WARSZTAT SS
No to Leszku, skoro rozdzielasz Oscary, specjalnie coś dla Ciebie, do tego "na żywo", ha, ha...
"A tu takie tam..." i psina cykor...
https://www.youtube.com/watch?v=FRelefF55zs&feature=youtu.be
"A tu takie tam..." i psina cykor...
https://www.youtube.com/watch?v=FRelefF55zs&feature=youtu.be
Pewnie wyczuł kota hahaha
Sławek się zbroi,ruskie idą hahaha
Na miodne potoki haha. Podpisy, dedykacje... woblerowe wariacje haha.
Młody, herbatka z miodzikiem dosłodzona odrobiną złotych kryształków... Kiedyś, za dobrych czasów, ha, ha, dodałbym kilka kropli pewnego atraktantu, ha, ha, ale mi się zapasy skończyły...
Mały ster, duży ster....
Mam teraz więcej czasu na woblery... Chłopak w szpitalu...
Dla "niewtopolonych" : drewno to wydaje charakterystyczny, dość przyjemny dżwięk, gdy lakier wyschnie - dzwoni, dzyń, dzyń, jak bum cyk, cyk, ha, ha...
Czy jest jakaś „super – praca”, odosobniona w swym uniwersalnym wymiarze i wręcz zabójczo skuteczna zawsze i wszędzie? Nie ma jej… Nie ma „super – kształtów”… Nie ma „super – kolorów”… Nie ma „super – wielkości” itp…. A więc i nie ma „super – pracy”…
Moja definicja pracy przynęt brzmi następująco :
„Pracą przynęty nazywamy jej ruch i jego charakter podczas ściągania poziomego, pionowego i skokowego. Rozróżniamy bardzo wiele rodzajów zachowania się przynęt. Każdy może być skuteczny w odpowiednich okolicznościach. Zależą one od czasu, miejsca i aktualnych preferencji gatunku ryby. Skuteczność pracy przynęty ma często ścisły związek z resztą cech, ale jej siła oddziałowywania na zmysły jest tak mocna, że równie często stanowi podstawowy czynnik w skuszeniu ryby do brania…”.
Ha, ha…
Moja definicja pracy przynęt brzmi następująco :
„Pracą przynęty nazywamy jej ruch i jego charakter podczas ściągania poziomego, pionowego i skokowego. Rozróżniamy bardzo wiele rodzajów zachowania się przynęt. Każdy może być skuteczny w odpowiednich okolicznościach. Zależą one od czasu, miejsca i aktualnych preferencji gatunku ryby. Skuteczność pracy przynęty ma często ścisły związek z resztą cech, ale jej siła oddziałowywania na zmysły jest tak mocna, że równie często stanowi podstawowy czynnik w skuszeniu ryby do brania…”.
Ha, ha…
Przyswojone.. haha.
Witam!
Panie Sławku,
Zacząłem przygodę ze struganiem własnych wobków rok temu. Wgląd do warsztatu SS popchnął mnie conajmniej o pół roku świetlnego do przodu, zaoszczędził mi kilkadziesiąt złotych na materiałach produkcyjnych, a także bólu – począwszy od fizycznego w postaci skaleczeń przy struganiu z patyków lipowych, na psychicznym przy malowaniu czymkolwiek innym niż gąbką i MOTIPEM kończąc
Za co chciałem szczerze i serdecznie podziękować!
Mam wielki szacunek dla ludzi, którzy osiągają sukces w tym co robią, a jeszcze większy dla tych, którzy potrafią się się tym w sposób konstruktywny dzielić z innymi.
Niestety nie miałem okazji śledzić wątku od początku, aczkolwiek lektura całości była zbawienna i pozwoliła przetrwać zimę i pozbawionych sensu dni w pracy...
Jeśli chodzi o metodę dwóch połówek, to okazała się dla mnie tak dobra, że wszystkie korpusy z jednolitego kawałka drewna leżą niepolakierowane od jesieni i nie chce mi się nawet na nie patrzeć. Po raz pierwszy udało mi się stworzyć wobki całkowicie neutralne i bardzo wolno tonące i mimo, że niewiele jeszcze mogę powiedzieć o ich skuteczności to zainteresowały się nimi już szczupaki, oraz duże jazie, co napawa mnie optymizmem na przyszłość.
Na zakończenie, pozwoli Pan, że umieszczę w tym wątku autorskim kilka zdjęć własnych wytworów, które udało mi się wyprodukować po drugim roku strugania. Wszelkie komentarze mile widziane. Co do pracy i łowności - to będzie można coś więcej powiedzieć dopiero po ustawieniu wszystkich, porównania do wyrobów innych rękodzielników, na których się wzorowałem oraz po testach nad Odrą
Życzę wszystkim udanego sezonu (letniego!) – od czasu do czasu zajrzę i może dorzucę coś od siebie. Pozdrawiam!
Panie Sławku,
Zacząłem przygodę ze struganiem własnych wobków rok temu. Wgląd do warsztatu SS popchnął mnie conajmniej o pół roku świetlnego do przodu, zaoszczędził mi kilkadziesiąt złotych na materiałach produkcyjnych, a także bólu – począwszy od fizycznego w postaci skaleczeń przy struganiu z patyków lipowych, na psychicznym przy malowaniu czymkolwiek innym niż gąbką i MOTIPEM kończąc
Za co chciałem szczerze i serdecznie podziękować!
Mam wielki szacunek dla ludzi, którzy osiągają sukces w tym co robią, a jeszcze większy dla tych, którzy potrafią się się tym w sposób konstruktywny dzielić z innymi.
Niestety nie miałem okazji śledzić wątku od początku, aczkolwiek lektura całości była zbawienna i pozwoliła przetrwać zimę i pozbawionych sensu dni w pracy...
Jeśli chodzi o metodę dwóch połówek, to okazała się dla mnie tak dobra, że wszystkie korpusy z jednolitego kawałka drewna leżą niepolakierowane od jesieni i nie chce mi się nawet na nie patrzeć. Po raz pierwszy udało mi się stworzyć wobki całkowicie neutralne i bardzo wolno tonące i mimo, że niewiele jeszcze mogę powiedzieć o ich skuteczności to zainteresowały się nimi już szczupaki, oraz duże jazie, co napawa mnie optymizmem na przyszłość.
Na zakończenie, pozwoli Pan, że umieszczę w tym wątku autorskim kilka zdjęć własnych wytworów, które udało mi się wyprodukować po drugim roku strugania. Wszelkie komentarze mile widziane. Co do pracy i łowności - to będzie można coś więcej powiedzieć dopiero po ustawieniu wszystkich, porównania do wyrobów innych rękodzielników, na których się wzorowałem oraz po testach nad Odrą
Życzę wszystkim udanego sezonu (letniego!) – od czasu do czasu zajrzę i może dorzucę coś od siebie. Pozdrawiam!
No, dziękuję… Od pewnego czasu mam „troszkę” na pocztach, podobnych w treści, krzepiących me ciałko i duszyczkę tekstów, ha, ha… Życzę powodzenia w tworzeniu woblerów. Jest jeszcze wiele do wymyślenia i udoskonalenia… Tylko „masówka” chce, aby czas stanął w miejscu, ha, ha…