kaprysów i okresowych zachcianek ryb, nie odwrotnie… To przystosowanie się polega na posiadaniu w zanadrzu różnych rodzajów przynęt. Tony sprzętu - brak talentu ( doświadczeni wędkarze z góry potrafią przewidzieć mogące wystąpić okoliczności i minimalizują zasobność nad wodą plecaka i pudełek!).
Zanim weżmiemy do ręki nożyk musimy włączyć wyobrażnię i zastanowić się, co chcemy osiągnąć. Łowna przynęta to nasze marzenie, to cel naszych działań. Nie każda kula podąża do celu właściwym torem. Pojęcie łownej przynęty jest ulotne i nie ma znaczenia ogólnego. Dziś tak, jutro nie… Łowna przynęta to pojęcie okresowe - w pewnym, danym czasie to zbiór ledwo uchwytnych i będących we wzajemnej zależności delikatnych cech… Oprócz odpowiedniego kształtu przynęta powinna posiadać odpowiednie kolory, wielkość i w odpowiedni sposób musi się poruszać i itp.
Planując z góry kształt korpusu należy wiedzieć, że niektóre kształty mają “skłonność” do pewnych zachowań i łatwiej na tej podstawie wstępnie założyć finalną akcję, pracę przynęty. Łatwiej “wydusić” (uwaga na “duszę”) z korpusu płaskiego i szerokiego wyrażne lusterkowanie, niż z zupełnie okrągłego w przekroju… Ale za to z takiego “okrąglaka” łatwiej zrobić węża… Itp.., itp….
Kształt jest tylko pewnego rodzaju założeniem i może być ułatwieniem realizacji innych , innego rodzaju założeń… Takie cechy, jak kolory, praca - to inne działki i mam nadzieję, że z czasem do nich dotrę…
Nie należy nigdy się przejmować, że "ktoś" może nam zarzucić powielanie "jego" wzoru. W tej dziedzinie zasadniczo nie ma już "nowości". Bardzo wiele "wspólnych" kształtów powstaje zupełnie przypadkowo. Próbuję, co prawda wymyślać coś nowego, ale nigdy nie mam pewności, czy w np. Bangladeszu nie pływają identyczne w kształcie przynęty... Utarło się w naszej wędkarskiej gwarze nazywać niektóre woblery, ze względu na kształt w pewien określony sposób - albo wpinając w nazwę nazwisko, albo konkretną firmę. To bez sensu... Nigdy nie dowiemy się, kto był pierwszy...
A więc mamy przyszły wobler w dwóch równych częściach, całe wnętrze jest do naszej dyspozycji. Nie czujmy się jak prosty rzeżnik, bo on wpierw zabiera duszę, zanim rozpołowi zwierzaka. Do nas należy rola Boga, który w ulepiony przez siebie korpus musi tchnąć ducha… Od tej chwili wszystko, co po niej nastąpi jest bardzo ważne. W następnych etapach nie ma już żartów i bezmyślnego szlifowania. Zaczynamy tworzyć rybkę, owada itp.. mającego poruszać się zgodnie z naszymi oczekiwaniami.
Pora na małe podsumowanie… Uważam, że przedstawiłem najlepszą z możliwych i unikalną metodę ręcznego kształtowania korpusów. Wcześniej próbowałem prawdopodobnie “wszystkiego”… Zalety tej metody docenić można póżniej, w następnych etapach “produkcji”. Nie neguję oczywiście, ani nie podważam innych. Każdy ma swoje najlepsze sposoby, albo będzie je mieć. Przedstawiam swoje zdanie. Najważniejszy jest produkt finalny, a jego jedynym testerem będzie ryba, a nie człowiek. W naszym kraju zbyt wielu ludzi tańczy w rytmie tzw. autorytetów i to mnie trochę dziwi… A jest tyle innych rytmów… Jeśli będziemy wszystko robić wg schematów, nigdy nic nowego i lepszego nie wymyślimy… Czasami warto zejść z głównej drogi i podreptać po nieznanych ścieżkach…
Kilka słów o drewnie… Ze zdobyciem tego “materiału” mogą mieć kłopot początkujący “poszukiwacze”. Próchnienie drewna to część pewnego procesu, ale związanego z gniciem. Zdrowe drzewa nie próchnieją. Musimy takie chore, albo martwe drzewo odnaleźć w odpowiedniej fazie tego procesu. Zwykle w zupełnie martwej, stojącej samotnie suchej topoli (ulubionej przystani i “ambonie” ptaków drapieżnych) znajdziemy interesujący nas materiał. Nieraz natura nam pomoże, piorun rozpołowi pień i kawałki próchna porozrzuca w okolicy… Najlepszy materiał znajduję nad brzegami górskich rzek, bialutki i wysuszony w słońcu. Prawdopodobnie znalazł się przypadkiem w rzece, która wyrzuciła go na brzeg w prezencie dla takich, jak ja, samotnych wędkarzy. Z takiego drewna robię woblery tylko dla siebie, bo święcie wierzę w ich niezwykłą moc…
Kilka słów o przechowywaniu lakieru. Nie jestem prawdopodobnie lubiany przez większość wędkarzy ( i bardzo to lubię, ha, ha…). Ale czy piętnowanie głupoty należy zaraz nazywać wymądrzaniem się? Skoro tak, to nadal. przelewajcie sobie lakier z puszek ze słoiczka do słoiczka… Ja polecam zrobienie dziurki w puszce i przelanie do słoiczka potrzebnej ilości. Następnie oczywiście należy dziurkę szczelnie zatkać. Jest to męski obowiązek względem każdej dziurki… Chociaż do dziupli dzięcioła nie radzę nic wsadzać, ha, ha…
Kilka słów o drewnie… Ze zdobyciem tego “materiału” mogą mieć kłopot początkujący “poszukiwacze”. Próchnienie drewna to część pewnego procesu, ale związanego z gniciem. Zdrowe drzewa nie próchnieją. Musimy takie chore, albo martwe drzewo odnaleźć w odpowiedniej fazie tego procesu. Zwykle w zupełnie martwej, stojącej samotnie suchej topoli (ulubionej przystani i “ambonie” ptaków drapieżnych) znajdziemy interesujący nas materiał. Nieraz natura nam pomoże, piorun rozpołowi pień i kawałki próchna porozrzuca w okolicy… Najlepszy materiał znajduję nad brzegami górskich rzek, bialutki i wysuszony w słońcu. Prawdopodobnie znalazł się przypadkiem w rzece, która wyrzuciła go na brzeg w prezencie dla takich, jak ja, samotnych wędkarzy. Z takiego drewna robię woblery tylko dla siebie, bo święcie wierzę w ich niezwykłą moc…
Kilka słów o przechowywaniu lakieru. Nie jestem prawdopodobnie lubiany przez większość wędkarzy ( i bardzo to lubię, ha, ha…). Ale czy piętnowanie głupoty należy zaraz nazywać wymądrzaniem się? Skoro tak, to nadal. przelewajcie sobie lakier z puszek ze słoiczka do słoiczka… Ja polecam zrobienie dziurki w puszce i przelanie do słoiczka potrzebnej ilości. Następnie oczywiście należy dziurkę szczelnie zatkać. Jest to męski obowiązek względem każdej dziurki… Chociaż do dziupli dzięcioła nie radzę nic wsadzać, ha, ha…
Teraz pobawić się możemy w chirurga - musimy trochę wydłubać, wygrzebać, wyciąć lub wyfrezować (obojętnie) i następnie coś wsadzić, wepchać, umieścić (także obojętnie). Lecz najpierw trzeba przygotować odpowiednie narzędzia i materiały...