Cisza przed burzą
Do napisania tego wszystkiego skłoniło mnie ostatnich parę burz i zbliżający się magiczny 1 lipca. Sum, bo to on będzie tutaj bohaterem, to istota znana nam wszystkim doskonale, bo przecież to król wśród naszych ryb, obiekt pożądania i spełnienia wędkarskiego dla niejednego wędkarza.
Silurus Glanis występuje głównie w Europie Środkowej i Wschodniej, raczej niespotykany jest na zachód od Renu. Osiąga imponujące rozmiary, ponad 2,5 metra i wagę ponad 100 kg. Jest rybą długowieczną i dożywa nawet kilkudziesięciu lat. Najlepszy okres roku to dni typowo letnie, kiedy temperatura wody osiąga maksimum, ale w zimne miesiące sum też coś musi jeść i wtedy również zdarza się go złowić, chociaż sprowokowanie go jest dużo trudniejsze. W czasie zimy grupuje się w stadka nawet po kilkanaście sztuk. Niestety staje się też wtedy łatwym łupem kłusowników.
W naszych warunkach spotykamy go we wszelkich typach wód, ale najlepiej czuje się w dużych przestronnych wodach, przede wszystkim rzekach nizinnych takich jak Wisła, Odra, Bug. Sum zamieszkuje stanowiska zaciszne, czyli dające spokój i schronienie w czasie odpoczynku. Najczęściej są to głębokie doły, rynny zwalone drzewa, wymyte korzenie drzew, głazy. Bardzo dobrymi miejscówkami są wszelkie połączone z głównym nurtem starorzecza, wpływy rzek oraz spusty ścieków. Może się to wydawać nieco dziwne, ale daje to rybie lepsze warunki żywieniowe. Osobnym tematem są wszelkiego rodzaju zrzuty ciepłej wody, gdzie sum znajduje świetne warunki bytowe i dorasta do imponujących rozmiarów. W głębokich i spokojnych miejscach spędza cały czas, kiedy akurat nie wrzuca czegoś do swojego przepastnego brzucha, a dodać trzeba, że dorosły osobnik nie gardzi praktycznie żadnym pożywieniem. Jego paszcza jest bardzo duża a brzusio jeszcze większy, gdyż zjada wszelkie gatunki ryb, skorupiaków, nie pogardzi też robactwem, żabami, a nawet drobnym ptactwem czy ssakami.
Do najbardziej skutecznych przynęt naturalnych należą krąpie, węgorze, raki, żaby, pijawki, oraz jętki, które zlepia się w kulę.
Łowiąc przy użyciu przynęt sztucznych używam raczej większych modeli, najczęściej woblerów, wahadeł i gum. Wielkość i typ przynęty jest oczywiście zależna od panujących warunków. W dzień sum raczej siedzi w swoim domu i przekąsi coś, jeżeli akurat będzie miał to pod nosem. Wyjątkiem są dni, kiedy mamy piękny ciepły letni dzień i nadchodzą burze, które powodują, iż nasz wąsaty leń podnosi się i zaczyna żerować w najlepsze.
Chyba najpiękniejsze moje chwile wędkarstwa to te, kiedy stoję nad Odrą, żar leje się z nieba, powietrze jest lepkie i ciężkie, wokół totalna cisza, bo przecież za chwilę będzie potężna burza a w powietrzu wisi to coś - rodzaj niewidzialnej elektryczności, napięcia. Rzucam i czuję, że za chwilę się coś wydarzy i nastąpi to zatrzymanie przynęty, targnięcie kijem i nieskończony odjazd. Dla takich momentów można by oddać wszystko, ale prawda jest taka, że najczęściej uderzenie nie następuje, za to człowiek stoi na środku rzeki przemoczony do majtek i modli się żeby nie dostać piorunem w głowę. Sum nie należy do częstych zdobyczy. Trzeba poświęcić mu mnóstwo czasu, zwiedzać wodę, przypatrywać się zachowaniu drobnicy, spędzać nieprzespane noce nad rzeką. Można się szybko zniechęcić tym brakiem częstych spotkań. Połowa sukcesu to namierzenie marmurkowego jegomościa. Dysponując wiedzą, gdzie ryba spędza dzień i gdzie jada, mamy już duże szanse na branie. Pozostaje „tylko" jeszcze ją wyciągnąć, a to jest sztuczka nie byle, jaka. Do połowów sumów należy używać sprzętu raczej ciężkiego. Mocny kij o akcji parabolicznej z wyrzutem około 20-80g, długości od 2,5m do 3m, kołowrotek mieszczący ok. 150 m plecionki o wytrzymałości 20 kg, (chociaż jeszcze jako nastolatek wyjąłem 15 kg suma na wędkę 1,8m z wyrzutem 1-4g i żyłką 0,21mm - nie zapomnę jak wędka gięła się w rękojeści a szczytówką prawie dotknąłem dolnika :), ale przede wszystkim musi być to sprzęt wysoce niezawodny, zdolny do zatrzymania pędzącej z nurtem ryby. Każdy szczegół zestawu musi być za każdym razem sprawdzany, ponieważ nawet najmniejsze przetarcia plecionki mogą spowodować to, że powstanie kolejna historia "jak to sum zdemolował sprzęt", ale nawet mając w stu procentach wszystko w porządku nie daje nam to pewności, co do finału. Sum jest rybą silną, dużą i do tego długodystansową w walce. Potrafi przy "końcówce" holu, gdy wydaje nam się, że już już, wystrzelić na kolejny odjazd wyciągając nam wszystko, co mamy na szpuli.
Szukając suma w ciągu dnia obserwuję przede wszystkim głębokie, zaczepiaste miejsca, które mają w pobliżu duże wypłycenia oraz główny nurt. Żerująca tam ryba robi z drobnicą niezły bałagan, wyganiając ją aż do powierzchni; potrafi też zapędzić się aż do płycizny wywołując na powierzchni wody charakterystyczną falę.
Raz miałem okazję oglądać żerującego 1,5 m suma, który na metrowej wodzie atakował drobnicę. Nasze mniemanie o jego, zagłobowatym charakterze to zupełna pomyłka, ataki były po prostu błyskawiczne, aż nie chciało mi się wierzyć, iż taka masa potrafi tak szybko i na dużą odległość atakować.
Namierzone miejsce obławiam prawie zawsze zaczynając od gum z ogonami twisterowatymi w kolorystyce raczej jasnej. Potem wahadełka - moje ulubione, to duże modele błystek Heintza w kolorze matowo srebrnym lub stalowym. Na końcu obławiam woblerami - i tutaj mamy całą masę sprawdzających się modeli - rapalowskie dt-ki, salmowskie boxery, stormy wiggle wart i oczywiście nasze rodzime doradowskie alaski, które potrafią pięknie pomieszać w wodzie.
Stanowiska połowu w nocy różnią się diametralnie od tych dziennych, kiedy sum zaczyna zwiedzać swoje rewiry. Potrafi przepłynąć bardzo duże odległości w poszukiwaniu pożywienia, odwiedzając wiele miejsc - od bystrzy przy ostrogach - po zupełne niegłębokie piaszczyste płycizny. Idealnymi miejscami są zatokowe spowolnienia nurtu, gdzie w nocy zbiera się drobnica - sum wtedy ucztuje do woli, często bardzo głośno hałasując, a zachowuję się prawie jak prosiak w czasie jedzenia. Można też często usłyszeć inny charakterystyczny odgłos, czyli cmokanie, inaczej zwane kwokaniem. Wiele razy siedząc nad rzeką w godzinach nocnych słyszałem to zasysanie i mlaskanie żerujących sumów pod powierzchnią wody, co wywoływało szybsze bicie serca i gęsią skórkę. Ma się wtedy świadomość, że bardzo niewiele nas dzieli od upragnionej zdobyczy. Nieraz stosuje się do wabienia czy spowodowania żerowania urządzonka o nazwie kwok, którym wywołujemy w wodzie odgłos podobny do tego, jaki wydaje sum, aczkolwiek jest to raczej przydatne do połowów z łodzi niż brzegu.
Przynęty, które stosuję w nocy to głównie woblery i to te raczej płytko schodzące w kolorystyce naturalnej. Dobrze się wtedy spisują wszelkie modele kształtem przypominające ukleję czy kiełbia, ale również bardzo lubię jeden baryłkowaty rodzaj płytkochodzący (model shakespeare big-s), dobrze również dają sobie radę wahadłówki oraz obrotówki, często prowadzone pod powierzchnią i w szybkim tempie. Niesamowitym przeżyciem jest uderzenie wielkiej ryby w dość szybko prowadzoną przynętę. Kij prawie leci z ręki, zwłaszcza, że zacięty sum błyskawicznie reaguje zwrotem i ucieczką, im szybciej i dalej, tym lepiej. Podczas nocy hol staje się jeszcze trudniejszy, zwłaszcza, gdy jest się samemu, dlatego przymierzając się do wąsatego należy sobie wcześniej przygotować wszystko, co potrzebne. Szczególnie polecam latarkę nakładaną na głowę, która idealnie sprawdza się, kiedy ręce są zajęte. Przyda sie również dokładne zapamiętanie ułożenia dna zaczepów i miejsc, gdzie można zejść do wody w celu lądowania ryby. Podczas holu ryba często próbuje wejść we wszelkiego rodzaju zawady lub wypłynąć daleko poza naszą tamę. W ekstremalnych warunkach, gdy nie jesteśmy w stanie ryby już zatrzymać, a zawady są blisko, sumowi należy odpuścić wtedy powinien zmienić kierunek. Oczywiście to taka teoria i tylko raz mi się ta sztuczka udała, bo z reguły człowiek w momencie, gdy ryba prze z całych sił w zwalone drzewo, ostatnią rzeczą, o jakiej myśli to popuszczenie rybie. Jeżeli już szczęśliwie nam się uda dociągnąć naszą zdobycz do brzegu, to mamy w zasadzie jedną metodę wyciągnięcia naszego ciężkiego osobnika na brzeg. Należy chwycić go za dolną szczękę i wyciągnąć. Stanowczo odradzam robić to gołą ręką, ponieważ jak już wcześniej wspomniałem sum potrafi nawet będąc zmęczonym narobić sporo bałaganu. Pamiętam jak w tamtym roku będąc na Odrze dostałem pięknego sumka ok. 25-30 kg. Po godzinnym siłowaniu i moich bezradnych i pewnie dość komicznych okrzykach typu: pomocy, ratunku, jest tam, kto i k...a nikt mi nie pomoże, przyszło mi lądować rybkę samemu. Standardowo chwyciłem go za szczękę - na co sum jak już leżał spokojnie dostał amoku i szczękościsku, trzepnął moją ręką parę razy i wbił mi mój własny hak między kciuk a palec wskazujący. Już go nie mogłem puścić, nawet jakbym chciał. Przez chwilę przyszła mi myśl czy to ja go złapałem czy raczej on mnie i kto tu teraz rządzi. Po wyjęciu ryby i operacji wyciągania haka okazało się, że moja dłoń jest w dość opłakanym stanie: dziura po haku a do tego cała skóra od spodu i z wierzchu po prostu okorowana. Od tamtej pory używam chwytaka i bez niego nie łowię, można też używać rękawicy tylko jakoś sobie nie wyobrażam zakładania jej w czasie holowania.
Tak, więc zbliża się wreszcie ten czas, kiedy będę mógł przy odrobinie szczęścia znowu spotkać się z tym pięknym przeciwnikiem. Już teraz, kiedy siedzę na balkonie i obserwuję jak burza gna burzę, chmury kłębią sie na wysokość paru kilometrów a w powietrzu zaczynam czuć to coś, wyobrażam sobie jak jest w tej chwili nad rzeką, co rąbią sumy gdzie ich szukać, czy może w tym roku spotkam jeszcze większego i czy znowu usłyszę ich cmokanie, które niestety jest coraz rzadsze.
@dawid_1976
Przeczytaj więcej:
Zobacz więcej: