Sandacz jesienią
Późna jesień to prawdopodobnie najlepsza pora w sezonie na połów sandaczy w rzekach. O miejscówkach, w których łowiliśmy te ryby w środku sezonu lepiej od razu zapomnieć. Mało prawdopodobne żeby sandacze tam jeszcze były. Wraz ze spadkiem temperatur przeniosły się w głębsze miejsce i od wyszukiwania takich właśnie głęboczek powinniśmy rozpocząć nasze połowy. Zapytacie pewnie: „Jak znaleźć sandacze w listopadzie i grudniu?” Łowimy z brzegu, nie dysponujemy echosondą itp. Pozostaje nam więc wywiad środowiskowy wśród znajomych wędkarzy, powrót na miejsca odwiedzane wcześniej, gdzie namierzyliśmy głębię i na koniec…
Jak łowić sandacze w listopadzie i grudniu
Jak zbadać niuanse dna w rzece? Poszukujemy głębokości od 6 do np. 12 metrów.
Dobieramy zestaw tak by można było operować jigami zaopatrzonymi w główki od 11 do 20 gramów. Co do linki – ideałem jest plecionka! Żyłka, zwłaszcza na większych odległościach lubi „kłamać” – poprzez swoją rozciągliwość. Jako kija, proponuję użyć niezbyt ciężkiej wklejanki. Ważne żeby nie była kluskowata. Wskazane natomiast jest aby była wręcz sztywna. Zacięcie twardego pyska sandacza musi mieć swoją wymowę, a na miękkim kiju nam się to nie uda. Zestaw już mamy. No to hop! Rzucamy lekko pod prąd (zaczynając od wabika z najlżejszą główką), gdy guma wpadnie do wody wykasowujemy luz linki, podnosimy kij do góry i obserwujemy bacznie szczytówkę. Lekko ugięta – to dobrze, jig cały czas tonie. W momencie wyprostu szczytówki – osiągnął dno. Gdy nastąpi to po około 10 sekundach od czasu wpadnięcia do wody – jest ok.! Możemy przyjrzeć się bliżej temu miejscu. Gdy pacnie o dno wcześniej – szukamy dalej. Jeśli później, a wabik w międzyczasie został zniesiony przez prąd za bardzo (celowo nie pisze ile, pozostawiam wyczuciu łowiącego ile pozwala spłynąć) – przechodzimy na przynęty o większej gramaturze i zaczynamy zabawę od nowa. Dobrze jest gdy nurt w naszym miejscu jest możliwe jak najbardziej leniwy.
Mamy dołek
W końcu po kilku kilometrach marszu i nudnym obrzucaniu nurtu znaleźliśmy miejsce „w sam raz”. Powiedzmy, że gumka z 16g łebkiem opada w 10-12 sekund na dno i nie zostaje w tym czasie zniesiona zanadto przez nurt. Czego jeszcze brakuje do pełni szczęścia? -Charakteru dna.
Jakie ono jest (muliste, kamieniste, żwirowe, porośnięte dywanem roślinności) dowiemy się po zachowaniu jiga i po tym co wyciągniemy z zaczepów. Ideałem jest gdy dno jest usypane większymi kamieniami i głazami. Nie ma tragedii gdy będzie żwirowe. Od czasu do czasu jakieś zatopione drzewo, krzak, albo wrak samochodu osobowy też nie przeszkodzi – a nawet pomoże. Znaleźliśmy idealne miejsce do połowu mętnookiego zębola.
O jakiej porze
Z moich obserwacji wynika, że w moich miejscówkach sandacza można złapać nawet w środku słonecznego (jak na warunki listopadowe i grudniowe) dnia. Paradoksem jest to, że sandacz chodzą na obiad pokoleniami. Najmniejsze można złapać już od 10:00 przed południem, na większe należy zaczekać aż zacznie zachodzić słońce, Zapaleńcy mogą popróbować do późnej nocy (ale przeziębienie, lub grypa wówczas gwarantowana – sandacz gigant – nie zawsze).
Sposoby na jesienne sandacze
SPOSÓB 1 Przede wszystkim jigi! Sposoby połowu w takich warunkach zaczerpnąłem z klasycznego łowienia w zbiornikach zaporowych i dostosowałem do warunków rzecznych. Czyli oranie dna: twisterami, ripperami, wormami, rakami (czyli wszelkimi możliwymi gumami) czy też kogutami lub cykadą. Po osiągnięciu dna przynętą wykonujemy skoki po 0,5 – 1 m. , czekamy aż wabik otrze się o dno i znów hop. Czasem, dla urozmaicenia można pozostawić na chwilę jig w bezruchu, czasem można nieco przyspieszyć, wykonać dwa, trzy skoki pod rząd i czekać aż pacnie o kamień. Urozmaicajmy sposób prowadzenia jak tylko się da, podszarpujmy, odliczajmy „opad” i kombinujmy na tyle, na ile pozwala nam wyobraźnia i umiejętności techniczne. Podczas prowadzenia nie można zapomnieć o jednej rzeczy: obserwacji szczytówki! Każde jej podejrzane przygięcie (nawet najlżejsze) może oznaczać branie bardzo grubego sandacza. Min. dlatego wspominałem o w miarę lekkim kiju. Przyjęło się, że sandacz to wielka ryba i trzeba solidny kij o max. c.w. oscylującym nawet w granicach 50-70g. Bzdura! Na takiej „pale” wyczucie delikatnie biorącego sandacza graniczy z cudem. Lekki kijek (np. do 18 - 20g), w zupełności obsłuży wyrzucanie dość ciężkich jigów bez ryzyka złamania, a jego czułość odzwierciedli nam brania, których nawet na kiju 10-30 moglibyśmy nawet nie zauważyć. Problemów nie powinno być nawet podczas holu, zacięty sandacz do fighterów nie należy i wyjęcie go już jest „krótką piłką” – ile sił do brzegu i jest nasz.
Zacinamy zaraz po zauważeniu brania, gdy poczujemy że kij zaczyna pulsować, dobrze jest wykasować luz linki poprawić zacięcie, by przebić twardy pysk ograniczając ryzyko spadu podczas holu.
SPOSÓB2 Kombinatoryka. Czasem jigi i skakanie nimi po dnie nie daje żadnego rezultatu. Ryba woli powolnie przemieszczającą się przynętę w dolnych strefach wody. Tutaj do naszego arsenału przynęt warto dodać wszelkie tonące woblery i tonącą, ciężką, podłużną wahadłówkę. Wlec powoli i jednostajnie możemy także wszelkie gumy. Tutaj także obserwujmy uważnie szczytówkę, bo branie może być słabiuteńkie.
SPOSÓB 3 „Dubeltówka” – czyli „dwa w jednym”. Spinnerbaity nie są jeszcze dość popularne w naszym środowisku spinningowym. I już raczej nie będą – kupić je można już od kilkunastu lat, ale tylko nieliczni z nich korzystają. Ale chyba tylko Ci nieliczni wiedzą jak i gdzie z tego wynalazku korzystać. Pozostała „nieoświecona” część braci wędkarskiej nadal nie wie i z braku wyników zarzuciła stosowanie tegoż wabika. Problemem jest też olbrzymi, „mamuci” wręcz rozmiar sprowadzanych z USA spinnerbaitów przeznaczonych do połowu Muskie i bassów – w naszych wodach z nimi nigdy nie miałem dobrych wyników.
Spinnerbaitów nie kupuję. Robię je sam. Nic prostszego – łatwiej jest go zrobić niż zwykłą blaszkę wirową. Po prostu przyginamy kawałek dentalu kombinerkami pod kątem około 90 stopni z oczkiem w punkcie zgięcia. Na dolnym ramieniu montujemy agrafkę, do której będziemy przypinać poszczególne jigi. Na górnym ramieniu krętlik z blaszką od obrotówki.
Łowimy tym dziwactwem prowadząc skokami albo ściągając jednostajnie – powoli. Mały ripperek na dole i odpowiednio dobrana, dobrze wirująca blaszka na górze kojarzyć się będzie z dwiema rybkami płynącymi razem. Głodny sandacz nie powinien im podarować. Dodatkowo blaszka może zaciekawić sandacza z większej odległości przez fale hydroakustyczną, której guma w takim natężeniu nie wyemituje. A co jeśli uderzy w nieuzbrojone skrzydełko? Borykałem się z tym problemem razu pewnego, gdy miałem aż trzy puste pobicia jednego wieczoru. Ryby nie złapałem, ale myślałem, myślałem i mnie olśniło. Postanowiłem zmodernizować spinnerbaita. Górne ramię wydłużyć, zagiąć lekko, by było równolegle do osi wabika na dolnym ramieniu. Blaszkę zamontować na strzemiączku – jak w zwykłej wirówce. Miejsce zagięcia „uszczelnić” plastikowym koralikiem by strzemiączko nie zjeżdżało w dół. Korpus tradycyjnej blaszki zastąpić np. owijką z nici i dwoma małymi koralikami (spełniającymi także rolę „łożyskowania” strzemiączka), a z tyłu klasyczna kotwica. Teraz już nie ma mocnych.
Gruby kaliber
Wprawdzie rzadko jestem skłonny do przesady z dobieraniem większych przynęt, to czasem, gdy wszystkie sposoby zawodzą warto, paradoksalnie spróbować zapolować na coś większego. Nie obawiajmy się od czasu do czasu zastosować sporej przynęty. Możemy sobie pozwolić na eksperyment z jej niespotykanym rodzajem. 20 – 25 cm worm? Dlaczego nie? Może sandacz akurat ma ochotę na pijawkę i uderzy? Może jakiś amerykański dziwoląg typu ośmiorniczka? Może gumowa jaszczurka? Jedna uwaga co do zbrojenia takich długich przynęt. Wiele osób poleca dozbrojenie dodatkowym hakiem, bądź kotwicą tyłu takiego wabika. Niektórzy stosują nawet specjalne systemiki do zbrojenia większych gum, oparte na drucianym stelażu. Kombinowałem też podobnymi kategoriami gdy czułem że ryba skubie większą gumę, a nie chce się zapiąć. Ale zrezygnowałem z tego. Wszelkie „dozbrojki” i systemiki zaburzają pracę gumowych przynęt. Owszem złapałem na dozbrojone przynęty trochę ryb, ale zawsze były one małe i NIGDY nie były zapięte za dodatkowy hak/kotwicę a zawsze za „główny” hak jiga, którego trzonek umieszczony był 3-4 cm. od główki. Zatem mogę śmiało stwierdzić, że teoria o atakach na duże przynęty „od głowy” się sprawdza. Natomiast gumy z „dozbrojką” nigdy nie zaatakował mi żaden duży sandacz. Dlatego pozostałem przy tradycyjnym zbrojeniu w samą główkę jigową z pojedynczym hakiem.
artykuł nadesłany przez przez użytykownika portalu CF - MANIEK
foto: Jacek Karczmarczyk
Przeczytaj więcej:
Inne sposoby połowu sandacza
sandacz w czerwcu
sandacz z opadu
jak złowić sandacza
Zobacz więcej:
wobler na sandacza
Cykada na sandacza
koguty na sandacza
Przynęty spinningowe