Rzeczny spinning na ciężko.
Niemal cały rok czekam na chwilę, gdy nad rzeką zrobi się pusto. Jesienna rzeka to raj dla spinningistów kochających trudne wyzwania. Woda staje się cicha, brzegi wolne od wędkarzy. Nigdzie nie widać żerowania ryby. Woda jest martwa, pusta niczym wanna.
Dla wielu wędkarzy łowienie w takich warunkach to trudne zadanie. Stojąc nad brzegiem rzeki nie jesteśmy w stanie ocenić miejsca, w którym powinniśmy zacząć łowienie. Dokładnie w ten sposób, gdy już poddałem się i odpuściłem weekendowe poszukiwania sandacza, rozpaliłem małe ognisko i zacząłem smażąc kiełbaskę wytykać sobie błędy oraz brak umiejętności. Siedząc na kępie wyschniętej trawy obserwowałem leniwie płynącą Wisłę. Przede mną była wysoka na 2 może 3 metry skarpa z powalonymi drzewami i głęboko wymytymi między korzeniami jamami. Wszystko to przypominało wielką, pstrągową rzekę. Kurczę, przecież tu muszą być ryby. Między tymi konarami jest raj. Tam jest spokojna woda z ogromną ilością wody. Jeśli tu nie ma sandaczy, to znaczy że rzeka cała jest pusta. I właśnie wtedy, gdy w myślach wypowiedziałem te słowa, usłyszałem spław dużej ryby. Po sekundzie następny. Dokładnie sekundę później obserwowałem brzeg podmytej skarpy. Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem. Przede mną spory sandacz przewalał się na powierzchni wody. Dopiero kilka chwil potem zorientowałem się, że ta ryba jest holowana przez wędkarza. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałem czy to się dzieje naprawdę.
Ta sytuacja dała mi wielkiego kopa. Całą końcówkę sezonu wędkarskiego spędziłem na przedzieraniu się przez piaszczyste wiślane skarpy i wyrwy. Sukcesami nie mogłem się pochwalić, bo złowiłem zaledwie kilka szczupaków i sandaczyków. Nic wielkiego, żadna ryba nie przekraczała 3 kilogramy. Jednak to był wstęp do ...
...wiślanej skarpy.
Przez tę końcówkę sezonu zachorowałem. Nie potrafiłem myśleć o żadnym innym łowieniu jak o polowaniu na skarpach. Woda był niesamowita. Często zaraz od brzegu było 5 metrów. Za zwalonymi drzewami głazy, czasem płytkie żwirowe płatnie. Istny raj, wędkarskie eldorado. Niestety tego typu miejsca miały ogromną wadę. Chodzi o zaczepy. Ale nie o jakiś tam pojedynczy patyk czy kamień. Czasem rwało się w każdym rzucie, aż do chwili, gdy ze wściekłością rzucało się wszystko w diabły. Jednak właśnie tutaj ryby robiły sobie i noclegownię i stołówkę. Tutaj można było łowić szczupaki, sandacze i sumy. Skarpy, burty i wyrwy zwykle charakteryzują się sporym uciągiem, znaczną głębokości i ogromna ilością zaczepów. Takie warunki przyciągają ryby a odstraszają wędkarzy. To typowe miejsca dla samotników, dla tropicieli prawdziwych okazów. Rzeczne burty to trudne łowisko. Aby dobrać się do wody, której głębokość często sięga 5-6 metrów, a uciąg wody śmiało zabiera zestawy z ciężarkiem 80 gram, trzeba było rozwikłać pewną łamigłówkę. Podstawą tematu było doprowadzenie przynęty do dna. Przyznam się też do tego, że najciekawsze miejsca obławiałem czasem główkami jigowymi o masie 50 gram i często było tak, że dna nie osiągałem. Należało zdobyć się na pewien kompromis. Najczęściej łowiłem w miejscach o głębokości około 4 metrów, gdzie nurt pozwalał na łowienie jigami w okolicach 35 gram. Tam zwykłe udawało się łowić sandacze i szczupaki. Taka specyficzna woda wymusiła na mnie...
...łowienie jakie znają trociarze.
Specjalnie do tego typu łowiska opracowałem sobie pewien sposób prowadzenia przynęt. Najłatwiej powiedzieć, że bardzo przypominał on łowienie troci. Cichutkie skradanie się do ciekawego dołka czy spowolnienia nurtu, krótkie rzuty i misterne operowanie przynętą. Zwykle wybierałem niewielkie zastoiska lub rynny tuż pod brzegiem. Wsteczne prądy powstawały zaraz za powalonym drzewem lub wyrwanymi z brzegu karpami. Wystarczyło aby w takich miejscach była głębokość sięgająca powiedzmy 2-2,5 metra. Tutaj też radzę rozpocząć łowienie. To najprostsze do obłowienia miejscówki. Przynętę należy prowadzić w tych mini zatoczkach tak, aby prezentowała się jak najgłębiej i jak najdłużej. Sposób prowadzenia podpowiada nam przynęty, jakie najlepiej sprawdzą się na skarpach. Można powiedzieć, że wystarczą nam gumy i woblery. Woblery powinny pracować głęboko i pozwalać na dość swobodne prowadzenie w nurcie. Stosowane przeze mnie gumy to nic wyszukanego. Klasyczne rippery i twistery w kolorze żółtym i perłowym. Z woblerami można pokombinować. Doskonale nadają się do tego typu łowienia woblery trociowe, dobre są bardzo głęboko nurkujące imitacje płotek i uklei. To, co mogę podpowiedzieć, to hit ostatnich sezonów, czyli wobler trociowy oklejony srebrną szmatą z jasnoniebieskim grzbietem. To był prawdziwy killer na sandacze i szczupaki, łowiący niczym najlepsze woblery sandaczowe. Agresywna praca tego woblera skusiła piękne ryby. Pamiętać należy o charakterze wody. Łowić będziemy w bardzo zaczepowej wodzie, gdzie dno usiane jest korzeniami i powalonymi krzakami. Bardzo ważną sprawą jest...
...odpowiedni zestaw.
Po raz pierwszy chyba przyjdzie mi opowiadać o rzece w ujęciu zestawu super ciężkiego. Tu nie ma minimalnego miejsca na kompromis. Wyobraźmy sobie szeroką na 2 metry lukę miedzy powalonymi krzakami. Wyobraźmy sobie, że tuż pod nogami w przynętę wali nam 4 kilowy sandacz, albo jeszcze lepiej, bolek siedemdziesiątak. Gwarantuje, że na takie warunki nie ma zbyt mocnego zestawu a uwierzy w te słowa wędkarz, który choć raz łowił w takich warunkach. Ja po wielu próbach do burtowego łowienia zabieram ze sobą trociowy kij o mocy 25lbs. Niecałe trzy metry długości pozwalają na sprawne holowanie między zatopionymi drzewami, mięsistość blanku amortyzuje agresywne odjazdy i szybko męczy nawet sporą rybę. Wędka w takich warunkach to bardzo ważna sprawa. Również kołowrotek stosuję trociowy. Duży mocny i niezawodny, na jego szpulę nawijam najlepszej jakości plecionkę o wytrzymałości około 20lbs. Powiem jeszcze więcej. Taki zestaw, pozwalający wyholować pewnie wszystkie ryby w wolnej od zaczepów wodzie, nic nie zdziała w chwili, gdy zapniemy choćby 15-20 kilogramowego suma. Tu całą trudność robią zaczepy, które bardzo sprzyjają każdej rybie zamieszkującej wiślaną burtę.
Ktoś kiedyś nazwał bolenie łowione w dużej rzece „łososiami dla ubogich”. Dziś podpisuję się pod tym określeniem obiema rękami. Jestem przekonany, że autor tych słów kochał łososie i trocie pomorskich rzek, ale tak samo jak ja najbliżej miał do wiślanej burty, gdzie jesienią polował na rzeczne drapieżniki. Tak samo zachorował na ciężkie targnięcie kijem i krótki siłowy hol sporej ryby. Kto wie, może ten napotkany przeze mnie wędkarz myśli podobnie. Jestem przekonany, że mimo iż skarpy zazwyczaj są wolne od spinningistów, to zakręconych na tle wielkorzecznej burty jest wielu.
autor: Remigiusz Kopiej
foto: Jacek Karczmarczyk
komentuj artykuł na
przeczytaj więcej o:
jak łowić bolenie
boleń na woblery
sandacze w czerwcu
casting w rzece
pstrągi w Norwegii
zobacz też:
woblery na suma
cykady na sandacza,
wahadłówki na szczupaka
wahadłówki na bolenia
woblery na sandacze
woblery na szczupaka