WARSZTAT SS
„Trochę bardzo” ostatnie dni obfitowały w wydarzenia… U mnie jest jak u kotów. Nigdy się nie nudzę. Jak nie to, to tamto, albo jeszcze co innego, ha, ha… Zuśka straciła trójkę z czwórki potencjalnych pogromców „pływających myszy”… Walczyliśmy jak lwy, do ostatniej kropli krwi… Niestety, nie mieliśmy odpowiedniej siły ognia i wsparcia od strony weterynarzy, którzy bezradnie rozkładali strzykawki… No cóż, takie rzeczy się zdarzają, szczególnie gdy pierwszy miot jest pokażny, a niedoświadczona kotka nie jest w stanie ogarnąć tematu… Niby, m. in., jakaś tajemnicza choroba… Mi się jednak wydaje, że doświadczenie życiowe kotki ma decydujące znaczenie w przeżywalności młodych… To jednak bardzo długi temat z innej zupełnie dziedziny… Mam nadzieję, że obecnie Zuśka z powodu swojego gigantycznie fatalnie fallicznego kształtu nie znajdzie kota, który miałby odwagę ją tknąć, ha, ha…
Haha ja też już z tymi liśćmi zacząłem .
Liściaki zawsze lubiłem... W tym roku dodam bardziej łagodną formę, bez krzykliwych kontrastów, chociaż oczywiście potrzebne są obydwie... Nieraz potrzebne są formy łagodne, nie rzucające się w oczy; nieraz kontrastujące akcenty... Zależy, jak leży... Ale praca zawsze musi być jak się należy, jeśli chodzi o rym, ha, ha...
ZUSia… Taka, jak ZUS… Czerwona obróżka to znak dawnej komunistycznej i iluzorycznej prosperity… Teraz połamana, finanse wiszą w gipsie na pogryzionym sznurku (nie przez emerytów, bo ci bezzębni)… Ale walczy… Pod stertą szmelcu szuka frajera złomiarza, aby skłonić go do płacenia składek emerytalno-rentowych…
Loł... wyliże sie...
Już się wylizała... Wczoraj dremelkiem usunąłem jej gips... Tak teraz szybko lata i nadrabia zaległości w skakaniu po drzewach, że jest nieuchwytna dla oka obiektywu i mojego refleksu, ha, ha...No to zostało jej 5 ŻYĆ, jak to mówią o kotach...
Nie wierzcie, że nie można wymyślić już np. nowych kształtów np. woblerów. Kto to pisze? Ci, co nic nie są w stanie już wymyślić... Usprawiedliwiają w ten sposób własny stan niemocy, ha, ha... Przed wędkarskim rękodziełem nigdy nie zamkną się drzwi i nigdy nie będzie nic do roboty, tak samo fizycznej, jak i umysłowej... Ryby nie dadzą nam odpocząć i nieraz nas zaskoczą swoimi fanaberiami... Po to jesteśmy, aby zaskakiwać również je, ha, ha...
Tak jest :-)może nawet przede wszystkim zaskakiwać je ,znaczy ryby :-):-):-)
Tak sobie wstałem o 4-ej, odwinąłem szalik z szyji, który drgając wygiął się w pałąk (Zuśka) i sikając pod drzewkiem spojrzałem w gwiazdy... I to była ta chwila... Mam następne dwa nowe wzory kształtów woblerów... Smutna Kropelka i Wesoła Kropelka, ha, ha...
W tym czasie, gdy “co niektórzy inni” rozkminiają temat “natural”, pruję sobie starą, atłasową, czy tam satynową podszewkę z wielką pewnością siebie, że opatulony nią wobler będzie mieć “wzięcie”… Oczywiście, w “pewnych i określonych”warunkach, w połączeniu z “pewną i określoną” akcją i pracą, ha, ha…
Styl “natural”… Dobre, ha, ha… Najprostszy z możliwych sposób motywacyjnego myślenia – upodobnić przynętę jak najbardziej wiernie do pokarmu naturalnego… Ha, ha… Bzdura. Zbyt proste, aby mogło być prawdziwe… W sensie dogmatu...
Jednak na razie mam przerwę w “obalaniu”… Wszystkiego, m. in. mitów – kitów, ha, ha… Jestem teraz w innym świecie… Szybuję ze swoim duszkiem nad piękną polską złotą jesienią, ponad czasem… Jak dmuchawce latawce lecimy podziwiając złocące się w cichym słońcu łąki i lasy pod nami… A za nami ogony z nici babiego lata… Tam, w dole, pod nami, ludzie się kłócą, obrzucają błotem, szukają kasy… A my sobie lecimy… Jak kondory w Andach… Jak lekko, jak przyjemnie…
Jednak na razie mam przerwę w “obalaniu”… Wszystkiego, m. in. mitów – kitów, ha, ha… Jestem teraz w innym świecie… Szybuję ze swoim duszkiem nad piękną polską złotą jesienią, ponad czasem… Jak dmuchawce latawce lecimy podziwiając złocące się w cichym słońcu łąki i lasy pod nami… A za nami ogony z nici babiego lata… Tam, w dole, pod nami, ludzie się kłócą, obrzucają błotem, szukają kasy… A my sobie lecimy… Jak kondory w Andach… Jak lekko, jak przyjemnie…
Wpierw musiałbym jakiemuś Mistrzowi wydłubać oko, aby nim rzucić... Brr, wolę wydłubywać okonki, ha, ha... A poważnie gadając "to ciul wie, co to jest"...Jeśli jest toto miękkie i zarazem stosunkowo kruche, doskonale i z łatwością się obrabia nożykiem i papierem ściernym, szybko pije lakier, zmieniając natychmiast kolor na ciemniejszy - to z dużą dozą prawdopodobieństwa jest to spróchniała topola, lub wierzba... W/g fotografii to "toto", ale foto "toto" może być mylące...
Mój hand made różni się zasadniczo od innych… Prawie wszystko jest od samego początku do samego końca wykonywane na podstawie indywidualnych predyspozycji, skłonności i motywacji… Nigdy nie robiłem przynęt w sposób w jaki inni robią… Od kogo w mojej wiosce miałem się czegokolwiek nauczyć… Nawet chlać nie umieją, ha, ha…Wszystko robię „po swojemu”… Inna technologia, inne materiały, inne malowanie, inna praca… I dobrze się z tym czuję… Bardzo dobrze.
Dlaczego sztuczna mucha nie może służyć jako przykład i dowód na ważność drobnych szczegółów w innych sztucznych przynętach? Ha, ha... Żeby podejmować dyskusję na temat "real" należałoby najpierw odpowiedzieć na to pytanie... To jedno z pytań podstawowych... Póżniej są pytania następne, nieco trudniejsze... Na tym polega wędkarska wiedza... Wolę posłuchać dziwki ze skończoną ledwo postawówką, co ma do powiedzenia w sprawie sexu, niż cnotliwej, starej panny z tytułem naukowym z dziedziny seksuologii, ha, ha…