Nie jesteś zalogowany/-a ZALOGUJ SIĘ lub ZAREJESTRUJ SIĘ
Jesteś tutaj: Corona-Fishing > Artykuły > Czerwone wytrawne.
2009-12-29

Czerwone wytrawne.

Nie wiem jak to się wszystko stało, ale minęło już tyle lat, a ja nadal uparcie pogłębiam się w swojej chorobie, którą jest wędkarstwo. Na szczęście na nią się nie umiera - wręcz przeciwnie - niejednego podtrzymuje ona przy życiu. Nawet nie wiem jak i kiedy zaraziłem się wędkarstwem - wydaję mi się że było to, gdy pierwszy raz widziałem parokilowego szczupaka na brzegu jeziora, wyciągniętego przez jakiegoś wędkarza. Szczupak był wielki, zębaty i piękny, a jego nakrapiane złoto - zielono cielsko, zrobiło na mnie wtedy wielkie wrażenie.


Czerwone wytrawne.

Nigdy nie miałem jakiegoś wujka czy dziadka wędkarza, który by mógł u mnie zaszczepić bakcyl wędkarstwa i myślę, że to stało się jakoś samoczynnie. Na początku była to po prostu świetna i wciągająca zabawa, która jednak po jakimś czasie przeistoczyła się w sposób życia. Wędkarstwo jest obecnie moją wielką pasją, która bardzo wiele zmieniła w pojmowaniu przeze mnie pewnych rzeczy, jak np. patrzenie na ludzi, przyrodę czy zwierzęta.

Tekst ten piszę chyba raczej dla własnej przyjemności, ale też z chęci podzielenia się swoimi spostrzeżeniami i podejściem do wędkarstwa. Brak zajęcia sprawia, że coraz więcej czytam artykułów wędkarskich, które doprowadziły mnie do wspomnień i napisania paru słów, być może dla was trochę nudziarskich, ale dla mnie mających dość duże znaczenie.
Nie będzie to tekst, w którym dowiecie się jak jest zrobione to czy tamto, nie będzie też o jakimś wielkim stworze, pięknym miejscu czy o łowieniu wyszukanymi technikami, bo po jakimś czasie stwierdziłem już z całą pewnością, że nie do końca o to tu chodzi.

To co piszę jest zupełnie moim osobistym, zatrzymanym w pamięci doświadczeniem. Byłbym szczęściarzem, gdyby udało mi się spowodować, że ktoś z was cofnie się w czasie może o rok, a może o czterdzieści lat i przywoła sobie swoje własne obrazy i wspomnienia z pięknych miejsc oraz wędkarskich przeżyć. W zasadzie nie jest istotny rodzaj przynęty, wędki, kołowrotka czy łowiska; najważniejsze jest samo wędkowanie. Zastanawiam się jednak nad istotą tej naszej pasji. Wędkarstwo z pewnością nie jest po prostu rzucaniem i prowadzeniem przynęty. Wydaję mi się, że jest to olbrzymi zbiór elementów, składający się na prawdziwe doznania i całą otoczkę z tym związaną, jak ludzie, miejsca i to co wokół nas.


Czerwone wytrawne.

Myśli mi się lekko kłębią i nie wiem dokładnie jak je płynnie ująć w słowach. Precyzyjne oddanie refleksji nie jest łatwą sprawą, zwłaszcza jeśli musimy podzielić się nią dzieląc się nią na forum publicznym. Ale nie wiedzieć czemu daje mi to szczególny rodzaj satysfakcji. Może lampionik albo dwa czerwonego rozwiąże mi język i upłynni pisanie. Do tej pory nawet nie bardzo wiedziałem jak to wszystko zatytułować, ale teraz już wiem :)
Wracając do tematu. Dla mnie wędkarstwo, odkąd pamiętam, było przede wszystkim wielką przygodą i poznawaniem czegoś całkowicie nowego. Już dzieciak, kiedy brykałem samotnie lub z kolegą po jakiś bajorkach, odczuwałem bezkresną wolność. To uczucie, kiedy praktycznie bez żadnych obowiązków i przymusów, nie myśląc zupełnie o niczym i niczym się nie przejmując, było dla mnie niesamowite. Ilość wolnego czasu bez pośpiechu i wiecznej gonitwy, te doznania i adrenalina związana z niewiadomym, że może właśnie tam gdzieś kryje się jakaś piękna ryba, a może mi się nawet uda ją przechytrzyć, zawsze było bezcennym doświadczeniem. Spędziłem wiele nieprzespanych nocy na rozmyślaniu przed kolejnym wyjazdem w nieznane miejsce. Nawet jeśli kończyło się na małych rybciach, dawały mi wtedy wielką radość i zadowolenie.
Wracając do domu ze swoją "zdobyczą" musiałem wyglądać w oczach rodziny dosyć śmiesznie, ale wtedy tak tego nie odczuwałem. Była tylko duma i bezgraniczne zadowolenie, które wciąż chce się powtarzać.


Czerwone wytrawne.

Powoli dorastałem, poznawałem nowe łowiska, no i przede wszystkim Odrę. Moja ukochana rzeka była jeszcze wtedy bardziej dzika, fatalnie brudna i zasyfiała, ale i tak od początku się w niej zakochałem. Przez marnej jakości wodę była mniej sponiewierana przez tłumy wędkarzy, którzy woleli omijać ją szerokim łukiem. Mnie jednak ta woda zawsze urzekała swoją wielkością, nieprzewidywalnością i różnorodnością ryb. Łowiłem na niej bodajże wszelkimi dostępnymi metodami, próbując wszystkiego, co dało mi mnogość doświadczeń i wiedzy. To była prawdziwa szkoła wędkarstwa, bo nawet łowiąc spławikiem, muchówką czy gruntówką, poznawałem otoczenie, charakter rzeki, ale przede wszystkim zwyczaje poszczególnych gatunków ryb.
Pamiętam swoje pierwsze doświadczenia ze spinningiem nad rzeką. Miałem wtedy może dwanaście, trzynaście lat. Końcówka PRL-u, pierwsze wędzisko spinningowe, nie jakiś bambus ze spławikiem, tylko prawdziwa Germina. Była ciężka jak diabli, do tego kołowrotek czeskiej produkcji i Stomil na dokładkę, ale wtedy to był dla mnie szczyt marzeń.
Długo trwało poznawanie rzeki i jej tajników, mozolne uczenie się przynęt w wodzie płynącej, ale w końcu moja determinacja dała efekt - złapałem szczupaka... Wtedy właśnie spinningowanie wchłonęło mnie bez granic. To nie była jakaś tam płotka czy leszczyk, ale prawdziwa "wielka" ryba drapieżna, prawie taka jak ta, którą widziałem po raz pierwszy leżącą na brzegu jeziora. Niesamowite emocje, opór na kiju, trzęsące ręce i kolana, ale w końcu zwycięstwo! Pokonałem nieuchwytnego przeciwnika. Byłem najszczęśliwszym wędkarzem na świecie, spełniły się moje marzenia i tak to się wszystko zaczęło.


Czerwone wytrawne.

Miałem mnóstwo czasu, który spędzałem na nowych łowiskach, poszukując coraz to większej i większej sztuki. Tropienie i polowanie, bezgraniczne pochłonięcie i oddanie tylko jednemu celowi, złapać "rybę życia" :) Jakkolwiek ona wygląda i cokolwiek to oznacza.. Parę razy wybrałem się na jakieś zawody wędkarskie, ale to było żenujące. Czar wędkarstwa szybko pryskał, zero jakichkolwiek wrażeń, tylko jeden cel - jak najwięcej ryb, za wszelką cenę. To nie dla mnie, nie dawało mi satysfakcji. Takie wyjazdy były obdarte z wszystkiego, co wędkarstwie jest najważniejsze i zostawało tylko współzawodnictwo, ilość i waga.
Potem nastąpił przełom i rozkwit wędkarskiego sprzętu, który pomagał łowić coraz więcej pięknych rybek, ale łączyło się to także z najazdem wędkarzy z wydeptywaniem ścieżek, rosnącymi hałdami śmieci, samochodami na każdej główce - po prostu demolowaniem "mojej" ukochanej rzeki (a to tylko dlatego, że rzeka robiła się po prostu czystsza, przyjaźniejsza i myślę że to ją chyba trochę zniszczyło).
Mimo tego wszystkiego nadal zostało mi jedno, czego nikt nie mógł zdeptać i zabrać. Każdy wyjazd to kolejne doświadczenia i wielka przygoda, do której przygotowuję się pieczołowicie i wręcz z pietyzmem. Dla tych wyjazdów rezygnowałem ze wszystkiego, byle tylko znaleźć się nad rzeką, może złowić jakąś rybkę, której jeszcze mi się nie udało podejść, osiągnąć coś nieuchwytnego. Gonitwa za stuprocentową satysfakcją.
Czas mijał aż do teraz. Zmienił się sprzęt, ewoluując do ery statków kosmicznych. Wszystko jest teraz lepsze, idealne. Zmieniała się też Odra i zmieniłem się ja - moje myślenie i podejście do ryb. Jedna rzecz jest jednak niezmienna: każdy wyjazd kojarzy mi się z początkami wędkowania, tak samo się czuję, obmyślam plan i jak to jutro będzie. Pozostał ten nie dający zasnąć dreszczyk emocji, bo zawsze jest to jakaś nowa przygoda, pozwalająca poznać nowe miejsca i ludzi.


Czerwone wytrawne.

Nieraz sobie myślę i mam cichą nadzieję, że nie tylko ja mam takie podejście, iż wędkarstwo daje nam chyba to niesłychane poczucie, że człowiek mając trzydzieści czy siedemdziesiąt lat jadąc na ryby znowu jest kilkunastoletnim chłopcem z bambusowym kijem polującym na drobne rybki. Mimo tego, że czas mija i małe rybki zamieniają się w większe, to nadal zostaje młodzieńcza chęć poznania, fascynacja kolejnym wyzwaniem, odurzenie wolnością i całkowite oderwanie od rzeczywistości.
Do tej pory jadąc w nieznane miejsca, wyobrażam sobie przez pół nieprzespanej nocy, co mnie tam czeka, jaka woda, jakie ryby, bo na pewno "im dalej, tym większe". Często po trzech dniach, nie mając nawet najmniejszego kontaktu z rybą, myślę sobie że to i tak nieistotne, bo przecież jest znowu jak kiedyś i są to najpiękniejsze chwile życia, świetnie spędzony czas w dobrym towarzystwie, piękno lasów, łąk, rzek i jezior. Ja sam staję się małą częścią tego wszystkiego, a na samym końcu jest to, czym jest medal na igrzyskach, czyli zwieńczenie całości, złowienie ryby.
No i jakoś napisałem wam kawałek lektury na zimny, deszczowy wieczór. Myślę, że udało mi się jakoś ująć moje przemyślenia. Zresztą nie bez pomocy, bo jednak czerwone, to czerwone - byle wytrawne!

artykuł nadesłany przez  @dawid_1976
foto: www.corona-fishing.pl

skomentuj ten artykuł

Przeczytaj wiecej:

Wędkarstwo regulacje
Wędkarstwo rzeczne

Przynęty spinningowe


Zgłoszenie nadużycia
Temat zgłoszenia
Opis problemu:


Zgłoś nadużycie

Udostępnij ten artykuł:
Facebook Google Bookmarks Twitter LinkedIn

Oceń artykuł
koronka1koronka2koronka3koronka4koronka5

polecane dla Ciebie

Artykuły

Po tamtej stronie rzeki...
Po tamtej stronie rzeki...
Udało mi się szczególnie dokładnie poznać szczupaka, choć nasze pierwsze spotkanie było dla niego mało przyjemne. Pamiętam, że uwiesił się na moim brązowym woblerku. Był malutki, miał może ze 40-45cm. Wypuszczony do wody ...
Pamiętnik starego Lorbasa
Pamiętnik starego Lorbasa
Po kilku godzinach snu budzi mnie wściekły sygnał budzika. Jest czwarta rano. Obolały po wczorajszej i przedwczorajszej gonitwie po bagnach i krzakach, organizm mówi mi: jeszcze nie wstawaj, pośpij choć kilka chwil! Nic z tego. Przez ...
rzeka odra boleń
rzeka odra boleń
Pierwsze kroki w wędkarstwie: moja droga do pasji Moje pierwsze kroki w wędkarstwie stawiałem, jeżdżąc z dziadkiem lub tatą nad Odrę oraz na rozlewiska Odry, zwane kanałami – przepiękne miejsca pełne przygód. Z dziadkiem często ...
boleń
boleń
Pierwsze kroki ze spinningiem w ręku zaprowadziły mnie nad Odrę, rzekę wielką i mocno regulowaną przez tysiące główek i opasek. Urok Odry niejednemu wędkarzowi nie pozwala myśleć o łowieniu w innych miejscach. Przez wiele lat ...
Małe a jednak tajne...
Małe a jednak tajne...
Kiedyś przeczytałem w jakimś piśmie wędkarskim,że każdy "pstrągarz" powinien mieć swoją tajną rzeczkę. Pomyślałem sobie, że takich rzeczek w Polsce musiałoby być tysiące, i szybko zapomniałem o tym artykule. Dla mnie od ...
jak łowić okonia
jak łowić okonia
Wiosenne okonie czyli jak łowić okonie w kwietniu i maju Pomysł na wczesnowiosenne wędkowanie, którego celem były garbuski narodził się po tym,gdy obejrzałem w Internecie film w którym Rosjanie łowili okonie pomiędzy taflą lodu a ...
okoń na woblerka
okoń na woblerka
Na wstępie zaznaczam, że nie będzie to artykuł, który ma na celu pisanie o rodzajach akcji woblera. Moim celem było opisanie funkcji woblerów jako przynęt, które w zależności od wielu czynników, mogą ...
pstrąg na obrotówkę
pstrąg na obrotówkę
Swoją przygodę z wędkarstwem zacząłem jakieś 25 lat temu, kiedy jeszcze jako dzieciak ganiałem z leszczynowym kijem. Za spławik służyło mi gęsie pióro, do tego dołączałem kawałek żyłki i  w ten  sposób łowiłem swoje ...
15 lat na rynku
Raty 0% PayU PayPo
0.17 s