Nie jesteś zalogowany/-a ZALOGUJ SIĘ lub ZAREJESTRUJ SIĘ
Jesteś tutaj: Corona-Fishing > Artykuły > Ina, wyprawa na troć
2012-01-10

Ina, wyprawa na troć

No i nadszedł czas planowanej od dłuższego czasu kilkudniowej wyprawy nad pomorską rzekę. Wyjazd w składzie: Dero, Osa, Henk i ja - Frajter. Ekspedycja pod nazwą "troć - łosoś" ma na celu zdobycie doświadczeń i nowych przygód. Pogoda na początku zapowiadała się idealnie, ale póżniej - już do końca wyjazdu - mówiąc delikatnie nas nie rozpieszczała.


rzeka Ina

W południe meldujemy się na moście na tzw. patatajce, gdzie w zeszłym roku rozjeżdżaliśmy się z portalowego zlotu CF. Koło mostu Dero spotyka zaprzyjaźnionych wędkarzy z naszych stron. Dero ma od nich informację, że któremuś poszła ładna ryba. Z nowym zapałem szykujemy sprzęt i zaraz rozchodzimy się po rzece. Na rybę nie trzeba długo czekać. Po 20 minutach Dero melduje swoją pierwszą troć. Dostaję tylko większego zapału do łowienia, ale razem z Heniem, z którym wspólnie obławiamy rzekę, w dalszym ciągu nie udaje nam się spotkać z rybami. Czas leci, pora wracać do auta i zameldować się na kwaterze w drodze powrotnej. Wchodzę jeszcze raz na miejsce, gdzie wcześniej wymacałem zwałkę i dosłownie stojącą pod  nią  wodę. Sprowadzam wobler trociowy w to miejsce i w którymś rzucie czuję lekkie trącenie - przycięcie kijem i energiczne przygięcie, jeszcze jedno łupnięcie kijem i luz. No cóż, tak miało być, pierwszego dnia wynik 1:0 dla troci. Henk z Osą nie zaliczają kontaktu z rybami.


szczupak z Iny
Ina, wyprawa na troć

Drugiego dnia przed 8 rano meldujemy się nad wodą. Młodzi obrali sobie cel w dół rzeki, my z Heniem idziemy w górę. Po parunastu minutach łowienia Heniowi schodzi ryba. Po krótkim holu urywam wobka na gałęziach drugiego brzegu. Dochodzimy do dwóch dużych zwałek. To miejsce obławiamy  bardzo starannie. Po półgodzinnym heblowaniu w końcu czuję słabe trącenie i pulsujący ciężar na kiju. Ryba okazuje się szczupakiem.
Wędrujemy dalej. Na przeciwległym brzegu spotykam siedzącego i palącego papierosa wędkarza. Na niewielkim statywie ma rozłożony aparat, zagaduję do niego: „aparat na statywie, pewnie coś było?" "Ano było, ładny kelt", na oko dobre 70 cm. Idziemy dalej, wchodzę w krzaki i staram się obłowić zwałkę przed sobą. W kolejnym rzucie delikatne trącenie i miły pulsujący ciężar na kiju. Ryba okazuje się niewielkim samczurkiem, który po pstryknięciu przez Henia fotki wraca do wody. W tym samym czasie wędkarz przed nami wyjmuje na oko taką 60.


troć z iny
Ina, wyprawa na troć

Zapał w nas rośnie, ludzi coraz więcej, postanawiamy iść dalej do przodu i łowić. Pomysł może i dobry, bo znaleźliśmy znów miejsca, gdzie ludzi zdecydowanie mniej. Schodząc z nurtem i obławiając co ciekawsze miejsca, w jednym z nich przed Heniem spławia się dość ładna ryba, pokazując ogon. Niestety do końca dnia nie zaliczamy już kontaktu z rybami. Pora wracać na bazę, młodzi na zero w tym dniu. Wieczorem zaczyna zdrowo lać.
Następnego ranka meldujemy się w tym samym miejscu, od razu z Heniem idziemy jak najwyżej i zaczynamy łowienie schodząc w dół. Nad wodą sporo ludzi, wiatr smaga niemiłosiernie, do tego przeplatanka deszczu. Omijam wędkujących, gdy poniżej wobler ląduje mi w zaczepie. Wędkarz powyżej walczy z rybą, piękny samiec w złotych barwach. Spotykamy też naszą młodzież, robimy śniadanie i łowimy dalej. Znów spod zwałki mam rybę, na oko taką z 55-60 cm, niestety spada na moich oczach. No cóż 2:1 dla srebrnych. Na koniec łowienia Osa ma rybę pod samymi nogami, okazuje się że to szczupak i zalicza ścinkę.


troć na wobler
Ina, wyprawa na troć

Następnego dnia jedziemy w łąkowy odcinek. Wiatr w porywach ze 100 na godzinę, a później srogi deszcz i grad dają nam zdrowo w kość. Miałem taką przygodę: podchodzę do miejsca, pod drugim brzegiem widzę fragment ciekawej wody, zakładam najcięższą wahadłówkę jaką mam i zaczynam. W drugim rzucie czuję jakby trącenie, wiatr robi swoje, aż niekiedy kij ciężko utrzymać, znów rzut, moczę żyłkę żebym lepiej ją widział i skupiam się na prowadzeniu wahadłówki. Czuję wyraźnie branie, tnę, ale w pusto. Wołam kolegę, heblujemy już we dwójkę, po  ok. 15-20 minutach, gdy czuję jakby znów trącenie, tnę po jakichś trawach i znów pusto. Idziemy dalej. Po przeciwnym brzegu widzimy następną grupkę wędkarzy, kolega jest bliżej tego miejsca, zauważa więc że jeden z nich wyjmuje dość ładną troć. Cóż byli lepsi od nas.
Sponiewierani przez pogodę wracamy powoli do samochodu, spotykamy sympatycznego wędkarza, który na telefonie pokazuje zdjęcie części łososia złowionego wczoraj przez innego wędkarza. Niesamowita ryba i kufa, ryba na zdjęciu wygląda grubiej niż moja noga w udzie. Trochę to irytujące, wszyscy łowią tylko nie my. Tego dnia schodzimy w nie najlepszych humorkach. Wyciągamy wnioski i wieczorem długo dyskutujemy na ten temat.


Ina, wyprawa na troć
kelt, troc z Iny

No cóż, pozostał ostatni dzień łowienia do południa i musowo trzeba będzie wracać. Lądujemy w miejscu, gdzie zaczynaliśmy. Z racji, że piątek jest dniem wolnym, spotykamy masę ludzi nad wodą. Woda już strasznie wysoka, wiatr i deszcz jakoś nikogo nie zniechęcają - widać po frekwencji - umawiamy się na 13.00 przy samochodzie i rozchodzimy się po rzece. Gdy już wracam do samochodu, podchodzę w ciekawsze miejsca po brzegu. Widzę niezdeptane jeszcze miejsce i zaczynam łowić. Po parunastu rzutach, gdy już chcę wyprowadzić wobler do góry, czuję branie, zacięcie i miły ciężar na kiju. Niestety to znów szczupak, jak się okazuje, jedyna nasza rybka tego dnia .
I tak przyszło wracać i powiedzieć sobie do następnego!

Tekst: frajter
Foto: Henk, Dero, Osa i Frajter

skomentuj na forum


Zgłoszenie nadużycia
Temat zgłoszenia
Opis problemu:


Zgłoś nadużycie

Udostępnij ten artykuł:
Facebook Google Bookmarks Twitter LinkedIn

Oceń artykuł
koronka1koronka2koronka3koronka4koronka5

polecane dla Ciebie

Artykuły

Mały rachunek sezonu
Mały rachunek sezonu
Na trociach w styczniu były zimowe upały, śniegu nie było, a całość bardziej przypominała zaawansowaną jesień niż miała cokolwiek wspólnego z zimą. Wyjazd był jednak całkiem udany z trzech fumdamentalnych względów ...
wędkarz
wędkarz
Opiszę dziś moje doświadczenia związane z łowieniem wzdręg (i innych białych ryb) na spinning. Na początek kilka opisów technicznych, zaczynając od ...
jak złowić pstrąga
jak złowić pstrąga
Utarło się, że pstrągi potokowe łowi się w niewielkich i totalnie zakrzaczonych rzeczkach. Mówi się o indiańskich podchodach i ultra precyzyjnym obrzucaniu poszczególnych dołków. Tak właśnie w oczach wielu wędkarzy wygląda prawdziwe ...
jak łowić okonia
jak łowić okonia
Wiosenne okonie czyli jak łowić okonie w kwietniu i maju Pomysł na wczesnowiosenne wędkowanie, którego celem były garbuski narodził się po tym,gdy obejrzałem w Internecie film w którym Rosjanie łowili okonie pomiędzy taflą lodu a ...
spinning-jesień
spinning-jesień
Wraz z chwilą, gdy nocna temperatura zaczyna spadać poniżej zera, rzeka zaczyna żyć zupełnie nowym życiem. Ogołocone drzewa, opadające liście oraz dzikość rzeki, tworzą niezapomniany krajobraz. W tej malowniczej scenerii, poprzez ...
Opowieść o pstrągach i puzoniście misiu
Opowieść o pstrągach i puzoniście misiu
Miałem to szczęście, że dzięki ojcu znalazłem się pomiędzy ludźmi życzliwymi, zarażonymi tą samą pasją co ja. Zetknąłem się bowiem z nimi w warszawskim Kole Wędkarskim "Kolejarz", z którym związany byłem przez ...
łowienie sandaczy w zaczepach
łowienie sandaczy w zaczepach
O tym, że sandacze ponad wszystko kochają karcze, krzaki i drzew wie niemal każdy wędkarz. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę z tego, że łowienie w takich miejscach nie dość że jest bardzo trudne, przy okazji bardo kosztowne to do tego ...
zachód słońca nad rzeką
zachód słońca nad rzeką
Niemal cały rok czekam na chwilę, gdy nad rzeką zrobi się pusto. Jesienna rzeka to raj dla spinningistów kochających trudne wyzwania. Woda staje się cicha, brzegi wolne od wędkarzy. Nigdzie nie widać żerowania ryby. Woda jest martwa, ...
15 lat na rynku
Raty 0% PayU PayPo
0.54 s