Nie jesteś zalogowany/-a ZALOGUJ SIĘ lub ZAREJESTRUJ SIĘ
Jesteś tutaj: Corona-Fishing > Artykuły > 6 lat wyjazdów do Szwecji cz.3
2017-08-11

6 lat wyjazdów do Szwecji cz.3

6 lat wyjazdów do Szwecji cz.1
6 lat wyjazdów do Szwecji cz.2

Rok czwarty
Rok czwarty okazał się przysłowiowym rokiem konia. Po dwóch dniach podróży i dojechaniu na miejsce nie wytrzymałem, i od razu późnym popołudniem pognałem na pomost, a potem na najbliższe wypatrzone miejsce z trzcinami. Niecałą godzinę później wyjąłem z otwartej na jezioro zatoki, schodzącej do przebiegającego wzdłuż niej szerokiego pasa głębokiej na 4 metry wody, swoją ówczesną życiówkę. Szczupak stał w rogu zatoki pomiędzy dwoma jaśniejszymi ząbkami z trzcin. Wcale nie był głodny i wcześniej żerował, gdyż po wyjęciu go z wody okazało się, że z gardła wystawał mu ogon około 50-centymetrowego szczupaka. Sam miał 109 cm. Podnosząc go do zdjęcia czułem jak ofiara w brzuchu ciągle się rusza. Jeszcze nie połknął jednej sporej sztuki, a kłapnął mojego dużego jerka. Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście! Z drugiej strony zastanawiałem się, czy to już pierwszego dnia złowiłem to, po co przyjechałem, i koniec. Byłem jednak tak szczęśliwy, że w sumie było mi to obojętne.

Drugiego dnia złowiłem ładną osiemdziesiątkę. Grubą, dorodną, pierwszą i ostatnią zarazem złowioną na ciągniętego za łódką woblera. Trzeciego dnia zacząłem poznawać jezioro. Kilka miejsc wyglądało na szczególnie ciekawe, a za każdym zakrętem pojawiały się nowe i tak atrakcyjne, że od razu wiedziałem, iż w pozostałe trzy dni będzie kłopot z wybraniem miejscówki z tego nadmiaru dobra. Dzień później w łodzi wylądował kolejny szczupak ponad 80 cm. Było słonecznie i zimno. W wodzie, gdyby nie to, że jednak łowiliśmy po kilka szczupaków dziennie można było powiedzieć, że niewiele się działo. Piątego dnia wszystko się zmieniło. Powiał ciepły wiatr, jezioro się wzburzyło i stało się to wręcz namacalnie wyczuwalne, że cały świat obudził się nagle i zaczął intensywnie tętnić życiem. Pierwszym, co się dało zauważyć po wypłynięciu na wodę, były niekończące się ławice białej ryby, jak dotąd zupełnie niewidocznej. Owe ławice płynęły mniej więcej tak jak sobie założyłem. W pierwszej zatoce nie zauważyliśmy ryb, chociaż dotychczas było ich tutaj wiele. Od razu wydało mi się logicznym, że wszystko, co ma zęby, wyruszyło w pobliże tych niekończących się ławic. Dwieście metrów dalej zauważyłem na echosondzie głęboki rów. Zawróciłem, lecz nie mogłem go namierzyć. Stanąłem na czuja na środku otwartej wody i pierwszym rzutem, po zaledwie dwóch obrotach korbką, holowałem kolejną metrówkę. Stał najwyżej dwa metry pod powierzchnią. Łodzią huśtało, a ja nie mogłem uwierzyć, że na tak rozległej przestrzeni rzuciłem szczupakowi pod nos tym razem woblera.

Popłynęliśmy dalej prosto do miejsca, gdzie dwa dni wcześniej złowiłem osiemdziesiątkę. Coraz większa fala sprawiała, że kotwica nie trzymała, i szybko znosiło nas na pasmo trzcin. Drugi rzut był już wzdłuż nich, i tym razem poczułem nie kłapnięcie, ale walnięcie. To był dzień, w którym szczupaki z pewnością żerowały bardzo agresywnie. Ten był najsilniejszy, i przez pierwszą część holu nie mogłem go zatrzymać. Rozpędzony przeciął pas trzcin, a potem wrócił drugim kanałem, wykaszając po drodze małą łąkę suchych łodyg. Na szczęście niezawodna plecionka wytrzymała. Chwilę później uderzył w linę kotwicy i zatrzymał się zaskoczony, i to był koniec walki. Usiadłem w łodzi i po raz kolejny w głowie mi się nie mieściło, że tym razem w ciągu godziny złowiłem nie jednego, ale dwa szczupaki powyżej metra. Było mi obojętne czy je „wypracowałem”, czy może po raz kolejny uśmiechnął się do mnie los.

jak łowić szczupaki
Następnego dnia rzucając „od” zatoki dołowiłem kolejną osiemdziesiątkę. Pomyślałem sobie, że chyba jednak moje pomysły trochę się sprawdzają. W ciągu pięciu dni trzy grube osiemdziesiątki i trzy metrówki (100, 102, 109 cm). Było kilka mniejszych szczupaczków, ale o wiele mniej niż w poprzednich latach. Tak około kilkunastu.
Nie pomyślałem, że mam dość, ale że na drugim jeziorze, ogromnym Glasfjorden, moje szanse na taką rybę znacznie zmaleją. To rozległe jezioro, gdzie silne wiatry potrafią zatrzymać wędkarza na brzegu nawet na kilka dni. Pojechałem dalej już bez napinki, aby po prostu nacieszyć się nowymi miejscami.

Glasfjorden przywitało nas dużą falą i zimą pod wodą. Wydawało się, że ryby jeszcze tkwią zahibernowane głęboko przy stromych brzegach jeziora. Czytałem krótki artykuł o tym jeziorze słynącym z dużych szczupaków, że mając tak mało czasu trzeba się zdecydować, czy postawić na trolling i szukanie dużych sztuk, czy cierpliwie obławiać zatoki zmniejszając szanse na metrówkę.

Pierwszego dnia fala nie pozwoliła oddalić się od brzegu. Nazajutrz złowiłem jedną sztukę, grubego jak belka szczupaka 101 cm. Kolejna metrówka w miejscu mniej więcej pokrywającym się z opisanymi powyżej założeniami. Gdy pokaźnych rozmiarów szczupak odprowadził jerka do łodzi, straciłem dwa kolejne dni na obławianie „ciekawego miejsca”. Zrobiło się jednak wyjątkowo zimno i wietrzenie, a na tak dużym jeziorze zmieniało to bardzo wiele. Słońce pokazało się dopiero ostatniego, piątego dnia, i wtedy dołowiłem piątą na tym wyjeździe metrówkę. Stojąc dokładnie na krawędzi otwartej na jezioro zatoki delikatnie „skubnął” niewielką mutrę. Czułem, że jest ledwo zahaczony, ale ostrożnie doholowałem go do łodzi. Podczas podbierania jerk wyskoczył, ale ryba była już w siatce.

Do dzisiaj trudno mi jeszcze ogarnąć tamten wyjazd, i pomimo wszystko uwierzyć w tą ogromną dozę szczęścia, iż trafiłem w odpowiednie miejsca, idealny czas, żerowanie i w końcu duże ryby. Że w jedenaście dni łowienia złowiłem 5 metrówek, trzy szczupaki powyżej 80 cm, i trochę ponad dwadzieścia mniejszych sztuk. Że to wszystko, co sobie wymyśliłem, splotło się w jedną idealną całość.

szwecja szczupaki
Kolejne lata
Przestałem już tak intensywnie poszukiwać nowych miejsc, gdyż wydawało mi się, że te, na których łowiłem są idealne i spełniają wszystko, czego oczekiwałem. W kolejnym roku dołowiłem kolejną metrówkę (106 cm) i kilka dużych osiemdziesiątek (84, 88 i 89 cm).

Ale już w bieżącym roku anomalie pogodowe sprawiły, że pod wodą panowała zima i wydawało się, że pierwszy raz od kilku lat wrócę bez dużej ryby. Trafiło się kilka siedemdziesiątek i przepiękna pogoda ( w Polsce lało i sypał śnieg). Dla mnie to rekompensowało wszystko, i nawet bardzo się nie musiałem z tym godzić. Pojechałem w ostatnim tygodniu nad nowe, piękne jezioro. Pomyślałem wtedy, że zatrzymywanie się w stałych punktach nie cieszy mnie tak bardzo, jak podróżowanie i poznawanie nowych miejsc, gdzie za każdym „rogiem” odnajduję piękne miejscówki, w których czai się zębaty potwór. Tym razem jezioro było pod każdym względem nowością, pełne podwodnych łąk i górek. Kamieni, gliny i pasku. Otoczone zamglonymi górami lustro. Piękne, ciche i spokojne, pełne niewielkich szczupaczków. Jedynego większego złowiłem przy kępie trawy, której końcówki wystające parę centymetrów nad wodę całkiem przypadkiem zauważyłem na otwartej wodzie przed dużą zatoką. Czekała tam na mnie moja nowa życiówka - 113 cm. Nie miałem nawet podbieraka gdyż nie zakładałem, że trafię od razu i na tak dużą sztukę, i to w znacznie mniejszym jeziorze. Poza nią nie złowiłem w tym miejscu już ani jednej ryby.

szwecja wędkarstwo
Summa summarum
Przez ostatnie cztery lata, każdego roku łowiłem co najmniej jedną metrówkę. W sumie osiem szczupaków ponad metr, i jedenaście ponad 80 cm. Mniejszych, w tym pomiędzy 60 a 79 cm, było po prostu dużo. Wygląda na to, że mój pomysł na miejsca i łowienie dużych ryb w jakiś sposób się sprawdził. Dobór miejsc, zmiana myślenia, szukanie ryby i optymalnych przynęt układały się w jedną spójną całość. Czasami, chociaż to rzadkość, podglądałem miejscowych, ale kiedy indziej łowiłem zupełnie w innych miejscach niż oni, co przynosiło nadspodziewane dobre efekty. Oczywiście ja zawsze myślę, że też trochę uśmiechał się do mnie los.

Moim zdaniem kluczem okazała się zmiana sposobu łowienia, oraz jerki. Niekiedy próbowałem też innych przynęt, ale szybko wracałem do jerkowania. Gdy ryby żerują nie ma wielkiego problemu z ich złowieniem, lecz ogromną większość czasu prowokujemy stojące przy dnie drapieżniki, którym można by rzucać kamieniami nad głową, a one co najwyżej lekko się przesuną. Ich natura drapieżnika sprawia jednak, iż znacznie silniejszym od głodu bodźcem bywa agresja. Czasami myślę też, że ciekawość. Ta chwila, w której coś mu nagle chlupnie koło głowy, coś jaskrawego zatrzepocze przed pyskiem, ale najbardziej chyba działała na instynkt szczupaków zatrzymana w toni ranna rybka. Zatrzymanie to moment, w którym nastąpiło ok. 90 % wszystkich brań. Niekiedy szczupaki tak nieoczekiwanie wypływały z ciemnej toni aby przyjrzeć się przewalającej się na boki „rybce”, że mogło to przyprawić o zawał serca. Szczególnie, gdy w regularnie biczowanej wodzie nic się nie działo, aż tu nagle gdzieś przy łodzi, jednym machnięciem ogona wynurzało się coś rozmiarów małego aligatora.

Nieregularna praca jerków dosłownie wyciąga szczupaki z dna, wyrywa z trzcin. Któregoś dnia wpłynąłem do niewielkiej zatoki głębokiej na ok. 2 m. Zobaczyłem dwa stojące przy dnie szczupaki. Jeden ok. 90 cm, drugi znacznie ponad metr. Właściwie zniósł mnie ponad nie prąd, a one w przejrzystej wodzie, w słoneczny dzień, doskonale mnie widziały. Mniejszy nie reagował nawet gdy spuszczałem mu pod nos przynętę. Drugi spokojnie odpłynął. Rzuciłem za nim dużego jerka, chlupnął do wody jak mała patelnia. Kilka razy powoli podciągnąłem aby wyłożył się na boku. Impet z jakim szczupak wyskoczył za przynętą sprawił, że usiadłem. Zatrzymał się kilka cm za jerkiem, jakieś dwa metry przed łódką. Popatrzył na mnie i znów spokojnie odpłynął. Nie po raz pierwszy to powolne przewalanie się przynęty aż po zatrzymanie sprawiły, że bez względu na okoliczności zadziałał instynkt drapieżnika zanim szczupak „pomyślał’. I nie była to jedyna metrówka, która odprowadziła jerka pod samą łódź.
szczupaki w szwecji
Jerkowanie bardzo często czym wolniejsze, tym przynosiło lepsze efekty. Szybkie biczowanie wody jerkiem, aby obłowić jak najwięcej atrakcyjnych miejsc trochę wypaczało tą metodę, a jednocześnie przynosiło znacznie słabsze efekty. Oczywiście, jak to w przypadku ryb bywa, zdarzały się i odstępstwa od tej reguły - któregoś roku niewielki jerk szarpany bez ładu i składu, wzbudzał w szczupakach szaloną agresję w miejscu obłowionym wcześniej co najmniej kilkunastoma rodzajami woblerów i spokojnie prowadzonych jerków.. Po drugim rzucie kręcił młynki na kiju silny osiemdziesiątak.
 
Jerkowanie okazało się stanem umysłu. Połączeniem spokoju z czuciem i wyobrażaniem sobie ruchów przynęty na końcu. Zaczyna się od tej chwili, w której wędkarz uspokaja się wewnątrz, wyhamowując pęd codzienności. Kiedy zamiast kilkudziesięciu rzutów przynęta wpada do wody tylko kilka razy. Przestaje się myśleć, a zaczyna czuć każdy ślizg, szarpnięcie czy skręt. Jak gdyby ręka bez udziału głowy sama nadawała pozory życia drewnianej imitacji.
 
Teraz, kilka dni od powrotu ze Skandynawii, piszę ten artykuł i myślę o kolejnym roku oczekiwania i tęsknoty za przestrzeniami, w których życie w każdym z wymiarów jest odczuwalne od świtu, aż po ciemnogranatowy, zsuwający się nad światem zmierzch. Roku planów, podglądania jezior, wyobrażania sobie wielkich ryb i pięknych miejsc. Chwilami jednak wydaje mi się, że po prostu kolejnym roku oczekiwania na siebie samego i tego odczucia, które zdarza się na wyjazdach napędzanych wyobraźnią czy marzeniami, że świat wraz ze mną, czasem, wodą i rybami po prostu współistnieje w jakimś niepowtarzalnym TERAZ.

szczupaki wędkarstwo
Tekst i zdjęcia: Mariusz Zych

Zobacz też:
Jerki na szczupaka
Obrotówka na szczupaka
Przynęty szczupakowe
Zgłoszenie nadużycia
Temat zgłoszenia
Opis problemu:


Zgłoś nadużycie

Udostępnij ten artykuł:
Facebook Google Bookmarks Twitter LinkedIn

Oceń artykuł
koronka1koronka2koronka3koronka4koronka5

polecane dla Ciebie

Artykuły

góry norwegia
góry norwegia
Wyprawa planowana była długo. Najpierw celem były arktyczne palie, potem potokowce na południu, aż w końcu wróciliśmy w środkową Norwegię. Godziny spędzone przed monitorem komputera wpłynęły na podjęcie decyzji o miejscu na ...
sandacze jesienią
sandacze jesienią
Późna jesień to prawdopodobnie najlepsza pora w sezonie na połów sandaczy w rzekach. O miejscówkach, w których łowiliśmy te ryby w środku sezonu lepiej od razu zapomnieć. Mało prawdopodobne żeby sandacze tam ...
Posezonowe przemyślenia
Posezonowe przemyślenia
Do napisania tego tekstu skłonił mnie ponad 30 letni staż wędkarski – zawarty w nim sposób widzenia i odbierania dzisiejszego wędkarstwa. Wiem, że część wędkarzy postrzega to wszystko podobnie – a moim celem jest ...
boleń
boleń
Nie ma nic piękniejszego niż potężne targnięcie kijem. Nie ma nic piękniejszego niż rzeka płynąca przez złote, jesienne lasy. Jesień to czas wielkich łowów dla wędkarzy polujących na duże, rzeczne ryby. Złoty boleń staje się ...
wahadłówki na szczupaki
wahadłówki na szczupaki
Doskonale przypominam sobie moje pudełko z przynętami w momencie, kiedy zaczynałem przygodę ze spinningiem. Maleńka szkatułka mieściła niewiele ponad 10 przynęt. Kilka obrotówek, wahadłówek i jedna Rapalka. To były czasy. ...
szczupak na jerka
szczupak na jerka
Początek sezonu to niewątpliwie najpiękniejszy okres polowania na szczupaka. Wtedy właśnie płytkie zatoki pokrywają się pierwszymi zielonymi liśćmi podwodnej roślinności. Dla wędkarza nie ma chyba nic wspanialszego niż samotne ...
trocie ina
trocie ina
- Dobrze Was widzieć – pomyślałem gdy pakowałem sprzęt i wielki plecak turystyczny do bagażnika samochodu. Tomek i Wojtek to moi wierni kompanii wędkarskich przygód, ich towarzystwo jest dla mnie nieocenione. Teraz dzieli nas ...
wędkarstwo skandynawia
wędkarstwo skandynawia
Od kilku lat zimowe wieczory spędzam nad mapą Skandynawii. Wówczas powstają w głowie marzenia, które jak się okazuje, można czasem przy odrobinie sprzyjających okoliczności zrealizować. Wymyśliłem sobie kiedyś rzekę, w ...
15 lat na rynku
Raty 0% PayU PayPo
0.22 s