2023-10-20
Wędka sandaczowa do Szwecji
Żadna inna ryba nie wymaga tyle sprzętowego zachodu i bólu głowy co sandacz. Jeśli chcemy łowić te ryby planowo i nie z przypadku oczywiście. Dziesiątki (setki?) przeróżnych gum we wszystkich kolorach tęczy. Do tego oczywiście koguty, mandule, woblery do twitcha i jeszcze może wertykalne…. A wędki sandaczowe? Jedna na ciężko, druga na lekko. Trzecia wędka sandaczowa do koguta. No i jeszcze przydałby się ostatni kij jakby chciały brać akurat na dropshota. Znacie to, prawda?
Istna paranoja i wieczne rozkminki co zabrać na łódź i gdzie to wszystko pomieścić. Męczyłem się takimi sprzętowymi rozważaniami przez kilka dobrych sezonów, aż wreszcie powiedziałem dość. Im człowiek starszy tym bardziej zaczyna jednak rozumieć, że „mniej znaczy więcej”, a najcenniejszą rzeczą jest po prostu święty sposób i czas jaki możemy poświęcić na samo łowienie. Zacząłem więc rewolucję od wędek. Postanowiłem, że od tej pory na pokład łodzi będę zabierał maksymalnie dwie wędki sandaczowe. Jeden kij do metody dropshot, którą bardzo lubię łowić i drugi, super uniwersalny kij, który posłuży mi do łowienia na gumy, lżejsze koguty i wszelkiego rodzaju woblery. To będzie moja podstawowa wędka na sandacze, z której będę korzystał najczęściej i na wszystkich jeziorach i zaporówkach na których łowię z łodzi. Podstawowe więc wymagania wobec tego kija miałem następujące: musi mi „dobrze” leżeć w ręce, ogarniać zakres przynęt od 5 do 25 g którymi najczęściej łowię, być trwałym i odpornym na drobne, mechaniczne urazy oraz musi mi się zwyczajnie podobać.
Istna paranoja i wieczne rozkminki co zabrać na łódź i gdzie to wszystko pomieścić. Męczyłem się takimi sprzętowymi rozważaniami przez kilka dobrych sezonów, aż wreszcie powiedziałem dość. Im człowiek starszy tym bardziej zaczyna jednak rozumieć, że „mniej znaczy więcej”, a najcenniejszą rzeczą jest po prostu święty sposób i czas jaki możemy poświęcić na samo łowienie. Zacząłem więc rewolucję od wędek. Postanowiłem, że od tej pory na pokład łodzi będę zabierał maksymalnie dwie wędki sandaczowe. Jeden kij do metody dropshot, którą bardzo lubię łowić i drugi, super uniwersalny kij, który posłuży mi do łowienia na gumy, lżejsze koguty i wszelkiego rodzaju woblery. To będzie moja podstawowa wędka na sandacze, z której będę korzystał najczęściej i na wszystkich jeziorach i zaporówkach na których łowię z łodzi. Podstawowe więc wymagania wobec tego kija miałem następujące: musi mi „dobrze” leżeć w ręce, ogarniać zakres przynęt od 5 do 25 g którymi najczęściej łowię, być trwałym i odpornym na drobne, mechaniczne urazy oraz musi mi się zwyczajnie podobać.
Uniwersalne wędki sandaczowe istnieją
Łatwo sobie taki uniwersalny kij wymarzyć, trudniej jak się okazuje znaleźć. Wędka sandaczowa idealna musi być przede wszystkim wszechstronna. Powinna pozwalać na zastosowanie różnorodnych przynęt, od drobnych gum po ciężkie woblery, i dostosowywać się do różnych metod łowienia, czy to spiningowego, trollingowego, czy na drop shot. Koniec końców się jednak udało. Po przerzuceniu kilkunastu przeróżnych patyków - od taniej masówki dostępnej w każdym sklepie wędkarskim, aż po ręcznie robione na zamówienie kije ze specjalistycznych pracowni - zdecydowałem się ostatecznie na wędkę Kord Corona Fishing.
Co przekonało mnie do tego wyboru? Na pewno moc tej wędki. Holowanie rekordowych sandaczy wymaga sprzętu, który nie zawiedzie w decydującym momencie. Kord nie tylko świetnie leży w ręce, ale też daje pewność, że nawet podczas holowania giganta, nie zostanie przełamany. Na jego szalę przeważył stosunek ceny do jakości. Oczywiście nie jest to moim zdaniem kij idealny. Ma na przykład jak dla mnie zbyt krótki dolnik. Ale wszechstronność w działaniu, możliwość zastosowania różnych metod łowienia oraz moc wędki, które pozwalają na holowanie nawet rekordowych ryb, sprawiają, że drobne niedoskonałości schodzą na dalszy plan. W końcu w łowieniu sandacza liczy się nie tylko estetyka sprzętu, ale przede wszystkim jego funkcjonalność.
Po pierwsze mój Kord (symbol KO213MF) ma amerykańską, „mięsistą” akcję, którą uwielbiam w każdym rodzaju wędek. Jest mocny i twardy w dolniku, ale spolegliwy i czuły w szczytowej części. Przy holu większej ryby (4 kg w górę) idzie w parabolę i pięknie trzyma sandacza zapiętego nawet za samą „skórkę”. Druga zaleta to uniwersalność, czyli to o co mi najbardziej chodziło. Kordem łowiłem w nocy na szwedzkich jeziorach (Storsjon i innych) już przy użyciu 5-gramowych główek i jeśli za mocno nie wieje to można dość wyraźnie wyczuć opad. Górna granica to główki 25 gramów, choć przy uważnym rzucaniu można ten parametr nieco przekroczyć i dobić do jakiś 28-30 g. Najlepiej jednak ten kijek sprawdza się w przedziale główek od 10 do 20 g, czyli takich jakich chyba właśnie najczęściej się na sandacze stosuje na stojącej i średnio-głębokiej wodzie.
Reasumując: wędka sandaczowa KO213MF jest dość mocna i poradzi sobie z sandaczem każdej wielkości. Nie jest jednak przy tym sztywna jak kij od szczotki i daje masę przyjemności nawet przy holu 2-kilogramowego sandaczyka. Po dwóch z nią sezonach mogę chyba także zaryzykować stwierdzenie, że jest trwała i porządnie zbudowana. Nigdy nie dbałem przesadnie o sprzęt i traktowałem go czysto użytkowo – kije „walają się” u mnie na pokładzie łodzi, często się gdzieś poobijają jak podskoczymy na wysokiej fali. Nie przewożę ich także w pokrowcach w aucie, tylko raczej wrzucę od razu po łowieniu do bagażnika. Jak do tej pory Kord znosi tę nonszalancję dzielnie i nie widać po nim większych śladów zużycia. Co prawda, w tym roku wędka ma jeszcze przed sobą jesienny test na Wiśle, który będzie ostateczną weryfikacją jej wytrzymałości. Myślę jednak, że nawet z mega trudnymi warunkami na naszej Królowej, Kord sobie poradzi. Będę go tam systematycznie używał o ile tylko znajdziemy ryby na jakiś jesiennych wolniakach i będzie możliwość dobrania się do nich przy użyciu lżejszych główek.
Co przekonało mnie do tego wyboru? Na pewno moc tej wędki. Holowanie rekordowych sandaczy wymaga sprzętu, który nie zawiedzie w decydującym momencie. Kord nie tylko świetnie leży w ręce, ale też daje pewność, że nawet podczas holowania giganta, nie zostanie przełamany. Na jego szalę przeważył stosunek ceny do jakości. Oczywiście nie jest to moim zdaniem kij idealny. Ma na przykład jak dla mnie zbyt krótki dolnik. Ale wszechstronność w działaniu, możliwość zastosowania różnych metod łowienia oraz moc wędki, które pozwalają na holowanie nawet rekordowych ryb, sprawiają, że drobne niedoskonałości schodzą na dalszy plan. W końcu w łowieniu sandacza liczy się nie tylko estetyka sprzętu, ale przede wszystkim jego funkcjonalność.
Po pierwsze mój Kord (symbol KO213MF) ma amerykańską, „mięsistą” akcję, którą uwielbiam w każdym rodzaju wędek. Jest mocny i twardy w dolniku, ale spolegliwy i czuły w szczytowej części. Przy holu większej ryby (4 kg w górę) idzie w parabolę i pięknie trzyma sandacza zapiętego nawet za samą „skórkę”. Druga zaleta to uniwersalność, czyli to o co mi najbardziej chodziło. Kordem łowiłem w nocy na szwedzkich jeziorach (Storsjon i innych) już przy użyciu 5-gramowych główek i jeśli za mocno nie wieje to można dość wyraźnie wyczuć opad. Górna granica to główki 25 gramów, choć przy uważnym rzucaniu można ten parametr nieco przekroczyć i dobić do jakiś 28-30 g. Najlepiej jednak ten kijek sprawdza się w przedziale główek od 10 do 20 g, czyli takich jakich chyba właśnie najczęściej się na sandacze stosuje na stojącej i średnio-głębokiej wodzie.
Reasumując: wędka sandaczowa KO213MF jest dość mocna i poradzi sobie z sandaczem każdej wielkości. Nie jest jednak przy tym sztywna jak kij od szczotki i daje masę przyjemności nawet przy holu 2-kilogramowego sandaczyka. Po dwóch z nią sezonach mogę chyba także zaryzykować stwierdzenie, że jest trwała i porządnie zbudowana. Nigdy nie dbałem przesadnie o sprzęt i traktowałem go czysto użytkowo – kije „walają się” u mnie na pokładzie łodzi, często się gdzieś poobijają jak podskoczymy na wysokiej fali. Nie przewożę ich także w pokrowcach w aucie, tylko raczej wrzucę od razu po łowieniu do bagażnika. Jak do tej pory Kord znosi tę nonszalancję dzielnie i nie widać po nim większych śladów zużycia. Co prawda, w tym roku wędka ma jeszcze przed sobą jesienny test na Wiśle, który będzie ostateczną weryfikacją jej wytrzymałości. Myślę jednak, że nawet z mega trudnymi warunkami na naszej Królowej, Kord sobie poradzi. Będę go tam systematycznie używał o ile tylko znajdziemy ryby na jakiś jesiennych wolniakach i będzie możliwość dobrania się do nich przy użyciu lżejszych główek.
Szukając wędki doskonale dopasowanej do łowienia sandacza, trudno jest od razu trafić na model spełniający wszystkie oczekiwania. Wśród różnych propozycji na rynku, wędka Kord oferowana przez firmę Corona Fishing wyróżnia się na tle konkurencji. Można ją śmiało określić mianem "uniwersalnej wędki sandaczowej". Jej zdolność do obsługiwania przynęt o wadze od lekkich 5 gramów do solidnych 25 gramów potwierdza jej wszechstronność. Ale czy jedynie te parametry czynią ją doskonałą? Wybór wędki to indywidualna sprawa, każdy z nas ma różne preferencje. Dla mnie ważne są nie tylko techniczne aspekty, ale również opinie innych pasjonatów wędkarstwa. Choć wędka Kord wygląda zachęcająco na papierze, prawdziwą wartość dowiadujemy się w praktyce. Jeśli myślicie o inwestycji w wszechstronną wędkę do łowienia sandacza, warto rozważyć model Kord.
Wędka sandaczowa do Szwecji
Wybierając się na wędkarską wyprawę do Szwecji, warto zastanowić się nad odpowiednią wędką, która sprosta różnorodnym wyzwaniom tamtejszych łowisk. Kluczem do sukcesu jest uniwersalność. Idealna wędka powinna radzić sobie zarówno z lekkimi, jak i ciężkimi przynętami, dając wędkarzowi możliwość swobodnej zmiany taktyki w zależności od sytuacji. Wybierając się w szwedzkie rejony, często stajemy przed koniecznością użycia przynęt gumowych na główkach jigowych, ale również woblerów, kogutów, cykad czy manduli.
W takich warunkach, trwałość i niezawodność wędki to absolutna konieczność. Szwedzkie łowiska kryją w sobie sandacze o różnej wielkości, od mniejszych osobników po prawdziwe giganty. Dlatego duża moc wędki jest niezbędna, by sprostać wyzwaniu, jakie stawia przed nami łowienie w tak zróżnicowanym środowisku. Podsumowując, szukając idealnej wędki sandaczowej do Szwecji, warto postawić na model, który łączy w sobie uniwersalność zastosowania, moc i trwałość, dając nam pewność, że niezależnie od metody i wielkości sandacza, który zdecyduje się zaatakować naszą przynętę, będziemy gotowi na każdą sytuację.
Rozważając wybór idealnej wędki do łowienia sandacza, nie jest łatwo znaleźć sprzęt, który spełni wszystkie nasze wymagania. Na pierwszy rzut oka wędka Kord od firmy Corona Fishing zdaje się być tym, czego wielu z nas szuka. Nazwanie jej "uniwersalną wędką sandaczową" nie jest bynajmniej przesadą. Jej zdolność do pracy z różnorodnymi przynętami, poczynając od lekkich 5 gramów a kończąc na solidnych 25 gramach, świadczy o niebywałej wszechstronności. Ale czy to wystarcza, aby określić ją mianem idealnej? Każdy z nas ma własne, subiektywne oczekiwania. W moim przypadku, szukając uniwersalnej wędki sandaczowej, patrzę nie tylko na specyfikacje techniczne, ale i na doświadczenia innych wędkarzy. Chociaż opis Korda prezentuje się obiecująco, warto pamiętać, że najlepszym testem jest praktyka. Jedno jest pewne - jeżeli zastanawiacie się nad zakupem uniwersalnej wędki sandaczowej, Kord powinien znaleźć się na Waszej liście rozważań.
W takich warunkach, trwałość i niezawodność wędki to absolutna konieczność. Szwedzkie łowiska kryją w sobie sandacze o różnej wielkości, od mniejszych osobników po prawdziwe giganty. Dlatego duża moc wędki jest niezbędna, by sprostać wyzwaniu, jakie stawia przed nami łowienie w tak zróżnicowanym środowisku. Podsumowując, szukając idealnej wędki sandaczowej do Szwecji, warto postawić na model, który łączy w sobie uniwersalność zastosowania, moc i trwałość, dając nam pewność, że niezależnie od metody i wielkości sandacza, który zdecyduje się zaatakować naszą przynętę, będziemy gotowi na każdą sytuację.
Rozważając wybór idealnej wędki do łowienia sandacza, nie jest łatwo znaleźć sprzęt, który spełni wszystkie nasze wymagania. Na pierwszy rzut oka wędka Kord od firmy Corona Fishing zdaje się być tym, czego wielu z nas szuka. Nazwanie jej "uniwersalną wędką sandaczową" nie jest bynajmniej przesadą. Jej zdolność do pracy z różnorodnymi przynętami, poczynając od lekkich 5 gramów a kończąc na solidnych 25 gramach, świadczy o niebywałej wszechstronności. Ale czy to wystarcza, aby określić ją mianem idealnej? Każdy z nas ma własne, subiektywne oczekiwania. W moim przypadku, szukając uniwersalnej wędki sandaczowej, patrzę nie tylko na specyfikacje techniczne, ale i na doświadczenia innych wędkarzy. Chociaż opis Korda prezentuje się obiecująco, warto pamiętać, że najlepszym testem jest praktyka. Jedno jest pewne - jeżeli zastanawiacie się nad zakupem uniwersalnej wędki sandaczowej, Kord powinien znaleźć się na Waszej liście rozważań.
Na koniec wygląd. Sprawa subiektywna ale Kord jest moim zdaniem śliczny. Mocno grafitowy blank połączony z klasycznym korkiem w ciemnej tonacji i z czarnymi przetłoczeniami. Elegancko!
Maciej Rogowiecki
www.wyprawynaryby.pl
Maciej Rogowiecki
www.wyprawynaryby.pl
polecane dla Ciebie
Artykuły
Późna jesień to prawdopodobnie najlepsza pora w sezonie na połów sandaczy w rzekach. O miejscówkach, w których łowiliśmy te ryby w środku sezonu lepiej od razu zapomnieć. Mało prawdopodobne żeby sandacze tam ...
Do napisania tego wszystkiego skłoniło mnie ostatnich parę burz i zbliżający się magiczny 1 lipca. Sum, bo to on będzie tutaj bohaterem, to istota znana nam wszystkim doskonale, bo przecież to król wśród naszych ryb, obiekt ...
Jętka majowa kojarzy się pstrągarzom z wędkarskim eldorado. Okres wylęgu jętki to jednak nie jest prosty temat szczególnie dla spinningistów, którzy jak często słyszę w czasie rójki tego owada pozostają w ...
Wobler pstrągowy to w arsenale przynęt spinningowych pewien wzór. Taki woblerek z pewnością znajdzie się w pudełku każdego rzecznego spinningisty. Przynęta niby zwyczajna, a jednak posiadająca tzw. moc. Rynek zalany jest ...
Są ryby, których w żaden sposób nie jesteśmy w stanie złowić. Ryby te są po prostu nam nie pisane . Opatrzność Boska nie przewidziała ich dla nas. I choć byśmy dokonywali wszelkich starań i prawie cudów, podbierak ...
Termin „przebłyszczenie” powstał wśród wędkarskiej braci już dość dawno temu. Pierwotnie oznaczał brak reakcji ryb drapieżnych na błystki (stąd prawdopodobnie nazwa „przebłyszczenie”). Wiązano to z ...
Chyba każdy wędkarz ma jakąś rzekę życia, jakieś jezioro w swoim DNA, czy staw który jako pierwszy zawsze ma przed oczami. Dunajec. To tutaj, będąc zaledwie gdzieś 3-letnim pacholęciem, przechodząc przez most w zafascynowaniu widokiem ...