Dziadek rybak
Duża, trociowa wahadłówka tym razem, dla odmiany mieszała szczupaczą wodę. Z pomostu schodziłem zadowolony, szczupaczki współpracowały znakomicie, złowiłem kilka krótkich co jak na godzinę, którą dostałem od Żony sklasyfikowałem jako wynik zadowalający. Zdeterminowany, nieco zajęty i na pewno przejęty upływającym czasem nie zauważyłem przyglądającego mi się towarzystwa. Oparty o drewnianą belkę pomostu starszy Pan, rzucił zaczepne – Jak to zrobiłeś ? Z Jego oschłego, surowego głosu można było wyczytać złośliwą zazdrość.
- To tylko kilka krótkich szczupaków.
- Tak, to tylko kilka tych ryb dla których ja na pomoście spędzam ostatnio całe dnie… - odwrócił się i oddalił w kierunku domków kempingowych.
Mazurska część wakacji trwała w najlepsze. Długie spacery po lasach, lenistwo, co jakiś czas skok do cywilizacji obejrzeć jakiś kościół, rynek czy muzeum. Miało być niewędkarsko – tak obiecałem. Jednego uniwersalnego kijaszka z bagażnika jednak nie wyjąłem. Ku mojemu zaskoczeniu wielkiej opozycji nie było, co dzień miałem dla siebie godzinkę, godzinkę na pomoście. Mój arsenał był niewielki, zabrałem ze sobą tylko małe pudełeczko trociowych wahadłówek. Może sentyment – w końcu mój dziadek zmarł zanim na rynku pojawiły się gumy, a łowił piękne szczupaki. Może jednak taktyka no bo czym spenetrować głębokie mazurskie jeziorko jak nie ciężkim wahadłem ?
Gdy wszedłem na pomost on już na nim był. Ten sam starszy Pan, którego spotkałem tu wczoraj. Zważywszy na Jego dziwne zachowanie, ustawiłem się tak by nie przeszkadzać sobie nawzajem. Pomost był duży, miejsca tu dla co najmniej kilku łowiących, zająłem się sobą, właściwie szczupakami, w które jeziorko było całkiem zasobne. Wielkością nie raziły, gdy po odhaczeniu wodowałem trzeciego, z za pleców słyszę ubrany, tym razem w ciekawość, głos:
- Dziwny ten Pana spławik.
Lekko zmieszany szukam wzrokiem spławika, po czym mój nieco wolny procesor zrozumiał, że mowa tu o mojej wahadłówce.
- To nie spławik, to… blacha.
- Nie zakładasz robaków na haczyk?
Zatkało mnie, z kąśliwym uśmiechem odpowiedziałem i szybko zmieniłem temat.
- Panu jak poszło, połowił Pan ?
- Od czterech dni nic nie złowiłem, a całe to łowienie ryb beznadziejne jest.
Znów mnie zatkało. Kilka chwil później ciszę przerywa mój „rozmówca”.
- Bo wie Pan, mnie to się w ogólne nie podoba.
Czuję jak rosną we mnie niezdrowe emocje – co to jest, prowokacja jakaś ? Żona go tu przysłała?
- Ja dla wnuka próbuje.
- Co dla wnuka ? To gdzie ten wnuk ?
I jak księdzu posypały się żale, smutki, nadzieje i ambicję. Młody miał dwóch dziadków, ten drugi, którego już nie ma był zapalonym wędkarzem. Zanim odszedł zabrał młodego na ryby, wystarczyło… . Młody bardzo przeżył śmierć dziadka, ale o wędkarstwie nie zapomniał, niczym pewnik przyjął, że Jego drugi dziadek jest równie zapalonym wędkarzem więc całe oczekiwania przelał na Niego i…
- Teraz mam problem, dla mojego wnuka dobry dziadek to rybak, a ja chcę być dobrym dziadkiem, chcę spędzać czas z wnukiem tak jak lubi, ale łowić ryb nie umiem, więc dla Niego... .
Jestem emerytem przyjechałem na Mazury, nie mam daleko - może coś wymyślę, może coś zobaczę…
Kątem oka spoglądam na sprzęt Dziadka, węglowa odległościówka, markowy kołowrotek, nawinięta żyłka też wydaję się optymalna. Cały obraz psuje tylko wielki żywcowy spławik i hak wielkości zapałki.
- Skąd Pan to ma ?
- Zostało po Dziadku Rybaku
- A kto Panu to wiązał ?
- Gość na bazarze.
Rzucił jeszcze „do jutra” i zniknął za trzciną.
Jeszcze tego dnia, przy okazji zwiedzania Mrągowa, odwiedziłem sklep wędkarski. Skromne zakupy zmieściłem do kieszeni – dwa spławiki, paczka haczyków, przyponówka i robaki. W spożywczym jeszcze tylko kukurydza, makaron i czosnek. Następnego dnia, niczym w poczuciu misji przezbroiłem mój spinning na spławikówkę i udałem się na pomost.
- Dzień dobry, mamy tylko godzinę – rzuciłem dając znak rozpoczęcia zabawy
… a bawiłem się dobrze. Rola postaci która wie więcej, lepiej sprawiała mi dużą frajdę. Takie wędkarskie przedszkole – to jest przypon, to śruciny, haczyk jest za duży a tak się go wiąże. To jest stoper i on będzie dla nas kluczowy. Godzina upłynęła za szybko, ale zwieńczona została pełnym sukcesem. Mój uczeń wyholował nie jakąś tam płotkę tylko dorodną, mazurską płoć na którą z satysfakcją zamlaskał. Żegnając towarzysza wrzuciłem do wody sporo makaronu obficie zmieszanego z kukurydzą, manewr ten zaleciłem powtórzyć Dziadkowi jak będzie schodził z pomostu.
- Jutro czwarta rano – rzuciłem na dowidzenia i biegiem do Żony nie roniąc minuty na spóźnienie, wszak do tej jutrzejszej czwartej rano musiałem ją jeszcze przekonać.
W półmroku na pomoście dostrzegam postać – jest nieźle. Może Dziadek się wkręcił, a może nie dosypia. Krótkie powitania, kątem oka dostrzegam reklamówkę z kilkoma puszkami kukurydzy i piwem – no… szybko się uczy.
- Wczoraj złapałem jeszcze kilka… - nie zdążył skończyć gdyż Jego spławik utonął dziś po raz pierwszy.
To był magiczny poranek, łowiliśmy piękne płocie, coraz większe leszcze, trafił się też lin. Dziadek rzucał coraz celniej, sam zawiązał haczyk gdy postanowiliśmy zmienić przynęty. Zaskoczył mnie cierpliwością, doskonale rozróżniał skubanie od brania. Opowiedziałem mu też o spinningu, o mojej pasji. Gdy dopijaliśmy piwo zbliżała się ósma, brania ustały. Cierpliwie słuchał gdy tłumaczyłem, że to albo koniec żniw albo w łowisko wpłynęły duże ryby. Minutę później obserwujemy lekkie kołysanie spławika, po czym kawałek balsy wynurza się i klasycznie kładzie na wodzie. Co jest? Mój Kompan nie reaguje i dopiero po instrukcji zacina. No i mamy ostrą jadkę, hamulec gra, Dziadek kręci na siłę. Moment piękny, jak ten wielki brązowy leszcz, który wylądował na pomoście. 56 cm szczęścia a buzia starszego Pana rozdziawiona jak pięciolatka.
Gdy kilka chwil później schodzimy z pomostu Dziadek rzuca na do widzenia:
- Świetny ten makaron, mów mi Rysiek.
Tekst: Kamil Mazur
Foto: Corona Fishing
zobacz też:
przynęty na szczupaka
jerki na szczupaka
st.croix
wobler na szczupaka
obrotówki na szczupaka
obrotówki klepanki