WARSZTAT SS
Ahooooooj! Widzę ze w tym roku szewc bez butów nie zostanie haha.
Żeby choć jednego trampka mieć... Albo gumofilca, ha, ha...
Śliczne mam nóżki, co?
Wielki był, kropki jak wiśnie.., ha, ha… Nie dałem rady… Gdy przekoziołkował nad zatopionym drzewem, kręcąc się jak wściekłe wrzeciono, odruchowo wskoczyłem do wody… Nie wiedząc, że to kwiecień i nie widząc, że nie mam woderów… Widziałem tylko Jego i czułem, że muszę zdążyć, aby nie wśliznął się pod drzewo następne… Hamulec w sekundzie dokręciłem na maxa, wędka trzeszczała wygięta do kołowrotka… A on stanął i szamocąc się, na napiętej żyłce, nerwowo spacerował między drzewami… Gdy pewną część ciała dotknęła lodowata woda, w mig dotarło do mnie, co ja robię i czym to grozi… Zrobiłem z metr za dużo… Spróbowałem ostrożnie dać kroczka do tyłu… O mało, cały nie zesztywniałem z niemiłego wrażenia… Nie da rady… Co robić… Dylemat skazańca, gdy się pytają, jakie ma ostatnie życzenie… Kątem oka dostrzegłem skoszone pędy wikliny na brzegu… Oceniłem odległość i cień szansy zaświtał… Potrzebna była wolna od ryby wędka… Błyskawicznie, jak to się mówi „na chama” rozpocząłem „zrywanie żyłki”… Dobra, silna linka… Pstrąg przekoziołkował jeszcze kilka razy, zatańczył dwa razy na ogonie, ale się nie urwała i jedynie rozgięte kotwice w woblerze mogły cokolwiek poświadczyć… Teraz tylko szybkość… Już nie raz tak robiłem… Zakotwiczyć się szczytówką na brzegu… Uff, udało się… Teraz powoli, powolutku spróbować się odwrócić całym ciałem… Też się udało, uff… Bałem się, że porwie mnie nurt, gdy się przewrócę, nie czułem przecież nóg… No i żeby wędka się nie rozdzieliła… Ale też się udało… Uff… Wczołgałem się powoli na ciepły brzeg… I znów, jak zwykle nawyzywałem siebie od idiotów, esesmanów, alkoholików… Et cetera, et cetera, ha, ha…
Wielki był, kropki jak wiśnie.., ha, ha… Nie dałem rady… Gdy przekoziołkował nad zatopionym drzewem, kręcąc się jak wściekłe wrzeciono, odruchowo wskoczyłem do wody… Nie wiedząc, że to kwiecień i nie widząc, że nie mam woderów… Widziałem tylko Jego i czułem, że muszę zdążyć, aby nie wśliznął się pod drzewo następne… Hamulec w sekundzie dokręciłem na maxa, wędka trzeszczała wygięta do kołowrotka… A on stanął i szamocąc się, na napiętej żyłce, nerwowo spacerował między drzewami… Gdy pewną część ciała dotknęła lodowata woda, w mig dotarło do mnie, co ja robię i czym to grozi… Zrobiłem z metr za dużo… Spróbowałem ostrożnie dać kroczka do tyłu… O mało, cały nie zesztywniałem z niemiłego wrażenia… Nie da rady… Co robić… Dylemat skazańca, gdy się pytają, jakie ma ostatnie życzenie… Kątem oka dostrzegłem skoszone pędy wikliny na brzegu… Oceniłem odległość i cień szansy zaświtał… Potrzebna była wolna od ryby wędka… Błyskawicznie, jak to się mówi „na chama” rozpocząłem „zrywanie żyłki”… Dobra, silna linka… Pstrąg przekoziołkował jeszcze kilka razy, zatańczył dwa razy na ogonie, ale się nie urwała i jedynie rozgięte kotwice w woblerze mogły cokolwiek poświadczyć… Teraz tylko szybkość… Już nie raz tak robiłem… Zakotwiczyć się szczytówką na brzegu… Uff, udało się… Teraz powoli, powolutku spróbować się odwrócić całym ciałem… Też się udało, uff… Bałem się, że porwie mnie nurt, gdy się przewrócę, nie czułem przecież nóg… No i żeby wędka się nie rozdzieliła… Ale też się udało… Uff… Wczołgałem się powoli na ciepły brzeg… I znów, jak zwykle nawyzywałem siebie od idiotów, esesmanów, alkoholików… Et cetera, et cetera, ha, ha…
Piękna relacja.To kiedy rewnż na tym pstrągu co kropki ma jak wiśnie?
już się nakręciłem... zazdroszczę nawet tej zimnej wody
lester: |
Piękna relacja.To kiedy rewnż na tym pstrągu co kropki ma jak wiśnie? |
Poczekam na pomidory, ha, ha... Nóżki muszą się odmrozić...
Od tego chodzenia , dobre łydy sie wyrobiły Panie Sławku haha,.
Tak... Michał Anioł miałby super modela, a w trumnie będą musieli położyć mnie niezgodnie z tradycją...
W wątku cisza przed burzą... Jak zwykle i nie raz, ha, ha... Woblera "innego, niż wszystkie" (jest taki film "Dziewczyna inna, niż wszystkie"...) se działam...
Dobry film, tak na marginesie......
Uu..... panie Sławku, widzę że produkcja do swego pudełka.A ta czarna pajęczynka jak jest zrobiona bo Kielo zamknął się w sobie hahaha.
Każdy gatunek ryb jest inny i nie jest to przecież żadne odkrycie naukowe, ani coś nadzwyczajnego… Tak, jak pracę przynęt należy w maksymalnym stopniu przystosowywać do różnych okoliczności związanych z gatunkiem, tak i inne cechy przynęt muszą być pod takim kątem tworzone… Wielkość, kształt, dżwięk, zapach, no i oczywiście barwy, to oprócz pracy, bardzo, bardzo wiele rozwiązań…
Przynęty powinny być „okolicznościowe” i tak tworzone, aby sprostać wymogom wynikającym z nawet chwilowych czasem warunkom, np. wynikających z trąconej nagle wody i zmianie jej poziomu, pojawiającego się niespodzianie pokarmu naturalnego, zmianie zachmurzenia itd., czyli wynika z tego, że żadna przynęta nie może być idealna zawsze i wszędzie… Ryby bardzo rzadko nie żerują w ogóle… Nie przekona się o tym nikt, kto łowi bez przerwy na jeden typ przynęty o tych samych ciągle wielkościach, kolorach itd. A są tacy… Oj, są, ha, ha…
Przynęty powinny być „okolicznościowe” i tak tworzone, aby sprostać wymogom wynikającym z nawet chwilowych czasem warunkom, np. wynikających z trąconej nagle wody i zmianie jej poziomu, pojawiającego się niespodzianie pokarmu naturalnego, zmianie zachmurzenia itd., czyli wynika z tego, że żadna przynęta nie może być idealna zawsze i wszędzie… Ryby bardzo rzadko nie żerują w ogóle… Nie przekona się o tym nikt, kto łowi bez przerwy na jeden typ przynęty o tych samych ciągle wielkościach, kolorach itd. A są tacy… Oj, są, ha, ha…
Co to są te „myki” i po co w ogóle tyle o nich zawsze pisałem… To śmieszne, ale wcześniej i nadal jest wiele związanych z nimi kontrowersji… A więc przyszła wreszcie pora, aby sprawę zamknąć… Robiłem sobie podśmiechujki, bo taka jest jedna z metod „badania gruntu”, ha, ha… Ale teraz poważnie… Rzemieślnicy wędkarscy bardzo dużą uwagę przywiązują do wyglądu zewnętrznego przynęt. Tracą sporo czasu, aby ich dzieła wyglądały estetycznie i pięknie… Czy to żle? Ależ nie… Oczywiście, że tak być powinno i z reguły często jest… Jednak nie wszystko idzie w parze z pięknym wyglądem… Moja misja, ha, ha, polega na tym, aby polskie rękodzieło stało się bezdyskusyjnie najlepsze na świecie… Całą swoją praktykę i doświadczenie chcę „sprzedać za darmo” temu celowi… „Myki” to nie fanaberie przynęty i twórcy, ale jedna z cech, która powinna być świadomie tworzona po to, aby przełamać instynkt samozachowawczy niektórych ryb… Co z tego, że wiele przynęt wygląda poprawnie, jak ich ruch może działać odpychająco? Co z tego, że twórca poświęcił mnóstwo czasu na design, jak końcowy efekt nie daje oczekiwanych skutków… Bo ruch przynęty jest równie ważny, jak wygląd i małe zaniedbanie na tym polu nie znajduje wybaczenia w oczach ryb, szczególnie okazowych… W stylu natural (mam osobne zdanie na ten temat), jeśli już pod tym kątem chcemy osądzać, oprócz wyglądu mamy jeszcze wiele cech, a ruch jest bardzo ważny… Woda to warkocze prądów… Zgodnie z regułą energooszczędności rybki szukają jak najmniejszego oporu dla swojego ciała, aby nie tracić niepotrzebnie kalorii… Wyczuwają najmniejsze nisze prądowe, luki w przepływie, aby nie uruchamiać zbytecznie energii na walkę z pokonaniem zbyt mocnego oporu wody… Stąd robią „myki”, odskoki, aby usadowić się w miarę wygodnie w spokojniejszych miejscach… Tak, jak my, idąc pod bardzo silny wiatr, szukamy cichszych miejsc i pochylając się próbujemy zmniejszyć opór ciała… Przed Naturą należy chylić czoło… Zawsze… O czym znów przypominam, pochylając się nad monitorem… Ha, ha… Nieregularne odskoki i zalusterkowania są także ruchami skierowanymi w stronę płynącego z boku pokarmu… Są więc jednym z elementów naturalnego zachowania się… Są tak samo ważnym składnikiem przynęty, jak wygląd… I nie istnieje tu żadna inna filozofia, oprócz zrozumienia i umiejętności tworzenia… Żadna… Bo ryby atakują także przynęty regularnie płynące, jak „po sznurku”… Tylko, co z tego… Skoro, także często je ignorują… Musimy wiedzieć i się przygotować… Odpowiednio… Ha, ha…
Jest jeszcze druga grupa myków :-), bardziej gwałtowna. To ucieczka ryby.
Jest i trzecia grupa „myków”, już mniej gwałtownych… Czasy się zmieniły... To „mykanie się” niektórych grubych ryb od wstawiania filmików z pracą konkretnych przynęt z nazwy i opisu… Albo wręcz nazywanie pewnych subtelności (przypominających mi , chłopakowi ze wsi, powracającą z pastwiska krowę), drobną, migotliwą akcją z dyskretnym i nieregularnym lusterkowaniem… Wół na wale woła woła… Nagramy z Kielem różne prace z konkretnym i miarodajnym opisem… Ha, ha…
Kurz już osiadł...