Polowanie z Trolem
Troll to z założenia zwierzę raczej leniwe, powolne, można by powiedzieć nudnawe, nie wymagające od nas żadnej inwencji w poskromieniu. Ale czy te wszystkie krążące pogłoski na jego temat są do końca prawdziwe? Jedno jest pewne - uwielbia wodę, świetnie pływa i jest dobry w polowaniu. Wielu z nas raczej się z nim nie spotyka na co dzień, unika lub po prostu brzydzi, bywają nawet takie miejsca, gdzie wprowadza się zakazy wchodzenia z trollem, tak jak do sklepu spożywczego z pieskiem, dla niektórych jest to sytuacja bardzo krzywdząca, ponieważ są bezgranicznie przywiązani do swojego pupila i po za nim świata nie widzą. Chyba najwięcej takich fanatyków jest w Skandynawii, gdzie jest to bardzo powszechne zwierzę, u nas mimo tego że jest znane od dziesięcioleci, nadal ma wizerunek czegoś uwłaczającego prawdziwemu myśliwemu.
Ale jak to bywa jedni lubią to drudzy tamto, są jednak sytuacje, w których ujarzmienie tego monstrum daje dużo więcej satysfakcji, niż byśmy się mogli spodziewać. Nawet ci, którzy są sceptyczni powinni czasem się skusić i spróbować, tak dla poznania czegoś innego, nawet jeśli wydaje się to zaprzeczeniem wszystkiego co robią. Jazda i polowanie z trollem mogła by się wydawać banalnie prosta, nudna i odarta z emocji, jednak to wcale nie jest prawda. Żeby dojechać do celu nie wystarczy wsiąść, trzeba jeszcze trochę wiedzy, umiejętności i doświadczenia. Dobra teraz trochę o tym, co nam to może dać i w jakich okolicznościach warto próbować.
W moim przypadku najczęściej korzystam z jego usług, gdy woda jest wielka, nieznana i ciężko ją ugryźć, lub gdy udręczony nadgarstek po wielu godzinach orki mówi stanowcze nie. Przyjazd nad „obce” wody często kończy się godzinami i dniami poznawania poszczególnych miejsc, partii wody, czyli na co gdzie i jak, a po całodziennym bezowocnym machaniu można mieć już trochę dość, wszystko się pochowało i co tu robić... Wtedy właśnie sięgamy po naszego starego dobrego trolla, poimy go wysoko oktanowym paliwem (tylko takie lubią, ale niektóre wolą drinki z miksolem) a co najważniejsze mocujemy mu obrożę echolokacyjną bez której nasz podopieczny jest ślepy jak kret, a wtedy potrafi gnać przed siebie bez sensu ładu i składu gubiąc drogę. Gdy dopełnimy wszystkich niezbędnych czynności możemy zaczynać. Wsiadamy i ruszamy, jedziemy sobie raczej tempem wolnym, czasem można gdzieś trochę przyspieszyć gdy zauważymy górkę albo przeszkodę, trzeba pamiętać że z trollem trzeba spokojnie, bez ostrych skrętów i nagłych zmian kierunku, bo wtedy bywa niesforny. Najważniejsza jest jednak w tym wszystkim droga którą obierzemy. Tereny po których najłatwiej porusza się na trollu, to głównie duże rozległe równiny, rzadkie lasy (najlepiej te sztucznie sadzone) i większe, meandrujące łąki.
Najlepsze szlaki to te, które potocznie nazywamy kantami, gdzie równiny kończą się nagłymi uskokami i wąwozami ciągnącymi się na znacznych odległościach. Tam głównie kryje się nasza zdobycz. W okresie wiosenno-letnim lepiej wybrać prostsze drogi, trochę równiejsze i przecinające płaskie tereny, porośnięte dywanem roślinności, tam właśnie przebywa wtedy nasza zdobycz polując na inne małe stworki. Można powiedzieć no tak, ale po co jechać, jak można iść, ano po to że trolle mają świetny węch i są nieraz bardzo szybkie w poszukiwaniu zdobyczy. Są takie dni, kiedy użycie ich daje mam jedyną szansę na upolowanie czegoś i namierzenie innej zdobyczy, której na piechotę nie możemy dogonić albo po prostu trafić.
Gdy nasz troll namierzy już zdobycz, warto się zatrzymać na popas, dać mu trochę odpocząć, samemu próbując sił już na piechotkę. Teraz napiszę parę słów o osprzęcie używanym do jazdy i polowania, czyli uprząż, siodło, linki bat, broń i tym podobny asortyment. Przede wszystkim dobrze mieć dość solidny bat, sprężysty i mięsisty, wcale nie musi być super czuły i szybki, to nie zawody w strzelaniu z bata, tylko poganianie bydła (w naszym przypadku trolla), te cechy dadzą nam kontrolę i w razie zahaczenia o drzewo lub inne zawady nie spowodują uszkodzeń i wyhamują naszego rumaka.
Lejce czy linki jak kto woli, powinny być raczej mocne, ale nie wykraczające poza zdrowy rozsądek, wszystko zależy od tego co zamierzamy upolować, trzeba jednak pamiętać że im grubsze tym stawiają większy opór zmieniając położenie naszej przynęty (im grubiej tym płyciej), co w tym przypadku ma kluczowe znaczenie. Kolejną kwestią jest długość. Są tacy co używają krótkich jak i długich, ja wolę opcję im dłuższe tym lepsze, powoduje to że nasze przysmaki na grubego zwierza wyglądają naturalniej, a po za tym są po prostu dalej od hałasującego warkoczącego i tupiącego trolla (też byście pewnie nie chcieli nic jeść jakby wam troll stał nad głową).
Doszliśmy do kwestii przynęty w czasie polowania i tu jest wybór w zasadzie jeden, żadne żelki czy inne łakocie nie dadzą pełni wiedzy gdzie ulokowaliśmy przynętę, tylko drewniane cukiereczki dają nam możliwość sprawdzenia każdego miejsca. To jakie mają być: kolorowe, słodkie czy miętowe to już kwestia gustu, ważniejszy jest ich kształt, powinny być raczej smukłe i opływowe w kształcie, nie powodujące zbytniego oporu w czasie jazdy, tu wszystko zależy od drogi jaką wybraliśmy i na jakiego zwierza polujemy. Dobrze jest gdy są to przynęty bardzo równe i nie wyjeżdżające poza tor jazdy (zwłaszcza gdy jedzie się we dwójkę) i tu spisują się wyroby tak zwane firmowe, które niczym nie odbiegają od przyjętych norm i będą szły jak po sznurku, takie jak chrapala, dorota, sieczki czy psalmy.
Przy polowaniu na drapieżne dwuzębne wampiry, siedzące w swoich zaciemnionych lochach, dobrym wyborem są migotliwe i drobne zachowania się przynęty. Powinna ona również często przebywać na samym dole, zahaczać co chwilę i kopać, nie należy się zbytnio przejmować gdy nasz cukiereczek się trochę przybrudzi. Właśnie ta zdobycz w moim przypadku najczęściej nakazuje mi wskoczenie na trolla w celu odnalezienia miejsc przebywania. Gdy chcemy się spotkać z naprawdę godnym przeciwnikiem, opasłym wąsatym grubasem, najlepiej spisują się wszelkiego rodzaju cukiereczki gruszkowe np. sroom czy dorota a’laska i wcale nie muszą być wielkie, bo te są bardzo ciężkie w czasie jazdy, po prostu wyrywają bat z ręki. W czasie podjazdu do tej zdobyczy trzeba pamiętać o pomajstrowaniu trochę przy bacie i zluzować linkę, ponieważ częstym błędem jest tu zaciągnięty hamulec ręczny na maksa, co powoduje wyrywanie przynęty z paszczy, lub całkowite porwanie wszystkiego.
Wreszcie pozostaje nam jeszcze najczęściej spotykana zdobycz polowań z trollem, czyli wilk - bestia z wielką paszczą pełną ostrych zębisk. Tutaj już dowolność jest wielka, bowiem potrafi on wyskoczyć nawet z dużej odległości i bardzo wysoko aby pożreć swą zdobycz i nawet gdy przynęta teoretycznie znajduje się dla niego za wysoko to i tak sobie poradzi. Na przynętę możemy podłożyć mu naprawdę wszystko, bo jest to gatunek nie gardzący żadnym kąskiem, nawet daleko wykraczającym wielkością, kształtem czy kolorem.
Ale prawie każdy zadaje sobie pytanie po co to wszystko, czy to jeszcze jest tak samo piękne, jak podchodzenie zwierzyny krok po kroczku, zdobywanie kolejnych etapów i sukces z tym związany, czy jazda na trollu nie jest zbyt prymitywna i na skróty, pozbawiająca nas tego najfajniejszego kawałka całej układanki?
Pewnie to w dużej mierze prawda, bywa to potwornie nudne, zwłaszcza na dłuższą metę a upolowanie zdobyczy nie jest w żadnej mierze tak emocjonujące i dające tyle satysfakcji jak przy innych sposobach podchodzenia. Mimo wszystko jednak to też wymaga od nas pewnego wkładu, uczy czytania terenu, dużej znajomości przynęt i ich trafnego wyboru (pamiętajmy że nie mamy tutaj praktycznie żadnego wkładu w jej zachowanie).
Dla mnie przede wszystkim jest to rodzaj odskoczni od normy, nieraz pomocna sprawa w szybszym rozpoznaniu i namierzeniu zdobyczy a czasem po prostu chwila oddechu, relaksu, kołysząc się i popijając piwko można sobie trochę pomyśleć i oderwać się od wszystkiego.
P.S.
1. Zapomniałem ująć w tekście, że gdy wybieramy się w dłuższą drogę należy też zadbać o paliwko dla siebie, może nie od razu benzynę (jak dla trolka) bo można spaść z grzbietu, ale parę piwek na rozsądnie jest bardzo miłe, zwłaszcza w dobrym towarzystwie.
2. Zaznaczam żeby nie brać wszystkiego co napisałem na poważnie, chciałem przybliżyć nieco nudny z natury temat w ciekawszy i bardziej obrazowy sposób, nie ograniczając się jedynie do suchych informacji o technice i sprzęcie.
foto i tekst: Dawid_1976
skomentuj ten artykuł na FORUM
przeczytaj więcej o:
jesienny spinning
jak łowić na koguty
woblery - rodzaje i charakter pracy
lekki spinning
zobacz też:
woblery trollingowe
duże wahadłówki
jerki na szczupaka
przynęty na szczupaka
woblery na szczupaka