Wielka rzeka. Podsumowanie sezonu.
Wiele lat temu mój zaprzyjaźniony wędkarz zdradził mi tajemnicę, która w świetny sposób pozwala na podsumowanie wędkarskiego sezonu. Sprawa dotyczy prowadzenia czegoś w rodzaju pamiętnika. Wyszczególnione w nim informacje powinny zawierać zarówno nasze sukcesy jak i porażki.
Dziś już pamiętnik, który niegdyś prowadzony był w wersji papierowej, przekształciłem w arkusz kalkulacyjny, przybierający kształt stosunkowo obszernej bazy danych. Do tego wszystkiego dołączam fotografie złowionych ryb, czasem na fotkach uwieczniam poziom wody i charakterystyczne miejsca nad rzeką. Ważne jest też zapamiętanie skutecznych przynęt w określonych warunkach. Niestety prawda jest taka, że w tym roku pod zakładką pt. Wisła jest prawie pusto. Dlaczego? Pewnie wszyscy pamiętamy wczesnoletnie powodzie. Z tego tytułu praktycznie całe ciepłe miesiące były wycięte z kalendarza wielkorzecznego spinningisty. Najpierw wielka woda zalała łąki od wału do wału, potem przyszedł bardzo krótki czas, kiedy woda pozwalała czymś porzucać. Następnie znowu wielka woda i znowu dwa tygodnie łowienia. Do tego jeszcze ogromna ilość komarów, błoto głębokie na 30cm. Katastrofa! Tak to wszystko w tym roku wyglądało. No ale jak my, wędkarscy wariaci, moglibyśmy odpuścić swoją największą miłość. Nic nam w głowie nie zawraca tak intensywnie, jak szum wody przelewającej się przez ostrogi.
Wielkorzeczne anomalie.
Popijając ciepłą herbatę wertowałem wszystkie wpisy w mój wiślany kalendarzyk. Co wpis, to niejasność, każda ryba złowiona w inny, niż klasyczny sposób. Same dziwactwa. No weźmy na sam początek sandacza. Wszystkie, które złowiłem do jesieni, były kuszone zdecydowanie niestandardową techniką. Nic nie dawała guma czy kogut. Ciężka cykada też przegrywała. Ale uwaga! Sandacze między dużą a wielką wodą najchętniej skubały woblerki i to nie klasyczne, sandaczowe. Brały na najlepsze pstrągowe wobki, długie na 4-6cm. I do tego jeszcze najlepiej, aby woblerek był malowany na małego pstrążka z górskiej rzeki. O co tu chodzi? Większość sandałków łowiłem na płytkiej wodzie z dość szybkim nurtem. Może to upalne lato zrobiło swoje i rybom poprzewracało się w głowach. Jedynie pojedyncze i do tego małe ryby łowiłem w klasyczny sposób. Ciężka guma i opad w głębokich rynnach nic ciekawego nie przyniosły. Mały pstrągowy woblerek był niemal zawsze skuteczny i to nie tylko na sandacza. Kusiły się na niego również szczupaki.
Najbardziej jednak zadziwiły mnie bolenie. To był już szczyt dziwactw wielkorzecznych gonitw ze spinningiem w ręku. Najskuteczniejszą przynętą był pomarańczowo-żółty woblerek. Mały pstrągowy wobler, który czasem stosuję na niewielkich górskich strumieniach, gdy woda przestaje być przejrzysta. Ciekawostką jest też to, że ten woblerek ma wyjątkowo nieboleniową akcję. Agresywne zamiatanie ogonem połączone z intensywnym lusterkowaniem. Ale to jeszcze mało. Pierwszą rybę pomarańczek skusił na głębokości nie większej niż 30cm. Najwięcej brań zarówno ja, jak i mój towarzysz wypraw, mieliśmy na zalanych plażach i mieliznach, gdzie głębokość nie była większa niż 50 cm. Bolenie na naszych oczach wpływały w przybrzeżne zarośla. Z wielkim impetem żerowały na wielkich stadach drobnych rybek, które kryły się w zalanej trawie. Przelewy były puste, rafy bezrybne. Rapy nastawiły się na wielkie żarcie tuż przy brzegu i nie straszne im było, gdy podczas ataków pływały na wodzie tak płytkiej, że płetwa grzbietowa wystawiona była ponad poziomem wody.
Tak samo było ze szczupakami, okoniami i jaziami i kleniami. Okoni w rzece, na której łowię, jest znacznie więcej. Wybrały się do nasady główek, gdzie w najlepsze polowały na drobnej uklei. Były pięknie wybarwione i grube. Jakieś takie nie nasze. Koledzy śmieją się, że przypłynęły do nas z Krakowa. Łowienie okoni przynosiło na popowodziowym bezrybiu wiele emocji. Doskonale reagowały na drobne woblerki i wahadłówki. Niespodzianką były ryby, których pozazdrościć mogą wytrawni okoniarze, specjalizujący się w łowieniu na zbiornikach zaporowych. Bardzo ciekawą sprawą było obserwowanie ciągłej zmiany stanowisk okonia. Tuż po wielkiej wodzie były przy kamiennych umocnieniach, zaraz potem przeniosły się w klatki między główkami, potem powoli znikały. Nikt nie wie czy uciekły czy to my już ich nie potrafiliśmy łowić. Wszystkie ryby w pogoni za pokarmem wyznaczały sobie nowe trasy wędrówek, obierały też inne stanowiska w rzece. Przyznam, że chwilami czułem się bezradny. Tyle lat przedzierania się przez zakrzaczone brzegi, tyle złowionych ryb, a tu nagle taka zmiana. Zmiana, która nie mieściła mi się w głowie. To dla nas wielka nauka. Każdy jeden dzień przynosił większą wiedzę na temat stanu rzeki, który zastaliśmy po wielkiej wodzie
Wodny świat.
Te wędkarskie dziwactwa, które obserwowaliśmy w mijającym roku, były wynikiem drastycznych zmian rzeki, przyniesionych przez powodziową wodę. Wszystkie miejsca rozpoznane przeze mnie w minionych latach, zmieniły się nie do poznania. Rzeka stała się wielką piaskownicą. Rynny, przykosy i głębokie doły, praktycznie zniknęły z mojego odcinka rzeki. To jednak nic strasznego, naturalne koryto rzeki zacznie się powoli pogłębiać i znowu zostaną wypłukane głęboczki. Przed nami zatem powtórne odkrywanie rzeki. Będzie znacznie łatwiej niż wtedy, gdy robiliśmy to pierwszy raz, bowiem najlepsze miejscówki będą pojawiały się na odcinkach podobnych jak przed wielką wodą. Wszystkie te czynniki wymusiły na rybach zmianę przyzwyczajeń i sposobu życia. Zmieniły się miejsca żerowania, i odpoczynku. Zmienił się jadłospis. I tylko od nas zależy jak szybko jesteśmy w stanie na nowo odkrywać i weryfikować wszystkie sygnały, płynące od każdej złowionej rybki. Całkiem prawdopodobne, że ryby będą gustowały w innych przynętach, a przyczyną tego będzie dostępność innego niż zwykle pokarmu. To, co w tym roku widzieliśmy po wielkiej wodzie, nigdy wcześniej nie było obserwowane przez najstarszych wiślanych wędkarzy. Takiej ilości drobnicy nie pamięta chyba nikt. Nawet nie będę kusił się o opisanie skali ilości drobnicy, która ławicami zalegała na płyciznach.
Ciekawie zapowiada się sezon 2011, bowiem nie pamiętam tak wielkiej ilości drobnych szczupaków i sandaczy. Przyszły sezon będzie zapewne obfitował w drapieżnika, będziemy łowili też sporo jazi, kleni i boleni. Jednak to, co najbardziej cieszy, to olbrzymie stada drobnicy, która przyszła w tym roku na świat w wyjątkowo sprzyjających warunkach. Przyrost wszystkich drapieżnych ryb będzie imponujący. W moim odczuciu ich ilość daje też dobre rokowania na przyszły sezon. Przed nami wielkie poszukiwania, które pewnie rozpoczniemy zaraz po zejściu śniegu. Wędkę zabierzemy tylko jako rekwizyt, ważna będzie pieczona kiełbaska i termos z gorącą herbatą. Trzeba bowiem należycie przywitać rzekę.
autor: Remigiusz Kopiej
foto: Jacek Karczmarczyk
Weż udziałw dyskusji na FORUM
przeczytaj więcej o:
casting w rzece
spinning w rzece
cięzki spinning
łowienie w wielkiej rzece
zobacz też:
woblery na rzekę
cykady na sandacza
jerki na szczupaka
koguty na sandacza
woblery na szczupaka