Łowienie pod lodem, czyli wstęp do spinningowania
Jeszcze kilka lat temu zima była dla mnie okresem, którego szczerze nienawidziłem. Rzeki praktycznie niedostępne. Jeziora skute lodem. Istna tragedia. Jak to białe paskudztwo zasypało moje wydeptane ścieżki nad wodą, nastał jedynie czas na ostrzenie kotwiczek w przynętach i wyczekiwanie na pierwsze, wiosenne promyki słońca.
Wędkarz podlodowy ze mnie żaden. Można powiedzieć, że ilość dziur jakie wywierciłem, klasyfikuje moją postawę jako adepta zimowego łowcy. To początek wędkarstwa podlodowego. To start do najprawdziwszego łowienia. Jak zwykle całe zamieszanie wywołał nie kto inny jak Pan Szuszkiewicz. Pamiętam doskonale jak dyskutowaliśmy dwa lata temu o wiosennych pstrągach. Rozmowa zapadła mi w pamięci bardzo wyraźnie. Sławek co kilka zdań wplatał:
- Bo z pstrągiem to jest dokładnie tak, jak z okoniem łowionym z lodu. To wzrokowce i ryby, które zwracają ogromną uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Aby łowić skutecznie w lecie, trzeba przejść szkołę wędkarstwa podlodowego.
Ile ja czasu spędziłem na rozpamiętywaniu tej rozmowy. Mało jest tematów, które nie pozwalały mi przestać analizować tego wszystko, co wcześniej usłyszałem. O co w tym wszystko chodzi...
Łowienie pod lodem
Przeróżne kształty, kolory, mocowanie kotwicy. Do tego kolory kotwicy, imitacje oka, brokaty. Ludzie, to jakaś paranoja. I to wszystko dla kilku okonków. Czy aż takie szczegóły mają znaczenie? Rodzaje kiwoków, grubości żyłki, no i oczywiście sposoby kuszenia przez specyficzne prowadzenie. To miało mi odpowiedzieć na tajemne pytania spinningisty, który chce się dowiedzieć jak najwięcej o rybach. Pomyślałem: „ten Szuszkiewicz zwariował”.
Ale od początku. Moje pierwsze, w pełni zaplanowane i przygotowane wyprawy podlodowe, miały miejsce na bajorku, gdzie zazwyczaj testowane są wszelkie przynęty przed wprowadzeniem do sklepu Corona Fishing. Pogłowie ryb bardzo ograniczone, a efekt przebłyszczenia narósł do potężnych rozmiarów. Okonie, no tak, bo co może łowić z lodu zapalony spinningista. Wizyta w sklepie wędkarskim pozwoliła mi zaopatrzyć się we wszelkie, jak wtedy myślałem, potrzebne przynęty i inne drobne akcesoria podlodowe. Pierwsze łowienie pod lodem okazało się porażką na całej linii. Zmarzłem, pozrywałem blaszki i nic nie złowiłem. Godzinami potem dyskutowałem z wędkarzami, którzy na lodzie łowią długo i mają w tej dziedzinie wędkarstwa doskonałe efekty. Złe przynęty, złe miejsca! To była diagnoza moich pierwszych niepowodzeń.
Dużym skokiem jakościowym w połowach podlodowych było wspólne wędkowanie z Bogdanem i Łukaszem. Bogdan z wieloletnim doświadczeniem sporo opowiedział mi już na samym lodzie, Łukasz jako wędkarz ciągle szukających technik i przynęt doskonałych, na moich oczach przerzucił dziesiątki wabików. To dało mi bardzo dużo. W maksymalnie skróconym czasie przetestowaliśmy w ten sposób masę przynęt podlodowych, żyłek, kiwoków i wędek. Jak się okazało wszystkie najdrobniejsze szczegóły miały olbrzymie znaczenie. Weźmy np. taki kiwok podlodowy. Klasyczny - do kupienia za 2,5 zł - okazywał się nieodpowiedni, nie było na nim widać drobnych skubnięć, innym znowu razem był zbyt wiotki i łagodził pracę przynęty. To samo z żyłką do łowienia pod lodem. Chuda świetnie pozwalała pograć blaszką, grubsza nadawała przynęcie efekt spadochronu. W określonych warunkach dawało to niesamowite efekty.
Łowienie pod lodem - wędkarska wyprawa
Pamiętam jak na początku zeszłego roku przyleciały do mnie i Łukasza blaszki SS. Oj, niezapomniane chwile oglądać oczy kompana ze wspólnych zimowych wypraw, który po kolejnym okonku holował szczupaka i krzyczał „... Panie Szuszkiewicz, ale Pan odpierdzielił blaszkę.” Przynęty i ich sposób malowania oraz pokrycie brokatem, dały mi powód do dumy nad naszym tajnym portem, gdzie atakowaliśmy okonie. Pan, Jasiek czyli nasz przewodnik, zaprowadził nas na najlepszy kawałek łowiska. Opowiadał przy tym jak to ważna jest blaszka i jej prowadzenie. Łowimy. Po 20 okoniu złapanym na srebrną blaszkę z rubinowym brokatem, dumnie i z nutką ironii zapytałem:
- Panie Jaśku, a jak tam u Pan bierze coś? Czy tylko ten jeden okonek na początku się uwiesił w Pana dzurze?
Byłem okropnie złośliwy ;). Tak przekonywaliśmy się do przynęt. To była trudna droga, jednak wskazała i mi i Łukaszowi, pewien standard dotyczący wyboru przynęty. Wiem doskonale, że droga jest jeszcze długa, ale cieszy najbardziej lista przebojów, którą zaczyna blaszka SS podczepiona do odpowiednio skonstruowanego kiwoka. Jasne jest oczywiście, że przynęta XYZ nie musi być początkiem naszego wędkarskiego sukcesu, bo jak wszyscy doskonale wiemy, na to czy połowimy składa się masa innych czynników.
Podlodowym przebojem tego roku ma być też raczek podlodowy, ale przyznać trzeba, że to trudny skubaniec w operowaniu. A producent tej przynęty kusi:
- Remku, blaszka jest dobra, ale raczek wabi największe garbusy. Trzeba nim grać. Nie szarpać i opuszczać. To misterna praca, która dokładnie imituje walczącego z jakimś smakołykiem raka. On musi podskakiwać od dna tylko na kilka centymetrów. Musi kopać w dnie. Ale te najlepiej sprawdzają się na twardym podłożu. No i oczywiście tam, gdzie okonie są nieco większe niż te twoje palczaki.
Łowienie pod lodem jako wstęp do prawdziwego wędkarstwa
Co to jednak wszystko ma wspólnego z letnim łowieniem, i czy w ogóle można połączyć łowienie pod lodem ze spinningowaniem w wersji klasycznej? Wydaje mi się, że znam odpowiedź i już wiem jak to wszystko jest połączone. Nie chodzi oczywiście o atrybuty, które stosujemy w trakcie wędkowania. Kiedy Sławek Szuszkiewicz opowiadał mi o brokatach, kiwokach i innych duperelach, jako o pierwszym kroku do poznania rybich zwyczajów, puszczałem nieco to wszystko bez pamięci. Nie wytrzymałem jednak i położyłem się na lodzie, aby zaglądnąć w najpiękniejsze na świecie akwarium. W wodzie o głębokości około metra wisiała moja magiczna i piękna blaszka. Klasyczna imitacja drobnej rybki. Po kilku chwilach, gdy oczy przyzwyczaiły się do nowych warunków, zauważyłem jednego małego okonka, potem drugiego i dwa następne. Żaden nie miał więcej niż 15 cm. Nieco dalej ustawił się większy. Wszystkie obserwowały blaszkę jak telewizor. Podpłynęły do niej dosłownie kilka centymetrów i wydawało się, że sprawdzają co to im wpłynęło do domu. Kiedy ruszałem blaszką i starałem się kusić okonie, te pływały za nią nie wykazując za grosz agresji. Absolutnie nie chciały jej atakować.
Zacząłem kombinować. Kładem blaszkę na dnie, podszarpywałem. Rybki jedynie obserwowały przynętę. Zmieniłem przynętę, na fioletową podlodówkę od Sławka, która uzbrojona była w złota kotwiczkę z różowym igielitem. Przynęta opadała tuż nad dno i pierwszy okoń natychmiast łapczywie ją zaatakował. Potem kolejny i jeszcze jeden. W ciągu kilku chwil do blaszki podpłynęło kilkanaście okoni. Wydawało mi się, że zwabiła ich agresja pasiastych kolegów. Zmieniłem blaszkę na inną. Znowu lipa. Nic się nie dzieje i tak jak na samym początku, okonie jedynie pływały za blaszką. Coś niesamowitego. Kolejna zmiana przynęty, smarowanie atraktorem, brokatami. Wierzyć mi będą tylko Ci wędkarze, którzy wybierają się na łowienie pod lodem z wielką radością i znają wspomniane przeze mnie akwarium. Znaczenie miały minimalne szczegóły. Kolor, odcień... UWAGA! NAWET BROKATU, KOTWICY CZY IGIELITU.
I to jest właśnie początek prawdziwego łowienia pod lodem. Początek przygody z okoniami. Żałuję, że ta przygoda nastąpiła w moim wędkarstwie tak późno. Złowienie kilkunastu nawet małych okonków z lodu, to praca jakiej wiosną czy jesienią nigdy nie ma potrzeby wykonywać. I niech ktoś powie: jak ma wziąć to i tak weźmie. Niech ktoś powie, że ryby nie widzą koloru a wobler to po prostu wobler – ma się telepać. Albo znowu taka podlodowa blaszka. No bo srebrna ma być i się błyskać. Okoń głupi i tak weźmie... To bzdury, jakich moje uszy już nie potrafią przyjąć. Najdrobniejsze niuanse prowokują do ataku okonia łowionego z głębokości kilku metrów. Na takiej wodzie jest już pod lodem ciemno jak w nocy. A tu okazuje się skuteczny określony odcień lakieru czy brokatu. Mało tego, kolor kotwicy. Jak zatem istotna jest praca samej błystki podlodowej? Migotanie i odjazdy blaszki na boki. A gdyby to wszystko przełożyć na pstrągowy strumień, gdzie woda jest czysta jak kryształ, gdzie żyją oczy kolorowe jak najpiękniejsze woblerki, oczy, które do tego są jeszcze nienaturalnie wielkie. To kraina wzrokowców. Tu przynęty, aby łowić okazy, muszą być doskonałe.
W zimowych warunkach widać prawdziwą magię przynęt, przygotowanie do wędkarstwa oraz doświadczenie i wiedzę o organizmach żyjących pod powierzchnią lodu. Nie miałem świadomości jak wielkie znaczenie dla skutecznego wędkowania ma słońce, ciśnienie czy tlen. A to wszystko to tylko wstęp do prawdziwego wędkarstwa.
Zapraszam wszystkich do łowienia pod lodem...
autor: Remigiusz Kopiej
foto: corona-fishing.pl
skomentuj na artykuł na forum
Przeczytaj więcej o:
okoń spod lodu
jak łowić na spinning
jak łowić ryby
jakie przynęty wybrać
zobacz też:
błystki podlodowe
przynęty podlodowe
poziomki podlodowe
wędki podlodowe