Zimowe bolenie
Jest taki czas, kiedy kilku moich znajomych wędkarzy porzuca wszystkie zębate drapieżniki, aby na tydzień, może dwa, odwiedzić w samotności największe Polskie rzeki w poszukiwaniu potężnych boleni. Tak, to prawda, właśnie teraz, tuż przed pierwszymi przymrozkami, jest pewien sposób na oszukanie naprawdę pięknych rap. Magia późnojesiennego boleniowania, to wyjątkowa sprawa, której sednem jest niecodzienna o tej porze roku przyroda oraz niepowtarzalne targnięcie kijem. Tak uderzyć potrafi tylko on. Jesienny Boleń.
Wiele lat zajęło mi wyciągnięcie właściwych wniosków dotyczących zachowania boleni w okresie, gdy temperatura powietrza zbliża się w okolice 0 stopni Celsjusza. Dziesiątki wypraw, sezony przemyśleń i w końcu ryby, które udało mi się przechytrzyć, odpowiadały na odwieczne wędkarskie pytanie… „O co w tym wszystkim chodzi”? Kluczem do tematu było odnalezienie boleni w jesiennej, czasem zimowej rzece. To zagadnienie przyznam szczerze zajęło mi bodaj trzy lub cztery sezony i jak to zwykle bywa przewrotnie, odpowiedź dali mi wędkarze łowiący w Odrze leszcze na zestawy z koszykiem zanętowym. Chodziło o konkretne miejsca, gdzie bolenie się grupowały i mam wrażenie zasiedlały dany odcinek rzeki tuż przed zejściem na zimowiska. Co najciekawsze, miejscówki rap nie miały cech charakterystycznych, ale praktycznie każdego roku ryby ustawiały się w tych samych miejscach. Raz były to długie i do tego dość płytkie, ciągnące się na kilkaset metrów rynny. Innym razem głębokie płanie wypłukane na zewnętrznych stronach zakrętu rzeki, kiedy indziej głęboki klatki między główkami. Jedno we wszystkich miejscach było pewne. Tam, gdzie woda kipiała od wszelkiej maści drobnicy, zazwyczaj kręciły się bolenie. Doskonale pamiętam też fragment rzeki, na który trafiłem podczas poszukiwań październikowych sandaczy. Był to bardzo głęboki, bo blisko 8 metrowy dół, wypłukany pod samą podstawa kamienistej tamy. Woda kręciła tam niemiłosiernie i aby dojść gumą do dna, należało stosować główki o ciężarze minimum 30 gram. Nie zapomnę pierwszego brania właśnie z tego dołka. Walnięcie było dokładnie takie, jak przy dużym sandaczu, czyli ciepłe i do tego bardzo mocne puknięcie w opadzie. Całość skwitowałem należytej mocy zacięciem. Kij zgięty do połowy i gwizd hamulca oddającego rybie kilkanaście metrów linki. Oj, jakie było moje zdziwienie, kiedy z sandaczowego dołka wyjechał piękny i złoty odrzański boleń. Pamiętam jak to wówczas opisywało się w Internecie i prasie wędkarskiej łowienie boleni… Jesienny boleń? Na gumę? Niemożliwe… a jednak prawdziwe. No, ale do rzeczy.
Poszukiwanie boleniowego miejsca na jesień należy rozpocząć już sporo wcześniej. Do takich poszukiwań najlepiej zabrać się poważnie. Chodzi o to, aby znaleźć kawałek rzeki o dość równym nurcie i wstępnie wytypować te fragmenty, gdzie już powiedzmy we wrześniu znajduje się sporo drobnicy. Właśnie na koniec lata duże bolenie zdradzają swoją obecność przez pojedyncze i zdecydowanie cichsze niż znane nam z letnich przelewów ataki. Dokładnie tutaj powinniśmy rozpocząć. Jeśli mogę choć trochę podpowiedzieć, to warto najmocniej przyjżeć się zakrętowi zarówno od strony zewnętrznej jak i tej płytkiej z piaszczystymi łachami. W tych charakterystycznych miejscach, bolenie względem poziomu wody w rzece lubią przenosić się tuż za drobnicą w dogodne dla siebie odcinki. Raz będą na głębokiej, zewnętrznej stronie zakrętu, innym razem przejdą już na łagodne wypłycenie. Bardo dobre i łatwe do obławiania są rozległe klatki miedzygłówkowe, gdzie głębokość wynosi min. 1,5-2 metry. Bardzo często bolki wpływają i to w dużej ilości w te charakterystyczne miejsca i przebywają tam całymi dniami.
Łowienie boleni jesienią to dziwaczna odmiana spinningowania połączonego z tropieniem. Czasem jest tak, że cały sezon wędkarski możemy poświęcić na wyszukiwanie skupisk drobnicy, po czym ta w ciągu kilku dni zniknie nam oczu. Zatem raz jeszcze powtórzę: kluczem do sukcesu jest znajomość wody i opracowanie koncepcji wyboru łowiska. Warto mieć na rozpisce 2-3 miejsca, gdzie spodziewać się możemy rapy. Za tym przyjdzie dopiero sposób łowienia, przynęty i sprzęt.
Samo łowienie jest banalne i przyznam szczerze, że w całej tej zabawie najmniej ekscytujące. Tak! Tu cały temat polega na tym, aby przynętę prowadzić możliwie blisko dna. Nie ma tu wyszukanego prowadzenia, podbijania i podrygiwania. Ot rzucamy i zwijamy tak, aby przynęta od czasu do czasu sięgnęła dna. Zdecydowanie inaczej wygląda sprawa, jeśli chodzi o przynęty na bolenia. Zasadą numer jeden jest drobna praca wabika i idąc zgodnie z tym założeniem szukamy gumek, które tylko lekko błyskają bokami. Woblerki powinny pracować dokładnie jak migotliwa guma, lecz w przypadku tych przynęt ważny jest ciężar, aby odpowiednio daleko rzucić i oczywiście zejść do dna. Innymi, bardzo skutecznymi na jesienne bolenie przynętami, są ciężkie cykady oraz wahadełka. Cykady w przedziale 12-15 gram, a jeśli chodzi o wahadłówki to podpowiedzieć mogę, że warto przyjrzeć się tym, które stosowane są przez wędkarzy polujących na morskie trocie. Wybór przynęt warunkowany jest też zasięgiem rzutu oraz szybkością dotarcia do dna. Chodzi o to, że bywają takie sytuacje, że łowiąc z brzegu będziemy musieli rzucać bardzo daleko w wodę o głębokości około 4 metrów. Naszym przeciwnikiem będzie dodatkowo wiatr, często duży nurt. Takie warunki zazwyczaj ogranicza nasze pudełko do ciężkiej gumy, cykady i dobrej wahadłówki.
Uzupełnieniem zestawu będzie długi i mocny kij. Najlepiej będzie się sprawdzał trociowy patyk z dużym zapasem o pełnym ugięciu. Mocny kołowrotek z plecionką to podstawa. Szeroka szpula ułatwi dalekie rzuty, a plecionka ułatwi zacięcie i pewny hol z 40 metrów. Jak wielokrotnie obserwowałem, plecionka boleniowi nie przeszkadza, więc nie ma co się przejmować teoriami o wyjątkowej ostrożności rapy.
Jesienne boleniowanie to specyficzne łowienie, przypominające nieco połowy morskiej troci. Jest zimno, wietrznie, często pada. Brań nie jest najwięcej, jednak to pierwsze kopnięcie i hol walecznej ryby zapamiętujemy na długie tygodnie. Boleń łowiony w październiku czy listopadzie, to całkowicie inna ryba niż ten znany nam z maja czy lipca. Ten zimny jest wolny, ciężki i bardzo mocny. Duża sztuka, mierząca ponad 80 cm, potrafi naprawdę nawet na ciężkim zestawie powojować. Zazwyczaj w pierwszej fazie holu będziemy czuli na kiju potężny zryw ryby. Ja nauczyłem się wówczas nieco odkręcać sprzęgło kołowrotka, bo ten moment to prawdopodobnie chwila, gdy największe egzemplarze najzwyczajniej uwalniają się z kotwicy. Oj, jak to kopie. Polecam!
Autor: Remigiusz Kopiej
Foto: Darek Mrongas
Przeczytaj więcej o:
boleń - czym łowić
jesienne bolenie
szczupak na ciężko
Zobacz też:
wobler na bolenia
przynęty na bolenia
jerk na bolenia
przynęty spinningowe