2020-03-09
Wirujący ogonek... Czyli WiruSS od Corony
Wirujący ogonek oczami SS
Wiruss Corona Fishing czyli rozbudowana forma wirującego ogonka. Przyszła pora, aby omówić szerzej „sprawę” wirussa, który nomen omen pojawił się chyba w najbardziej dziwnym momencie (Coronawirus…), ale dla mnie to nic nowego, zwykle wyskakuję, jak Filip z konopi właśnie w owych dziwnych i nieodpowiednich momentach, ha, ha… Ale przysięgam Wam, że to nie moja sprawka, podejrzewam, że Manitou macza w tym swoje boskie paluszki… Nazwa owej przynęty powstała, zanim Chińczycy wynaleźli proch, no i oczywiście „swojego” wirusa, ha, ha… Zaczęło się od czegoś takiego, co jest na zdjęciu… Najpierw powstał pomysł, a póżniej szkic… Następnie ślusarze i frezerzy z miejsca pracy zrobili mi formę… Były to jeszcze rzeczywiście „boskie” czasy, gdy przynęty robiłem tylko i wyłącznie dla siebie i nikt!!!!! nie miał prawa ich ujrzeć… To jedenaste przykazanie pstrągarza, które przez kilkadziesiąt lat z ochotą i zrozumieniem przestrzegałem (w odróżnieniu do dziesięciu je poprzedzających, ha, ha…)… W końcu i je złamałem, bo prawdę mówiąc nie lubię nakazów i wreszcie diabelska dusza pękła na całej swej niewidzialnej długości, do dziś czuję ból…
Chociaż nie pokazuję wszystkiego, szczególnie tych najlepszych rzeczy, to jednak mam wyrzuty sumienia, nie do końca czuję, czy robię dobrze…
Projekt ze zdjęcia przeszedł szerokie testy i powoli go ulepszałem w stronę idea fix, jak na początku sądziłem… Jednak, udało się... Obecny Wiruss jest ukoronowaniem (a sio!) moich wstępnych zamierzeń - stworzenia korpusu wielozadaniowego... Formy kiedyś, to były bardzo drogie rzeczy (mam na myśli super formy…), nie ci fachowcy i nie te narzędzia, co obecnie… Taka robota to była tzw. fucha, robiona po cichu, okazyjnie, aby dozór nie wyczaił… Pod koniec lat dziewięćdziesiątych byłem w posiadaniu ponad trzydziestu form do odlewania z ołowiu różnych przynęt i nie tylko… Nowy wiek XXI zaczął się dla mnie fatalnie, bo dokładnie w dwutysięcznym roku „gang” złożony z kilku czternasto – szesnastoletnich ćpunków, ha, ha, obrabował warsztat w Sulikowie, który nie był nawet odpowiednio zabezpieczony, no i formy, razem z różnymi narzędziami zniknęły… Po latach, herszt owego przestępczego zgromadzenia w napadzie skruchy (po odwyku) wyjawił mi kulisy tego napadu na bank… Formy, razem z innymi gadżetami z kolorowych metali udały się na składnicę złomu i kolesie za wszystko zainkasowali 100 polskich złotych, akurat po jednej działce piko na każdy pusty łeb… Utrata form nieco mnie wnerwiła i przez około trzy lata pogniewałem się na ołów i działałem sobie wyłącznie na niwie woblerowo, wahadłowo – pierzastej… Ale nie ma nic złego, co by na dobre nie wyszło i dzięki temu wymyśliłem na pewno dodatkowo wiele różnych rzeczy, bo siłą właśnie rzeczy, nie miałem innego wyjścia… Jednak bez cykad, w.o., błystek podlodowych itp., ja i moje ryby nie mogliśmy żyć, a zły duch całymi nocami wpędzał mnie w przeróżne myśli, dotyczące tych rzadko używanych przez wędkarską gawiedż przynęt, no i aby uspokoić dziada, musiałem na nowo podjąć walkę z aluminium i stworzyć sobie nowe formy… W ciągu roku zrobiłem około dwudziestu prostych form aluminiowych trochę dziwną metodą, ale to nie ma znaczenia… Ważne, że woda otwierała się pod „nowymi” przynętami tak samo, jak pod starymi…
Wirujący ogonek ze zdjęcia była bardzo łowna, działała na przeróżne gatunki i być może powielę ją… Pokazuję to, od czego się zaczęła moja przygoda z wirującym ogonkiem, przynęcie, która przeszła piekło w moich rękach… Zresztą, nie tylko ona… Ha, ha…
Projekt ze zdjęcia przeszedł szerokie testy i powoli go ulepszałem w stronę idea fix, jak na początku sądziłem… Jednak, udało się... Obecny Wiruss jest ukoronowaniem (a sio!) moich wstępnych zamierzeń - stworzenia korpusu wielozadaniowego... Formy kiedyś, to były bardzo drogie rzeczy (mam na myśli super formy…), nie ci fachowcy i nie te narzędzia, co obecnie… Taka robota to była tzw. fucha, robiona po cichu, okazyjnie, aby dozór nie wyczaił… Pod koniec lat dziewięćdziesiątych byłem w posiadaniu ponad trzydziestu form do odlewania z ołowiu różnych przynęt i nie tylko… Nowy wiek XXI zaczął się dla mnie fatalnie, bo dokładnie w dwutysięcznym roku „gang” złożony z kilku czternasto – szesnastoletnich ćpunków, ha, ha, obrabował warsztat w Sulikowie, który nie był nawet odpowiednio zabezpieczony, no i formy, razem z różnymi narzędziami zniknęły… Po latach, herszt owego przestępczego zgromadzenia w napadzie skruchy (po odwyku) wyjawił mi kulisy tego napadu na bank… Formy, razem z innymi gadżetami z kolorowych metali udały się na składnicę złomu i kolesie za wszystko zainkasowali 100 polskich złotych, akurat po jednej działce piko na każdy pusty łeb… Utrata form nieco mnie wnerwiła i przez około trzy lata pogniewałem się na ołów i działałem sobie wyłącznie na niwie woblerowo, wahadłowo – pierzastej… Ale nie ma nic złego, co by na dobre nie wyszło i dzięki temu wymyśliłem na pewno dodatkowo wiele różnych rzeczy, bo siłą właśnie rzeczy, nie miałem innego wyjścia… Jednak bez cykad, w.o., błystek podlodowych itp., ja i moje ryby nie mogliśmy żyć, a zły duch całymi nocami wpędzał mnie w przeróżne myśli, dotyczące tych rzadko używanych przez wędkarską gawiedż przynęt, no i aby uspokoić dziada, musiałem na nowo podjąć walkę z aluminium i stworzyć sobie nowe formy… W ciągu roku zrobiłem około dwudziestu prostych form aluminiowych trochę dziwną metodą, ale to nie ma znaczenia… Ważne, że woda otwierała się pod „nowymi” przynętami tak samo, jak pod starymi…
Wirujący ogonek ze zdjęcia była bardzo łowna, działała na przeróżne gatunki i być może powielę ją… Pokazuję to, od czego się zaczęła moja przygoda z wirującym ogonkiem, przynęcie, która przeszła piekło w moich rękach… Zresztą, nie tylko ona… Ha, ha…
Opiszę po kolei wszystkie najważniejsze warianty użycia Wirussa. Przynęta ta nie jest żadnym wirującym ogonkiem, jest to jedynie jedna z opcji… Pomysł powstał na bazie poszukiwań oryginalnej i niespotykanej przynęty na bolenie, bądż sandacze, z czasem nabierał więcej treści i został rozbudowany… W jednej z faz modyfikacji wpadłem na pomysł, że mogę stworzyć stały, centralny korpus, który posłuży do rozszerzenia oferty zastosowań.
Nr. 1. Wiruss jako wirujący ogonek.
Tutaj w zasadzie jest wszystko jasne, ale tylko z pozoru i podczas przelotnego spojrzenia z boku. Tak naprawdę, to wirujący ogonek, uzbrojony tradycyjnie, jak „reszta” tych przynęt, ale na tym wyjątkowym korpusie, to znaczny krok do przodu w rozwiązaniach tego typu… Korpus wirującego ogonka jest płaski i ma bardzo wiele możliwości innego punktu zamocowania linki, niż te tradycyjne… A to zmienia w zasadzie wszystko, całą strukturę jego pracy i możliwości… Wiruss nie zachowuje się tak, jak reszta wirujących ogonków… On jest inny… On nie jest „prostolinijny”, nie jest ciężką bryłą ołowiu, toporną i bez blasku lusterkującej iskry, z trudem jakby ciągnącą za sobą smugę wirującej paletki… Wiruss drga, miga i odskakuje na boki, gdy tylko nadarzy się okazja, ha, ha, bo jego budowa i każda dziurka na grzbiecie to motor do gracji i finezji ruchów… On sam z siebie może tańczyć bez muzyki, ale każdy prąd, zawirowanie mogą stać się melodią do rytmu jego kroków i ruchów… On żyje, ale inaczej, dla potrzeb zmylenia świadomości ryby – pozornie ledwo, z tendencją ucieczkową. Tak samo, jak szybko można wymienić otwór do zamocowania agrafki – tak samo szybko można wymienić paletkę… Wirująca paletka jest dodatkowym turbo doładowaniem korpusu w sensie wizualnym, akustycznym, oraz źródłem motywacji i sygnałów dla linii bocznej, od niej zależy także siła dodatkowego oporu, który musi pokonać nasz tancerz z plecakiem… Kształt paletki, jej wielkość, waga, częstotliwość i szerokość obrotów itp. są czynnikami, które mają określony wpływ na ekspresję i dynamikę ruchów korpusu… Im opór większy, tym spektrum wychyleń większe z tendencją wynoszenia i zakłócania toru… Paletki małe, cienkie i wydłużone nie ingerują w zakłócanie pierwotnej pracy, oraz nie wynoszą korpusu, a więc przy znacznych prędkościach prowadzenia pod powierzchnią, spełnią swe zadanie w sposób różniący się od rozwiązania odwrotnego… Ich „stopień idealizmu symetrii” także może stać się ukrytym bodźcem w kierunku innych zmian. Dlatego zastosowałem bardzo prosty i szybki sposób wymiany paletek, jednocześnie skracając drogę w kierunku korpusu, zapobiegając w ten sposób (w pewnym stopniu…) m. in. plątaniu się całości przy wyrzucie mniej kontrolowanym np. adepta sztuki spinningowej… W wieku dziecięcym m. i n. uwielbiałem bawić się skonstruowanymi przez siebie latawcami i niektóre z zasad przeniosłem na m. in. wirussa… Ha, ha…
P.s. Jeśli mi się jeszcze coś godnego wzmianki przypomni, to niezwłocznie napiszę w dalszych częściach opisu… Spokojnie, styl jest celowy. Dla jaj, chociaż prawdziwych, nie wydmuszek, ha, ha… Nigdy nic nie wiadomo… W wędkarstwie jest tak, że wszyscy gadają różnymi językami… To, czy zechcesz nauczyć się tego języka, aby sprawdzić prawdziwość słów, to już Twoja cierpliwy czytelniku sprawa… Praktycznie, rzadko jest tak, jak w teorii… Ale teoria i marzenia są jedynymi motorami, które każą chwycić nam wędkę w dłoń… Ponownie, ponownie, jeszcze raz i następny, następny, do końca, aż do braku czucia w palcach…
Nr. 1. Wiruss jako wirujący ogonek.
Tutaj w zasadzie jest wszystko jasne, ale tylko z pozoru i podczas przelotnego spojrzenia z boku. Tak naprawdę, to wirujący ogonek, uzbrojony tradycyjnie, jak „reszta” tych przynęt, ale na tym wyjątkowym korpusie, to znaczny krok do przodu w rozwiązaniach tego typu… Korpus wirującego ogonka jest płaski i ma bardzo wiele możliwości innego punktu zamocowania linki, niż te tradycyjne… A to zmienia w zasadzie wszystko, całą strukturę jego pracy i możliwości… Wiruss nie zachowuje się tak, jak reszta wirujących ogonków… On jest inny… On nie jest „prostolinijny”, nie jest ciężką bryłą ołowiu, toporną i bez blasku lusterkującej iskry, z trudem jakby ciągnącą za sobą smugę wirującej paletki… Wiruss drga, miga i odskakuje na boki, gdy tylko nadarzy się okazja, ha, ha, bo jego budowa i każda dziurka na grzbiecie to motor do gracji i finezji ruchów… On sam z siebie może tańczyć bez muzyki, ale każdy prąd, zawirowanie mogą stać się melodią do rytmu jego kroków i ruchów… On żyje, ale inaczej, dla potrzeb zmylenia świadomości ryby – pozornie ledwo, z tendencją ucieczkową. Tak samo, jak szybko można wymienić otwór do zamocowania agrafki – tak samo szybko można wymienić paletkę… Wirująca paletka jest dodatkowym turbo doładowaniem korpusu w sensie wizualnym, akustycznym, oraz źródłem motywacji i sygnałów dla linii bocznej, od niej zależy także siła dodatkowego oporu, który musi pokonać nasz tancerz z plecakiem… Kształt paletki, jej wielkość, waga, częstotliwość i szerokość obrotów itp. są czynnikami, które mają określony wpływ na ekspresję i dynamikę ruchów korpusu… Im opór większy, tym spektrum wychyleń większe z tendencją wynoszenia i zakłócania toru… Paletki małe, cienkie i wydłużone nie ingerują w zakłócanie pierwotnej pracy, oraz nie wynoszą korpusu, a więc przy znacznych prędkościach prowadzenia pod powierzchnią, spełnią swe zadanie w sposób różniący się od rozwiązania odwrotnego… Ich „stopień idealizmu symetrii” także może stać się ukrytym bodźcem w kierunku innych zmian. Dlatego zastosowałem bardzo prosty i szybki sposób wymiany paletek, jednocześnie skracając drogę w kierunku korpusu, zapobiegając w ten sposób (w pewnym stopniu…) m. in. plątaniu się całości przy wyrzucie mniej kontrolowanym np. adepta sztuki spinningowej… W wieku dziecięcym m. i n. uwielbiałem bawić się skonstruowanymi przez siebie latawcami i niektóre z zasad przeniosłem na m. in. wirussa… Ha, ha…
P.s. Jeśli mi się jeszcze coś godnego wzmianki przypomni, to niezwłocznie napiszę w dalszych częściach opisu… Spokojnie, styl jest celowy. Dla jaj, chociaż prawdziwych, nie wydmuszek, ha, ha… Nigdy nic nie wiadomo… W wędkarstwie jest tak, że wszyscy gadają różnymi językami… To, czy zechcesz nauczyć się tego języka, aby sprawdzić prawdziwość słów, to już Twoja cierpliwy czytelniku sprawa… Praktycznie, rzadko jest tak, jak w teorii… Ale teoria i marzenia są jedynymi motorami, które każą chwycić nam wędkę w dłoń… Ponownie, ponownie, jeszcze raz i następny, następny, do końca, aż do braku czucia w palcach…
Nr. 2. Wiruss + wirówka.
Ryby czasami podszczypują paletkę w wirujących ogonkach, nieraz wręcz atakują i to ona stanowi główny obiekt ich zainteresowania. Jedynym lekarstwem na te chore zachowania jest zamienienie paletki na wirówkę, czyli po prostu dodatkowe tylne uzbrojenie przynęty.
Ryby czasami podszczypują paletkę w wirujących ogonkach, nieraz wręcz atakują i to ona stanowi główny obiekt ich zainteresowania. Jedynym lekarstwem na te chore zachowania jest zamienienie paletki na wirówkę, czyli po prostu dodatkowe tylne uzbrojenie przynęty.
Nr. 3. Wiruss + ripper, lub twister.
Rippera, albo twistera (także szereg innych przynęt tego typu…) nawlekamy na odpowiedni hak z oczkiem i doczepiamy do korpusu. Istnieje tu szerokie i długie pole do popisów twórczych miłośników czeburaszki, z tym, że wiruss, to nowa jakość i zupełnie inny styl… Wiruss dyktuje zachowania reszty przynęty, nie jest zwykłą kulką ołowiu z dwoma zaczepami… Korpus staje się latawcem, ciągnącym dodatkowy łańcuch bodżców… Jeśli skomponuje się przedstawienie w odpowiedni sposób, korowód podniet kroczy za uroczo – dziwnym, czyli niezwykłym wodzirejem w jego rytmie, z jego zmysłowością… Żadna gruba samica nie odpuści tego tańca, ha, ha, choćby z czystej, babskiej ciekawości, zapragnie wziąć udział w tym wydarzeniu… Podkomorzy otwiera poloneza, ha, ha… Rytmiczny, miarowy kroczek i dygnięcie, czyli opadzik, który może zatoczyć kółko, bo przecież korpus wirussa można, razem ze skrzydełkami w odpowiedni sposób podginać… To jest przecież taniec i korpus musi się wyginać, ha, ha, rzecz jasna, we wszystkie strony… I znów dygnięcie, i znów drobnym kroczkiem do przodu, dygnięcie, kroczek i poszuranie bucikiem po parkiecie… A muzyka gra i wódka się leje strumieniami… Grubym samicom żrenice się powiększyły, drobny, gęsty pot skrapla się na łbach i pod płetwami, z tłuszczowej śluz kapie na mokre ogony samców, ciała szykują się do ataku, że aż łuski chrzęszczą i adrenalina gejzerami tryska z otworków linii bocznej…
Dobór gumowo – silikonowych przynęt „przywieszkowych”, ich rodzaj, wielkość, kolory itp., to już „przyszłe historie” następnych pokoleń, ha, ha, z powodu wieku jestem zwolniony z wymogu uczestnictwa… Dodaję zdjęcie najmniejszych i największych haków, jakich używam przy montażu tego rodzaju rozwiązania.
Rippera, albo twistera (także szereg innych przynęt tego typu…) nawlekamy na odpowiedni hak z oczkiem i doczepiamy do korpusu. Istnieje tu szerokie i długie pole do popisów twórczych miłośników czeburaszki, z tym, że wiruss, to nowa jakość i zupełnie inny styl… Wiruss dyktuje zachowania reszty przynęty, nie jest zwykłą kulką ołowiu z dwoma zaczepami… Korpus staje się latawcem, ciągnącym dodatkowy łańcuch bodżców… Jeśli skomponuje się przedstawienie w odpowiedni sposób, korowód podniet kroczy za uroczo – dziwnym, czyli niezwykłym wodzirejem w jego rytmie, z jego zmysłowością… Żadna gruba samica nie odpuści tego tańca, ha, ha, choćby z czystej, babskiej ciekawości, zapragnie wziąć udział w tym wydarzeniu… Podkomorzy otwiera poloneza, ha, ha… Rytmiczny, miarowy kroczek i dygnięcie, czyli opadzik, który może zatoczyć kółko, bo przecież korpus wirussa można, razem ze skrzydełkami w odpowiedni sposób podginać… To jest przecież taniec i korpus musi się wyginać, ha, ha, rzecz jasna, we wszystkie strony… I znów dygnięcie, i znów drobnym kroczkiem do przodu, dygnięcie, kroczek i poszuranie bucikiem po parkiecie… A muzyka gra i wódka się leje strumieniami… Grubym samicom żrenice się powiększyły, drobny, gęsty pot skrapla się na łbach i pod płetwami, z tłuszczowej śluz kapie na mokre ogony samców, ciała szykują się do ataku, że aż łuski chrzęszczą i adrenalina gejzerami tryska z otworków linii bocznej…
Dobór gumowo – silikonowych przynęt „przywieszkowych”, ich rodzaj, wielkość, kolory itp., to już „przyszłe historie” następnych pokoleń, ha, ha, z powodu wieku jestem zwolniony z wymogu uczestnictwa… Dodaję zdjęcie najmniejszych i największych haków, jakich używam przy montażu tego rodzaju rozwiązania.
Nr. 4. Wiruss + hak, zamiast paletki.
W tym wypadku korpus pełni już bardziej samodzielną funkcję i jego reakcjami rządzi punkt zaczepienia… Od prostej błystki wahadłowej, albo podlodowej, dojdziemy tu do zachowań cykado podobnych… Otworki w skrzydełkach, oczko przednie i tylne możemy w dowolny sposób interpretować – jako punkty zamocowania agrafki, lub podczepienia haka, albo kotwicy… Każda jedna kombinacja tworzy odmienną w swej funkcji przynętę…
W tym wypadku korpus pełni już bardziej samodzielną funkcję i jego reakcjami rządzi punkt zaczepienia… Od prostej błystki wahadłowej, albo podlodowej, dojdziemy tu do zachowań cykado podobnych… Otworki w skrzydełkach, oczko przednie i tylne możemy w dowolny sposób interpretować – jako punkty zamocowania agrafki, lub podczepienia haka, albo kotwicy… Każda jedna kombinacja tworzy odmienną w swej funkcji przynętę…
Nr. 5. Wiruss jako podlodowa poziomka.
Rozwiązanie, które nieraz mi pomogło poprawić wynik łowienia. Pracuję nad wersją bardziej poziomko podobną, ale braki pokrywy lodowej w ostatnich latach zakłóciły tok tychże wzniosłych czynności twórczo praktycznych, ha, ha… W rozwiązaniu drugim zastosowałem trzy skrzydełka złożone razem, z których rozginam boczne po odlaniu całości z korpusem… W wannach, beczkach, miednicach i basenach prototyp wypada wg mnie bardzo dobrze z plusem, ale brakuje jeszcze ostatecznej oceny, która zamknie temat w 100% - oceny rybek… A więc, czekamy na zimę… W marcu, ha, ha…
Rozwiązanie, które nieraz mi pomogło poprawić wynik łowienia. Pracuję nad wersją bardziej poziomko podobną, ale braki pokrywy lodowej w ostatnich latach zakłóciły tok tychże wzniosłych czynności twórczo praktycznych, ha, ha… W rozwiązaniu drugim zastosowałem trzy skrzydełka złożone razem, z których rozginam boczne po odlaniu całości z korpusem… W wannach, beczkach, miednicach i basenach prototyp wypada wg mnie bardzo dobrze z plusem, ale brakuje jeszcze ostatecznej oceny, która zamknie temat w 100% - oceny rybek… A więc, czekamy na zimę… W marcu, ha, ha…
Nr. 6. Wiruss + wahadłówka(i).
Od kształtu, wielkości i wagi wahadłówki(ek) zależy, jak się korpus zachowa, wiadomo… Tu czasami jazda jest na zupełnie wariackich papierach, do tego dodatkowo na prochach i alkoholu… Tzw. normalne społeczeństwo i drogówka bardzo takich ekstrawagancji nie lubi, ale ryby, czemu nie, same są nieraz zwariowane i lgną do licha… Wędkarze są konformistami z reguły i utracili wiarę w nieobliczalność natury, stąd m. in. biorą się ich wzorce pewnych ideałów… W głowach, na podstawie uległych postaw, zgodnych z „zaleceniami autorytetów” budują się fałszywe obrazy, np. pracy przynęt, ha, ha… Hmm, robię wszystko, aby Wam ten obraz popsuć i wyjść poza jego ramy… Nie narzucając rzecz jasna, obrazu swojego, bo nadal bylibyście konformistami, ha, ha… Mi chodzi tylko o to, żeby nie poprzestawać, żeby powiększać pole widzenia i osądu, eksperymentować, poprawiać i z ufnością, wiarą, witać każdy wymyślony przez siebie prototyp, choćby jego praca, kolory itd. odbiegała od „normalnego wzoru i ideału”… Nigdy nic nie wiadomo, miną lata i wzgardzona szkarada może powrócić do łask… Bo wędkarstwo to „niekończąca się opowieść”, kto straci marzenia i wiarę, wpada w nicość…
P s. Ilość kółek łącznikowych można zwiększyć, co w dobraniu skutkuje często zamierzonym efektem.
Od kształtu, wielkości i wagi wahadłówki(ek) zależy, jak się korpus zachowa, wiadomo… Tu czasami jazda jest na zupełnie wariackich papierach, do tego dodatkowo na prochach i alkoholu… Tzw. normalne społeczeństwo i drogówka bardzo takich ekstrawagancji nie lubi, ale ryby, czemu nie, same są nieraz zwariowane i lgną do licha… Wędkarze są konformistami z reguły i utracili wiarę w nieobliczalność natury, stąd m. in. biorą się ich wzorce pewnych ideałów… W głowach, na podstawie uległych postaw, zgodnych z „zaleceniami autorytetów” budują się fałszywe obrazy, np. pracy przynęt, ha, ha… Hmm, robię wszystko, aby Wam ten obraz popsuć i wyjść poza jego ramy… Nie narzucając rzecz jasna, obrazu swojego, bo nadal bylibyście konformistami, ha, ha… Mi chodzi tylko o to, żeby nie poprzestawać, żeby powiększać pole widzenia i osądu, eksperymentować, poprawiać i z ufnością, wiarą, witać każdy wymyślony przez siebie prototyp, choćby jego praca, kolory itd. odbiegała od „normalnego wzoru i ideału”… Nigdy nic nie wiadomo, miną lata i wzgardzona szkarada może powrócić do łask… Bo wędkarstwo to „niekończąca się opowieść”, kto straci marzenia i wiarę, wpada w nicość…
P s. Ilość kółek łącznikowych można zwiększyć, co w dobraniu skutkuje często zamierzonym efektem.
Nr. 7. Wiruss + guzik.
Odpowiedź na pytanie, w jaki sposób guzik wywrze wpływ na polskie wędkarstwo, ha, ha, znajdziemy za kilka lat, po przeprowadzeniu kilku analiz, ha, ha… Wiem, że zainteresowanie na razie jest dość spore…
No cóż, kilka wersji pracy wirussa z guzikiem pokazałem na filmikach… Także pokazałem, jak guzik tańczy z cykado woblerem… Wszystko dobrze widać… Tu złudzeń być nie może, to następna nowa jakość i nowy pomysł, który tylko utwierdza moje „odwieczne” nawoływanie, aby wyjść naprzeciw tym wszystkim, którzy narzucają BEZMYŚLNOŚĆ… Oni kreują bezmyślność, rozumiecie? Po co myśleć i kombinować… Polak wg nich nie musi myśleć… Ktoś za niego myśli… Wystarczy kupić zagraniczne rzeczy, albo je kopiować… Japońskie, francuskie, angielskie, niemieckie, amerykańskie itd., w ostateczności chińskie, czyli także „kopiować to, co już skopiowane”… Wg mojej teorii, to z grubsza tak właśnie wygląda…
Kiedyś guzików używałem także przy tworzeniu łamańców o okrągłym przekroju, najpierw jako zwiększenie płaszczyzny natarcia wody na ogonek, póżniej także w innych segmentach, również w takim celu… Poniżej szkic z lat 90 – tych… Uprościło to znacznie sprawę kwestii grania średnicami poszczególnych części… „Guziki” robiłem z cienkiego arkuszu tworzywa sztucznego, także z forniru 1 mm, używanego w meblarstwie, jako okleina… Zasada jest ciągle ta sama – burzenie przepływów i symetrii…
Odpowiedź na pytanie, w jaki sposób guzik wywrze wpływ na polskie wędkarstwo, ha, ha, znajdziemy za kilka lat, po przeprowadzeniu kilku analiz, ha, ha… Wiem, że zainteresowanie na razie jest dość spore…
No cóż, kilka wersji pracy wirussa z guzikiem pokazałem na filmikach… Także pokazałem, jak guzik tańczy z cykado woblerem… Wszystko dobrze widać… Tu złudzeń być nie może, to następna nowa jakość i nowy pomysł, który tylko utwierdza moje „odwieczne” nawoływanie, aby wyjść naprzeciw tym wszystkim, którzy narzucają BEZMYŚLNOŚĆ… Oni kreują bezmyślność, rozumiecie? Po co myśleć i kombinować… Polak wg nich nie musi myśleć… Ktoś za niego myśli… Wystarczy kupić zagraniczne rzeczy, albo je kopiować… Japońskie, francuskie, angielskie, niemieckie, amerykańskie itd., w ostateczności chińskie, czyli także „kopiować to, co już skopiowane”… Wg mojej teorii, to z grubsza tak właśnie wygląda…
Kiedyś guzików używałem także przy tworzeniu łamańców o okrągłym przekroju, najpierw jako zwiększenie płaszczyzny natarcia wody na ogonek, póżniej także w innych segmentach, również w takim celu… Poniżej szkic z lat 90 – tych… Uprościło to znacznie sprawę kwestii grania średnicami poszczególnych części… „Guziki” robiłem z cienkiego arkuszu tworzywa sztucznego, także z forniru 1 mm, używanego w meblarstwie, jako okleina… Zasada jest ciągle ta sama – burzenie przepływów i symetrii…
polecane dla Ciebie
Artykuły
Tą płynącą ze starego porzekadła prawdą chciałbym odnieść się do zamieszczonego w dniu 6 maja 2016 roku w "Czasie Brodnicy" artykułu "Kto zapoluje na nasze bobry". Niepokoi mnie ten pomysł, bo choć to oczywiste, że ...
Kolor przynęty, podobnie jak jej wielkość, rodzaj i akcja należy do jednego z czterech podstawowych kryteriów, które należy brać pod uwagę podczas dobierania wabika na danym łowisku, przy polowaniu na określoną rybę. O kolorach przynęt ...
Zacznę od zabytku, czyli błystki obrotowej na łososiowate, z przełomu 19-ego i 20-ego wieku. Jak widać nie była specjalnie skomplikowana. Oczywiście nie jest to oryginał, a jego niezbyt dokładna, bo robiona z pamięci, kopia. Zwykły ...
Przyznam się Wam, że wahadłówka to dla mnie przynęta, bez której na żadne wędkarskie wojaże się nie wybieram. Przyczyną tego wcale nie jest fakt, że właśnie na klasycznego Morsa złowiłem pierwszego w życiu szczupaka, ani to, ...
Czerwiec to czas kiedy wielu z nas wybierze się na sandacza. Dlatego chciałbym podzielić się z wami kilkoma spostrzeżeniami, które być może pomogą niektórym w poszukiwaniu tej wspaniałej ryby. Nie uważam się za specjalistę ...
Od wielu lat sierpień to dla mnie czas wyjątkowy, bowiem właśnie wtedy udało mi się złowić największe pstrągi. Jeśli miałbym wybrać najpiękniejszy czas na pstrągowanie, to bez chwili zastanowienia wybrałbym końcówkę ...
Po 14 godzinach przedzierania się w samotności przez zakrzaczony brzeg pstrągowej rzeczki, w głowie pojawiają się przedziwne myśli. Niekiedy człowiek zaczyna gadać sam ze sobą, innym razem stara się zaprzyjaźnić z rybami, aby przyjęły ...